Strucelka z wloskich. mam ich doslownie po kostki, cos musze z nich robic, w tym roku min. 3 torty urodzinowe, a poza tym jak by ktos mial pomysl jak to zuzyc, to bede wdzieczna:
szepcik proszszsz:
baza: 6 jaj, 16 dkg cukru, 16 dkg posiekanych drobno orzechow, 3 lyzki bulki tartej (oryginalny przepis mowi o 8 jajach,25 dkg cukru i 25 dkg orzechow ale ja robie z 1/3 proporcji )
utrzec zoltka z cukrem pudrem. ubic piane z bialek. w wiekszej misce ostroznie zmieszac kogel-mogel z piana z bialek, orzechami i bulka. wlac do tortownicy. piec ok. 40 min w srednio nagrzanym piekarniku. sprawdzic patyczkiem czy suche w srodku i nie wyjmowac za szybko bo moze oklapnac.
po ostygnieciu przekroic na dwa plastry, i mozna nasaczyc rumem czy czyms w tym rodzaju, jesli ktos lubi. bez tego tez jest dobre.
najwiecej roboty z obieraniem i rozdrabnianiem orzechow (ja mam taka starodawna maszynke reczna, do rozdrabniania. ale przerabialam tez rozwalkowywanie walkiem na stolnicy i siekanie nozem). polecam wykorzystac do tego brata/chlopaka/tate 😉 wiekszosc orzechow powinna byc drobno rozkruszona, ale troszke moze byc innej srednicy, takie grubsze okruchy
i
krem czyli masa - ja robie klasyczny czyli ucieram ze 2 zoltka z cukrem pudrem (ale nie za duzo, ze 2 lyzeczki na 1 zoltko wystarczy), robie gesty budyn smietankowy na mleku (daje 1/2 opakowania budyniu na 1/2 szklanki mleka, najlepiej taki nieslodzony), rozrabiam lyzke kawy rozpuszczalnej z ciepla woda. nastepnie ucieram w makutrze 3/4 kostki prawdziwego masla az bedzie jak krem. stopniowo dodaje budyniu, kawy i kilka lyzek kakao, bardzo ostroznie bo sie pruszy wszedzie. klucz do sukcesu to jednakowa temperatura skladnikow i bardzo powolne dodawanie. czasem zostawiam troche jasnego kremu do napisu itp
nie powiem, zdarzalo sie ze krem sie warzyl troszke. w ostatecznosci mozna go ratowac urabiajac mikserem, czy blenderem w ostatniej fazie. ale czy sie zwarzy czy nie, i tak tort jest wyzerany do ostatniego okruszeczka 🙂