Mesz-gotowy czy własnej roboty?

hehe, mój koń kwiczy na fajne 🙂, na niefajne odwraca się dupką złotą w kierunku ludzia
Uff to dobrze, wobec tego mam nadzieję, że mój niemy acz niewybredny koń nie będzie rudo-złotym wyjątkiem 😉
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
03 listopada 2009 23:18
Jakby co zawsze może przekazać go swojemu gniademu koledze 😎
Potwierdzam, Irish Mash jest super i - o dziwo - jest wart swojej ceny  😀

Zarówno Złoty, jak i Łaciaty, ba! Nawet Wielkokoń i Jajko stwierdziły że mesz jest super i będą go jeść z namaszczeniem godnym 80zł za worek. Pachnie fenomenalnie, jest mocno ziołowy ale nie gryzie w nos. Po zaparzeniu jest mało "zglucony" (konsystencja ala Care Promise Hartoga), jest lekko slodki w smaku i nawet konie które zazwyczaj odmawiały meszu (i posiłku na ciepło w ogóle) na ten mesz się skusiły.

Niestety tym sposobem zostało mi już trochę więcej niż pół worka, ale kurczę: Złoty, Łaciaty, Wielkokoniu, Jajko i inni - jesteście tego warci!  😁

ps. Sorry, Grom  😎
Kochani, jak podawać pszenicę koniowi?
Chcę dodać do robionego w domu muesli tylko nie wiem w jakiej postaci najlepiej. Chodzi o niewielkie ilości.
najlepiej gniecioną, ale tylko w małych ilościach🙂
Piszecie o płatkach kukurydzianych do meszu - takie zwykłe Corn Flakesy dodajecie, czy coś przeoczyłam  👀
Co do siemienia lnianego - mnie zawsze uczono, że siemię, zwłaszcza w całych ziarnach powinno się zawsze zagotować. Na surowo jest trujące. Nie pamiętam, gdzie to czytałam...
Znalazłam coś takiego:
Przy przechowywaniu należy mieć na uwadze, że w siemieniu zawarty jest glikozyd (linamaryna), który w wilgotnym środowisku przekształca się w silnie trujący kwas pruski. Dlatego też nie gotowane siemię lniane można skarmiać jedynie w małych ilościach, (szkodliwe właściwości niweluje gotowanie 10-15 minut). Podawać można też w formie gniecionej ze względu na twardą łuskę. Rozgotowane siemię lniane służy do przygotowania meszu. http://www.frizo.eu/artykuly/ogolne/zywienie-koni.html

Siemie zawiera kwas pruski ,który nie jest trujący a szkodliwy. http://www.voltahorse.pl/forum/viewtopic.php?f=1&t=1244&start=50&st=0&sk=t&sd=a

no i tak ogólnie:
[url=[[a]]http://www.google.pl/search?hl=pl&safe=off&client=firefox-a&rls=org.mozilla%3Apl%3Aofficial&hs=ef3&q=siemi%C4%99[[a]]+lniane+kwas+pruski&btnG=Szukaj&lr=&aq=f&oq=][[a]]http://www.google.pl/search?hl=pl&safe=off&client=firefox-a&rls=org.mozilla%3Apl%3Aofficial&hs=ef3&q=siemi%C4%99[[a]]+lniane+kwas+pruski&btnG=Szukaj&lr=&aq=f&oq=[/url]

🙄
ja siemię dokładnie mielę i takie zalewam gorącą wodą i odstawiam na ok 10min

robiłam dziś mesz  😵

już kiedyś wspominałam, że mój koń normalnie je owies na mokro i zawsze ma to już uszykowane (owies i otręby) jak zaczynam robić mesz.

