stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Dokladnie.Skupilam sie bardziej na pracy nad nim,niz na jego samopoczuciu,chociaz nigdy z mojej strony nie zaznal krzywdy. Smutne ale prawdziwe. A stajnia obecnie nazywa sie Romico  😉
Gillian   four letter word
30 września 2009 14:22
salto piccolo, wzrost Twojego koniska robi wrażenie! wyróżniacie się na tle innych ojj...
wyobrażam sobie ile on ma siły do brykania i przeciągania.
Co do nieeleganckiego zachowania przy wsiadaniu to niestety ale powinno się temu od razu mocno przeciwdziałałać.
Ja zbagatelizowałam pewne symptomy (też sobie wmawiałam, że z mojej winy wszystkie marsze i starty przy wsiadaniu) i się skończyło tak:
http://picasaweb.google.pl/joannadianakucharska/Desktop#5387960011993011202

Do przedwczoraj byłam zwolennikiem szukania dziury w całym u siebie. ale jak wczoraj mój koń odstawił mi 8 minut walki pt. nawet się o płot rozkwaszę ale się ciebie pozbędę i nie zatrzymasz mnie (którą bóg tylko wie jak udało mi się wysiedzieć) to doszłam do wniosku, że koniec z tym całym wiecznym przejmowaniem się czy aby nie za mocno, czy aby nie za ciasno, nie za bardzo.

Przeanalizowałam tą i inne sytuacje i jeśli mam wybierać pomiędzy np. komfortem konia gdy wsiadam a moim bezpieczeństwem to wybieram bezdyskusyjnie bezpieczeństwo moje i innych osób.
Dodam, że wsiadam ze specjalnego stołka i zwracam uwagą na impet wsadzania dupska w siodło, na niewieszanie się na trzymanych wodzach i na palce od nogi... tylko, że z drugiej str. nawet jeśli dotykam powiedzmy ja czy ktokolwiek inny konia palcami przy wsiadaniu, to go dotykam, a nie dźgam boleśnie i śmiertelnie, więc może nie należy przesadzać z ta perfekcją, która ma być po naszej stronie, żeby "aby czy przypadkiem konikowi jest najlepiej na świecie".

Serio, jeśli zdarza mi się konia dotknąć nogą przy wsiadaniu to on się powinien nauczyć, że to nie jest dla niego żaden sygnał, czy jakikolwiek przyzwolenie do niebezpiecznych z mojego punktu widzenia zachowań. Jeśli przecietnie inteligentny koń jest się w stanie nauczyć podawać tylne nogi do czyszczenia i nie kopać od razu w akcie obrony, to jest się w stanie szybko nauczyć, że przy wsiadaniu trzeba stać spokojnie, bez względu na to co się dzieje (oczywiście nie mówię tu o jakiś ekstremalnych sytuacjach gramolenia się czy wskakiwania w siodło).

Dokładnie - miałam konia, który przy wsiadaniu ruszał, ale właściciel mu na to pozwalał. Zaczęłam go dzierżawić i wkurzało mnie to okropnie - kilka jazd zajęło mi oduczenie go tego. Nawet kiedy stukałam butem w bok przypadkowo koń stał i czekał. Szybko załapał, że ma stać - co ciekawe, jak wsiadała właścicielka dalej ruszał, choć wsiadała - mam wrażenie, nawet delikatniej niż ja.
Oduczenie ruszania przy wsiadaniu mojego własnego 4 latka zajęło mi 2 jazdy - a nie sądzę, żebym była specjalnie delikatna - ustaliliśmy, że ma stać i już. Bez przemocy ale ja specjalnie nie pilnuję się z czubkiem buta czy mega delikatnym wsiadaniem. I nie jest to jakoś dla niego problemem. Do dzisiaj jak wsiadam to koń stoi, a jak nie stoi to lekkie przytrzymanie i już wie że ma stać i czekać na sygnał. Konkretny sygnał, a nie zgadywanie.
Co do nieeleganckiego zachowania przy wsiadaniu to niestety ale powinno się temu od razu mocno przeciwdziałałać.
Ja zbagatelizowałam pewne symptomy (też sobie wmawiałam, że z mojej winy wszystkie marsze i starty przy wsiadaniu) i się skończyło tak:
http://picasaweb.google.pl/joannadianakucharska/Desktop#5387960011993011202

Współczuję wypadku, życzę zdrowia.

