To ja też coś w kwestii uczenia się strugania przez internet napiszę:
Tak podjęłam się tego po przeczytaniu wątku (całego) i waszych opinii na ten temat. Z niektórymi się nie zgadzałam tak ... na zdrowy rozsądek. Choćby wówczas kiedy kilka osób po wstawieniu takich o zdjęć (drugie z profilu to porównanie po kilku miesiącach moich wypocin, obecnie strugam od półtora roku) napisało, że niskie piętki mają być.


Takie są zalecenia. To normalne i naturalne. Na szczęście kilka osób poradziło mi też coś innego - choćby, że leżące niskie piętki, pazur wysunięty w kosmos, i płaska jak kartka podeszwa nie świadczą o niczym dobrym. Zanim zaczęłam wnikać w temat na własną rękę konsultowałam się z trzema kowalami:
pierwszy które doprowadził (chociaż nie lubię tutaj tak go osądzać, bo to co człowiek robił z kopytem raz na 8 tygodni nie usprawiedliwia właściciela który widzi te kopyta na co dzień i nic w nich złego nie widzi), powiedział, że bez podkucia sobie na tym koniu nie pojeżdżę. Nie ma czego wycinać. Nie nie zrobił z kopytem bo nie było czego wycinać - faktycznie nie było, no może oprócz masakrycznie długiego pazura. To ja za jego radą i koleżanki które potwierdzała jego zdanie, u której z resztą trzymałam klacz i ufałam w kwestiach dobra koni ponieważ od małego miała z nimi doświadczenie, również jeśli chodzi o użytkowanie w pewnym sensie sportowe i hodowlę (chociaż tutaj zastanawiam się nad 2 wiadrami owsa które dostawały -moja nie, zawsze miała skłonność do nadwagi). Zatem poprosiłam by kowal go okuł, ale on od jakiegoś czasu już nie kuł koni - bo coś tam.
Zadzwoniłam do renomowanego kowala i po konsultacji telefonicznej dowiedziałam się, że faktycznie, prawdopodobnie pozostaje tylko kucie. I, że zadzwoni gdy będzie w okolicy. Nie zadzwonił. Dzwoniłam drugi raz. Nic z tego.
Poradziłam się znajomych koniarzy o kowala który mi tego konia w razie czego okuje ale w między czasie zajrzałam do tego wątku i ... co wydawało mi się logiczne, skróciłam pazur. Konsultacja telefoniczna z poleconym kowalem też doprowadziła mnie do podjęcia takiej decyzji. Kazał ściąć pazur ale oszczędzać boki. Teraz widząc pracę tego kowala wiem, że trochę podobnie traktuje większość koni, tzn. robi kopyta na kwadratowo. Po jakiś dwóch tygodniach, kiedy skróciłam pazur i w kopytkach zaczęły robić się lekkie miseczki. (Stop - ominęłam coś - klacz mi w miedzy czasie załatwiła sobie piętki - do tej pory nie wiem, czy podbicie czy przez coś typu kopnięcie w ścianę, było to jakieś 2 dni potem jak kowal nr. 1 zalecił okucie ale wydaje mi się, że już w tedy coś się działo tylko jakoś nie zostałam o tym poinformowana) i okulała. Jak przyjechał kowal kopyto wyglądało nieciekawie ale już nie kulała. Nie mogłam być w stajni kiedy przyjechał, (tutaj wiem, że wiele z wam uważa, że jestem nieodpowiedzialna ale niestety, koń i jego dobre samopoczucie kosztuje a pieniądze nie rosną na drzewach, ja pracuję w mieście i po prostu nie dałabym rady) ale wysłałam męża (sprowadzonego z Stanów kilka lat wcześniej) by przyjrzał się robocie i posłuchał w razie czego jakiś rad na dalsze traktowanie. Prosiłam by uprzejmie wspomniał kowalowi by nie wycinał podeszwy (rowki przystrzałkowe przy grocie wówczas prawie nie istniały).