Wodę z owsta staram się jak najbardziej odcisnąć ale i tak wiele zostaje, to zalewam jeszcze  trochę wodą, dodaje siemię z rozpuszczonym miodem, marchewkę/buraki (te suszone-zalewam wodą) i suszone banany i mieszam z otrębami

Wychodzi mi okrapna paćka.. później przykrywam to reklamówką- dat dokładnie, ale wątpię żeby to było ciepłe do karmienia... (ja to zostawiam pod boksem i stajenny daje na kolecję)

😵
dea   primum non nocere
26 listopada 2009 09:27
Zauważyliście może, że wokół siemienia lnianego narosło mnóstwo mitów i w sumie nie wiadomo na czym się oprzeć? Ja już ostatnio nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć... Wszyscy mówią, że gdzieś dzwoni, ale nikt nie wie, w którym kościele 😉 Jak to w końcu jest z tym siemieniem - zawiera coś trującego czy nie? Wymaga gotowania czy nie? Moczenie jest odpowiednikiem gotowania? Co jest składnikiem trującym? A mielone, lepsze od całego?

Znalazłam taki oto fajny artykulik, który jest dobrą bazą do rozpoczęcia poszukiwań (co zamierzam zrobić) - a póki co, nadal będę siemię gotować. I myśleć nad mieleniem (na świeżo) 😉

http://www.understanding-horse-nutrition.com/flax-seed.html

Przetłumaczony paragraf o trujących aspektach (wcześniej jest o tym, że to świetny i tani suplement, zawierający pozytywnie wpływające kwasy omega-3 i o wchłanialności w postaci zmielonej i całej):


Czy siemię wymaga moczenia i/lub gotowania?

W przeciwieństwie do tego co się uważa, siemienia lnianego nie trzeba moczyć ani gotować przed skarmieniem.

Pogląd, że siemię wymaga namoczenia lub gotowania przed skarmieniem wywodzi się z faktu, że nasiona te zawierają związki będące składnikami cyjanowodoru (ale jakie?? przyp. dea), który jest toksyczny (kolejny przyp. dea: [url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Cyjanowodór]link do wikipedii o cyjanowodrze/kwasie pruskim[/url]).

Jednakże składniki cyjanowodoru w siemieniu znajdują się w różnych częściach nasiona, ngdy nie mają ze sobą kontaktu i w związku z tym nie mogą przereagowac, tworząc cyjanowodór (i cyjanki, przyp. dea).

Jakikolwiek konatkt z wodą (również gotowanie lub moczenie) łączy te związki, tworząc kwas pruski - więc "zapobiegliwość" w kierunku uczynienia nasion "bezpiecznymi" jest niebezpieczniejsza niż skarmianie ich na surowo lub nie moczonych. (Zauważ, ze ślina, kwas obecny w żołądku i inne soki trawienne powodują rozkład tych związków (naprawdę chciałabym wiedzieć co to za związki i w których częściach nasion są 😉 - przyp. dea) zanim mają okazję przereagować tworząc kwas pruski w końskim przewodzie pokarmowym.)

Moczenie jest w istocie jedną z najbardziej niebezpiecznych metod na skarmienie siemienia, jako że cyjanowodór tworzy się i pozostaje w wodzie i samych nasionach.

Gotowanie zmienia cyjanowodór w formę gazową (temperatura parowania 26 stopni - przyp. dea), usuwając go w ten sposób z nasion. Przy okazji jednak ulegają rozkładowi kwasy tłuszczowe, tym samym odbierając pierwotny sens karmienia siemieniem.

Kolejną rzeczą do zastanowienia jest to, że kiedy podnosisz pokrywkę z garnka, to ty wchłaniasz ten cały cyjanowodór.

Całe szczęście, ilość cyjanowodoru powstająca podczas gotowania siemienia jest bardzo niewielka... w codziennym życiu wchłaniamy go poprzez jedzenie, wodę oraz powietrze, którym oddychamy, więcej niż znajduje się w szklance gotowanego siemienia. Cyjanowodór jest też szybko usuwany z organizmu i nie akumuluje się w tkankach - więc jeśli nie umrzesz natychmiast w wyniku zatrucia cyjankami, będziesz żyć.


