Aż mi się tereny we Włoszech przypomniały. 😀
Miałam prawie 3 m-ce do dyspozycj konia argentyńskiego (od polo, westowo uj.). Pierwszego dnia wyjechałam w pełnym sprzęcie jeździeckim (Toskania, tereny rezer. krajozn., lato), drugiego dnia zostało już tylko siodło i ogłowie, u mnie z jeździeckiego- kask. Trzeciego i do końca pomykałyśmy- klaczka w samym ogłowiu west., ja w zwykłych cieniutkich spodenkach, koszulce i ...na boso (miałam same japonki i zawsze zapominałam kupić coś lepszego :lol🙂. Podjeżdzałam klaczką pod pieniek, chowałam pod plandeką obok japonki i wskakiwałam na babola. Wyobraźcie sobie ten widok - na oklep, do tego blondyna na boso 😁 😂
[img]
http://z1.przeklej.pl/prze875/417eef3d000e1e344b059ddd[/img]
Najlepsze było jak ganiałyśmy w ten sposób bażanty (często leniwce wolały biec dróżkami niż odlecieć i odlatywały dopiero jak je dogoniłyśmy), zające (ee biało czarne to to było - zdziczałe króliki, które kiedyś uciekły właścicielce konia? ), albo jeździłyśmy na "pachtę" winogron, czy kukurydzy (ja załatwiałam kolbę ona sprzątała dowody z liści), lub posiłek z jeżyn (kto powiedział, że konie nie lubią kolców- nie pozwalałam jej, lecz co jakiś czas udawało jej się skubnąć i zawsze wybierała kolce zamiast liści, owoców, czy trawki pod nogami, a mi giga krzewy pozwalały zrywać z konia). Najweselsze były galopy na oklep- zjazdy, podjazdy, małe skoki, albo slalom między krzewami jeżyn (zarzucałam wtedy łydki do tyłu na grzbiet w ucieczce przed 'łapiącymi' nas gdzieniegdzie kolcami jeżyn; do dziś czasem zamiast przestawić bok konia, chowam łydki na grzbiet ). A mega przeżycie- gdy wgalopowałyśmy na polanę, na około nas, w niebo wzbiło się na raz stado bażantów (koguty i kurki naliczyłam tego ok 11-12 szt - jakieś ważne zebranie chyba było :lol🙂 - mimo galopu poczułam dodatkowy wiatr skrzydeł ptaszysk. 🙂 Kiedyś w galopie spadła mi czapka i musiałam po nią zejść - przyjemność spaceru na boso po rżysku , w celu znalezienia podwyższenia z którego można wskoczyć na oklep -bezcenna 🤣
Dodam tylko, że koń mega spokojny, klacz argentyńska po polo (westowo ujeżdzona), a do tego rekonwalescent i pierwsze dni były spacerami tylko -miałam czas by wyczaić jej zachowania. Koń tak spokojny, że równo galopował nawet jak nam bażant niemal z pod kopyt wyleciał w powietrze z krzykiem (ja z wrażenia ledwie wysiedziałam) przez cały ten czas "wystraszyła" się, a właściwie nafukała tylko raz - na pewnego źrebaka. No i na stado owiec z pasterzem na naszej drodze podniosła nieufnie wzrok 🤣
Achh Teo - złota klacz
[img]
http://z1.przeklej.pl/prze22/bb51af32000042224b059e5e[/img]
Uszy obrzępoliły jej konie ... w samolocie 😁
Sorki za jakość fot (foty fot) 🙂 i tak długaśny post, kiedyś być może coś wspominałam o tych terenach, ale fot nie było na pewno