Ale pamiętaj, że zaniechanie też jest "grzechem". Jeśli się widzi problem (nawet zaczątek problemu) i nic z tym nie robi... To jest błąd człowieka. Można powiedzieć, że świadomie ignorując niepożądane (z naszego punktu widzenia) zachowania konia, wprowadzamy go w błąd.  A że to skupia się potem na nas i z małej iskierki robi się duży pożar...

Przeanalizowałam tą i inne sytuacje i jeśli mam wybierać pomiędzy np. komfortem konia gdy wsiadam a moim bezpieczeństwem to wybieram bezdyskusyjnie bezpieczeństwo moje i innych osób.
Tylko że po pierwsze to powinno się dać połączyć, a po drugie to jest ze sobą mocno związane. Koń w dyskomforcie to nie jest koń najbezpieczniejszy. Nawet jeśli w danej sytuacji zachowuje się do przyjęcia, to staje się bombą zegarową - która może wybuchnąć, jeśli dyskomfortu (fizycznego, psychicznego) zrobi się za dużo.

Dodam, że wsiadam ze specjalnego stołka i zwracam uwagą na impet wsadzania dupska w siodło, na niewieszanie się na trzymanych wodzach i na palce od nogi... tylko, że z drugiej str. nawet jeśli dotykam powiedzmy ja czy ktokolwiek inny konia palcami przy wsiadaniu, to go dotykam, a nie dźgam boleśnie i śmiertelnie, więc może nie należy przesadzać z ta perfekcją, która ma być po naszej stronie, żeby "aby czy przypadkiem konikowi jest najlepiej na świecie".

Serio, jeśli zdarza mi się konia dotknąć nogą przy wsiadaniu to on się powinien nauczyć, że to nie jest dla niego żaden sygnał, czy jakikolwiek przyzwolenie do niebezpiecznych z mojego punktu widzenia zachowań.

Jeśli to dotknięcie nie jest dla konia bolesne, jeśli przewidujesz, że będzie się powtarzać, jeśli koń ma mimo tego stać, kiedy wsiadasz - to Ty powinnaś go tego nauczyć. Nie zakładać, że będzie się zachowywał, jak tego chcesz, ale go na to szturchanie po prostu odczulić.

Jeśli przecietnie inteligentny koń jest się w stanie nauczyć podawać tylne nogi do czyszczenia i nie kopać od razu w akcie obrony, to jest się w stanie szybko nauczyć, że przy wsiadaniu trzeba stać spokojnie, bez względu na to co się dzieje (oczywiście nie mówię tu o jakiś ekstremalnych sytuacjach gramolenia się czy wskakiwania w siodło).
Jeśli przeciętnie inteligentny człowiek jest w stanie nauczyć konia podawać tylne nogi do czyszczenia tak, żeby nie kopał od razu w akcie obrony, to jest też w stanie szybko nauczyć, że przy wsiadaniu trzeba stać spokojnie, bez względu na to co się dzieje (oczywiście nie mówię tu o jakiś ekstremalnych sytuacjach gramolenia się czy wskakiwania w siodło).

Teraz na pewno emocje są w tobie silne, odbierasz to osobiście itd. Ale to pewnie szybko minie. Czego, tak jak i zdrowia, bardzo życzę.  :kwiatek:
[quote author=Teodora link=topic=7002.msg346831#msg346831 date=1254494099]


Ale pamiętaj, że zaniechanie też jest "grzechem". Jeśli się widzi problem (nawet zaczątek problemu) i nic z tym nie robi... To jest błąd człowieka. Można powiedzieć, że świadomie ignorując niepożądane (z naszego punktu widzenia) zachowania konia, wprowadzamy go w błąd.  A że to skupia się potem na nas i z małej iskierki robi się duży pożar...
w 100% się zgadzam.. tylko niestety nie zawsze ejst tak, zę od rauz zauważamy wszystkie symptomy - czsem potrzeba wielu lat doświadczenia..


Tylko że po pierwsze to powinno się dać połączyć, a po drugie to jest ze sobą mocno związane. Koń w dyskomforcie to nie jest koń najbezpieczniejszy. Nawet jeśli w danej sytuacji zachowuje się do przyjęcia, to staje się bombą zegarową - która może wybuchnąć, jeśli dyskomfortu (fizycznego, psychicznego) zrobi się za dużo.
Ponownie się zgadzam. tyle ylko, że czasem niektóre konie sie niestety uczą, że pewne rzeczy odbierają jako dyskomfort, choć realnie to zaden dyskomfort nie jest - mój koń, np. klepanie podczas jazdy- nienawidzi- nie da rady go pochwalić głaskaniem czy klepaniem bez kulenia uszu i go oduczam a nie zakładam, ze trudno nie można go dotknąc podczas jazdy.


