bezpieczeństwo, a jazda konna

ja ZAWSZE w kasku (noo, zdarzylo mi sie ze 2 razy wsiasc bez 😉 ) i zazwyczaj w kamizelce, bardzo rzadko zdarza sie, zebym jej nie zalozyla
ale to ze wzgledu na konia, ktory jest delikatnie mowiac nerwowy 😉 i troszke inaczej niz reszta-na swoja wsiadam zawsze w kasku, na inne konie niekoniecznie, a to dlatego, ze ja znam i wiem do czego jest zdolna 😁
na skokach NIGDY nie bylam bez-oprocz pierwszych skokow w zyciu, kiedy jeszcze nie mialam kamizelki, w tereny rowniez tylko w kamizelce i kasku, chyba, ze na plawienie blisko stajni wsiadam bez

no i rozbroila mnie kolezanka, kiedy trenerka kazala jej zalozyc kask na skoki, za ktoryms skokiem glebla, po czym wstala i stwierdzila "jak dobrze, ze pani kazala mi zalozyc kask! jak ja bym wrocila do domu w takich brudnych wlosach..." 😜
Ja też zawsze w kasku. No, nie licząc sytuacji, kiedy np. kumpela prosi o rozstępowanie jej konia po jeździe, bo potrzeby wyższe wzywają 😉 I to też raczej na miękkim, piaszczystym podłożu.
Ale tak na swój trening zawsze mam nakrycie głowy, może dlatego, że zazwyczaj dostają mi się te mniej rozgarnięte rumaki. Z resztą, po co ryzykować dziurę w głowie. Jak już ktoś wspomniał - założenie toczka/kasku nic nie kosztuje a może wiele dać.
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
15 grudnia 2008 16:17
W teren zawsze w kasku - he he , czyli zawsze w kasku, bo ja tylko w tereny jeżdżę  🏇
ale tak na serio to był oczywiście taki czas, że kask odszedł w niepamięć - na półkę w szafce, ale to dlatego, że okazał się za mały i głowa bolała .. no ale za to należy się  🤬
ja staram jeździć w kasku, choć faktycznie jak jeździło sie więcej to nie zawsze chciało sie zakładać

teraz sie pilnuje i zakładam zawsze.
i tu chodzi zarówno o moje bezpieczeństwo jak i o przykład dla innych, zauważyłam ze jak kilka razy wsiadłam bez kasku to później inni też zaczeli jeździeć bez bo przecież "ty jezdzisz bez, to dlaczego ja nie mogę"

nigdy bym nie pozwoliła jezdzic bez kasku, osobie która jezdzi pod moim okiem, choć przeznam ze już wiele sytuacji widziałam w których to instruktor/trener pozwalał jezdzic swoim uczniom bez kasku, no jak dla mnie to niedopuszczalne
Kask zawsze.
Kamizelkę kupiłam po upadku z jednego "miśka", któremu na błotku zad odjechał w bok, a ja zostałam w miejscu siodła, którego już nie było. Zakładam, kiedy jest ślisko (czyli często, bo nie mamy piasku na ujdżdżalni) i gdy nikogo oprócz mnie nie ma w stajni i wybieram się na pobliskie łąki (czyli też dość często).
Mam wrażenie,  że reszta stajni uważa, ze trochę z tym bezpieczeństwem przesadzam, ale mam tylko jeden kręgosłup, więc staram się o niego dbać 🙂
Horciakowa   "Jesteś lekiem na całe zło..."
17 grudnia 2008 14:02
- Kask, a właściwie toczek zakładam zawsze na skoki, czasami w teren - zależy od konia, na swojej babie raczej nie, chyba, że miała dłuższą przerwę to wtedy tak.
- Kamizelki nie zakładam, bo jej po prostu nie mam.
- Konia zawsze prowadzę z wodzami na szyi.
- Nie zostawiam konia samego jeśli jest uwiązany czy to tylko na kantarze czy w sprzęcie
- Jeśli już muszę na chwilę uwiązać konia ubranego to zawsze zakładam na ogłowie kantar, nigdy nie przypinam uwiązu do wędzidła - szkoda końskich zębów przy ewentualnym odsadzeniu, no i ogłowia oczywiście.
- Na skoki zawsze ochraniacze, w teren ochraniacze lub owijki
- Od czasu jak byłam sama w terenie i zaliczyłam dość poważny upadek a koń sam wrócił do stajni zawsze zabieram ze sobą komórkę. Niezależnie od tego czy jadę sama czy w kilka osób.
- Jadąc do stajni zdejmuję biżuterię, głównie pierścionki i kolczyki.
To wszystko co mi w tej chwili przychodzi do głowy. Jak sobie przypomnę coś jeszcze to napiszę 🙂
opolanka   psychologiem przez przeszkody
17 grudnia 2008 14:20
Ja jeszcze dodam:

