Kącik WKKW

abre,  strasznie się ciesze że będziesz, oszczędzaj nogę puki co 🙂 Na razie wiem, tyle co na stronie pisze, jak będą godziny startów to od razu dam znać 🙂
Wielkie dzięki!

Sonia czysty kros! Bardzo się cieszę, w końcu to dopiero jej chyba 3 start w wkkw.
My też będziemy w Babo jak co roku 😀
a ja tym razem nie 🙁
Fabapi co sie stalo?? i kiedy??
ja atakuje Racot 🙂 tzn nie startuje, pojadę potrenerować i się opalić 😉
EDIT
cross na OOM nie należał do trudnych, mało błędów było
Ja jadę do Racotu 😀

Widział ktoś może propozycje bo jakoś nie mogę znaleść? 😡
Mój przypadek podtrzymuje legendę o tym jakie WKKW jest niebezpieczne.
Na zawodach w Jaroszówce pląsałam przy ognisku i krzywo stanęłam.....i złamanie.
Za tydzień dopiero będę próbowała wsiąść na konia
ale numer  😲 to musialo sie stac zaraz po tym jak poszlam!
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
13 lipca 2010 11:47
Frania, to do zobaczenia w Racocie 😉
wrotki wczoraj wsiadł....i pojeździł...to było 3 podejście,tym razem skuteczne 😉

fabapi, współczuję...w walce to w walce,zawsze łatwiej przetrawić...biedaku!
Ale jadę do Baborówka. Pierwszy raz w życiu będę kibicem  😀
Za tydzień dopiero będę próbowała wsiąść na konia

Darolgę to można odsądzać od... zdrowego rozsądku. A gdy ktoś trochę wyżej jeździ - to moze rozum wyrzucić za burtę? Bo i wrotki się popisał pchaniem się na siodło po "kompresji kręgów szyjnych" i ze złamanymi żebrami, a teraz fabapi  😕 Każde! złamanie goi się minimum 6. tyg.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
14 lipca 2010 04:28
rozumiem halo,że to Ty obsługiwałaś wrotkowy rezonans? 🤔wirek: aaaa,nie,na pewno to Ty byłaś tym neurochirurgiem który konsultował wynik 😂 jeżeli uważasz,że pozwoliłabym mu wsiąść nie będąc pewną,że pod względem lekarskim jest mu wolno,to się grubo mylisz.

p.s. wiem,wiem,może jesteś orzecznikiem z ubezpieczalni Warty (bo tam przecież wszyscy startujący mają ubezpieczenie NNW) i właśnie czytasz jego historię choroby zastanawiając się dlaczego miał tyle szczęścia? 🙇
Ja też jadę Racot.

Wolę chyba Racot na pierwszą L-kę niż Baborówko  🙂
Mnie z wiekiem zdrowego rozsądku przybywa. W poniedziałek minie 5 tygodni od złamania. Powinno być już ok. Przecież oparcie na strzemionach powinno mniej obciążać nogi niż np. chodzenie po ziemi  😉.

Zresztą "kto jest bez winy niechaj rzuci kamień". Ile osób jeżdżących konno słucha w 100% lekarza ?
Założę się że ani jedna !!!!!
Moim zdaniem trzeba to rozsądnie wypośrodkowac kierując się zalecieniami lekarza ale też własnym zdrowym rozsądkiem, bo jednak lekarze często mocno przesadzają io najchętniej w ogóle zabroniliby ponownie wsiadać na konia. Ja po złamaniu obojczyka wsiadłam po niecałych 3 miesiącach przerwy, z czego praktycznie 8 tygodni to był gips a potem unieruchomienie (już nie wspomnę czemu tak długo bo znowu musiałabym się wkurzać ne lekarzy i polskie lecznictwo) i uważam, że taka przerwa i tak była długa, a gdybym chciała słuchac lekarza to mogłabym zacząć myśleć o wsiadaniu gdzieś na wiosne czyli w okolicach marca-kwietnia podczas gdy złamanie miało miejsce w sierpniu, co daje 7-8 miesięcy przerwy.... 🙄 wiec ja podziękuję za takie zalecenia...
Moim zdaniem trzeba to rozsądnie wypośrodkowac kierując się zalecieniami lekarza ale też własnym zdrowym rozsądkiem, bo jednak lekarze często mocno przesadzają io najchętniej w ogóle zabroniliby ponownie wsiadać na konia.

Tylko niestety często to ich przesadzanie jest usprawiedliwione.

