Co mnie wkurza w jeździectwie?

Mnie wkurza to, że to wszystko schodzi na psy... jeszcze niedawno, ze 3 lata temu, Eskadron, Anky itp wypuszczali naprawdę bardzo fajne jakościowo rzeczy, za które opłacało się dać te kilkaset złotych...
kiedyś - to wszystko było nieśmiertelne, pralka nie była dla tych rzeczy miejscem zgonu
dziś - źle skrojone, sporo za krótkie, szybko się szmacące Anki, Eskadrony, którym już przy kupnie wychodzą nitki, Euro Stary które po jednym praniu od razu tracą swoją grubość.  🤔wirek:
A mnie wkurza, że zdarzają się tacy ludzie jak ten, którzy prowadzą ośrodki jazdy konnej i pracują z dziećmi mimo... więcej w artykule. Ostrzegam- jest bardzo szokujący!

Zapraszam na artykuł!

http://www.express.bydgoski.pl/look/article.tpl?IdLanguage=17&IdPublication=2&NrIssue=1638&NrSection=80&NrArticle=184640&IdTag=831

No masakra.
Często tak jest, że dziewczynki kochające ponad życie konie są wykorzystywane albo seksualnie albo częściej do ciężkich prac w stajni typu wyrzucanie obornika, są nie szanowane, traktowane jak psy. Bardzo często spotykałam się z takim poniewieraniem, a dziewuszki z miłości do koni zrobią wszystko. Wiem po sobie bo sama taka byłam a rodziców nie było stać by dawać mi na jazdy.
Wielu, jeżeli nie większość właścicieli koni /tylko właściciele, nie miłośnicy/ to pieprzone snoby.
Miałam tam zajęcia z wf-u. Po skończonej jeździe wprowadzałam kobyłę do boksu, przy czym szarpnęła mnie, chcąc sprawdzić co słychać w żłobie. Całą sytuację widział pan, o którym mowa w artykule. Powiedział, że mam ją kopnąć czy uderzyć, żeby tak nie robiła. Odpowiedziałam, że nie będę bić konia, bo to żywe zwierzę. Pan podsumował moją wypowiedź mniej więcej w ten sposób: "No to nie nadajesz się do koni".
Widocznie "swojego konia" za często bije że ma chęć na małe dziewczynki /przepraszam za żart ale nie mogłam się powstrzymać  😁 /
Jak skonczyłam szkołe to pracowałam u niego przez tydzień ale na szczęscie zrezygnowałam. Straszne to wszystko.
Tak sie ostatnio zastanawiałam, ze wkurza mnie bardzo podejscie. Ludzi do innych ludzi.
Konkretnie - właściciel konia kontra czlowiek ktory tego koni jezdzi.
Ja nie wiem, na calym swiecie jest tak, ze wlasciciel psa placi komus, kto mu tego psa na spacery wyprowadza, rodzice placa opiekunkom do dziecka. Bo oni nie maja czasu i placa komus za jego czas.
W Polsce - jest podejscie, ze to jezdziec powinnien dziekowac wlascicielowi, ze moze jezdzic na jego koniu. To wlasciciel robi łaske, ze udostepnia swojego konia. Choc tak naprawde laski nie robi tylko szuka jelenia, bo sam nie ma czasu, zdrowia czy ochoty. A czasem i umiejetnosci.
Wymagania zawsze wielkie, bo taki jezdziec musi spelniac gro warunkow, jezdzic jak najlepiej a w ogole powinien jeszcze konia, ktorego jezdzi czegos nauczyc z pozytkiem dla konia a nie dupe sobie wozic.
Sam wlasciciel nie oferuje nic - ani kasy, ani treningow, ani nawet zwyklej wdziecznosci czy szacunku do tego, ze ktos poswieca swoj czas, sily i pieniadze,
Ups, sorry. Wlasciciel twierdzi ze przeciez udostepnia konia i sprzet a to juz jest az nadto.
Zreszta, w nosie pieniadze, nie jezdze po to zeby na tym zarabiac tylko dla przyjemnosci, chodzi o zwykle ludzkie docenienie ze ktos pomaga.
A u nas czesto wlasciciel konia strzela karpia na samo wspomnienie o pieniadzach. No bo dzieki niemu ktos moze jezdzic wiec to wlasciciel jest dobroczynca.
Jezdze konno od 13 lat, pracowalam w kilkunastu stajniach i tylko 2 razy spotkalam sie z tym, ze ktos docenial to, ze robie z ich konmi. I to niekoniecznie w formie zaplaty. Po prostu, czlowiek czul sie potrzebny i doceniany, a nie mial wrazenie ze robi mu sie łaske bo pozwala jezdzic na własnym koniu.