Jeśli to dotknięcie nie jest dla konia bolesne, jeśli przewidujesz, że będzie się powtarzać, jeśli koń ma mimo tego stać, kiedy wsiadasz - to Ty powinnaś go tego nauczyć. Nie zakładać, że będzie się zachowywał, jak tego chcesz, ale go na to szturchanie po prostu odczulić.

Uczę- i dlatego spotykam jego opór bo on ma inne zdanie.

eśli przeciętnie inteligentny człowiek jest w stanie nauczyć konia podawać tylne nogi do czyszczenia tak, żeby nie kopał od razu w akcie obrony, to jest też w stanie szybko nauczyć, że przy wsiadaniu trzeba stać spokojnie, bez względu na to co się dzieje (oczywiście nie mówię tu o jakiś ekstremalnych sytuacjach gramolenia się czy wskakiwania w siodło).J

Zgadzam się ponownie- tylko trzeba tego uczyc a nie szukac usprawiedliwień i obejścia sytuacji.

Teraz na pewno emocje są w tobie silne, odbierasz to osobiście itd. Ale to pewnie szybko minie. Czego, tak jak i zdrowia, bardzo życzę.  :kwiatek:

Dzieki za życzenia zdrowia, przydadzą się 🙂
nie odbieram tego osobiście, nadal jeżdzę na "gnojku", choć ręka wciąż niezrośnieta a na wiosnę druga operacja.. tyle tylko, że się zawziełam i sobie postanowiłam, ze skoro ja np. mogę jeździć ze złamaną ręką to 4 latek może postac te 30 sekund w spokoju jak go dosiadam czy robię co innego.
Uważaj na tę rękę lepiej, jeszcze Ci się cała i zdrowa w życiu przyda 😉
niestety nie zawsze ejst tak, zę od rauz zauważamy wszystkie symptomy - czsem potrzeba wielu lat doświadczenia..
Święta prawda. Dlatego trzeba ćwiczyć - oko, przytomność, bycie tu i teraz, przewidywanie. Potrzebne są lata doświadczenia, tzn. jak to rozumiem, lata uważności 🙂

czasem niektóre konie sie niestety uczą, że pewne rzeczy odbierają jako dyskomfort, choć realnie to zaden dyskomfort nie jest - mój koń, np. klepania podczas jazdy- nienawidzi- nie da rady go pochwalić głaskaniem czy klepaniem bez kulenia uszu i go oduczam a nie zakładam, ze trudno nie można go dotknąc podczas jazdy.
Ja bym tu dwie rzeczy rozdzieliła - zgadzam się, że koń powinien dawać się dotykać po całym ciele, w każdych warunkach. Dla wspólnego bezpieczeństwa.
Ale z drugiej strony - pewne rzeczy mogą się nigdy nie stać dla niego przyjemne. Co innego coś znosić ze spokojem, co innego traktować jak nagrodę (o tym, co jest nagrodą, zawsze decyduje nagradzany).
Konie z natury nie lubią klepania - mogą się nauczyć, że to dobry znak, że jak człowiek klepie, to dzieją się fajne rzeczy (tzn. człowiek jest zadowolony, zwykle daje luz na wodzach, czasem kończy jazdę po tym, a przynajmniej dane ćwiczenie, robi przerwę). Konie między sobą nie stosują żadnego "przyjaznego poklepywania". Gesty sympatii, to raczej wylizywanie (matka liże źrebię), przyjazne skubanie się zębami (takie jak przy czochraniu się nawzajem) i takie sobie ot, bycie obok, bez wymagań. Jeśli by chcieć się w to wpasować, to do dyspozycji mamy głaskanie (bliżej lizania niż klepanie) i drapanie (po grzywie, ale nie tylko).
Może teraz Twój koń kuli uszy i na klepanie, i na głaskanie, bo właśnie czasem go klepałaś - i teraz ten gest sięgnięcia do łopatki z wierzchu jest taki "na dwoje babka wróżyła, może mnie pogłaszcze, może poklepie". Ja bym pewnie zaprzestała klepania, tylko głaskała/drapała i patrzyła, czy uszy nie przestaną się składać 😉 Nie jestem walczącym wrogiem klepania koni, ale na własny użytek uważam, że nie ma co kijem rzeki zawracać.
mój koń też klepanie traktuje jako karę, kładzie uszy po sobie, zaczyna spieszyć, spina się. Na głaskanie jest lepiej nastawiony, rozumie że dobrze zrobił. Zwłaszcza jeśli połączę to z głosową pochwałą
cisawa   for those who know what, God sends the answer how.
08 października 2009 22:18
bo w ogóle konie klepania nie maja wrodzoniego jako cos pozytywnego, to my tak uwazamy. Ja swojego drapię lekko jak cos dobrze zrobi, takim glaszcżacym ruchem.

