Dzieciaki na lonży

Nie znalazłam podobnego wątku, a szkoda.
Kierowane głównie do instruktorów i osób, które pracują z tymi najmłodszymi adeptami.

Jakie ćwiczenia, skojarzenia, tłumaczenia macie dla tych najmłodszych i starszych? Powiedzmy, że "dzieciaka" mamy do 12 roku życia. Wiadomo, inaczej jest z 7-latkiem, inaczej z 12-latkiem, jeden łapie szybciej, innego przez dwa tygodnie nie nauczysz. Ale jak przeprowadzacie taką półgodzinną lonżę? Ile mniej więcej czasu poświęcacie na rozgrzewką? Jak obrazujecie wykonywane ruchy?

Moim autorskim i ukochanym tekstem jest dot. trzymania wodzy - "wyobraź sobie, że trzymasz tackę z gorącą herbatą w porcelanie, niesiesz ją do stołu przy którym siedzi jakaś ważna osobistość. Przed ważną osobistością nie będziesz się garbił, a i herbata nie może się wylać (bo Cię poparzy), ani porcelana stłuc"
jak zaobserwowałam jak w swojej stajni, i w innych stajniach, że nie lązują ''dzieciaków'' po godzinie bo to męczące jak i dla instruktora jak i dla dzecka, przeważnie spotykałam się np. 30min albo 45min, co do wodzy, dawano je dopiero kiedy ktoś już nie miał problemów z anglezowaniem i że tak powiem 'pewnie trzymał sie w siodle'
Sto lat temu, kiedy pracowałam przy lonżach dzieciaki zaczynały od lekcji po 15 minut. Na samym początku były proste ćwiczenia, pomagające im się odnaleźć na koniu, jak łapanie konia za uszy, klepanie po zadzie, wymachy ramion, "agrafki", "młynek". Może niewiele to miało wspólnego z nauką  dosiadu, ale pozwalało oswoić się z ruchem konia.
darolga   L'amore è cieco
28 grudnia 2008 18:43
Nauka przez zabawę, przede wszystkim dużo uśmiechu i pozytywne nastawienie.

Są dzieci odważne, ale są i takie, które wymagają wsparcia  psychicznego - osoba pracująca z nimi musi być cieprliwa, spokojna i uprzejma.

Zawsze wpajamy dzieciakom bardzo ważną zasadę: "pysk konia jest święty".

Jeśli chodzi o wodze - też tłumaczę z tacką i herbatką. Dorosłym natomiast pomaga bardziej obrazowe tłumaczenie: "wyobraź sobie, że trzymasz dwa Żywce za szyjki i przytykasz je kciukami, bo nie mają kapselków..." 😉

łączenie podwójnego wpisu. Chyba nie musze przypominać o obowiązku korzystania z edycji ?
N.


Lena, u nas tak samo, duuużo ćwiczeń: młynki, klaskanie nogami, foczki, pijany indianin, dotykanie uszu, kładzenie się na szyi, na zadzie, dotykanie stóp...
A na czym polega "agrafka"? Nie spotkalam się z czymś takim.
darolga, dobre to z piwem 😁
Podbijam, co to "agrafka"?

Przytulanie do konia, łapanie go za uszy, młynki, rybki - standard, ale zdarzają się przypadki, które najpierw wyleją morze łez, zanim zrobią pół młynka w "stój".  🙄
Z takich ciekawszych ćwiczeń: jak już delikwent ma opanowane anlglezowanie, czas na synchronizację i podzielność uwagi. Cały czas anglezując - lewę ręką łapać za ucho, prawą za kolano, lewą za nos, prawą krążenia itd. itp. w szybkim tempie oczywista. Śmiesznie niekiedy wychodzi, jak mylą się prawa z lewą, ale dopiero po takim ćwiczeniu mam pewność, że zaskoczyło. Nogi niezależne od łap.
Ja, będąc w wakacje w stajni, gdzie bardzo dużo dzieci rozpoczynało swoją przygodę z jeździectwem, zaobserwowałam kilka rzeczy:
- zabierane były wodze, zwykle zaplątywane i podczepiane o podgardle,
- na samym początku dzieci oswajały się z siodłem przez zabawy, typu dotykanie palców czy pięty jedną i drugą ręką,
- obkręcanie się w siodle o 180 lub 360 stopni,
- dotykanie paska potylicznego czy uszu,
- kładzenie się na plecach w siodle,
- nauka 'wstawania' w siodle, czyli pseudo anglezowanie, łapanie równowagi,
- wyjmowanie i wkładanie nóg w strzemiona,
I inne tego typu zabawy. Widząc te dzieci miałam wrażenie, że dobrze się przy tym bawią i dzięki temu nauka przychodziła im łatwo i z przyjemnością. Myślę, że po godzinie też byłyby strasznie znudzone, także lonża trwała chyba ok 30 minut.
Ja zaczynam od ćwiczeń rozluźniających i zapoznających z koniem- "obejmij konika pod szyją i przytul się do jego szyi" 🙂 "samolocik", czyli rączki szeroko, potem skręty tułowia z rączkami w poziomie, skłony do strzemienia- prawą rączkę do lewego, lewą do prawego, stanie w strzemionach, jak dziecko odważniejsze, może być "martwy idianin" czy przesiadanie się w siodle z przodu na bok- do tyłu- na drugi bok- do przodu (na początku w stój), "rybka"- wymach nóg nad zadem (spokojny koń, nie reagujący na "guziczki" na zadzie!) i nad szyją.. Nic na siłę, jeżeli dziecko się boi i nie czuje się na siłach, to poprzestajęna tych prostszych ćwiczeniach, a potem anglezowanie "na sucho" i próby w kłusie na "raz-dwa" podpowiadane z ziemi, kłus ćwiczebny- namawiam do próby bez strzemion.

