Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?

Jak to natural cechuje się dużą samowolką? 


Jest tak dlatego, że przez początkowe zrezygnowanie z wedzidel, osoby często młodsze ode mnie sądzą że natural to sztuczki, cordeo i oklep. A wedzidla są ble, a siodła są katorga dla konia. I to jest samowola. Bo obejrzała sobie filmik i nie znając całokształtu nieudolnie kopiuje.

Zaciekawiło mnie także że ta dziewczyna ma treningi klasyczne. Bo w jnbt jak juz mówiłam nie skacze się jednej przeszkody więcej niż trzy razy. Konia się zatrzymuje przed przeszkodą ale jak już się zatrzyma to głaskam i każe mu podejść a nie skakać z miejsca.  Bo skakanie w kółko jedną przeszkodę.  A skakanie z miejsca. Chyba nigdzie tego nie uczą, choć spotkałam się z  tym że jak koń się zatrzyma przed przeszkodą to kazać mu skoczyć. Choć już zostałam uswiadomiona że to z czym miałam do czynienia to nie klasyka.
TheWunia no tak, jak koń się samowolnie zatrzyma przed przeszkodą, to trzeba mu kazać skoczyć, ale wtedy się odjeżdża i robi ponowny, poprawny najazd. Koń to przecież nie zając, żeby z miejsca miał skakać.
Murat wiem ze tak jak opisalas być powinno, ale pytanie z jaką klasyką miała do czynienia
Wcale nie jest powiedziane, że ze złą.
Czasem jest tak, że instruktor przekaże prawidłową wiedzę, ale człowiek sobie "zmodyfikuje", żeby było - szybciej, efektowniej, ciekawiej itp. Albo po prostu zlekceważy to, co mu powiedziano. Np. tutaj łatwo sobie wyobrazić tok myślenia: "nie powinno się skakać koniem z miejsca, bo mu ścięgna siądą? no tak mówili, ale w sumie co, jak raz skoczy, to przecież się nic nie stanie - no skoczył raz i żyje, to niech skoczy drugi, trzeci... dwudziesty, no żyje nadal, nie kuleje po skokach, znaczy może to przesada jest z tymi ścięgnami". A już się nie pomyśli choćby o tym, że może nic się nie stanie widocznego z nogami konia po dwóch dniach albo i dwóch miesiącach, ale za to jak najbardziej widoczny efekt może być za pięć albo za dziesięć lat.
Ale przecież teraz się nic nie dzieje, więc dobrze jest.  🤔
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
12 czerwca 2014 09:21
TheWunia nie nazywamy klasyką domorosłych instruktorów, co uczą za stodołą, ani nawiedzonych panienek, które lekcje jazdy pobierają z youtouba, ani pana Henia z Buczacza, który 3 chude kobyły za opłatą udostępnia do jazd, ani pseudorekreacji, gdzie po roku nie potrafisz prawidłowo anglezować.

Dobrze napisała Murat przeczytaj Akademię Jeździecką i z grubsza wykreuje Ci się pojęcie klasyki
Juz zamówiona 😉 a swoją drogą ciekawe, że za ponad 300 stronnicowa książkę w twardej oprawie zapłaciłam 60 zł a za Millera sporo krótszą w miękkiej okładce niewiele taniej 😉
Wiele razy widziałem na zawodach, że jak koń się zatrzyma przed przeszkodą, to każe mu się skoczyć bez ponownego najazdu
Może ja tego wyrazić nie potrafię.
Chodziło mi tylko o tą głupią "samowolkę", gdyby próg tolerancji w naturalu był mniejszy, więcej osób by się tym interesowało, było więcej trenerów, którzy pomagali by swoim adeptom doskonalić umiejętności to może rzeczywiście trzymałoby się to kupy. Jakiś cel bym w tym znalazła - ja, jako klasyk, miłośnik koni. Skoro nie ma tyle trenerów to nie ma kto tego propagować i ustalać dobre zasady (jak w klasyce) zajmowania się tym koniem, spędzania z nim czasu, dobrostanu konia.
Skoro nie ma tylu trenerów naturalu, skoro nie ma tyle osób, które idą tym tropem to znaczy z kolei że coś w tym jest nie tak.
Jeśli większość odpowiada się za klasyką to spodziewam się, że klasyka jest po prostu lepsza i od pradziada koń był zapisany w jakieś paski czy to do woza czy gdzie.
Może indianie jeździli na oklep albo na sznurkach, nie wiem.. może to pięknie wygląda na obrazku ale wątpię by konie były tak miło zajeżdżane jak w mustangu z dzikiej doliny skoro to mniej cywilizowany lud był niż obecnie i do tego wiedzę na pewno mieli również mniejszą niż my dziś.
Zgadzam się z kimś kto napisał, że natural jest dla leniwych bo skoro jest taka samowolka akceptowana, przecież nawet TheWunia właśnie napisała, że natural cechuje się dużą swobodą.
Ok, my w klasyce też mamy swobodę wyboru - rekreacja, skoki, ujeżdżenie, powożenie, wyścigi, nie wiem czy western tu doliczyć.
Wiem też i zdaję sobie z tego sprawę, że i w klasycznym obejściu z koniem są gwiazdy które będą ujeżdżać 2 letnie konie itp. głupoty robić.
Wiem, że z niewiedzy możemy popełniać błędy, kto nie zrobił czegoś głupiego przy koniu niech pierwszy rzuci kamieniem - ja chociażby przechodziłam pod brzuchem konia niejednokrotnie !
Nie potrafię tego wyjaśnić, nie podoba mi się podejście naturalu do samowolki, sama ta zabawa z konikami - niech sobie robią co chcą - ale przyzwolenie na eksperymentowanie jest głupie bo przeważnie skończy się źle. Skoro gwiazdy naturalu są po jednym kursie i już mogą uznać siebie za niewiadomo kogo by swoje teorie w życie wprowadzać to sorry wielkie ale jest to po prostu podejście do konia, które w najlżejszym wypadku pozwoli tego konia znarowić.