BTW, mam tera okres tkaich buntów, że mózg staje. Szkoda że nikt mi filmow nie kreci. Ale cóż, przeba przepracowac , nei zwracac uwagi na te zachowania i już. Tylko przy tym trzeba dobrz eisedizec, dobrze rece trzymac, itp.... ech... jakie to trudne.
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
08 października 2009 22:22
ja jak na płasko jeżdżę to też "pogłaskuję" (takie klepnięcio/drapnięcio/głsknięcie 😎 ), ale po dobrze skoczonym parukrze, szczególnie na zawodach nie mogę się powstrzymać od takiego klepnięcia z plasknięciem, ale Niuniuś nie narzeka chyba już się przyzwyczaił, że to nie kara 😁
cisawa   for those who know what, God sends the answer how.
08 października 2009 22:38
na pewno sie przyzwyczail, ale nie jest dla niego miłe i nie jest nagrodą. To na bank. Ale właśnie - tu są zasadnicze róznice miedzy gatunkami drapieżnymi, a zwierzyną łowną.

mój też odbiera klepnięcie jako karę, wręcz został tego nauczony, bo mnie dreszcze przechodzą jak słyszę gdzieś z drugiego końca stajni pochwałę w postaci silnego, zdrowego trzaśnięcia 😉,  a już w ogóle, jak widzę małe dziewczynki w stajniach, trzaskające konie w szyje czy po łopatce, zapalczywie, z zapaleniem i pasją w oczach.... 😉
aczkolwiek zdarza mi się młodego klepnąć, ale zazwyczaj lekko i bez "trzasku", koń nie odbiera tego jako karę.
[quote author=_kate link=topic=7002.msg351123#msg351123 date=1255013761]
mój koń też klepanie traktuje jako karę, kładzie uszy po sobie, zaczyna spieszyć, spina się. 
[/quote]

Stare powiedzenie , choć nie wszystkim znane.

Nie należy klepać kobiety i konia. 😉

Klepnięcie ma być nagrodą dla konia?
Przecież on czuje najmniejszy dotyk- nawet muchy 🙂
No mój koń nie lubi być głaskany ręką... tylko szczotką.  🤔wirek: Można drapać zgrzebłem iglakiem i to dość mocno po całym kłębie. Staje wtedy wniebowzięty przekrzywia głowę i aż tak warga dolną rusza z zadowolenia, a jak przestaję drapać np. ktoś podejdzie i rozmawiam to grzebie nogą, że dalej paniusia, teraz jest czyszczenie to czyść! No i jak wtedy upomnienie słowne nie skutkuje to musze klepnąć z "liscia"- coby było halasu - ostrzegawczo, że pańcia sobie może gadać z kim che obok konia.
Na drapanie, głaskanie ręką potrafi kulić uszy. To samo na jeździe. Więc zawsze jak jeżdżę to go tak długo głaszcze i "obmacuje z siodła" aż mu się znudzi. Choć czasami jak ma zły dzień to potrafi w stój jak go smyram to z wściekłości, aż strzelić z zadu. Próbuje mnie też w nogi gryźć Ale ze sprawdzeniem np. luzu pod popręgiem z siodła nadal mam problem.
No mój koń nie lubi być głaskany ręką... tylko szczotką.  🤔wirek: Można drapać zgrzebłem iglakiem i to dość mocno po całym kłębie. Staje wtedy wniebowzięty przekrzywia głowę i aż tak warga dolną rusza z zadowolenia,


Bo koń w żaden sposób nie może podrapać  się po kłębie sam 😉
A to jest miejsce często swędzące i konie zaprzyjaźnione sporo czasu spędzają na iskaniu zębami kłębów.

Ale to nie ma nic wspólnego z" trzaskliwym" klepaniem konia.
busch   Mad god's blessing.
09 października 2009 11:33
Stare powiedzenie , choć nie wszystkim znane.

Nie należy klepać kobiety i konia.