Oj, tyle się napisałam, ale już w międzyczasie chyba się większość tych ćwiczeń przewinęła  😡
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
28 grudnia 2008 19:02
to ja podrzuce jedno cwiczonko, ktore kazdy zna, ale pewnie pod inna nazwa - otoz polozenie sie na szyi konia i objecie jej nazywam (powtarzajac po moim pierwszym trenerem) "kocham konia" - dzieciaki to uwielbiaja i nazwa mobilizuje, aby wykonac cwiczenie prawidlowo🙂
a tak ogolnie - lonza trwa 30min i mniejsze dzieci maja najwiecej cwiczonek rozluzniajacych, o ktorych juz pisalyscie, a dzieciaki od ok 7-8r.ż zaczynaja uczyc sie innych rzeczy. Z tekscikow to ruch bioder w pelnym dosiadzie porownuje do ruchu bioder Michela Jacksona, stabilnosc nogi to noga przyklejona do siodla. Jak się garbi to pajączek na plecy itp. Najczesciej to samo przychodzi

duzo jednak zwracam uwage na to, aby sposob w jaki dziecko sie zachowuje, nie sprawial koniowi bolu. Takie male dzieci nie zdaja sobie jeszcze sprawy z konsekwencji wlasnych ruchow, wiec mowie im, ze to konika boli, ze trzeba uwazac itp...
darolga   L'amore è cieco
28 grudnia 2008 19:12
*Siedzimy prościutko, tak jakbyś chciał/a czubkiem głowy dotknąć nieba, a piętą ziemi.
*Przyklejamy kolanka tak, że jak Ci wcisnę między siodło a kolano po 100 zł, to nie wypadnie. ("grożę", że następnym razem każę przynieść 2 x 100zł i jak spadnie, to będzie moje)...
*Kładzenie się na zadzie - "A teraz sprawdzamy czy konik ma ogon..."
Agrafka polega na tym, żeby złapać jedną dłonią drugą  dłoń za plecami, z tym, że jedna ręka idzie ponad ramieniem, a druga pod. Nie każdy da radę złączyć ręce, ale zamysłem ćwiczenia było wyprostowanie pleców i solidne "przeciągnięcie się". Chyba nie zamieszałam za bardzo?
Aa, wiem już. Takie jedno z podstawowych gimnastycznych. No, ale z niektórymi może być kłopot, zwłaszcza starszymi - to już trzeba być troszkę rozciągniętym. Btw. ja potrafię zrobić tak tylko w wersji prawa górą, lewa dołem, odwrotnie nie da rady... 🙄
Elbus ja mam dokładnie tak samo!!! :P
Jakieś niedorobione jesteśmy  😁

