Co mnie wkurza w jeździectwie?

Bischa   TAFC Polska :)
03 lipca 2010 21:46
Ja nie rozumiem czepiania się o bluzkę na ramiączkach  🙄 Jeśli jest czysta i schludna , nie ma cycków i brzucha na wierzchu i nie są to zawody , to co w tym złego ?  😉
Met   moje spore
03 lipca 2010 21:51
no dokladnie!

a co zlego w podkolanowkach?

a co zlego w ubiorze nie pod kolor?

panny pewnie sie teraz pokryja rownym rumiencem, ale ja pamietam wiekszosc z nas z czasow, kiedy o zadnym lansie nie bylo mowy, a rozmowczynie byly zaskoczone twierdzeniem, ze trzeba anglezowac na zewnetrzna (bo co to znaczy?).

zapomnial wol, jak cieleciem byl.
tylko niesmak pozostaje. i wcale nie po topach na ramiaczkach.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
03 lipca 2010 22:18
w ubiorze nie pod kolor nie ma nic złego, w podkolanówkach też nie, ja np. długi czas kasy na czapsy nie miałam, w podkolanówkach jeździłam potem w kozakach, ale jak siedziałam na koniu(pomijając stany panicznego lęku) to byłam szczęśliwa i to czy jestem pod kolor, mało mnie obchodziło
grunt żeby było czysto i schludnie, przeglądając photoblogi trafiłam np. na zdj. dziewczyny jeżdżącej w krótkiej spódniczce i rajstopach 🤔
nie należy popadać w skrajności
Ja zawsze ubieram wysokie skarpety pod sztylpy, te ściągam często pod koniec jazdy, bo mi gorąco, a że lubię wzorki i kolorki to chyba moja sprawa  😎 Zresztą mam ładne ramiona i nie lubię opalać się na rolnika, to pokazuję.
Co jeszcze wymyślicie do wkurzania się? Może to, że denerwuje was jazda w czapsach, a nie sztylpach, bo są tańsze i nie udają tak sprawnie oficerek?
Co do podkolanówek i bluzek na ramiączkach, to na pewno nie ma w tym nic strasznego 😉 Jednakże jazda konna jest uznana za elegancki sport i w opinii niektórych, zwłaszcza trenerów "starej daty" - po prostu nie wypada. Uważam, że jeżdżąc z trenerem, wypada jednak ubrać się zgodnie z etykietą jeździecką, inaczej może to świadczyć o braku szacunku. Jeżdżąc samemu, można sobie pozwolić na więcej  😀
Moim zdaniem sprzęt i strój jeździecki powinien być: 1 bardzo ważne. bezpieczny, dobrze dopasowany, nie powodujący dyskomfortu konia i /lub jeźdźca; 2 ważne. czysty i schludny; i 3. mile widziane. ładny i elegancki 🙂
Jeździłam z różnymi trenerami i jakoś nikt mi nie zwrócił uwagi na moje podkolanówki.
a ja właśnie idę jeździć - w koszulce NA RAMIĄCZKACH  - zamierzam opalać ramionka, jak mam z krótkim to i tak podwijam rękawki 🤔
jak mnie nikt nie widzi, to zdazy mi sie koszulka na ramiaczkach. jednak jesli ma mnie ktokolwiek zobaczyc to zakladam na wierzch cienka kamizelke, albo koszulke z rekawami. tak samo nakrycie glowy- powinno sie miec czapke czy kaszkiet.
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
04 lipca 2010 11:16
Ale po co czapka czy kaszkiet jezeli jeździ się w kasku? 🤔 Ja często jeżdże w bluzkach na ramiączkach i nie uważam,aby było to rażące,podobnie jak nie zakładam czapsów,bo mi wygodnie w samych butach.Rozumiem,że na zawody należy ubrac frak itd a jak gorąco to koszule białą czy błękitną,ale na jazde na co dzień  nie widzę potrzeby strojenia się.
Ja jednak zawsze wolę się ubrać odpowiednio na jazdę z trenerem, aczkolwiek czasami zdarza mi się wsiąść w bluzce na ramiączkach - ale tylko, jak jeżdżę sama. Będąc parę lat temu na treningach w Kwidzynie, pani Helena Zagor delikatnie zasugerowała jednej z dziewczyn, że nie wypada jeździć bez czapsów lub sztylp, a ramiona powinny być zakryte. Ale faktycznie, dzisiaj już niewielu jeźdźców i trenerów zwraca na to uwagę, i jeżeli trenerowi nie przeszkadzają podkolanówki i bluzki na ramiączkach, to raczej nie ma problemu 🙂 Tak czy siak, najważniejsze, żeby sprzęt był dobrze dopasowany i schludny. Elegancki wygląd to już sprawa drugorzędna, i zależy od tego, co się komu podoba 😉
Ale po co czapka czy kaszkiet jezeli jeździ się w kasku? 🤔