Wg. mnie każda osoba, która zaczyna zabawę z naturalem powinna najpierw przetestować to, co jest bardziej tradycyjne. Usiąść w siodle, spróbować nauczyć się jeździć i obchodzić z koniem wg. tego czego uczy klasyka.
Albo chociaż wziąć jakąś książkę z teorią, trochę mądrzejszą niż jakiś Jeździec Weekendowy (wymyśliłam tą nazwę) ale książka Pruchniewicza.
A potem ewentualnie sobie robić jakieś eksperymenty pod okiem kogoś bardziej zaawansowanego.
Ja jako dzieciak ot tak sobie chciałam puścić konia na hali żeby poskakał jakieś przeszkody i Bogu dzięki, że instruktor szybko wyprowadził mnie z błędu.

Oblivion, zgadzam się absolutnie. To, że ktoś ma ambicje i chce brać udział w zawodach czy uważa, że jeździ i robi super robotę z koniem to nie znaczy, że rzeczywiście tak jest.
Murat, podałam przykład. Sama jechałam na zawodach towarzyskich w pelamie bo nie mogłam sobie poradzić z koniem by go zatrzymać a innym chodził na oliwce, ale bardzo chciałam a właściciel konia mi to umożliwił. Sęk w tym, że i nachrapniki są po coś i skośniki i wędzidła. Chodzi o to by je dobrać nie tyle do siebie co do konia. Mam super znajomą, która np. na meksykanie koń jej się wieszał i zacinał, zmieniła na hanowera i jest wszystko ok.
Po co to robimy ? By zwiększyć komfort jazdy i współpracy nie tylko dla konia ale i dla siebie. Skoro coś nie gra na jakimś wędzidle, można to zmienić - ale nie ot tak sobie bo wydaje mi się, że.. nie, może jednak poradzić się kogoś mądrzejszego (trenera, instruktora, koleżanki, która dłużej w tym siedzi). To mniej więcej tak jak tu piszecie, że re-volta nie zdiagnozuje komuś konia, no nie, ale z drugiej strony może ktoś miał podobny problem i mógłby się wypowiedzieć i ewentualnie pomóc po prostu, gdy chcemy skonfrontować to co powiedział weterynarz.

Oczywiście dobrzy jeźdźcy klasyczni też to wiedzą - to są ci, którzy zdejmują wędzidła i nic się nie zmienia w ich kontakcie z koniem.
<-- proszę sobie zerknąć w takim razie.
Na temat p. Marka mogę powiedzieć, że jest nie tylko świetnym jeźdźcem i że mu tego zazdroszczę ale też, że jest naprawdę wspaniałym szkoleniowcem.
Może TheWunia, skoro nie znalazłaś nikogo kto chciał Ci wyjaśnić tajniki klasyki, po prostu powinnaś się zgłosić gdzieś gdzie na starcie nie zrezygnujesz z klasycznego podejścia.
Mam nadzieję, że każdy też zrozumie, że siodło jest dla wygody jeźdźca, bo myślę, że na takim etapie wyszkolenia nie byłoby problemem powtórzenie tego rónież właśnie bez siodła.