Pisać, pisać ludziska, jakie ćwiczenia dajecie, bo w pewnym momencie zaczyna brakowac pomysłów, a wiadomo, że monotonia jest najgorsza!  😀
ja od sierpnia ucze dwie młode adeptki 9 i 10 lat obecnie obie już jeżdżą na maneżu.
Zaczynałyśmy od podstaw. Stawiałm Rudą na ganku i musiały wszystko same zrobić ja tylko dawałam wskazówki, jak nie mogły dosięgnąć do grzbietu biegły po krzesło, jak nie mogły utrzymac nogi to sobie wzajemnie pomagały. Jazdy odbywały sie na mojej Rudej więc byłam pewna ze się nic nie stanie koń ma stoicki spokój. Jazdy były około 30 minut ale nigdy na zegarek nie patrzyłam. Na początku były jakieś tam skłony, obejmowanie za szyje sięganie do uszu i ogona. skłony prawą ręka do palcy u lewej stopy, podciąganie nogi trzymając za palce tak zeby napieły się mięśnie uda, wypuszczanie strzemion potem patrzenie w chmury i złapanie strzemion.
Potem nauka anglezowania i dziewczynki okazaly się bardzo pojętne i po 2 jazdach już miały złapany rytm. Jak już czuły się pewnie w siodle robiły młynki, próbowały z moją pomocą stawać na koniu, klękac, schodziły fikołkiem jeździły na oklep. Potem nauka półsiadu najpierw ustanie w strzemionach jak najdłużej bez dotykania tyłkiem siodła, potem ręce do uszu tyłek jak najdalej w stronę ogona.
Teraz mają do dyspozycki poniacza i same umieją wszystko przy niej zrobić.
Co do wodzy najpierw było puszczanie się siodła jedną ręką potem obiema, potem jazda na lonżowniku na luźnej wodzy jak się ręka uspokoiła to wodze na kontakt i jazda samemu.
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
28 grudnia 2008 20:47
dla sprawniejszych dzieciakow fajne jest jeszcze takie cwiczenie:
prawą ręką łapiesz się tylniego łeku. Następnie prawą nogę przekładasz nad szyją konia, lewą ręką łapiesz przedni łęk. Unosisz się na lewym strzemieniu (stając w ten sposob bokiem, obok siodła) i prawą nogę przekładasz między lewą nogą a siodłem, przezucasz nad zadem konia i w ten sposob znow siedzisz w siodle.

rozumie ktos? 😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
28 grudnia 2008 21:00
kiedyś bardzo dużo pracowałam z dzieciakami, zwłaszcza w wakacje, na obozach. Z małymi to sama przyjemność, ale zdarzały się przypadki, gdy 18-letnia dziewczyna wysłana na obóz przez rodziców podchodziła do konia i zaczynała płakać, że nie wsiądzie  🤔

co do ćwiczeń- po wszelkim ćwiczeniach gimnastycznych i załapaniu anglezowania w rytm chodu konia obowiązkowo poświęcałam jedną lekcję na ćwiczenie z wodzami. Niektóre dzieci łapały po 1 lekcji, inne po 2, 3.. mianowicie pokazywałam dzieciom jak i w którym miejscu powinny trzymać wodze, a potem jeździły stępem, kłusem anglezowanym i ćwiczebnym, trzymając ręce w odpowiedni sposób. Wodze dostawały, gdy już nauczyły się trzymać ręce nieruchomo.. potem zatrzymywanie, ruszanie i sio z lonży  😉

jeśli chodzi o ćwiczenia gimnastyczne to moim ulubionym (widać zdumiewające efekty) jest "równowaga"- ja to tak nazywam 😉 Dziecko "staje w strzemionach" tzn tak to wygląda, tak naprawdę powinno utrzymywać na kolanach, wypycha biodra do przodu (nie mylić z półsiadem!) i stara się jak najdłużej jechać w ten sposób. Później powtarzamy ćwiczenie bez strzemion.

Kolejnym ciekawym ćwiczeniem jest anglezowanie bez strzemion, choćby w stępie. Dzieciaki zsiadają później zmęczone ale szczęśliwe, bo bolące nogi dają znać, że wykonały kawał dobrej roboty  😉
Ja starałam się oprzeć naukę na zabawie. Prawie bez tłumaczenia teorii. Zawsze początki bez wodzy, głaskanie konia, po szyi zadzie.
Potem namawianie dzieciaka żeby dotknął uszu i pokazał gdzie dosięgnie najdalej, potem dotyka ogona, na cały czas stępującym koniu.
Po chwili dzieciak zapomina o tym, że siedzi na koniu i zaczyna czuć rytm stępa.
Zaczynam typowe ćwiczenia, krążenia ramion przód/tył, czasem jedna ręka w przód druga w tył, i potem sypią się różne ćwiczenia z ciągłą rozmową, żartami itp.