No... a teraz pogrzebię w wolnych chwilach w papierach naukowych, co by zidentyfikować jakie związki naprawdę są w tych nasionach - w tym artykule nie podoba mi się pewna niespójność, mianowicie to, że niby substraty do reakcji tworzącej truciznę są w różnych częściach nasion, ale... mielenie jest ogólnie zalecane (byle na świezo, bo kwasy omega-3 się szybko utleniają na powietrzu i świetle - więc skarmianie dawno mielonego siemienia mija się z celem). Czy to mielenie czasem nie miesza wszystkiego i nie powoduje powstania tego nieszczęsnego kwasu pruskiego?
Ja kupuje całe siemie i miele tuż przed podaniem. Zalewam wrzątkiem. Ostatnio udało mi się kupić w sklepie ogrodniczym za 5zł/kg  💃

Siemie nie mielone TRZEBA gotować.

Wczoraj nabyłam czosnek który bede dosypywać do meszu..ale będzie zapaszek  💃
dea   primum non nocere
26 listopada 2009 09:45
Siemie nie mielone TRZEBA gotować.


Właśnie ten artykuł imputuje, że nie trzeba. Czytałaś? 🙂
Artykuł mnie nie przekonuje, Ja bym dalej gotowała. Poza tym jak inaczej uzyskać glut?
dea   primum non nocere
26 listopada 2009 11:11
Mnie też nie do końca przekonuje, ale skłonił do myślenia i szukania. Glut da sie również uzyskać poprzez zalanie wrzątkiem nasion, prawda? A może wystarczy zalać gorącą (ale nie wrzącą) wodą? Kwas pruski odparuje (bo temp będzie wyższa niż 26 stopni) a moze trochę tych kwasów tłuszczowych zostanie. Nie wiem. Szukam. 😉

Póki co znalazłam tajemnicze "składniki" dające cyjanowodór. Otóż głównym winowajcą jest linamaryna - glikozyd cyjanogenny (czyli związek posiadający grupę cukrową, z którego może powstać cyjanowodór). Aktywacja następuje za sprawą enzymów (linamarazy, linustatynazy, alfa-hydroksynitrylazy) - jeszcze nie do końca "jarzę" jak wpływa kwaśne środowisko i enzymy przewodu pokarmowego... z poniższego artykułu wynika, że równie skutecznie powodują uwolnienie kwasu pruskiego.

Kolejne źródło informacji dla dociekliwych, ale wymaga odrobiny skupienia, bo terminologią chemiczną aż paruje 😉
http://www.rozanski.cal.pl/?p=1005
Muszę to jeszcze przetrawić, żeby wyciągnąć wnioski. W każdym razie już w kilku miejscach widziałam sugestie, ze obecność związków siarkowych (np. metionina - jeden z aminokwasów siarkowych) ułatwia metabolizowanie cyjanowodoru. Powstają wtedy mniej toksyczne związki, które są następnie wydalane z moczem.

Co do tezy w artykule, że "jeżeli się nie umarło, to znaczy, że nam nie szkodzi" - też mam mieszane uczucia. Dla ciekawych: temat choroby Konzo (ludzka choroba wywołana zatruciem cyjanoglikozydami).

Rozdzielenie przestrzenne cyjanoglikozydów oraz ich aktywatorów (enzymów) - stąd:
cyjanoglikozydy gromadzone są w centralnej wakuoli komórek roślin cyjanogennych, zaś enzymy hydrolityczne mogą występować w cytoplazmie lub w przestrzeni apoplastycznej.

Zmielenie raczej je połączy... Liczymy na odparowanie cyjanowodoru? Skąd w takim razie zalecenie szybkiego skarmienia? Może właśnie o to chodzi, żeby kwas pruski powstał PRZED podaniem zwierzęciu, a nie w jelicie (bo jest niestabilny i zostanie szybko "unieszkodliwiony?).

W każdym razie najbardziej niebezpieczne wydaje się: zmielenie, zalanie zimną wodą, podanie "na zimno" (poniżej tych 26 stopni)... Tego chyba nikt nie robi? Zaraz potem: zmielenie w zimie i podanie na świeżo "w proszku" (to już chyba niektórzy robią?)

