To chyba opiszę teraz, bo inaczej będzie dużo niedomówień. W leczeniu źrebaka popełniono dużo błędów, ja też nie wyłapałam wszystkiego. Teraz wszystkie częśći układanki pasują. Szkoda, że dopiero teraz. Opiszę jak najbardziej klarownie mogę.
Śliczna Fidelity (bo tak została nazwana) urodziła sie na małym czystym pastwisku. Był przygotowany boks porodowy, ale po I fazie porodu (nie była tak ewidentna, bo klacz się podczas niej .. pasła) II faza nastąpiła tak szybko, że tylko zobaczyłam przez okno, że klacz się kładzie, ubrałam buty, złapałam potrzebne rzeczy i maż woła, że już są nogi. Zatem uznaliśmy, niech rodzi na pastwisku. Kup nie był. Ta kwatera tego roku nie była skarmiana tylko wykosiłam część i tak odbył się poród.
po 25 minutach wciąż tylko nogi przednie .. chciałam dać jej szansę, niech sama rodzi, mniejsze ryzyko porwania komplikacji. Weterynarz by nie zdążył przyjechać. Jestem zootechnikiem więć co nieco wiem, zdecydowałam się klaczy pomóc. Przy lekiej pomocy zaczęła baaaardzo mocno pchać (wczęśniej dość biernie) i w ciągu, nie wiem, minuty? pojawił się cały rebak. Łóżysko się nie rozerwało, musiała przerwać by mogła oddychać, pierwszy oddech bez problemu. Fidelity zaczłą oddychać prawidłowo, przybrała pozycję mostkową, odpełzała od matki i po 20-30 minutach wstała na swoich pięknych długich nogach. Mam wóczas leżała zmordowana i wydzieliła łożysko. Dopiero potem podeszła do źrebięcia. Źrebię do niej nie podeszło, mimo, iż było na nogach ( i tutaj powinna być pierwsza czerwona flaga).
Fala (mama) wylizała pięknie źrebię obwąchała, źrebię wstało ale nie szło do cyca. W zasadzie nawet nie szło za bardzo do matki, tylko ona do niego. Zdecydowaliśmy się wziąć je do bosku bo wiadomo było, że mogą być problemy z karmieniem. Poza tym był wiczór, ciemno. Fala poszła, Fidelity musieliśmy zaprowadzić, nie podążała sama. Zatrzymała się przy płocie i tak stała. W boskie miała odruch ssania i probówała ssać, a to bruch a to tu, a to tam, nie mogła znaleźć strzyków mimo iż jej pokazaliśmy a z Fali lało się mleko (a raczej siara, co jest tu baaaardzo ważne). Udało mi sie skarmić butelkę przed upływem kluczowych 3 godzin, chociaż lepiej byłoby dwóch. Potem udało nam się ją przystawić by ssała. Następnie co godzinę przytsawialiśmy (za rzadko), pod koniec zaczęła łapać o co chodzi, i sama pobierała pokarm. Widać było też, że wie, że Fala to mama, ale za kaźdym razem, widząc nas rżała. Widać było, że bardzo się zrzyła, liczyła na naszą pomoc w każdej wystuacji. Szkoda, że ją zawiedzliśmy.
1 dzień po porodzi wszystko było ok. Z resztą widać po zdjęciach chociaż teraz patrząć na nie, widzę, że nie podążała za matką. Fala chodziła jak cień za nią, tłumaczyliśmy to sobie jak jej bardzo obesesywne macierzyńskie zachowanie. Gdziekolwiek Fidelity się położyła, ta stała nad nią jak cień, nawet jeśli nie było tam nic do jedzenia. Troskliwa mamusia. Mała piła normalnie.