chyba, ze sie nie jezdzi w kasku- proste. wtedy i tak wypada miec nakrycie glowy.
Współczuję osobom, które wrzeszczą na swoje konie podczas treningu.
kpik   kpik bo kpi?
09 lipca 2010 20:18
lepiej wrzeszcząc wyrazac frustracje niz bijąc - z dwojga zlego lepiej sie oglada osobe wrzeszczącą, bo z boku to w sumie smiesznie wyglada
Constantia   Adhibe rationem difficultatibus
09 lipca 2010 20:23
Co do stroju to oczywiście sprawa każdego. Po prostu ładniej wygląda jak ktoś ma dobrany strój i to wszystko. Kiedyś moje podopieczne zwróciły mi uwagę, że ładnie wyglądam na koniu, bo akurat mam brudną kasztankę, miałam szary czaprak, szare ochraniacze, szare bryczesy i brązową kurtkę. Dopiero wtedy się nad tym zastanowiłam 🙂 na szczęście ganiać o czystość dziewczyn nie muszę, bo same starają się dobrze czyścić konie, zamywać je po jeździe i często piorą swoje rzeczy (zwłaszcza, że mamy pralki do czapraków i ubrań).

Z wrzeszczeniem my zaprzęgowcy będziemy potępieni 😉 W maratonie niestety trzeba krzyknąć. Wolę to niż gonić batem 🙂
Mi tam wcale nie jest do śmiechu jak ktoś wydziera się na konia, gdy ten nie może się skupić na jeźdźcu lub niepoprawnie wykona ćwiczenie. Dla mnie to jest żałosne.
O biciu, to już chyba wspominać nie trzeba.
EDIT: Constantia, no wiadomo, że zaprzęgowcy, to co innego 😉 Mam na myśli takie np. pingwiny, bo głównie u takowych zaobserwowałam powyższe zachowanie.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
09 lipca 2010 20:34
Jasnowata, czasem tak bywa, że się człowiek na konia zdenerwuje. Coś z tymi nerwami trzeba zrobić, lepiej sobie krzyknąć czy wyrazić się o koniu w ciepłych słowach i tak złość rozładować. Oczywiście pewnie są tacy świetni jeźdźcy co się na konie nie denerwują, ale ja takich nie znam. I wolę tych gadających/krzyczących niż tych co duszą złość w sobie i potem wyładowują na koniu.
Zgadzam sie w 100% z Koniczka! Z wrzeszczeniem na konia jest jak z przeklinaniem - zdecydowanie nieeleganckie, ale IMHO lepsze niż tłumienie złości, co grozi wybuchem i wyładowaniem emocji w brutalniejszy sposób. I ja również nie znam nikogo, kto miałby nerwy ze stali - jesteśmy ludźmi, posiadamy emocje, i jakoś musimy dać im  ujście 😉
Koniczka, ok, ale znam takie "profi" osoby, które drą się non stop i śmiem podejrzewać, że nie jest to wyładowywanie frustracji, a sposób bycia. I to jest przykre.
Też nie znam osoby, która się nie denerwuje na konia, ale widuję na codzień parę takich, które jednak nie wyżywają się na zwierzaku 😉
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
09 lipca 2010 20:47
Krzyknięcie na konia traktujesz jako wyżywanie się? W słitaśnym świecie żyjesz...
kpik   kpik bo kpi?
09 lipca 2010 20:49
Jasnowata, ale jakze te osoby sie wyżywają na zwierzaku krzycząc na niego? przecież on nie odróżnia, za który zwrot powinien się obrazić - ton głosu czasem wystarczy zeby koń przestał leciec w kulki
Siss   Za Króla! Za Ojczyznę! Za ile?
09 lipca 2010 20:55
A ja znam osobę, która nie krzyczy na konie, nie bije, nie wyładowuje się w żadne sposób na koniach (na jeźdźcach z tego co wiem też nie :P) Z drugiej strony gościu ma zajebistego konia na którego po prostu nie można się złościć 😀
Myślę, że ostry ton głosu działa na konie czasem lepiej niż bat. Metoda skuteczna i bezbolesna.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
09 lipca 2010 20:58
Siss, A ja znam osoby, która spuszczają łomot koniowi batem, dają przez pysk z plaskacza czy biją pięścią w zad by się przesunął lub dał nogę. z takimi nie pogadasz, bo zaraz cię nazwa nawiedzoną naturalistką :/
Jasnowata