Jeszcze co do związków siarkowych - ponieważ czosnek, cebula zawierają ich sporo, to wielce sensowne może się okazać podawanie meszu z czosnkiem 🙂

OK, robię przerwę w dochodzeniu - czas popracować 😉 Może ktoś jeszcze chce się pobawić w detektywa?  🏇
In.   tęczowy kucyk <3
26 listopada 2009 11:12
W każdym razie najbardziej niebezpieczne wydaje się: zmielenie, zalanie zimną wodą, podanie "na zimno" (poniżej tych 26 stopni)... Tego chyba nikt nie robi?
Ja robię 😉 I do tego ten czosnek ; )
dea   primum non nocere
26 listopada 2009 11:16
No widzisz, nawet nie wiesz, że Twój koń żyje wyłącznie dzięki czosnkowi  😀iabeł:

A z ciekawości, dużo dajesz siemienia?
Ruda_H   Istanbul elinden öper
26 listopada 2009 11:38
ja zalewam gorącą wodą na jakieś 10-15 min.

Koń żyje od wielu lat 🙂
In.   tęczowy kucyk <3
26 listopada 2009 12:19
dea, nie wydaje mi się, raczej bardzo mało chyba o ile nie znikomą ilość i nie wiem, czy w ogóle robię dobrze/źle w sumie 🤔wirek: i teraz wychodzi jak dbam o swojego konia... codziennie 1m taką sukcesową z biotyny + 1/2m też ta z sukcesowej biotyny czosnku
dea   primum non nocere
26 listopada 2009 13:18
No żyje, i inne też żyją 😉 trzeba by pewnie bardzo dużo dać, żeby to faktycznie ukatrupiło takie duże zwierzę. Ale taki "stresik" związany z podawaniem, jakby nie patrzeć, trucizny, może być. Przecież zjadamy np. warzywa z metalami ciężkimi i nikt od tego po jednej dawce surówki mnie umiera, podobnie jakieś dioksyny, pestycydy, herbicydy i inne cuda (o tym też ciekawe rzeczy czytałam ostatnio).

Kombinuję, czy dałoby się zrobić badanie krwi na związki cyjanopochodne (gdzieś o takim czymś czytałam) po podaniu "wybranej formy siemienia" - żeby stwierdzić, czy mimo woli nie narażamy np. wątroby na dodatkowy stres, którego można łatwo uniknąć. Spróbuję pogadać z naszym wetem, pewnie się popuka w głowę 😉 podobnie jak przy głupich pytaniach na temat selenu 😉
A mnie się wydaje, że nie ma co specjalnie zawracać kijem Wisły.
Też słyszałam różne historie ale póki co nie wynaleziono nic lepszego dla kolkowiczów i wrzodowców.

Siemię lniane i mesz stosowane są w żywieniu koni od dziesięcioleci jeśli nie od wieków i jeżeli zaobserwowano jakieś skutki to raczej są pozytywne.

Mój konio od 10 lat dostaje regularnie 2 razy w tygodniu klasyczny mesz domowej roboty i problemy z watrobą były ale u poprzednich włascicieli  🙂gdzie na 100% meszu na oczy nie ogladał.
Obecnie jest już mocno wiekowy (24 lata) ale trzyma się świetnie i badania wskazują, że jego wątroba też więc nie zamierzam odmawiać mu tej przyjemności.

Wiadomo, że siemienia nie można dawać codziennie i w zbyt dużych ilościach ale 2 czubate łyżki 2 razy w tygodniu na pewno przyniosą tylko dobry skutek.