🤔trzałka: nie zostawiam moich koni uwiązanych na stajni lub myjce,

🤔trzałka: gdy ide na spacer to zawsze biorę lonże, a nie uwiąz,

🤔trzałka: ostatnio też zakładam sztylpy, nawet jeśli lonżuje. Ogólnie noszę je zawsze, gdy "pracuję" przy koniach/z końmi
Raven   Dragon Heart & Shadow Hunter
17 grudnia 2008 14:53
Jeśli chodzi o kask:
- wg mnie każdy do 18 roku życia powinien jeździć w kasku. Po osiągnięciu pełnoletności - w zależności jak szanuje swoją głowę.
Mimo, że ja juz stara zupa jestem, w kasku popylam nadal 😉 I w zasadzie nie ma dla mnie znaczenia czy koń młody, stary, spokojny, nerwowy. Bo nawet najspokojniejszemu koniowi mogą się nogi poplątać, może się potknąć, poślizgnąć itd.

I niesamowicie mnie irytują młode osoby, które jeżdżą bez kasku, w czapce z daszkiem bo "wtedy są bardziej ujeżdżeniowi" 🤔

A jeszcze może na marginesie poruszę taki aspekt: branie na jazdę bata 😎 Ja jeżdżę z długim ujeżdżeniowym i nieraz wyratował mnie z opresji.
Jednym z przypadków była sytaucja gdy spokojnie sobie jeździłam, a sasiadowi uciekł ogier i miał ochotę, hm że tak powiem, "zaznajomić" się ze mną i "moją" klaczą 😉 Na szczęście dzięki mojemu baciorowi udało mi się utrzymać go na dystans i bezpiecznie wycofać się w kierunku stajni 😉
Kasku nie zakładam.
Ale robię wiele innych rzeczy, które teoretycznie wydają się być rutyną, nie potrafię nawet ich wymienić.
Np. nie zostawiam konia samego uwiązanego, choc wydaje mi się to podstawą obcowania z koniem a nie moim bezpieczeństwem.

Bardzo uważam przy młodych koniach, nieprzewidywalne konie prowadzę na lonży. Do lonży zawsze ubieram rękawiczki. Przed wsiadaniem na obcego konia staram się wypytać o jego zachowanie i wiedzieć jak najwięcej. 

I najważniejsze, staram się nie zaufać koniowi do końca. Nie stępować na zupełnie rzuconej wodzy bez strzemion itp.

A teraz odpowiedź na pytanie postawione na początku tematu.
Dlaczego bez kasku?
Bo nikt w moim środowisku w nim nie jeździ. Na pierwsyz rzut oka, zawsze ci lepsi jeździli bez więc do tego dążyłam. Teraz to już przez zasiedzenie
a ja nie zostawiam konia przywiazanego nigdy i nigdzie, bo ona po prostu nie uznaje czegos takiego, w ogole sa cyrki np na myjce z ustaniem w miejscu, nie to, ze sie odsadza, ona po prostu nie ma ochoty stac
ale tfu tfu odpukac, w tym roku zrobila wieeelki postep i daje sie ja ogarnac bez pomocy innych osob 💃
jesli zapoznaje ja z czyms "strasznym" zawsze prowadze na lonzy, w rekawiczkach, lonzuje rowniez w rekawiczkach, ew jesli prowadze na uwiazie to jak najdluzszym i obowiazkowo rekawiczki, juz kilka razy frunelam za lonza jak nie miala ochoty zagalopowac np albo przestraszyla sie baneru 😜
no i zawsze na jazde zakladam rekawiczki, moze to nie tyle kwestia bezpieczenstwa co dbalosci o skore na dloniach...
aha no i prowadze zdejmujac wodze, bo zdarza jej sie sploszyc albo probowac uciec, a wtedy mam lepsze pole manewru tzn przytrzymania i mniejsze prawdopodobienstwo otrzymania kopa
zawsze w kasku i raczej w kamizelce
jak cos robie na sznurkach staram sie miec noż w pobliżu