TheWunia, ja byłam uczona tak, że jeśli koń wyłamie to zatrzymać, zawrócić i skakać w drugą stronę nawet jeśli zostało bardzo mało miejsca na odpowiedni najazd.
Sama jechałam na zawodach towarzyskich w pelamie bo nie mogłam sobie poradzić z koniem by go zatrzymać a innym chodził na oliwce, ale bardzo chciałam a właściciel konia mi to umożliwił.

I to jest właśnie po części to, o co mi chodzi. Z przytoczonego opisu jasno widać, że to nie wędzidło było problemem, a twoja relacja z koniem - bo z jakiegoś powodu ten koń tobie się nie zatrzymywał, a innym - na delikatniejszym wędzidle - już tak.

W takich sytuacjach szkoły naturalne są wydaje mi się dużo bardziej stanowcze w podejściu od klasyki - bo w klasyce można założyć to ostrzejsze wędzidło i zmusić tą metodą konia, by respektował jednak człowieka na grzbiecie. Natural miałby tylko jedną odpowiedź - obecny poziom relacji nie wystarcza na pojechanie takiej pary na zawody. I kropka.

Wiele razy widziałem na zawodach, że jak koń się zatrzyma przed przeszkodą, to każe mu się skoczyć bez ponownego najazdu

Pokaż mi to proszę w parkurze 120 cm...
Murat-Gazon, ale... jakie ZAWODY???
Tu leży pies pogrzebany - że "naturalni" unikają jak diabeł święconej wody wszelkich testów dyktujących warunki zewnętrzne. Unikają nawet "ichnich".
Zdaje się, że gdzieś w 1,5 roku - dwa lata poziom L4 powinien być spokojnie do zaliczenia, bez pośpiechu. ILE osób w PL ma L4??? Albo chociaż zaprezentowało publicznie, poddało pod ocenę,  program testu na ten poziom (jeśli finanse stoją na przeszkodzie)?
Gdy nie ma żadnych wymagań, żadnej zewnętrznej oceny - to wszystko zawsze jest ŚWIETNIE.
Wiem, że sporo osób (jak wy) ma swoje "kryteria wewnętrzne" i ocenia swoją pracę na bieżąco. Ale, nawet przy najlepszych intencjach) to jest złudne. No i - dlaczego wierzyć każdemu, że JEST w porządku? Bo ciągle tylko deklaracje. Mogę twierdzić, że mój koń fruwa po dachach 🙂, galopuje po schodach (wykładanych tartanem) i sam sobie zakłada owijki 😉.
Bez publicznego testu, zaprezentowania swoich umiejętności - każdy może twierdzić wszystko o "relacji". Jasne, rzecz dotyczy też klasyków - zdeklarowanych "hobbystów". Oni chociaż starają się ładnie na zdjęciach wypadać 🙂 I wobec sprzedaży konia potrzebują coś tam zaprezentować. Naturals na wszystko ma wytłumaczenie - że niby to relacja "person to person" i że gdy "mój" koń ciebie depcze - to TY nie umiesz zbudować relacji 🙂, więc kompletnego dzikuna można sprzedać jako super konia do... budowania relacji???
Klasycy-sportowcy mają tak poukładane, że przygotowanie pary (więc i relację)  regularnie się testuje. W konkretnych konkursach. Przekłada się to na konkretne klęski, sukcesy, postępy i regres. "Wiesz jak jest" - nawet jeśli niechętnie dopuszczasz do siebie świadomość, że coś nie gra.
Naturalsi ZAWSZE mają PEŁNE podstawy do samozadowolenia.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
12 czerwca 2014 11:11
No a koń Murat nadal chory, jak mniemam, bidulek.
ElaPe nie, nie chory, filmik mamy, tylko czekam, aż Met mi go wyśle, co obiecała zrobić.