Zauwazylam to to tez na forum, ale z drugiej strony, narzekajacych ze jak chca dac taka wpaniala mozliwosc jak jezdzenie swojego konia obcej osobie to nie ma chetnych. Coz, warto przemyslec swoje oczekiwania i postawe. Bo to jest układ a nie udostepnianie komus mozliwosci. To wlasciciel konia chce miec korzysci z tego, ze ktos inny opiekuje sie jego koniem. A co ma z tego ten opiekujacy? Wewnetrzna satyfakcje? AŻ?
Ależ proszę bardzo - układ nie układ - jak Ci coś takiego nie pasuje, to kupujesz własnego konia za x-tysięcy złotych, płacisz co miesiąc z 1000 zł kosztów utrzymania i już nikt nikt Ci nie może powiedzieć, że robi CI łachę 😉. Proste? No więc jeśli nie masz umiejętności, które pozwalają na stwierdzenie że trenujesz tego konia to raczej wykorzystujesz fakt, że ktoś płaci a ty korzystasz... Już to było kiedyś roztrząsane na tym forum też.
Właśnie to jest powód dla którego swojego konia niechętnie daję komukolwiek do jazdy - żeby potem nie usłyszeć, że ktoś się opiekował zawzięcie i to ja niewdzięczna jestem. A tak na prawdę ten ktoś, kto w danym momencie nie może jeździć na swoim, dostał możliwość pojeżdżenia na moim, dobrze zrobionym koniu za darmo.
Inna sprawa, że mam dziewczynę, której mogę dać konia właśnie jak mnie nie ma - może wtedy pod okiem naszej trenerki pojeździć na moim koniu. I przyznam, że chyba by jej do głowy nie przyszło wymaganie ode mnie jakiejkolwiek wdzięczności - to ona zawsze bardzo mi dziękuje, że mogła pojeździć i pouczyć się czegoś od konia...
Tyle, że jak mój koń nie pochodzi to się nic nie stanie - padok ma, żarcie ma - szczęśliwy będzie. A ja co najwyżej się pomęczę przy powrocie do roboty. Jakby trzeba było coś przy nim robić na co dzień a ja bym nie mogła to pewnie bym za to zapłaciła i już. I też nie miała dylematów "wdzięcznościowych"
Epk - widzisz, podeszlas do sprawy od strony wlasciciela. Wymaganie wdziecznosci? Ja bylabym wdzieczna gdyby pod moja nieobecnosc ktos zaopiekowal sie moim zwierzakiem. Tak mi sie wydaje ze jakiejkolwiek formy wdziecznosci nie trzeba wymagac, to dziala w dwie strony.
Ale rozumiem, ze wdziecznosc powinna byc po stronie jezdzacej, no bo miala taka mozliwosc?
Tu mowie z roznych doswiadczen, bo sa ludzie ktorzy po prostu sie ciesza, ze masz czas i checi zeby zajac sie ich koniem podczas ich nieobecnosci.

Wiesz, z jednej strony sie z Toba zgodze, bo tak uksztaltowany jest caly swiatek jezdziecki. ALe z drugiej strony zastanawiam sie nad tym zupelnie od drugiej strony i obiektywnie rzecz ujmując nie jest tak jak piszesz.
Opiekunki do dzieci tez powinny robic za darmo za mozliwosc nabrania doswiadczenia i przyjemnosci posiedzenia z dzieckiem?
Za prace sie albo płaci, niekoniecznie pieniedzmy. - Ty swojej dziewczynie dajesz nauke, jazdy z trenerem, wiec to nie jest tak za darmo...

Tez mialam kiedys mozliwosc jezdzic i sie uczyc i bylam najszczesliwszym czlowiekiem na swiecie. I nikt mi łaski nie robił.
Ale moja droga, a po co mi opieka nad koniem? Jakby mnie miesiąc nie było nic by się nie stało. Chodziłby na padok i tyle. Lepszej opieki niż udzielanej przez prowadzących pensjonat to ja nie znajdę. I nie potrzebuję. A to opłacam z własnej kasy.

