I znów życie mnie zaskoczyło. Na polski szłam po 100%, bardzo zestresowana, ale jednak... bardzo pewna swoich umiejętności. Panie w komisji jednak nie raczyły w ogóle mnie słuchać, dodatkowo były w bardzo odczuwalny sposób nieprzyjemne, co nie było tylko moim odczuciem... Na koniec zadały mi tak naprawdę 5 pytań:
- Czemu mam dwie książki tego samego autora?
- W jaki sposób samobójstwo popełnił Hrabia Henryk?
- Co na moim schemacie robi Werter? (Nie, w ogóle nie jest typowym, szablonowym samobójcą, sztampowym przykładem :hihi🙂
Schemat obrazujący jak wielu twórców na przestrzeni epok sięgało po motyw samobójstwa;

- Miałam udowodnić, że "Zbrodnia i kara" jest powieścią polifoniczną.
- Omówić naturalizm w "Ludziach bezdomnych".
z czego na odpowiedzi na dwa ostatnie pytania usłyszałam "za mało. tylko tyle?" i szczerze- bardzo mnie to zdenerwowało. Moja polonistka jest naprawdę wspaniałą nauczycielką, ba, jest jednym z najlepszych nauczycieli jakich miałam przez wszystkie lata swojej edukacji. Z ogromnym sercem i jeszcze większą wiedzą. I podważanie jej kompetencji, tego jak nas uczy, rozjątrzyło mnie. Nie jestem akurat humanistycznym debilem i rozwinęłam się odpowiadając na pytania. Więc taka odpowiedź, była naprawdę, nie na miejscu. (A pytania proste, zagadnienia miałam dokładnie omawiane na lekcji!). No i prawie każdy słyszał od Wielkiej Pani w Komisji z Naszej Szkoły, że jego prezentacja jest nie na temat ❗, chociaż nasza polonistka wszystkim nam je sprawdzała! Mieliśmy z nich osobne konsultacje. Z kolei druga Pani w Komisji z Naszej Szkoły przeprowadzająca maturę ustną drugiej połowie naszej klasy pierwsze pytanie jakie zadawała brzmiało: "Zgodnie z zasadami CKE znajdź błędy w swojej bibliografii". Z czego też były sprawdzane. Wkurza mnie, że poloniści mają ze sobą konflikt. Moja polonistka ma najwyższe wyniki co roku z matur pisemnych, więc pozostałe manifestują swoją (zazdrość?), frustrację obniżając wyniki na ustnych. Szłam po 100%, prezentację wyrecytowałam bez zająknięcia, starając się uśmiechać i mówić głosem z różną intonacją, by nie było to nudne przemówienie. By było widać, że mówię o tym z pasją. Wyszłam z 75% i nie wiedzieć za co, obciętymi punktami. Chciałoby się aż zapytać...
za twarz 😁 😁 😁 😁?
Z kolei na ustny angielski szłam jak na ostateczny rozrachunek z językiem obcym i moment wiekopomnej pokuty, modląc się, czy zdam. Po doświadczeniach zdobytych dzień wcześniej na ustnym z polskiego nie dawałam sobie wielkich szans na powodzenie 😀iabeł:. I tu kolejne zaskoczenie! Obie Panie bardzo uśmiechnięte, nauczycielka z mojej szkoły przeprowadzająca egzamin mówiąca bardzo powoli i wyraźnie, gdy się zacinałam bardzo mi pomagała. Bardzo przyjemna atmosfera, czułam, że chcą mi pomóc zdać egzamin i otworzyłam się trochę i odstresowałam. Wyszłam z 66%, bardzo zadowolona, zarówno z wyniku jak i przyjemnej atmosfery podczas egzaminu.
Także, nigdy nie można zakładać nic z góry! 😉