Słuchajcie, ja znowu po prośbie. W niedzielę miną 4 tygodnie od zrobienia się tej nieszczęsnej rany w kopycie. A ona nadal od góry nie chce się zasklepić. Karson nadal nosi opatrunki, codziennie mu to przemywam Octaniseptem i teraz zaczęłam nakładać balsam Szostakowskiego. Generalnie zrobiła się tam taka kieszonka głęboka na jakieś 0,5 cm. Koń nie kuleje, nie boli go to (mogę naciskać do woli), nic się nie sączy - po prostu jest sobie ta kieszonka. Dodam, że początkowo to pęknięcie było na linii włosów. Dzwoniłam do weterynarza - kazał w ogóle niczym nie smarować, robić opatrunki i czekać kolejne 3 tygodnie aż się zasklepi. I już zgłupiałam. Inna sprawa, ze im dłużej na to patrzę, tym bardziej wygląda mi to na wyjście ropy z kopyta, niż na przecięcie. Gdyby faktycznie jakoś od góry czymś zahaczył (na głębokość jakiś 3 centymetrów), to brzegi rany byłyby chyba poszarpane. A tak, to idzie sobie od dołu do góry.
Dzisiaj w końcu udało mi się ustrzelić fotę (na żywo to wygląda nawet lepiej). Generalnie tkanka zachowuje się jak farfocle ze strzałki, tzn, łuszczy się i jest taka gumowa przy próbie odrywania kawałków:
. Wiem, że ściany są przerośnięte, ale bałam się mu ruszać tej nogi, bo lubi ją wyrwać w czasie strugania.
Na czerwono - wcześniejsza linia pęknięcia
Na zielono - mniej więcej jego obecna głębokość. Nad rowkiem środkowym prawie w ogóle nie odchodzi ta tkanka.