O raaany, ale cudowny! Szczurek tez ładny, ale wolę jednak takie z futrem 😉
A obok Kjójika leży może bokser? (moja ukochana rasa :kocham🙂
Niezła ferajna!
Tak od siebie i z własnego doświadczenia polecam poczytać trochę forum SPK, zwłaszcza dział żywienie. Można się bardzo zdziwić i za parę lat obudzić u weta, że truło się królika przez lata różnymi rzeczami, albo po prostu przedobrzyło z np. pietruszką, która ma koszmarnie dużo wapnia i nasz królik ma gigantyczne kamienie nerkowe i kwalifikuje się do uśpienia... Generalnie gdybym zapoznała się z tym forum lata wcześniej to mój Ryś może by jeszcze żył..
Wstawię foty mojego kochanego uszaka, bo śni mi się ostatnio często..
Przypomniało mi się jak on uwielbiał wyjmowanie śpiochów. Nieraz niechcący zadrapnęłam go paznokciem, czy przyklejony śpioch nie chciał odejść, a on siedział przeszczęśliwy, chrupał zębami i mrużył oczy. Uwielbiał to... Tak samo przegląd uszu, który robiłam mu codziennie dla hecy i bo to właśnie bardzo lubił. Jak kiedyś poszliśmy do weta, to aż się dziwił, bo królik ani nie drgnął przy badaniu aparaturą wnętrza ucha - a ten siedział baardzo zadowolony 🙂
Jak się zaczął ten ostatni okres, walka o jego życie i niezliczone zastrzyki i wizyty u weta, to pewnego dni mało nie zemdlałam, jak wyczułam w okolicy łopatki coś białego i ostrego. Mało nie fiknęłam, bo myślałam, że to kość przebiła skórę. Okazało się, że dostał martwicy skóry od tych licznych kujek.. Miał to zaraz za głową, posmarowałam i cieszyłam się, że tam nie dosięgnie. Po czym po kolacji wracam do pokoju i słyszę jakieś dziwne stęknięcia. Ryś siedzi na środku i stękając z bólu wygryza sobie ten płat skóry... Podbiegłam do niego, ale było już za późno. Płat wisiał na resztce skóry, a ten czekał potulnie, aż mu pomogę pozbyć się tej paskudnej, martwej skóry. Nawet nie drgnął jak próbowałam ją oderwać, co szło bardzo opornie i musiało go bardzo boleć. Siedział jak trusia i czekał. W końcu oderwałam tą skórę, mało nie mdlejąc,a królik był tak szczęśliwy, że zaczął mnie wylizywać po rękach, a po chwili zajął się raną.. Myślę, że to małe, pozornie głupie zwierzątko miało do mnie ogromne zaufanie.
NIGDY mnie nie ugryzł, mimo maltretowania przy podawaniu leków, zastrzyków i innych akcjach leczniczych/pielęgnacyjnych. Potrafił jedynie warknąć i skrobnąć mnie lekko zębami.. A innych gryzł, a jakże - i to do krwi i pisku ugryzionego.. U weta w panice wspinał mi się na ręce, mimo, że normalnie nie cierpiał na nich przebywać. Nie uciekał w kąt, nie zeskakiwał ze stołu - uciekał mi prosto na ręce, liżąc i prosząc o ochronę.
Także te małe, pozornie głupiutkie zwierzątka potrafią naprawdę pokochać, potrafią zaufać i przywiązać się. I ja wiem, że wcale nie są takie głupiutkie, jak większość ludzi sądzi.
Dobra, sorry za ten mój wywód, ale przez te sny obudziły się we mnie wspomnienia i chciałam się nimi podzielić.. Kochajmy nasze zwierzaki i dbajmy o nie jak najlepiej potrafimy, bo niestety, są z nami tak krótko..