No dobra, na razie jedno zdjęcie, poczekam na resztę, na plener (wstępnie jutro, choć zapowiadają załamanie pogody...).
Już po, więc w miarę wyluzowani.
Ogólnie było super. Ksiądz mówił o nas i do nas. Dyskretnie nam pokazywał, kiedy wstawać, kiedy siadać, w ramach "znaku pokoju" uściskał łapy nam, świadkom i rodzicom. Organista śpiewał jak Czesio z "Włatców Móch", ale co tam. Przysięgę mówiliśmy nie do mikrofonu, więc bardzo kameralnie. I nie każdy ją słyszał - ale w końcu przysięgaliśmy sobie, a nie wszystkim. Ledwo powstrzymałam łzy, ale się udało.
Życzenia były ciężkie, bo mnóstwo osób miało łzy w oczach i trudno było samemu się zachować. Przyszło sporo ludzi, w tym np dwaj koledzy P z pracy specjalnie przyjechali z Warszawy i zaraz po ślubie do niej wrócili. Znajomi moich rodziców wręcz zorganizowali sobie wycieczkę z nocowaniem gdzieś tam w okolicy, zeby być na moim ślubie.
Makijaż miałam wspaniały, bo mam bardzo zdolną świadkową (i w ogóle naj naj naj przyjaciółkę), Suknia trochę za długa - mamuśki za luźno mi ją zasznurowały i parę razy ją przydeptałam - no, ale przynajmniej mogłam oddychać 😂
Zabawa udana bardziej niż śniliśmy - wszyscy chwalili ułozoną przez nas playlistę, chwalili - zwłaszcza młodzi - brak wodzireja/ zespołu. Potańczyli (nawet my, choć zarzekaliśmy się, że nie), nasze rodzinki się pointegrowały. Jedzenia w bród - jeszcze zostało. Alkoholu zeszło tak z 2/3, goście jeszcze coś dostali na odchodnym.
Jestem przeszczęśliwa. Tylko dziwniw jakoś tak z nowym nazwiskiem 😁
na foto z naszymi świadkami