ale
na wybieg prowadzam w sznurku na szyi 😡
zostawiam konie przy koniowiązie same z liną przewieszoną przez koniowiąz - nie wiążę
kask, kask i jeszcze raz kask! 🙂 tylko na główce, a nie w szafce w siodlarni czy gdzieś tam... Popieram to w 100% i gdybym tego nie respektowala (mam na myśli tu  tegoroczny sierpniowy, dość powazny wypadek w terenie), to pewnie bym tutaj teraz nie pisała  🤔 Tą zasade wpajali mi w każdej stajni, gdzie mialam okazję być i sie tego trzymac będę póki bedę jeździła konno i zajmowała się końmi (czyli baaaaaardzo długo, mam nadzieję 😉). Co do wiązania konia, to kiedyś uczyłam sie wiązac bezpieczne węzły, w razie, kiedy koń zacząlby się odsadzać, ale w stajni, gdzie aktualnie jeżdżę, nie wiąże się koni ani do siodłania, czyszczenia czy innych czynności, nie wiem, czy na myjce i czy w razie wizyty weta wiążą (nie byłam, nie widziałam)
Bezpieczeństo przede wszystkim! Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota, ale nie jestem pewny co do pierwszego - Albert Einstein
Kask mam zawsze! Mam dwa jeden piękny czysty i nowy na zawody, pokazy itp. drugi stary ale sprawny po przeglądach co roku! Wyglądam w nich jak dzieciak z wodogłoiem ale to nic chroni i to bardzo ! Bez względu na konia... Nawet poczciwemu szkołkowemu profesorowi moze cos odwalic KON TO ZWIERZE! Kamizelkę mam ale tylko na skokach....Wodze zawsze na szyi konina nigdy sama!
A kask radzę wam nosić. Mojej instruktorce KASK URATOWAŁ ŻYCIE gdyby nie on już by nie żyła i tak ma problemy ale żyje i może jeździć kono nie tak intenstywnie ale może!
Kask zakł◙adam prawie zawsze(szczególnie jeżeli chodzi o teren i skoki,wtedy to obowiązkowo) ale nie gonie do tego innych, każdy czuje się na tyle pewnie i czuje swojego konia i wie czy on jest typem brykacza/staje dęba/ponosi i "umie" z niego spadać/sobie z nim poradzić aby zmniejszyć zagrożenie urazu lub po prostu ma szczęście,jest mu tak wygodniej i tego kasku nie zakłada, dla  mnie ok nie ziębi mnie to bi nie grzeje 😉
kamizelkę miałam raz i wiem ze musiałabym sie do niej długo przyzwyczajać 😀
Kawecan   Jeździec bez konia...
24 lutego 2010 17:54
Tylko zawsze wszechmogące KASK i KAMIZELKA, jeżdżę rekreacyjnie, i
nie przewiduje żadnych zawodów. Tylko nie rozumiem czemu
w pracy ujeżdżeniowej nikt nie zakłada kasku  🤔. Na moje nawet
podczas wykonywania piaffów, ciągów i bóg wie czego koń może się
spłoszyć, potknąć, pobrykać. W końcu to KOŃ, nie maszynka która
w ujeżdżeniu jest potulna jak baranek, a w skokach to maszyna do zabijania.
Oczywiście to moje zdanie,
oczami kogoś który kocha swój kask i nigdy go nie opuszcza.
😁  😉
Moon   #kulistyzajebisty
24 lutego 2010 18:05
Jeśli wiążę już koninę, to nigdy nie przy czymś ruchomym/niestabilnym. Zawsze na bezpieczny węzeł.
I też staram się nie ufać do końca - Nie przechodzę pod brzuchem czyszcząc kopyta, nie klękam przy nogach, nie stępuję bez wodzy/strzemion.
Poza tym ZAWSZE jeżdżę w sztylpach i sztybletach. Nie wyobrażam sobie wsiąść nawet na stępo-kłusa w adidaskach, trampkach, czy w samych skarpetach. Zawsze lonżuję i jeżdżę w rękawiczkach, nawet przy upałach.
na skoki zawsze kask, tak samo wsiadając na młodziaki bez kierownicy.
Ja do tego wszystkiego dopiszę ,że nigdy nie trzymam konia za kółko od kantara, być może oczywiste ale jednej dziewczynie urwało palec bo koń się spłoszył stanął dęba a palec został w kółku... Kask zawsze bo niestety znajomy nie miał koń był super ale potknął sie , wywrócił i człowiek nie żyje, uderzył głowa ,był bez kasku . Należał do bardzo dobrze jeżdżących osób. Miałam podobny przypadek koń mi się wywrócił i uderzyłam głową w skarpę na szczęście w kasku . Skończyło się na parodniowym bulu głowy i szyi...Zawsze mam w terenie telefon zwłaszcza ,że często jeżdżę sama.
Moon   #kulistyzajebisty
24 lutego 2010 20:47
Ja nie wkładam palców w kółka od obroży psa (a mam niewielkiego NN :P) a co dopiero od kantara... o.O
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
24 lutego 2010 20:50
Z tym telefonem, choć sama zawsze mam go przy sobie, to niestety jest tak, że jak jedziemy sami i coś się stanie, to marne mamy szanse zadzwonić. Mam na myśli wypadki typu utrata przytomności.