Żeby dzieciak czuł, że jeździ na koniu pod koniec często próbuje dać mu wodze w łapki, jakieś zatrzymanie i ruszenie, przeważnie z moją pomocą, ale dzieciaki wtedy maja więcej zapału do ćwiczen 😉.
mój instruktor mówił zawsze "jeśli nie umiesz trzymać pięt w dole, to trzymaj chociaż palce w górze!"  😁
Miałam kiedyś przypadek, ze chłopiec po którejś z kolei jeździe zapytał co to są łydki. Od tamtej pory na początek często zapoznajemy się z anatomią ludzką i końską na początku.
Jak ktoś ma problem z ręką zabieram wodze i ręce na bioderka do anglezowania.
Cwiczenia od głowy zaczynając- krążenia do niższych partii ciała przechodząc.
Czasem jazda z zamkniętymi oczami 🙂
my_karen   Connemara SeaHorse
27 lutego 2010 20:44
Ja od pewnego czasu zawsze zakładam koniom paski na szyje, a wodze pod podgardle. W ogole robię podobnie jak rtk 😉
A wkręcacie żarówki? 😉
darolga,  fajne to z tymi piwkami, nie znałam 🙂
A co do tacy i filiżanek, to zaczęłam tego uzywać dopiero po okresie pracy Irlandii, bo faktycznie "two cups of tea" wywoływało zaciesz na twarzach i sprawiało, że dzieciaki faktycznie pamiętały co i jak.
A tak a propos Irlandii, to w dwoch stajniach w których pracowałam nie uczyło sie dzieciaków na lonży, tylko robilo sie normalny zastęp i dzieciaki stajenne musiały prowadzać kuce. Taka lekcja nie trwała krótko, bo zwykle całą godzine i początkowo miałam niezły problem z wymyśleniem ćwiczeń, szczególnie, że nie znałam jeszcze nazw tych ćwiczeń in inlisz. To był hardcore 😉
marysia550, z zamkniętymi oczami to ja bym się sama bała, ze spadne 😉
dwa lata temu lonżowałam dwa konie w zastępie. Też spoko.
A z zamkniętymi oczami- nikt nie miał obaw, dzieciaki bardzo lubiały.
vissenna   Turecki niewolnik
27 lutego 2010 20:54
Kilka prze zemnie używanych ćwiczeń:
- na rozluźnienie: każę na zmianę robić z ciała "sflaczały balonik" a za chwilę "wyprostować się jak żołnierz na paradzie"
- wodze dostaje dziecko które nie ma problemów z równowagą, koński pysk jest święty i tłumaczę jak mocne to jest narzędzie, to zawsze: "pomyśl, że masz w buzi metalową łyżeczkę i ktoś próbuje ci ją wyszarpnąć na siłę"
-na rozluźnienie prawdziwych "strachów" śpiewamy sobie piosenki albo recytujemy wierszyki 🙂

No i kwestia czasu - pierwsze 2-3 razy nie więcej niż 30 minut.
Lekcja ma zachęcać więc dziecko powinno je kojarzyć z przyjemnością a nie stresem, wysiłkiem i zakwasami
a dla bardziej wygimnastykowanych adeptów polecam "indianina" 😀
Wszystkie wyżej wymienione ćwiczenia i zabawy dla dzieciaków świetna sprawa...
Zapoznanie się z koniem i jego ruchem do przodu, rewelacja...
Natomiast prawdziwą naukę jazdy konnej wdrażałam u dzieci już powyżej 10 roku życia i to też max 3 razy w tygodniu...
Skoro odgrzewam stare tematy to do dzieła!
U nas pierwsza lonża, jak przyjeżdżała szarańcza na obóz zawsze była na oklep. Oczywiście większość stępa a na koniec obozu były pony games też na oklep. Ci mniej zaawansowani byli prowadzeni przez instruktorów ci starsi sami jechali. Fajna zabawa i mnóstwo śmiechu 😅
W sumie to bez sensu, bo oba odkopane przez Ciebie tematy, to dokładnie to samo. 🙂 Dla mnie to oczywiste, że jazda od podstaw to jazda na lonży...
O wszystkim o co pytasz była i jest często dyskusja w "kąciku instruktora".

Ja nie jestem fanką ćwiczeń typu dotykanie uszu, ogona, wymachów ramionami itd. Wiem, że pomagają się rozluźnić, ale jakoś wolę po swojemu, tłumaczyć, pokazywać i  ustawiać dosiad "ręcznie".
Ostatnio mam okazję pracować z zarąbistym kucem. Jakby była dużym koniem, to bym chętnie na niej jeździła, bo jest straznie "do przodu" i na maneż nadaje się tylko dla mocno zaawansowanych. Ale na lonży chodzi jak w zegarku i prowadzenie lekcji na niej, mimo że nie lubię uczyć małych dzieci, to czysta przyjemność.
Tak mi się podoba, że aż się fotką pochwalę:






Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się