Kowal to potraktował ze śmiechem. W trójkę (miał dwóch pomocników) wparadowali do boksu konia po czym uznali, że klacz jest bardzo nerwowa). W dziesięć minut załatwili robotę nie szanując próśb mojego męża i powtórzenia ich przez koleżankę. Jedyne co cieszy, to powiedział, że nie widzi potrzeby kucia. Koleżanka korzystając z tego, że jest to polecony kowal a kopyta jej koni wymagały werkowania, skorzystała też jego usług, wspominając by wyciął nieco ostrożnie, bo za dwa dni miała ważne zawody. Skutek tego - 3 na cztery robione konie mocno okulały przez ponad tydzień - do tego stopnia, że sprowadzenie je z boksu na odległe o 50 m pastwisko zajmowało ponad godzinę. Moja jako jedyna nie okulała, albo bynajmniej, nie w takim stopniu. Tu ciekawy przypadek, bo jedna klacz miała naprawdę dobre kopyta pomijając flary które występowały u wszystkich (meeega szerokie strzałki itp.), wałachowi rzadko zdarzało się zakuleć - zwłaszcza po struganiu, miał raczej inne problemy zdrowotne jeśli już, a starsza siwa klacz które miała kiepskie (po namyśle - tragiczne) kopyta, sztorc i wiele innych powikłań jak sobie teraz usiłuję przypomnieć (mocno skracała zawsze wykrok). Jej kopyta zostały zrobione na "prawidłowe" tzn., piętki mocno obniżone pewni o około 1,5 cm ale nie chcę kłamać. W każdym razie, klacz przez następne dwa tygodnie nie mogła ustać (nawet na miękkim) co chwilę przekładając ciężar z jednej nogi na drugą, na trzecią , na czwartą i na pierwszą z powrotem) Przerażona, nie poprosiłam więcej o usługi tego kowala.

Po tych doświadczeniach wzięłam kopyta we własne ręce czego póki co nie żałuję, ale cały czas widzę, że muszę coś poprawić. Nie pozostałam na "konsultacjach" internetowych. Do mojego rejonu raczej nikogo z "was" bym nie sprowadziła, tak więc pojechałam 500 km na kurs do Stokrotki, potem byłam na seminarium Brytyjek. Cały czas doszkalałam się też z artykułów (mam ten luksus, że angielski jest w zasadzie moim pierwszym językiem). Cały czas wypatrywałam błędów i ... wypatruję. Gdy klacz zaczęła mi skracać lekko wykrok prawym tyłem, zadzwoniłam do weta. Tu uwaga - pierwsze co zrobiła to podniosła przednie kopyta (chyba wie, jak to bywa z kopytami tutejszych koni) pochwaliła robotę ale jeśli chodzi o tyły, dostałam nagankę, że klacz nie mam oparcia na ścianach. Drugi wet (ojciec) powiedział, może by okuć. Ona natomiast kazała zrobić opatrunek a po 2 dniach wyciąć podeszwę by więcej ciężaru spoczywało na ścianach. Przyznaje, że wówczas potraktowałam jej mocniej. Zrobiłam zgodnie z zaleceniem weta nie pomogło. Może było nieco gorzej? Nie chodziło tu o ścienianie podeszwy tylko pozwolenie ścianom odrosnąć. Na co pozwoliłam i wróciły flary na przedkątnych, blisko kątów wsporowych. Powrócił też ruch klaczy. W połączeniu ze zmianą siodła jest ostatnio nie do opanowania (ciągnie ja czołg w terenie). Uczymy się na błędach ale póki co, kowala nie wołam. Czy należy mi się za to 🤬 to już Wy zadecydujcie. Chciałam jedynie przytoczyć wam jeden przypadek forumowy by dać do przemyślenia. Natomiast absolutnie nie stawiam się tu za innych a co do szkolenia osób wyrobiłam już pewne zdanie po swoich doświadczeniach z ludźmi proszącymi o pomoc. Ale to temat rzeka więc może innym razem. Póki co, skorzystałam z chwili czasu by opisać nasza sytuację, skoro tak i tak leżę w domu z grypą żołądkową. Jestem ciekawa waszych przemyśleń i wdzięczna za pomoc kilku osób którzy mi ja dotychczas udzielali. Uważam jednak, że mój przypadek w tym wątku absolutnie nie stanowi reguły i patrząc na "nowe" osoby zastanawiam się, ile jest takich co wzięło struganie we własne ręce i się nie ujawnili.
To by było wszystko - błędy ortograficzne zwalam na grypę (i tego, że nigdy nie miałam zajęć z polskiego) mam nadzieję, że mimo tego da się to przeczytać i jakieś własne wnioski wysunąć. Wracam do łóżka bo padam. Aktualne zdjęcia wrzucę jak tylko wyzdrowieję i będę mogła je zrobić.