Drugie dnia biegunka - pisałam tu o niej . Dzwoniłam do weta i mówiono mi, że jak nie jest baardzo wodnista, to pewnie układ pokarmowy się po prostu przystosowuje po oddaniu smółki, i jak nie ma temperatury by się nie przejmować. Więc myliśmy pupę, pilnowaliśmy by mała się nie odwodniła i
następnego dnia biegunk wciąż trwała. Temperatury nie było. Kazano się nie martwić, a jeśli się martwimy, spróbować węgiel. Nie pomogło. Potem polecono smektę i to wstrzymało biegunkę..i się dopiero się zaczęło. W międzyczasie znalazłam zęba obok małej leżącej w boksie, dziąsła krawawiły, krew na nozdrach. Obwiniliśmy nadopiekuńczą mamę, niesłusznie. Po wróceniu ze spaceru źrebak leżał i nie chciał wstać. Wstał z pomocą. Dzownię do weta, że musi przyjść ale jest w innym wojedództwie. Mówi by dzwonić do ambulatorium, dzwonię. Lekarz przyjeżdża po godzinie. W miedzyczasie źrebak leźał na plecach i się "tarzał"- kolka? teraz wiem, że nie. Ale oczywiscie podejrzenie kolki, zdiagnozowane zapalenie jelit. No-spa po którym mała prawie odeszła, miała atak jakby padaczki. Zesztywniała, była nieobecna. Uświadomiono mnie i studentki które to widziały, że to może być reakcja taka u tak młodego źrebaka. Nie kwestionowaliśmy tego. Dostała kroplówkę i antybiotyk dostny. Nogi miała zimne, co zrzucono na odwodnienie. Spędziłam z nią całą noc podczas której się tarzała, stękała, wstawała do sikania i karmienia, padała, rzucała, i tak w kółko i w kółko. Nie jestem w stanie tego wymazać z pamięci. Regularnie wstawała jednak, mimo wszstkiego do karmienia, tak jak jej pokazywaliśmy. Rano zadzwoniłam do weta (innego) bo ten z ambulatorium był po dyżurze. Przyjechała w ciągu 2-3 godzin. Wówczas "kolka" minęłą, ale teraz wiem, że nie była to kolka tylko ataki padaczkowate, odnośmy się do nich jako "seizures". W oczekiwaniu na weta z mężem zwróciliśmy uwagę na to, że ma jakby zapadnięte nozdża, problem z odychaniem przez to, że mięśnie przy nozdrzach były wiotkie, piła w bardzo krótkich interwałach, mleko jej się ulewało jakby przełyk był porażony. Dolno warga też jakby drętwa. To jednak po jakimś czasie ustąpiło (ale znacznie później).
Podejrzenie, tak jak ja, sepsy. Stan źrebaka kiepski. Stała apatycznie przy klaczy. Dosatała antybiotyk (domięśniowo jeśli się nie mylę, na pewno nie dożylnie), witaminę, steryd. Powiedziano, że raczej wieczora nie dożyje, ale jak dożyje, to będzie żyła. Dożyła- co więcej, stan się poprawił. Zapytałam, czy nie powinniśmy podać antybiotyku , nie wiem, za 12 godzin? Powiedziano, że działa 48 godzin ale będzie następnego dnia. W tym czasie źrebię jadło normalnie, chodziło trochę po boskie, i odpoczywało na leżąco. Minęła paraliza tważy. Witała się z nami gdy nas widziała. Przez to, że ja nie spałam od 2 dób mąź dodstał dyżur. Sprawdzał co godzinę 2. Jak tylko widziała, że podchodzi, wstawała do karmienia, czasami była w trakcie, resztę czasu odpoczywała. Nobi chłodne, ale cieplejsze, dziąsła różowe.. wszystko ok ale na ok 4 przy sprawdzeniu, nie wstała do karmienia. Mąż jej pomógł. Zjadła ładnie i się położyła. Pryz następny sprawdzeniu, było już gorzej. Dziąsła blade, kobyła stała apatycznie, nogi chłodniejsze. Telefon do weta. po 2 godzinach była, stan źrebaka zły. W międzyczasie przewróciła ją Fala szturchając do pozycji leżącej. Płuca które wczesniej nie miały niepokojących objawów, gorzej. Dostała antybiotyk, podkórnie glukozę roztwór fizjologiczny - chciałam kropłówkę, bo z tego co wiem, to stosuje w przypadku sepsy ponieważ ciśnienie krwi tak spada, problem ze znalezieniem żyły. odradzono - za młoda. podano podskórnie trochę i resztę do podawania doustnie. Poprosiłam o mocniejsze antybiotyk. Bo wiedziałam, że jest źle. Dostała. Jak wet odjechała wrócił paraliż mięśni twarzy i prawdopodobnie kończyn ponieważ niemogła wstać. Postawiona bezwład nóg padała. Nagle zaczęła się rzucać (seizure) przekręciła głowę spojrzała na mnie pięknym zielonym okiem i.. przestała oddychać.