dea   primum non nocere
27 listopada 2009 08:00
To nie zawracanie kijem Wisły, tylko chęć zastąpienia "dzwonienia w którymś kościele" prawdziwą wiedzą (żeby nie powtarzać bezmyślnie bzdur albo częściowych prawd, wyciągając z nich błędne wnioski). Raczej to nie zaszkodzi - sama widzę, że mesz dobrze robi - ale jeśli mogę pomóc homeopatycznie, pomóc trochę, albo pomóc bardziej, to wolę wybrać optymalną wersję. Poza tym np. zaczęłam rozważać podawanie stałe mielonego siemienia (na surowo), muszę więcej na ten temat poczytać, żeby nie zaszkodzić zamiast pomóc.
Jak coś jeszcze ciekawego wyszukam, to dopiszę. Ale to raczej nie dziś... Czas do roboty.
Wiadomo jak to dzisiaj z odkryciami dziś twierdzą tak za dwa dni inaczej i jak by człowiek to wszystko traktował ze śmiertelną powagą to by  mu sie wszystko pomieszało


darolga   L'amore è cieco
27 listopada 2009 13:46
Siwa przez półtora roku dostawała raz w tygodniu mesz, w którego skład wchodziło 3/4 lub cały kubek siemienia niemielonego... Czyli więcej niż te dwie łyżki... Zalewałam wrzątkiem z czajnika, odstawiałam na 15 minut, "gluta" dodawałam do reszty i podawałam jeszcze ciepłe. Nigdy nic się nie działo.
Obecnie przerzuciłam się na Hartoga, z czystego braku czasu. Tam też jest siemię tak apropos, a wcale nie piszą, że trzeba gotować - mało tego, można nawet podać bez zalewania wodą, czyli w postaci surowej - i konie żyją...
Wszystko, tylko z umiarem... Takie moje zdanie...

Racja.

Czytałam tylko, że nierozgotowane siemię po prostu "przelatuje" przez przewód pokarmowy w większości niestrawione.
Opracowałam sobie już jak gotować żeby nie wykipiało i gotuję co najmniej 40min potem zalewam owies, zawijam i tak ok. 4 godzin, potem sypię otęby, mieszam i gotowe.

Proces może długi ale owies mięciutki i ten zapach...

Zapaszek to dopiero jest z czosnkiem  😜 pycha pycha  😁
co wspomaga tycie? Ktoś pisał, że słonecznik, czy coś jeszcze?
darolga   L'amore è cieco
07 lutego 2010 18:34
Wczoraj przyjechał mesz i wysłodki z tej firmy: http://www.allegro.pl/item889146121.html
Koń po raz pierwszy (no dobra, mam go dopiero trzy tygodnie) wylizał żłób do czysta! Jak mu sama mesz zrobiłam, to kręcił nosem strasznie.
A ten mesz fajny, ładnie pachnie i jest go duuużo.
My też mamy ten mesz i póki co chwalimy sobie. Jeden koń ( wszystkojadek) jak zawsze do czysta, a drugi ( owso i marchewko jadek- nic więcej nie rusza) kazał szybko wynosić się z boksu, bo on je i chce zostać z tym czymś sam na sam.  😎
Thilnen   Dżamal Ad-Din
11 lutego 2010 00:23
Przeczytałam cały wątek i nadal nie wiem, jak robić z tym siemieniem. Powiem tak: mój tata uwielbia owsianki (swoją drogą to chyba dobra nazwa na mesz :P ) i właściwie codziennie jada. Z tego co wiem, to codziennie siemię mieli i gotuje, powstaje fajny glut.

Swoją drogą w składzie meszu EquiFirsta jest ekstrudowane siemię lniane - co to takiego? W zastosowaniu piszą, żeby zalać paszę gorącą wodą, ciekawa jestem, czy uzyskuje się w ten sposób jakąś formę gluta. I czy to ten glut jest istotny, czy jakieś składniki siemienia?
Po naszemu parowane (ekstrudowane mądrzej brzmi)
Ja robię tak: siemię (całe) wrzucam na wrzątek, gotuję 5-10 min, zalewam tym owies, mieszam po czym sypię na wierzch otręby( albo i nie) , przykrywam ręcznikiem i odstawiam na co najmniej godzinę. Dawać trzeba wyraźnie ciepły (nie powinien parzyć). Jeżeli siemię jest mielone, to wystarczy wymieszać z owsem i zalać wrzątkiem.
Znaczenie dietetyczne ma właśnie ten "glut " , łagodzi stany zapalne i tworzy "poślizg"
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się