Ja po uszkodzeniu (kilka lat temu) kręgosłupa w maju miałam do sierpnia chodzić w gorsecie a z wsiadaniem wstrzymać się do wiosny. Oczywiście zaczęłam jeżdzić w grudniu i dziś musze powiedzieć, ze lekarz miał chyba rację. Mój kręgosłup niestety daje mi to coraz częściej odczuć
dempsey   fiat voluntas Tua
14 lipca 2010 12:13
wiec ja podziękuję za takie zalecenia...

bardzo byc moze, ze gdybysmy mieli mozliwosc zajrzenia w przyszlosc, to bysmy sie bardzo pilnie do nich stosowali  🤔
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
14 lipca 2010 12:22
..z drugiej strony,wrotki zaliczył chirurga,ortopedę,specjalistę chorób wewnętrznych,ortopedę,który skierował na rezonans i do kontorli u neurochirurga - miał szczeście w nieszczęsciu,uszkodził coś,co szybko się zregenerowało,część była nadwyrężona...pozwolili mu wsiąśc...
ale prawda jest taka,że często  mikrourazy które nabywamy podczas normalnych treningów...upadków,które nie kończą się wizytą u lekarza...sport to zdrowie,utracone  😉
jezeli znajdzie się czynny zawodnik,nie narzekający na zdrowie,to jest dla mnie herosem  👍
Tylko niestety często to ich przesadzanie jest usprawiedliwione.

No możliwe, może ja po prostu jestem dziwnym przypadkiem, albo dopiero w przyszłości zaczne coś odczuwać, ale mimo, że wsiadłam po czasie dwa razy krótszym niż by sugerował lekarz to nie odczuwam narazie negatywnych skutków tego. W ogóle może jestem jakims wyjątkiem od reguły, ale mnie moje złamanie praktycznie w ogóle nie bolało (no może tylko kilka pierwszych dni jak było opuchnięte i potłuczone) przez cały okres leczenia ani również potem.

Ale co do złamań to ja wtedy rozmawiałam z lekarzem dlaczego taki długi czas zaleca i wytłumaczył mi wtedy, że tyle czasu potrzeba do pełnego zagojenia tzn. nie tylko do wystapienia tego pierwszego zrostu kostnego, ale również do czasu rozpoczescia sie procesu przebudowy i odbudowy struktury kostnej w miejscu złamania, na łączeniu odłamów kostnych, czyli do czasu aż kość zacznie odzyskiwac swoją dawną wytrzymałość, dzieki której na wypadek upadku złamanie się nie odnowi - i to własnie o to chodzi o kolejny uraz, upadek, który mógłby odnowić złamanie w jeszcze nie do końca zagojonym miejscu, bo samo wsiadanie nawet krótko po ściągnięciu gipsu/unieruchomienia nie jest samo w sobie niebezpieczne, przynajmniej w przypadku złamań kończyn nie mówię tu o kręgosłupie czy jakichś innych urazach. I mi o to chodziło z tą przesadą, że ten czas 7 miesięcy to czas po którym już można wsiadać  i spadać i nie powino się nic stać, zaś gsy się wsiada wcześniej trzeba uważac i mieć świadomość, że nawet niegroźny normalnie upadek może spowodować ponowne złamanie w tym samym miejscu.

Przepraszam za przydługie wywody, ale akurat na temat złamań i stabilizacji się trochę nasłuchałam na wykładach, najlepsze to w ogóle są stabilizatory zewnętrzne, które tak unieruchamiają kości, że można od razu na drugi dzień po złamaniu normalnie funkcjonować, dzięki czemu ogranicza się potem czas rehabilitacji, a były też badania udowadniajace, że dzięki własnie takiej stabilizacji i dzięki możliwości poruszania kończyną po złamaniu naciski odłamów kości stymulują szybszy zrost i procesy odbudowy kości🙂
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
14 lipca 2010 15:42
sorki ze się wtrącam, ale co wy wiecie o złamaniach... 🤔
nie zebym się chwalila ale to jest epikryza mojego męża z zeszłego roku, po wypadku
(upadek z komina ok 8-10 m) nie powiem na co ale nikt by mi nie uwierzył -ze coś takiego można przeżyc

wybuchowe L2 przerwana opona, cudem nie zerwal rdzenia, miednica w kawałkach, ręce otwarte wieloodłamowe