To jak Ty się z koniem dogadujesz ? Telepatycznie
pisząc "wyżywanie" nie miałam na myśli tylko krzyczenia. 😉
kpik, sama czasami do swojego konia powiem głośniej "eeeejj" czy coś w tym stylu, gdy zaczyna kombinować, ale w tym momencie piszę o darciu się na zwierzaka. Widziałam mnóstwo takich sytuacji. Do tej pory w większości przypadków nie mam pojęcia co "krzykacze" chcieli osiągnąć takim postępowaniem. Uspokoić konia? Zwrócić na siebie uwagę? Popędzić? Zebrać? Zmęczyć? Przeczyścić uszy?
Siss   Za Króla! Za Ojczyznę! Za ile?
09 lipca 2010 21:04
Notarialna
jasne, że są i tacy ludzie... Ale są i jeźdźcy prawie doskonali, którzy nawet jak koń leci sobie z nimi w kulki, potrafią się ogarnąć zrobić ćwiczenie które koń zna i da sobie z nim rade i zakończyć tym pozytywnym aspektem pracę 🙂 Można to nazwać "panowaniem nad emocjami" 😀
Ja też krzyczę na konia. Wolę wrzasnąć, czasem też niecenzuralnie, niż go sprać i mieć wtedy jazdę z głowy. Emocje trzeba gdzieś upuścić, niezdrowo je dusić :P
Heh, czyli jak widać "co kraj, to obyczaj" 😉
Może w jakiejś idealnej stajni przebywam, ale u nas OBECNIE nie ma żadnej osoby, która by wrzeszczała na konia, czy wyżywała się lejąc go batem. Lecz już 50km dalej nietrudno zarejestrować takich ludzi  🙁
Rzadko zdarza się jazda, na której nie wrzasnę na konia. Ale muszę powiedzieć, że to też nie najlepszy sposób, koń od razu wyczuwa złość i jak np. Arek się cały usztywnia 🙄 Czasem chyba lepiej puknąć batem (nie mówię o biciu) panując nad sobą, niż drzeć się na konia. Taki kłębek nerwów w siodle nic nie zdziała. Na własnym przykładzie 😡
Favoritta   siwo, rudo i blond.xDD
10 lipca 2010 12:36
Ja też sobie czasami pokrzyczę. 😀iabeł: Poza tym, jakby się nad tym zastanowić to konie przecież nie rozróżniają słów, więc można nawet pokrzyczeć sobie trochę niecenzuralnie (za takie ku**a koń na pewno się nie obrazi, ale może to przywołać go do porządku :lol🙂. Podobnie, jak Koniczka i bostonka jestem zdania, że czasem po prostu trzeba się wyładować. Konie nie rozróżniają słów, lecz właśnie ton głosu i to jest bardzo ważne. Ostry ton głosu może być dla konia tak samo skuteczną karą, jak bat. A wiadomo, że złe zachowanie karać trzeba. Ja jak mojego konia zmuszona jestem za coś tam stuknąć batem to zawsze przy tym staram się pamiętać, żeby lekko krzyknąć, chociażby powiedzieć ostre, przeciągłe eeej! Po pewnym czasie koń reaguje na sam krzyk i aby go ukarać nie trzeba batem w ogóle ruszać. 😉 Inną sprawą jest już to, że różne konie różnie reagują na kary... Mój arabokonik na przykład jest bardzo wrażliwy i praktycznie do porządku przywołuje go jedynie głosem, bo z powodu leciutkiego puknięcia batem już bardzo się denerwuje. Z kolei moja klacz jest mniej wrażliwa, jednakże tak samo wobec niej staram się stosować głównie osty ton głosu, a użycie bata ograniczać.

Jasnowata, ale jakze te osoby sie wyżywają na zwierzaku krzycząc na niego? przecież on nie odróżnia, za który zwrot powinien się obrazić - ton głosu czasem wystarczy zeby koń przestał leciec w kulki
No i racja, to jest chyba streszczenie tego, co ja napisałam.  😀
Mój młody chodzi ogólnie na głos i to świetnie [Na coś musi, skoro jeździec-d*pa, a komunikacja jest potrzebna 😉 ]. Ostatnio stwierdziłam, że ułożę jakąś specjalną paletę dźwięków, ponieważ kompletnie spontanicznie moje krótkie i ostre "E!" albo "Ej!" "uwarunkowane" jako kara, zostało skojarzone ze... schylaniem się by dziabnąć trawy przy koniowiązie. Postanowiłam eksperymentować i za każdym razem, gdy młody próbował coś skubnąć, ja, nawet będąc w odległości 10 metrów od konia warknęłam "Ej!" - koń przestaje skubać 😁 Podejrzewam, że ludzie mnie obserwujący mogli stwierdzić, że tracę kontakt z rzeczywistością.😉
No, ale, koniec wesołej anegdoty -> odnośnie wrzeszczenia na jeździe.
Puki jest to kilka salw mających na celu przywołanie konia do porządku, jakieś ujście emocji i tak dalej - to ok! Przecież tym się nikt na koniu nie wyżywa.....😉 Ewentualnie na swoim gardle, wydając różne dziwne dźwięki.
Problem powstaje w momencie, kiedy jeździec siedzi i w kółko coś wrzeszczy; "głupi koniu! nie tak, źle! co robisz! halo! k*wa! no, tak! dobrze! nie! jeszcze raz! ej, on jest beznadziejny, albo nie, teraz fajnie! ej!". To jest wkurzające, ale.... dla innych osób przebywających na ujeżdżalni/hali. Koń to podejrzewam, że po jakimś czasie do wrzasków się przyzwyczai i będzie chodził -> na zawodach bywa 10 razy głośniej a jakoś żaden koń od tego nie zwariował.😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się