Co do pracy ujeżdżeniowej, to znajoma zawodniczka zaargumentowała to tak, że skoro na czworoboku mamy na głowie nic nie chroniący cylinder, to po kiego grzyba w domu mieć kask. Ja jednak wolę mieć kask i używać go.

Zawsze w kasku !II  Łeb mam jeden a nie słyszałam o jakimś magazynie części zamiennych. Mam od paru lat kobyłkę, znamy się i rozumiemy dobrze co nie przeszkodziło jej wykonać coś dziwnego kiedy w lesie w pełnym galopie wpadłyśmy na łosia. Kask po upadku poszedł w drzazgi ale moja mózgownica nie !!!

Prowadzę konie w ręku tak jak uczyli mnie dawni, przedwojeni jeszcze kawalerzyści. Gdyby któryś zwariował to czort z nim ... Ale oba nasze konidła to wzór dobrego wychowania więc ma nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli wybierać między ich bezpieczeństwem a naszym.

W naszej rodzinie były 2 wypadki konne: jeden mojego syna (koń połamany, uśpiony) drugi mojej mamy (dama w wieku 74 lat !). Oba z winy człowieka. W obu przypadkach zawinił brak wyobrażni człowieka, arogancja w stosunku do sportu, który w ułamku sekundy może stać się ekstremalny.

Teraz niejednokrotnie przeraża mnie totalny brak świadomości ze strony mamuś, które wysyłają swoje nawet nie nastoletnie pociechy pod opiekę nastoletnich "instruktorek". Jak mi się te "berbecie" przewalają po stajni, slalomem biegając między moimi przecież bardzo spokojnymi konidłami to ....
Jak jesteśmy nieprzytomni fakt nie zadzwonimy ,ale ktoś może szybciej nas znajdzie jak będziemy sobie leżeć a szukajacy będą na nasz numer dzwonić ,jest szansa ,że usłyszą sygnał naszego telefonu. Moja koleżanka zgubiła się kiedyś w lesie na koniu krążyła kilka godzin i dobrze, że miała telefon bo zadzwoniła i ją znaleźli.
Poza tym jesli komorka jest wlaczona, a wiec komunikuje sie, to mozna zlokalizowac jej polozenie.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
25 lutego 2010 08:02
Ja to doskonale rozumiem i dlatego komórkę zawsze mam przy sobie.
Agnieszka   moje kulawe (nie) szczęście
25 lutego 2010 12:34
Od dłuższego czasu zawsze ubieram kask na głowę. Czy to w teren czy na ujeżdżalnię.
Od 1,5 roku mam swojego konia ale zdarzyło mi sie 2 razy z niego spaść i to w terenie na który jeżdżę sama. Tyłek trochę mnie bolał ale nic sie nie stało. Pobiegałam tylko trochę za koniem. Miałam sztyblety na nogach.
Zawsze mam też przy sobie telefon.
Ponad 2 miesiące temu ostro glebłam z ogiera (mój wałek jest po operacji) i uderzyłam kaskiem o ziemie, aż pękł przy daszku.
Ale niestety, prawdopodobnie przez termobuty, noga została mi w strzemieniu i mam złamaną kostkę w 3 miejscach, zerwany staw skokowo-goleniowy i  uszkodzoną chrząstkę. Stopa wykręciła mi się o 90 stopni  🙄 Bezpieczne strzemiona (z gumkami po bokach) zginając się przy spadaniu z konia skutecznie zablokowały nogę w wielkim buciorze. Myślę, że tak właśnie było, bo to trwało ułamki sekund. Chyba średnio są bezpieczne te strzemiona, ale taki byl opis na opakowaniu kiedy je kupowałam.
Przez telefon wezwałam ludzi na halę, bo jeździlam sama.
Na przyszły sezon jesienno-zimowy zainwestuje w ocieplane sztyblety. Nigdy więcej termobutów na jazdę.
Mam nadzieję, że będę mogła jako tako jeździć pod koniec lata... 🤔
Tylko nie rozumiem czemu
w pracy ujeżdżeniowej nikt nie zakłada kasku  🤔. Na moje nawet
podczas wykonywania piaffów, ciągów i bóg wie czego koń może się
spłoszyć, potknąć, pobrykać.