I niestety ale dla mnie wsiadanie przez obcą osobę na mojego konia to ryzyko, że wcale potem nie będzie tak jak to zostawiłam - może być gorzej, wiec to ryzyko dla mnie. (Nie dlatego, że ktoś gorzej jeździ tylko inaczej)
Więc powiedz mi, gdzie tu  zalety tego dla mnie? Ja ich nie widzę, bo takiego czegoś nie potrzebuję. A skoro nie potrzebuję to wychodzę z założenia że to ja komuś robię dobrze. Nie ma co porównywać do opiekunki do dziecka - żadna matka nie zatrudniałaby opiekunki gdyby nie musiała....

Acha, i ja tej mojej dziewczynie nie daję treningów. Daję jej tylko konia do jazdy - konia, na którym może się coś nauczyć. Treningi ma sobie wykupić, to jest warunek jazd na rudym, że będą pod okiem trenerki.
epk spokojnie, od razu po Twoim poście widać, że pewnie Tobie taki układ nie pasował. Marzenie chodziło o zwykłe dobre słowo, mówiąc szczerze właściciel konia też na tym korzysta bo taka osoba nie tylko jeździ a także wyczyści, sprawdzi czy jest wszystko ok itp. Ja też miałam dziewczynę która przychodziła do mojej kobyły jak mnie nie było, fakt nie jeździła  sama a tyko jak ja byłam, bo się dopiero uczy ale wylonżowała, wysmarowała, wyczyściła. Byłam jej wdzięczna. Niestety teraz dziewczyna choruje i nie może przychodzić. Dlaczego ma wydawać zaraz 1000 zł miesięcznie? zależy gdzie trzyma się konia Ja przez 11 lat trzymając konia w ogólnie w 3 pensjonatach tylko dwa razy zapłaciłam ponad 1000 bo kobyła była chora. Chyba że żeczywiście płaci się za pensjonat 1000 zł gdzie codziennie wymacają konia czy wszystko z nim w porzadku. Moja kobyła jest alergiczką, cierpi na lipcówkę i trzeba ja macać codziennie.
Watrusia, dokladnie o to mi chodzi. Epk mnie nie do konca zrozumiala.
Epk - masz PW 🙂
ja się zgadzam w 100% z epk. Oczywiscie ze strony właściciela też wypadałoby powiedzieć miłe słowo, pokazać że dana osoby fajnie zajmuje się koniem. Ale tak naprawdę to my-właściciele koni robimy komuś "łaskę" pozwalajac jeździć na aszym koniu. Zwłaszcza jak mówimy o zwierzakach które już coś umieją.

A jak jezdziec umie wiecej od konia to tez mu robisz łaskę?🙂

Tzn chcialam doprecyzowac bo jak dla mnie dzisiaj za slabe cisnienie i mysle poniekad od tylu.
Jak masz dobrze zrobionego konia, w treningu, od ktorego sie mozna duzo nauczyc, to dajac go kums do jazdy poniekad robisz mu łąske.
Ba. Ja bym takiego konia przyjela z pocalowaniem reki.
Ale jak dajesz komus konia, ktory nauczony jest chodzic tylko w tereny, albo stal X czasu i jest do odrobienia, i ten ktos Ci tego konia robi, pracuje z nim, to też jest to robienie łaski?
Bo dobrego konia do jazdy dostac jest mega trudno, za to takiego ktory niewiele umie duzo latwiej.
I moj wpis odniosil sie do tych drugich.
Ja już jestem taką mamucicą 😉 i trochę inaczej patrzę już na życie. Sama byłam kiedyś w takiej sytuacji na Marzena, dawałam z siebie wszystko a nie usłyszałam nawet dzięki czy pocałuj mnie w d....Myślę że większość tutaj osób zanim kupiła sobie konia/konie, jeździła tak mniej więcej jak Marzena, tylko teraz jak się ma już swoje zwierzaki, o tym już się nie pamięta.
Wiesz, Watrusiu, moja sytuacja jest troche inna bo nie jestem typowym jezdzcem rekreacyjnym, pracowalam jako luzak, jezdzilam konie sportowe w tym chodzące duzy sport. Problem jest taki, ze a wyjazdach bo w mojej dziurze nie ma takich mozliwosci wiec mam przerwy i tym samym rajter ze mnie żaden.
I moj wpis dotyczyl sie raczej sytuacji kiedy to jezdzac czyjegos konia bardziej dla tego konia niz dla siebie powinnam byc.... wdzieczna,?
hehe, typowym jeźdźcem rekreacyjnym  to  jestem teraz 😀. kiedyś byłam bardziej ambitna, może to nie był Duży  sport(przez duże d) ale szczypiorkiem nie byłam.
No to jeszcze ja - takie sytuacje najlepiej ustalać od razu: co jak i za ile. Jasno i klarownie.
Ja występuje w roli właściciela, 2 razy w tygodniu wsiada na mojego wierzchowca obca dziewczyna. Nie płace za jazdy ani treningi. Ona mi też nie. Mi nikt nie dawał  jazdy ani koni za darmo a nie stać mnie na realizacje czyiś marzeń - od 7 miesięcy mam konia w którego trochę kasy musiałam władować żeby go postawić na nogi,  do tego pensjonat i inne wydatki. Treningi będą jak się obrobię -  ale to będą moje treningi.  I taka była umowa - ona jeździła na nim jeszcze za czasów poprzedniego właściciela  i może to dalej kontynuować, a nie stać jej na wykupienie jazdy.  Ja mam pewność że koń jest bezpieczny. Słowa dziękuje i proszę słyszy ode mnie bardzo często. I tyle. Jeśli ktoś sporo potrafi i za darmo komuś robi konia to jego problem, a o słowa wdzięczności to w tym kraju trudno. Trzeba się docenić samemu 🤔wirek:
Marzena ale Ty mówisz o innej sytuacji 😉 My z epk mówimy o koniach zrobionych, które umieją naprawdę sporo.