Co się stało?
1) źrebię urodziło się z Hypoxic ischemic encephalopathy, Neonatal Maladjustment Syndrome, Dummy Foal Syndrome, czy Wandering Foal syndrome. Radzę przyczytać. Rokowania 90% pozytywne, zwłaszcza przy łagodnej postaci.
Ogólnie dochodzi do niego przy niedotelnieniu mózgu np. podczas trudnego, długiego porodu. Inna wersja, to, że klatka piersiowa nie jest wystaczająco długo uciskana by w pewnym sensie obudzić źrebię do życia w nowym świecie. -jest to dobrze opisane w literaturze, jest też ponoć skuteczna metoda by leczyć poza kliniką.
2) przez to, źrebię miała problemy z pobraniem siary. Na pewno mimo naszych najszczerszych starań pobrała za mało. Co więcej Fala w I fazie porodu (teraz wiem, że to było wtedy, ale wcześniej nie wiedziałam - pierwiastka) traciła dużo siary. Jest bardzo mleczna. Gdyby wówczas pobrać od niej i skarmić ją małą dostałaby prawdopodobnie duuużo więcej Immunoglobulin. Teraz wiem, człowiek mądry po fakcie. Szkoda, że ktoś wcześniej napisał (nie martw się, to jeszcze nie siara) i cały czas to miałam w głowie, bo czytałam w anglojęzycznych źródłach by tak zrobić.
3) Dummy Foal Syndrome może doprowadzić do niedotlenienia inncyh narządów i jaką częstym następstwem wymieniona enteritis, zapalenie jelit.
4) Przy takich źrebach podaje się antybiotyk mocny, o szerokim spektrum działania profilaktycznie
5) Biegunka (na podłożu bakteryjnym) nie leczona od razu ponieważ nie objawiła się gorączką czy niczym innym + zapalenie jelit = sepsa. W sumie zwróciliśmy uwagę wcześniej na zaczerwienione oko, To był znak.
6) ząb wylelciał prawdopodobnie podczas jednego z pierwszych napadów podczas którego nie byliśmy obecni. Już wówczas źrebię prawdopodobnie miało sepsę, =duże krwawienie z dziąseł
7) podano antybiotyk tylko na leczenie biegunki, doustnie a nie dożylnie na objawy sepsy które już były
8) podano antybiotyk domięśniowo (lekarz znajomy specjalizujący się w tym mówił, że u ludzi tylko i wyłącznie dożylnie, mięśnie są przy wstrząsie septycznym niezbyt ukrwione, krew w najważniejszych narządach - stąd zimne kończyny. Kroplówkę też, w celu powiększenie ciśnienia krwi. Za słaby antybioty. Trzeba było od razu z grubej rury. Nie wiem, jak to u koni, ale on twierdzi, że antbiotyk taki jaki dostała (z resztą większość) działa najwyżej do 12 godzin. U nas przewa >24 godzin. po ok 16 pogorszenie . wóczas bakterie mogły się juś uodpornić. Ogólnie , kroplówka z antybiotykiem naprawdę mocnym - cały czas, nie zastrzyk raz na 24. Był w szoku, że po takiej dawce antybiotyku małej stan się polepszył. że zaczęła oddawać mocz normalnie, że wstawała do jedzenia - prawdopodobnie mogła by wyjść z tego. Była bardzo mocno, narząy (nerki, serce,płuca dawały radę)
I tyle moi drodzy. Człowiek mądry po fakcie, po śmierci. Zabiliśmy pięknego, mocnego, (dla nas) idealnego źrebaka który tak bardzo chciał żyć. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Na pewno przez ten opis narobię sobie dużo wrogów-czego bym nie chciała. Chcę by inni wyciągneli pewne wnioski.
Goodbye Fidelity. You were too perfect for this world.
tu wytłumaczenie skąd te "ataki"
http://www.thehorse.com/articles/10835/dummy-foals