Halo wcale tak nie jest z tym samozadowoleniem. Wręcz przeciwnie, zawsze coś może być lepiej.  😉
Ważne, żeby znaleźć złoty środek, widzieć powody do zadowolenia, sukcesy i postępy, ale zauważać też, co wychodzi słabiej albo nie wychodzi. Bez tego nie ma rozwoju, ani konia, ani człowieka.
(a ja osobiście mam dwie osoby dużo bardziej doświadczone jeździecko i "naturalnie", do których mogę się zawsze zwracać o weryfikację, jak jest naprawdę, i robię to wcale często, jak mam wątpliwości czy coś mi nie idzie)
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
12 czerwca 2014 11:27
ufff, to dobrze 😀
Murat-Gazon, da się wnioskować (na podstawie twoich wpisów), że AKURAT ty jesteś osobą samokrytyczną. Ale, sądząc z obserwacji - jesteś w znaczącej mniejszości 🤔
Popatrz na klasyków: ilu jest "mistrzów świata i okolic" na własnym podwórku? Pakuje taki 140 bez kasku, bywa - bez ogłowia, no mjud malyna. A towarzyskich 70 nie przejedzie "bo koń się zapaczył" np. Albo piaffy doskonalą - a koń przez płotki wyskakuje.
To lepiej nie narażać się na weryfikację "w praniu", prawda? Bo po co komu "presja" 🤣
ElaPe ja raczej z tych dotrzymujących słowa, więc jak obiecałam, że się rzucę dobrowolnie na pożarcie, to i tak uczynię.  😉  😎

Halo masz absolutną rację z tymi "mistrzami świata i okolic".

Jazda bez kasku to jest w ogóle coś, na co mi opadają ręce. No ale się nauczyłam na całe życie, po co jest kask, jak będąc jeszcze nastolatką, zobaczyłam, jak moja koleżanka wylatuje łukiem z siodła po radosnym bryknięciu konia i trafia głową w drzewo. Od tej pory nie wsiadam bez kasku nigdy. Choćbym miała być na koniu 5 minut - zawsze w kasku.
Zawody, które ja jechałam były oczywiście zawodami towarzyskimi i było to mini LL.
Koń chodzący pod siodłem (oliwka) jak i w bryczce (pelam).
Najśmieszniejsze jest to, że siedziałam na tym koniu na zawodach trzeci lub czwarty raz, w formie zabawy je jechałam.
Natomiast niedługo potem wsiadłam na oliwce na konia na placu i już nie było takiego problemu z zatrzymaniem.
Murat-Gazon, widzisz, jakoś tak jest, że gdy w czymś żyjemy, to obraz świata nam się zgadza 🙂 tzn. myślimy, że świat wygląda jak żeśmy się przyzwyczaili. Są ludzie, którzy zrezygnowali z klasyki, a mają wdrożone pewne podstawy, w tym - weryfikację własnego "stanu". Całkiem niedawno jeszcze trener/instruktor swobodnie mówił: ale to co zrobiłaś jest do d*, to nie tak ma wyglądać. Itd.

Dziś są zupełnie inne czasy. Pełno ludzi o trwałym statusie bożków/bogiń-samochwał. Zamiast coś przemyśleć i zmienić W SOBIE - łatwiej nie narażać się na Jakąkolwiek krytykę.
Pal sześć dopóki wsiadasz w siodło - zetknięcie z ziemią weryfikuje to i owo. Ale coraz więcej takich, którzy jak ognia unikają nawet takiej, podstawowej weryfikacji. A postępujące rozbestwienie konia interpretują jako "e tam, zły dzień, najważniejsze, żeby unikać presji".

Mówi się, że wychowanie rodziców kończą dzieci (wnuki 🙂😉. Szefa - wychowują pracownicy. Mogą i tak dobrze wychować, że będzie za nich robił pracę i jeszcze kawę w licznych przerwach (dla pracowników, bo szef zasuwa). To w zasadzie jest śmieszne bardzo: gdy taka nadęta narcystyczna bogini jest niewolnicą własnego konia, coś jak ten filmik, w którym koń spuścił bobki na głowę uśmiechniętej "pańci". Ale i straszne - bo gdy się konik jednak znudzi, to inni ludzie będą mieli Ciężko 🙁 i nawet może się to dla konia źle skończyć.

dar na koniu z bryczki, rzadko pojawiającym się na parkurze też bym wybrała pelham 🙂
"naturalni" unikają jak diabeł święconej wody wszelkich testów dyktujących warunki zewnętrzne.


A. Makacewicz (ten od JNBT) kiedyś startował w niektórych konkurencjach west. Tutaj są przykładowe wyniki. Kilka innych wisi jeszcze w necie, można sobie wyguglać, znacząco się nie różnią.