Myślę że większość tutaj osób zanim kupiła sobie konia/konie, jeździła tak mniej więcej jak Marzena, tylko teraz jak się ma już swoje zwierzaki, o tym już się nie pamięta.


a może właśnie pamięta?? Ja zaczynałam swoją przygodę z jeździectwem to musiałam płacić... płacić sporo kasy zeby ktoś mi dał fajnego konia do jazdy i żeby mnie również czegoś nauczył. A potem, kiedy juz coś umiałam,  dostawałam też konie do jazdy za darmo za co ja byłam bardzo wdzięczna, że zdobywam doświadczenie, mam możliwość jazdy na różnych koniach.
A teraz gdy mamy swoje zwierzaki, dobrze zrobione, ukochane, wymarzone to nie ma się co dziwić że nie będziemy jeszcze ludziom dziękować za to że wsiądą i np. konia popsują?
xxagaxx W pełni się z Tobą zgadzam 🏇
xxagaxx, masz racje, mowimy o dwoch roznych rzeczach.
Z tym ze moj pierwszy post odniosl sie do tego,co wyjasnilam potem, tylko zbyt ogolnie to napisalam.
xxagaxx a w którym poście jest napisane że sie daje dobrze zrobione konie osobom marnie jeżdżącym?  i jeszcze się za to ma płacić czy być wdzięcznym? Jeżeli ktoś się zgadza żeby obca osoba jeździł na jego koniu to musi mieć jakąś wiedzę o umiejętnościach jeźdźca. Tak jak napisała barnabik wystarczy naprawdę dobre słowo, zwyczajne dziękuję i jest ok. Chyba że od razu jest ustalona jest cena.
Ja jeżdżę konia pewnemu facetowi-kompletnemu laikowi. Sam się "nauczył" jeździć, koń mu bryka w terenie "z radości" (w rzeczywistości bryka, kiedy jest bardzo wkurzona. Co nie jest dziwne, jak ponad 100kg tłucze jej się po grzbiecie), nie ma pojęcia o jeździe, jedynie tyle, co przeczytał z jakiejś książki. Zanim zaczęłam jeździć, były problemy z przeskoczeniem koperty, praktycznie jedyne co umiała kobyła, to zapieprzać w terenie, była uważana w stajni, za konia, który do niczego się nie nadaje, ludzie pukali się w głowę, jak zaczęłam jeździć. Nikt nie chciał kupić jej za 5tys., mimo długich prób właściciela.
Po roku, koń chodzi konkursy P, nagle wszyscy zaczęli się zachwycać jaki "ten koń jest zaje...ty", jaki ma ogromny talent do skoków, że trzeba jeszcze sporo popracować, ale możliwości ma wielkie. Ostatnio na tej chabecie wygrałam P1 (towarzyskie), z zawodnikami o kilkukrotnie większym doświadczeniu, niż moje i konia (nasze trzecie zawody), między innymi z dziewczyną, która kiedyś wygrała mistrzostwa województwa. Wartość konia wzrosła na pewno o kilka dobrych tysięcy.
Co słyszę w zamian od jej właściciela? Jak wrócę z jakiś zawodów, jest "super, ekstra, chcę, żebyś dalej jeździła". Jak miną dwa tygodnie i go spotkam w stajni? Czepia się o WSZYSTKO. Najbardziej mnie wkurzył ostatnio, kiedy próbował wmówić mi, że pojedynczo łamane, mega grube, zwykłe wędzidło jest jedynym słusznym, bo pojechał na moim ogłowiu z cieńszym wędzidłem (zwykłym , podwójnie łamanym) w teren i koń mu machał głową i zgrzytał zębami. I to wina wędzidła i ja nie powinnam na nim jeździć! To nic, że koń mi nigdy tak nie robi, to wina wędzidła! Nachrapnik też powinnam zmienić, bo te meksykańskie są ZŁE (nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego), ja nie powinnam lonżować na czambonie, tylko na gumach, bo czambon jest ZŁY, mam nie zakładać owijek, bo są ZŁE, moja koncepcja kupienia siodła-za własną kasę (winteca, bo obecne jest za wąskie na konia, na dodatek wszechstronne, a przydało by mi się skokowe), też jest ZŁA, bo przez internet ludzie wystawiają tylko ZŁE siodła, bo jakby były dobre, to by ich nikt nie sprzedawał, poza tym jego siodło jest bardzo dobre i wcale nie jest za wąskie, pod nie powinnam dodatkowo zakładać koc, bo koń się bez niego obetrze, to samo dotyczy szmacianego 'ochraniacza' na popręg (nadal się o to czepia, mimo, że rok jeżdżę bez niego i nawet sierści nigdy przetartej nie miała. A ja w ogóle powinnam inaczej jeździć. Dodatkowo jestem nieodpowiedzialna, bo wzięłam wieczorem na jazdę konia, który był już wcześniej na 4-godzinnym terenie (co z tego, że właściciel nic mi nie powiedział o tym, że w ogóle jeździł tego dnia, to JA powinnam do niego zadzwonić i zapytać, mimo, że ja jestem prawie codziennie, a on raz na 2 tyg).