A moim zdaniem po jakimś czasie stajemy się takimi jeźdźcami, którzy nie spadną przy spłoszeiach, potknięciach i bryknięciach. Ja ostatni raz spadłam 4 lata temu i to nie podczas zdnego buntu, tylko z mojej głupoty i skoków w ujeżdżeniówce.
Dobry jeździec nie spadnie podczas niesubordynacji konia. Oczywiscie trzeba brać poprawkę na to, że kiedy mamy gorszy dzien to cos moze nas zaskoczyc, ale bez przesady. Idąc tym tokiem myslenia bałabym sie wsiasc
Averis   Czarny charakter
25 lutego 2010 13:13
rtk, to trochę tak, jakby mówić, że wyśmienity kierowca nigdy nie będzie miał wypadku, więc zapinanie pasów jest w zupełności zbędne.
rtk kompletnie się z Tobą nie zgadzam, o spadnięciu lub nie decydują ulamki sekund, czasami najlepszy jeździec wystarszy że się rozproszy lub za bardzo rozluźni (zwaszcza na modym koniu)  i wypadek gotowy. Ja spadlam kilka razy w życiu i przeważnie ze swojej glupoty lub rutyny. Teraz mam mlodego konia, na którego bez kasku bym nigdy nie wsiadla, choć jest mega spokojny, a dawniej czemu nie, nawet skakalam w czapce z daszkiem. Ja myślę że wyobraźnia co może się stać przychodzi z wiekiem. Fakt faktem kask zakladam na mlode konie po upadku takim, że mialam lekkie wstrząśnienie mózgu 🙁
Poza tym jeśli chodzi o bezpieczeństwo, zawsze zakadam rękawiczki, nie ważne czy prowadzę konia czy jeżdżę (dwa razy przypaliam sobie dloń) reszta tak jak inni, choć przyznam szczerze, że też uczono mnie prowadzić konia ze zdjętymi wodzami, ale to akurat robię różnie 🙂 jeszcze odnośnie lonżowania, zawsze pilnuję, aby lonża, jej końcówka, czy jak kolwiek inna jej część nie szurala po ziemi (piszę to, bo masę osób lonżujących zauważylam, że nie zwraca na to uwagi)
Kawecan   Jeździec bez konia...
25 lutego 2010 15:16
rtk, u nas w stajni przyjęła się zasada że tylko najlepsi jeźdźcy spadają  😎
Taki 'chrzest' z wypadku  😁
A kiedyś dziewczyna która jeździ 10 lat na brykających koniach
wzięła naszego stajennego 'osiołka' który ma 19-latek.
Tam coś tam pyka na nim na czworoboku, on nagle w tył
cofanie praktycznie w galopie, capriola i buh na ziemię. 😵
Ona bez kasku bo 'on nie bryka'. Na szczęście spadła tylko
na tyłek, a że to był niemiecki kuc to dość blisko do ziemi.
Dziś się dobrze miewa na szczęście nasz piasek
jest bardzo mięciutki  😀
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
25 lutego 2010 18:50
Idąc tym tropem, to Anky jest kiepściutkim jeźdźcem, bo spadła z Salinero.  😉
*nie spada tylko ten kto nie jeździ...*
czasem dobra gleba jest potrzebna sprowadza człowieka na ziemie dosłownie i w przenośni. Uczy pokory.  Byle zakończenie było szcześliwe...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się