Przy czym nie wiem, czy te wyniki to rezultat szkolenia jego koni metodami JNBT, czy też założył tę szkolę później.
Halo no właśnie to jest mało śmieszne. Miałam pod opieką takiego konia, co to sobie poprzednich ludzi wychował, a potem trafił tymczasowo do mnie i zaczęły się schody, bo zarówno ja, jak właściciel pensjonatu nie pozwoliliśmy sobie na poustawianie nas. Koń naprawdę trudny, bardzo pewny siebie i wyraźnie było widać, że z ugruntowaną świadomością, że człowieka można ustawić, wystraszyć i skłonić do rezygnacji z tego, co sobie człowiek zamierzył. Jak chciał - to był aniołkiem. Jak nie chciał, czyli wymagano od niego czegoś, na co w danym momencie nie miał ochoty, no to ho, ho...  😤

A instruktor, który nie potrafi skrytykować i powiedzieć, że jest do d***, to sam jest d***, a nie instruktor. Niby jak ludzie mają się uczyć, jak nie otrzymują komunikatów zwrotnych o tym, co jest źle...
[quote author=Murat-Gazon link=topic=11961.msg2116599#msg2116599 date=1402566124]


W takich sytuacjach szkoły naturalne są wydaje mi się dużo bardziej stanowcze w podejściu od klasyki - bo w klasyce można założyć to ostrzejsze wędzidło i zmusić tą metodą konia, by respektował jednak człowieka na grzbiecie. Natural miałby tylko jedną odpowiedź - obecny poziom relacji nie wystarcza na pojechanie takiej pary na zawody. I kropka.


[/quote]

Dopasowanie sprzętu do konia to podstawa w klasyce. W naturalu się tego nie robi? Najwyraźniej konie muszą pracować na niedopasowanym sprzęcie bez miałknięcia.

Free horse team , to grupa tej dziewczyny od "roweru" , organizują obóz , ciekawe czy mają pozwolenie  👀
Oblivion nie o to mi chodziło.  🙂
Oczywiście, że dopasowywanie sprzętu to podstawa.
Miałam na myśli to, że jeśli np. wsiadasz na konia na wędzidle X i ci nie idzie, to jest jasne, że sprawdzasz, czy koń przypadkiem nie wolałby innego wędzidła - konstrukcja, rozmiar, grubość, tworzywo, no wszystko. Ale jeśli oprócz ciebie na tym koniu jeżdżą też inni na tym samym wędzidle X, wszyscy sobie radzą i koń współpracuje, a tobie nie idzie - no to wina nie jest w wędzidle, lecz w tobie. I wtedy trzeba szukać błędu, który się popełnia, a nie zmieniać wędzidło na twoje jazdy na mocniejsze, by uzyskać taki sam efekt, jak u innych osób. W dobrej klasyce też to powinno być oczywiste.
Oczywiście murat. Dlatego nie rozumiem dlaczego wcześniej napisałaś że w klasyce zmienia się wędzidło jeśli jeździec nie radzi sobie z koniem przez swoje braki.
halo, widzisz, u mnie jest zupełnie inaczej.
ja chciałabym (a może właśnie nie) podejść do brązowej odznaki. kiedy patrzę na filmy na yt, osoby, które zdały jeżdżą nieraz wiele gorzej ode mnie a ja chcę po prostu zdać tą odznakę na możliwie najwyższym poziomie. chcę punktację 10/10 i chociaż kontakt z końmi mam +10 lat to znam siebie i wiem, że jest od cholery jeszcze do poprawy i nie pojadę przecież po to by właśnie skrytykowali mnie, że w ogóle to nic nie umiem. Nie chcę, żeby okazało się, że to zdanie, które mam wyrobione o sobie (nie jeżdżę dobrze, uczę się, ale nie jestem ostatnią lebiegą, tylko przedostatnią !) się zmieniło.
dlatego osobiście mogę zdecydować się na zawody towarzyskie (z racji braku licencji i odznaki w ogóle) i do tego w stajni macierzystej (tylko tam brałam udział) bo tam widać moje postępy po prostu.

murat, są osoby, które NIE SŁUCHAJĄ, są instruktorzy, którzy liczą na swój zysk ale to od klienta zależy, czy będzie się z nimi uczyć. Więc naprawdę nie ma co zwalać na instruktorów.