Dopóki się z nim nie spotykam i nie mamy ze sobą kontaktu żadnego, jest ok. On jest zadowolony, bo ma czysty sprzęt, czystego i zadbanego konia, którego nie musi lonżować przed wsiadaniem, jak wcześniej, ja zadowolona, po mogę pojeździć na 'prawie swoim' koniu, robimy cały czas jakieś postępy, jest fajnie. Jak tylko przyjedzie, zaczyna się czepiać o pierdoły. Szlag mnie trafia, bo podobno jest baaardzo zadowolony z tego co robię z tym koniem, a jednocześnie non-stop neguje moje sposoby pracy. Dodatkowo zero jakiejkolwiek wdzięczności za to. Może bym już sobie dała spokój z tym całym układem, ale mimo utarczek z właścicielem-nie płacę za utrzymanie, mogę jeździć na zawody kiedy chcę, mam na prawdę złotego konia do jazdy, prawdopodobnie będę próbowała zdawać licencję na tym koniu, a być może kiedyś ją kupię.. A przynajmniej chciałabym.

Edit: sorry, że tak się tutaj rozpisałam, wyżaliłam właściwie.. Ale jak zaczynam o tym gadać, czy pisać, to mnie trafia 😤
Moja przyjaciółka przez wiele lat dzierżawiła klacz i płaciła za nią 400 zł miesięcznie. Konia miała praktycznie tylko dla siebie, bo właściciel był po kilku operacjach kręgosłupa co wykluczalo go z jezdziectwa, ale kobyłę trzymał "z sentymentu" - szkoda że jeśli wymagała np weterynarza to biedna Kasia była zmuszona sama się o to zatroszczyć, sama zapłacić za wizytę i leki, a później walczyć z właścicielem o oddanie połowy kasy. Z rzeczami identyko - jak dostała konia, większa część sprzętu jak np ogłowie była w opłakanym stanie, więc z troski o konia musiała praktycznie wszystko odkupić. A odnośnie samego konia - w styczniu 2004, kiedy przyjaciółka dostała konia do jazdy, była to znarowiona na wszelkie sposoby kobyła. Nie dawała na siebie wsiąść, a kiedy już się na niej siedziało, bardzo starała się pozbyć jeźdźca. O jakiejkolwiek jeździe nie było mowy. To właśnie Kasia nauczyła klacz wszystkiego. Odbudowała jej zaufanie do ludzi. Dzięki Kasi koń chodzi jak chodzi, spokojnie można na nią wsiadać ze stójki, jeździć na luźnej wodzy i w tereny. I jakiś rok temu, po kilku pięknych latach opieki nad tym koniem, przyjechał właściciel (nie na jazdę, tylko w odwiedziny), i patrząc przez kraty boksu na klacz, stwierdził że Kasia się z nią musi pożegnać, bo ją wyraźnie popsuła.
I tak, Kasia po nauczeniu konia wszystkiego prawie że od zera, po wybuleniu tyle kasy w konia, tak po prostu musiała odejść, bo właścicielowi i tak to się nie podobało.
Więc ja się pytam, co trzeba zrobić, żeby zadowolić człowieka w tym kraju?  🤔wirek: 🤔wirek:
kupić swojego konia??
Są ludzie i taborety, i nic się na to nie poradzi. Niestety takie prawo właściciela że może zrobić z koniem co zechce. Nie wszyscy tacy są, ale jak patrzę i słucham zdecydowana większość... Najgorsi są Ci co tak naprawdę o jeździectwie pojęcia nie mają
Wiesz, xxagaxx, tylko jest jedna zasadnicza różnica między większością ludzi dobrze jeżdżących a większością ludzi raczej słabych - oprócz oczywiście umiejętności - ci pierwsi zazwyczaj wiedzą, czego nie umieją, co musza potrenować, że jeśli coś jest nie tak z koniem, to być może przez nich, natomiast ci drudzy - wiadomo. "Mnie nie rusz, bo ja mam kapelusz"
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
12 października 2010 19:09
dzierzawa to w ogole osobny i bardzo sliski temat, ktory zeby poruszyc tzreba by parunastu stron watku, ale jak chodzi o jezdzenie cudzych koni.

