Przeglądam własnie fotki od czasu kiedy zaczynalismy z Rudym współprace do teraz. Musze Wam powiedzieć że oboje przeszliśmy niesamowitą przemiane. I fizyczną i psychiczną.
Troche już tego czasu ze sobą spędziliśmy. Mase moich błędów i odnajdywania dobrej drogi do porozumienia przeszedł ten koń ze mną. I gdyby nie Jego stoicki spokój, wybaczanie błędów i opanowanie, to pewnie któregoś dnia rzuciłabym jeździectwo. W sumie Jemu zawdzieczam całkowity powrót do zdrowia ,po wypadku na koniu zresztą.
Nie wyobrażam sobie jak by to było bez Niego.
I nauczyłam sie cieszyc z malych rzeczy. Z Jego lepszego dnia, kolejnego kilograma jaki przytył, fajnej rosnacej szujki, czy gojacego sie kopytka.
I powiem wam ze serce mi sie kraje jak patrze na to co było. Na to ile ważył, jak był przeze mnie jeżdżony.
Teraz sie ciesze że naraziłam Go na stres pzrenoszenia do nowej stajni i rozłąki z wieloletnim przyjacielem.
Koń mi odzył, w koncu je trawe , biega na wolności i może rozłożony na wszelkie spoosby leżeć w boksie. Przy okazji w koncu nie oglada świata tylko zza krat, ale wystawia głowe, ma kontakt z innymi końmi i je codziennie tak jak powinien. Nie musimy dokarmiac sztucznymi paszami i martwić sie ze kolejny raz nie dojadł 🙂 I powoli wraca mu zaufanie do meżczyzn 🙂 I chyba radość z życia na starość 🙂
Ehh rozczuliłam sie 🙂 Oszalałam na Jego punkcie 🙂
A dla porównania, kilka smutnych i weselszych zdjęć 🙂 Nie chce wstawiac do wpływu treningu czy karmienia na wyglad, bo na to jeszcze za wcześnie 🙂
Kiedyś

Dzisiaj

Kiedyś

Kiedyś

Dzisiaj

Mam nadzieje ze mi to wszystko co złe kiedyś wybaczy...