ok, a jak zostanie wytłumaczona sytuacja:
jeżdżę na koniu X, na zwykłym. nie powiem, że zrobię z koniem wszystko ale kierować jak najbardziej, zatrzymać się zatrzyma. dziewczyna, która jeździ lepiej dostała dla konia ostrzejsze wędzidło - nie powiem, że pelam lub munsztuk, ale coś z łańcuszkiem. Więc śmiem odpowiedzieć na to co widzę, jak to rozumiem: wędzidło zmienia się w zależności od sposobu wyszkolenia jeźdźca i wymagań.
Ja nie śmiałam prosić o to wędzidło, nie pytałam też o nic. Założyłam na późniejszą jazdę "swoje" ogłowie ze "swoim" wędzidłem i też było ok.
Oblivion wyłącznie w odniesieniu do sytuacji opisanej przez Dar, w której ona jechała na mocniejszym wędzidle niż wszyscy inni, bo nie mogła konia zatrzymać. Nie oceniam personalnie Dar, jedynie przytoczoną sytuację, moim zdaniem pokazującą, że po prostu nie powinna na tym koniu w tamtym momencie i tamtych warunkach startować, bo nie byli - obydwoje! - na to gotowi.
Natomiast rozmaite sytuacje tego typu zdarzają się wcale często. Choćby osoby, które jeżdżą sobie po placu na wędzidle X i jest dobrze, ale jak jadą w teren, to muszą założyć dwa razy mocniejsze wędzidło Y, bo konia nie da się nagle zatrzymać. Wniosek - w innych "okolicznościach przyrody" coś w relacji tej pary okazuje się niewystarczające, ale jest to maskowane silniejszym wędzidłem zamiast zostać przepracowane.

Dar być może jej poziom jazdy i co za tym idzie pracy z koniem był o tyle wyższy, że potrzebowała wędzidła dającego możliwość precyzyjniejszej komunikacji niż ta, jaka była/jest potrzebna tobie.
Murat, więc nie pisz że  coś się robi w klasyce, kiedy dobrze wiesz że się tego nie robi.
Oblivion chyba najwłaściwszym określeniem byłoby "nie powinno się, ale ludzie robią".  :kwiatek:
Bo to jest trochę tak, jak napisała halo - nie bardzo się chce wychodzić ze strefy własnej wygody. Prościej problem zamaskować, no i już go niby nie ma. Bo inaczej to trzeba by się zmierzyć z niekomfortową świadomością, że to nie koniowi "coś odwala", tylko ja, człowiek, robię coś nie tak super, jak się przyzwyczaiłam uważać, że robię.
Murat-Gazon, przy wyprowadzaniu jednego z moich koni z kontuzji w teren (zalecony przez weta stęp po twardym) jeździłam na pelhamie i... czarnej wodzy... koń po kilku miesiącach przymusowego postoju w boksie łatwiejszy do utrzymania pod siodłem, niż w ręku (nie wolno było brykać). Chwalić się nie ma czym - ale innej opcji nie było... i żadne naturalne "czary mary" by tu nie pomogły. Praca tylko w stępie codziennie - od początkowych 15 minut do godziny przed pierwszymi kłusami.

Koń na codzień może chodzić pod dziećmi na cordeo (z resztą nie - dziecko faith wrzucała filmy z takich jazd) ale są sytuacje w których lepiej mieć ostrzejsze kiełzno aby móc zadziałać w razie W... Całe życie koń pracował i pracuje na podwójnie łamanej oliwce i zawsze jest "w ręku"...

Na Hubertusy klacz też dostawała pelham w pysk. Przy podwójnej wodzy pelham wcale nie musi działać... a przy 30 galopujących po łące koniach - lepiej mieć milion procent kotroli, niż znaleźć się gdzieś za kopiącym koniem, czy nie ogarniajacym konia jeźdźcem... Zaufanie , relacja, wielka końska miłość 😉 to jedno - a bezpieczeństwo jeźdźca i konia to inna para kaloszy
Ponadto czasami ostrzejsze kiełzno jest lepsze. Ostrym zadziała się raz - delikatniejszym się szarpie i szarpie i ... i nie działa... W sporcie o wynikach decydują centymetry na odskoku i w wyjechanym zakręcie. Lepiej te centymetry zdobywać spokojnie ale ostrzej, niż "modlić się" że ambitnie idący do przodu koń jednak ogarnie, że tu akurat robimy spory skrót i trzeba usiąść na tyłku a nie popierniczać... i nie ma to wiele wspólnego z relacją - więcej z temperamentem i ambicją konia...

Gaga oczywiście, takie sytuacje rozumiem, zwłaszcza dotyczące konia kontuzjowanego. Pisałam o sytuacjach "zwyczajnych", wiadomo, że czasem zdarzają się przypadki wymagające indywidualnego podejścia.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się