jezeli jest osoba, ktory jezdzi konia cudzego nie placac za dzierzawe i jednoczesnie nie dostajac kasy jako jezdziec, wie w jaki uklad sie pakuje. sa ludzie i parapety jeden bedzie ise czepial, drugi bedzie wdzieczny i z usmiechem. uklad fajny dla osob, ktory na konia wlasnego nie maja pieniedzy i taka okazja to rzadkosc. z drugiej storny tzreba sobie zdawac sprawe, ze wlasciciel kiedys wroci i to uklad wylacznie tymczasowy i nie ma co plakac od poczatku taki byl.

z drugiej strony w polsce jest ogromny problem, zeby ludzie placili "ludzkie pieniadze" ze trening ich koni.
W sumie dziala to też w drugą stronę.
Jak miałam złamaną rękę, przez 2 mies. jezdzila mojego Salwadora pewna dziewczyna. Pierwsze kilka jazd miała pod moim okiem, fajnie sobie radziła, więc ją wziełam. Dodam że nic mi nie płaciła, ja jej nie płaciłam - ot po prostu, taka niezobowiązująca do niczego dwumiesięczna opieka nad koniem. Pozwoliłam jej brać konia samemu na ujeżdżalnię i w tereny. I to był błąd. Od stajennych dowiedziałam się, że dziewczyna kiedy tylko mnie nie było, biła i szarpała konia, a raz przyniosła do stajni i wcisnęła na konia 2 rozstawy łęku za wąskie siodło, tłumacząc później, że moje było czarne, a ponieważ ogłowie jest brązowe, to jakby to wyglądało. Wywaliłam ją wtedy natychmiastowo, bo kto by chciał mieć opiekunkę która woli żeby siodło pasowało kolorystyka do oglowia niż było dobrze dopasowane. Dopóki się nie dowiedziałam o tych małych skandalach, wszystko było ok. Ale pewnie, że były awantury i żale, że zero wdzięczności - ona mi łaskę robiła, bo kazdą wolną chwilę poświęcała dla konia i go umiejętnie jeździła, a ja jeszcze śmiem narzekać? Macie jednak rację, są ludzie i taborety.  🤔
Czyli podsumowując: są ludzie i taborety zarówno wśród właścicieli jak i osób jeżdżących 🤔 Wyjście najlepsze kupić sobie konia i nie polegać na nikim i niczym - wiem, wiem, KASA!!!!Ale jak obserwuje inne dziewczyny z mojej stajni które jeżdżą cudze konie a widzę moje kopyta to normalnie ciesze się jak płace za pensjonat  ze jest MÓJ i ja decyduje i moja sprawa a inni niech się zajmą swoimi/nie swoimi zwierzakami
No dokładnie! Wolę popłacić trochę więcej niż bym płaciła jako dzierżawca, ale mieć swiety spokój i być niezależną! Owszem, kasa się tu liczy, ale nie najbardziej - najważniejszy jest koń, no i zdrowie psychiczne właściciela  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się