to tylko z jednego odziału, epikryzy z drugiego nie wklejam i innych rtg

EPIl<RY2A
+Pacjent lat 39, przyjęty do Oddziału w ramach ostrego dyżuru kręgosłupowego ze Szpitala w Myślenicach z powodu
urazu wielonarządowego ( złamanie wybuchowe trzonu L2 ze stenozą kanału kręgowego, złamanie otwarte,
wieloodłamowe nasady dalszej kości promieniowej po stronie prawej, i wieloodłamowe po stronie lewej, złamanie gałęzi
górnej i dolnej kości łonowej prawej, złamanie skrzydła kości krzyżowej po stronie prawej ), którego doznał w wyniku
upadku z wysokości ok. 8 m. Chory wstępnie zaopatrzonyw SOR- nastawienie i unieruchomienie obu kości promieniowych
( ustawienie niezadawalające ), przygotowany i zakwalifikowany do zabiegu operacyjnego w trybie planowym. Zabieg
operacyjny - laminektomia L2, repozycja odłamów trzonu z udrożnieniem kanału kręgowego, plastyka opony, stabilizacja
transpedikularna U-L3 ( Omega) - bez powikłań. Znieczulenie, okres około i pooperacyjny niepowikłany. Gojenie rany
prawidłowe, bez odczynu zapalnego. W trakcie hospitalizacji chory konsultowany psychiatrycznie z powodu stanów
depresyjnych oraz przez chirurgów ogólnych z powodu objawów niedrożności. Po wygojeniu rany pooperacyjnej okolicy
kręgosłupa lędźwiowego pacjent po uzgodnieniu z Prof. Tadeuszem Niedźwiedzkim przeniesiony do Kliniki Ortopedii i
Traumatologii NarząduRuchutut. Szpitala celem kontynuacji leczenia.


dziś--> zdumiewająco sprawny, jak na taki wypadek...

ale zmierzam do tego że człowiek na codzień sprawny-błyskawicznie wraca do formy, pominę proces rehabilitacji itp, bo zeszły rok to byl koszmarny sen dla nas

ale wiem ze rady typu: niepowinieneś to "se" można wsadzić 😉 nikogo się na siłe nie zatrzyma, a ja dziś po tym na jakie tragedie napatrzylam się w szpitalu -hhm już się tak ze sobą nie cackam-bo co nas nie zabije...

najgorzej jest usiaść i plakać 'bo mnie boli' trzeba zacisnąć zęby i wio! 😉

i wszystkim połamanym zyczę powrotu w siodło🙂
fabapi, przepraszam, zrozumiałam, że to świeża sprawa. Stąd reakcja szokowa  🤔. Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Życzę zdrowia i 0 kontuzji.  :kwiatek:
Ktosiowi, też dziękuję za wyjaśnienia. Moja droga, w odróżnieniu od was, pisząc na forum opieram się na tym, co na forum się znalazło. To wrotki tak określił swój uraz. Cieszę się, że wyjaśniłaś, bo "w pierwszym czytaniu" naprawdę można odnieść wrażenie, że nieważne co i jak uszkodzone - heja!  🏇
duunia, współczuję ogromu cierpienia i życzę pełnego wyzdrowienia mężowi. Mam jednak nadzieję, że nikt z małolatów nie posłucha twoich zaleceń, jeśli chodzi o jazdę konną (chyba, że chodziłoby o hipoterapię). Czym innym jest walka o powrót do zdrowia a czym innym narażanie się na dalsze groźne urazy. Problem z jazdą konną polega na tym, że gdy coś w organizmie jest "wyłączone", źle funkcjonuje, to całe ciało traci swoje wyrobione prawidłowe odruchy, zachowuje się inaczej. A jeździectwo polega na dobrej koordynacji ruchowej. Gdy ta szwankuje - robi się nieciekawie.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
14 lipca 2010 16:19
..narażać się głupio oczywiście nie można, ale to ciało samo najczęściej naturalnie nie pozwoli Ci czegoś tam zrobić...rehabilitacja zresztą tak wyglądała--> do granicy bólu

i jeszcze jedno -ma się wtedy już tę świadomość że nie jesteśmy niezniszczalni i nieśmiertelni

a złamana du... naprawdę boli, zwłaszcza gdy sobie nie można jej samemu za przeproszeniem wytrzeć bo ręce połamane
😕

u nas na strychu wózek inwalidzki (wywalczony w nfz  :konik🙂 dalej stoi na szczęście ku pamięci

edit: czy zdajecie sobie sprawę, ile nerwów kosztuje wywalczenie lepszego wózka inwalidzkiego w nfz;
(u betonowej blondynki z trwałą ondulacją)?
takiego lżejszego niż te które dają standardowo-którego możecie unieść same np po schodach?

uuuff - uważajcie na siebie....
dempsey   fiat voluntas Tua
14 lipca 2010 20:04
to ja może spróbuję zakończyć bo sama miałam udział w rozwinięciu tego tematu:

Bezpiecznego sezonu wkkwiści -  i żadnych kontuzji!
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
14 lipca 2010 21:01
podsumowując ten mało jednak przyjemny temat - dobra,bezpieczna kamizelka i dobry,bezpieczny kask to podstawa,bo gdyby nie one,pewnie troszkę dłużej musiałabym ruszać wrotkowe konie 😉
Ktoś, a tak z ciekawości - możesz napisać jak to się stało? Na crossie czy na parkurówkach?
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
14 lipca 2010 21:31
po krosie w Jeziorkach wrotki wsiadł na Olimpię,która tam pod właścicielką odmówiła współpracy...potem tradycyjna historia,koń nie chciał,wrotki bardzo chciał i poszli na kompromis,który zakończył się upadkiem,Olimpii zaplątały się nogi...wstając depnęła na wrotka i już,żadnych sensacji.
Kurcze, brzmi niefajnie. Wywalający się koń, depczący następnie człowieka to chyba wystarczająca sensacja :] Niech uważa więc na siebie, pozdrawiam 🙂
Jeśli już mówimy o wypadkach, to chciałam powiedzieć, że mało brakowało, a wczoraj zaliczyłabym pierwszą wywrotkę z koniem. Na zawodach kobyłka wpadła na przeszkodę i straciła równowagę. Prawie się przewróciła, ale na szczęście udało jej się uratować sytuację. Dzielna klacz. Ja nie ucierpiałam wcale, ale niestety nogi konia nieco spuchły 🙁 Opatrzyłam ją wczoraj, 2 razy sprawdzałam, czy nie kuleje - na szczęście wygląda na to, że nic poważnego jej nie dolega. Przestraszyłam się nie na żarty. To było już na samym końcu krosu, więc nie musiałam się za bardzo zastanawiać, czy przypadkiem nie zejść z konia, gdyż i tak meta była tuż - tuż. Chociaż szczerze, gdy tylko poczułam, jak kobyła przygrzmociła, to myślałam o zakończeniu krosu na własnych nogach. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie wiedziałam co robić.

Tak w ogóle nie pochwaliłam się, że robię teraz klasę BE100, nie wiem, jak to jest na polskie realia, ale przeszkody do 100 cm to jest w P chyba? W każdym razie, ostatnia przeszkoda, to dla mnie był nieco przekręt. 100 cm dosięga mi do pasa, a tamten twór sięgał mi do klatki piersiowej, czyli było to zdecydowanie wyższe niż 1m . Moim zdaniem nieco za wysoko. Ale cóż, jeżeli takie coś dopuścili, to znaczy, że może być.

Acha i jeszcze jedno - na zawodach był Oliver Townend (coś mam głupie szczęście do tego faceta) i widziałam, jak go sędziowie ochrzaniają. To było tak - Oliver jechał 4 konie, z czego jeden miał 2 wyłamania na skokach i 2 wyłamania na krosie (w wkkw w UK dozwolone są 3), a drugi koń miał jedno wyłamanie na skokach i dyskwalifikację (3 wyłamania) na krosie. Sędziowie ochrzanili go, że podnosi koniom za wysoko poprzeczkę, że wymaga od nich za dużo, że powinien się "hamować", przyjeżdżać z mniejszą ilością koni. Poza tym czuli się obrażeni tym, że z krosu po eliminacji wracał na koniu kłusem, a nie stępem. Cały ten ochrzan był przy tablicy z wynikami pośród tłumu ludzi 🤔
Ja rozumiem - fajnie, że nie patrzą, że zawodnik światowej sławy, że prostują faceta w, żeby bronić jego konie, ale z drugiej strony, mogli go wziąć gdzieś na bok i mu zwrócić uwagę osobiście. Moim zdaniem to było nieco niekulturalne, mimo, że w dobrej wierze.
A Oliver? Nic nie powiedział. Przeprosił wszystkich zgromadzonych i opuścił namiot czerwony, jak burak.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
15 lipca 2010 07:45


Tak w ogóle nie pochwaliłam się, że robię teraz klasę BE100, nie wiem, jak to jest na polskie realia, ale przeszkody do 100 cm to jest w P chyba? W każdym razie, ostatnia przeszkoda, to dla mnie był nieco przekręt. 100 cm dosięga mi do pasa, a tamten twór sięgał mi do klatki piersiowej, czyli było to zdecydowanie wyższe niż 1m . Moim zdaniem nieco za wysoko. Ale cóż, jeżeli takie coś dopuścili, to znaczy, że może być.


to nadal polska L klasa, przeszkody do 1 metra,hyrda może mieć 120 cm.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się