Klepnięcie ma być nagrodą dla konia?
Przecież on czuje najmniejszy dotyk- nawet muchy


Ja też czuję nawet dotyk muchy, a jestem w stanie skojarzyć klepanie np. po ramieniu, czy 'dawanie piony' jako coś miłego. Jak Teodora pisze- to zależy od nagradzanego. Jednego konia i głaszczę, i klepię (gniade)= chociaż nie tak, żeby jej mięśnie wgniatać, a drugiego tylko głaszczę (blondi). I wszystkie trzy jesteśmy szczęśliwe  😉
W terenie-jedziemy sobie.Ta sama droga co zawsze /3x w tygodniu/ .
Tańka pierwsza,za nią kolejny koń,dwukółka i kolejny.
Tańka zaczyna tężęć, staje,i wrzuca wsteczny.Koń za nami małpuje.
Tańka pchana do przodu fuczy,rzuca głową,wspina się. Koń za nami małpuje.
I cofamy w dwukółkę. Treser pokrzykuje,żeby batem ... Tańka na bat odpowiada kopami nad głową Tresera.
Odpuszczam zatem,robię kółko,wjeżdżam na koniec ,mijam "straszne" i wracam na przód zastępu.
Treser zły-że nie wyegzekwowałam,że powinnam ,że się będzie powtarzać....
To się zdarza rzadko.Zakładam,że w "strasznym" miejscu koń czuje coś czego ja nie dostrzegam.
Potem jedziemy długo,mijamy sarny,bażanty w galopie i nic.
Coś z tym robić czy zostawić?
cisawa   for those who know what, God sends the answer how.
09 października 2009 22:05
Stare powiedzenie , choć nie wszystkim znane.

Nie należy klepać kobiety i konia.

Klepnięcie ma być nagrodą dla konia?
Przecież on czuje najmniejszy dotyk- nawet muchy


Ja też czuję nawet dotyk muchy, a jestem w stanie skojarzyć klepanie np. po ramieniu, czy 'dawanie piony' jako coś miłego. Jak Teodora pisze- to zależy od nagradzanego. Jednego konia i głaszczę, i klepię (gniade)= chociaż nie tak, żeby jej mięśnie wgniatać, a drugiego tylko głaszczę (blondi). I wszystkie trzy jesteśmy szczęśliwe  😉


no błagam.... nie pisz takich .. "głupotek". Polecam bardzo proste pozycje jak Poradnik miłośnika koni, sekrety końskiego umysłu. Z pewnoscia rozjaśni Ci to kwestię odczuwania czegokolwiek na skórz ekonia. One czują na całym ciele tak, jak my na opuszkach palców.
Swoja drogą, jesli ty potrafis zskojarzyc pochwałe z klepnięciem i teog samego oczekujesz od konia, to czemu nie można pójść dalej i nie żądać od konia skojarzenia na przykląd nory albo jamy z domem i wchodzenia do ciemnych zamknietych przestrzeni jako wchodzenia do czegoś przyjaznego.
Albo jeszcz elepiej, czemu dźgniecie widlami albo smagniecie batem - nawet takie lekkie nie ma byc nagroda dla konia?  😉

kotbury, jak czytałam Twojego posta, to się uśmiałam. MAsz fajnego konia - i wyraża swoje emocje - nie ma co.  🤣

A mój uwielbia drapanie po szyi i się nadstawia. Nadstawia się w ogóle często, tą czescią, którą chce, zeby go podrapać. I uwielbia jak go drapię miedzy pośladkami, i wysoko za brzuchem, po wewnętrzynych stronach udna wysokości puzdra. Wtedy podnosi noge do góry aż i odwodzi na zewnatrz. Śmieszny jest że hej!

Dzisiaj mialam tylko jedną lekką świeczkę, i jeden bryk. Jest suuuper dobrze. Świeczka była przy próbie nauki ruchu na wprost przy ustawieniu szyi wygiętej w lewo. W prawo jest trochę lepiej. No cóż - jeszcze przed nami duuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo pracy. 🙂
Swoja drogą, jesli ty potrafis zskojarzyc pochwałe z klepnięciem i teog samego oczekujesz od konia, to czemu nie można pójść dalej i nie żądać od konia skojarzenia na przykląd nory albo jamy z domem i wchodzenia do ciemnych zamknietych przestrzeni jako wchodzenia do czegoś przyjaznego.
O,coś jakby nauka wchodzenia do przyczepy 😉 Przecież są konie, które wchodzą do przyczep na luzie (bo zostały dobrze przygotowane, bo nie miały złych doświadczeń, bo to znajome miejsce, bo można poszamać siano i odpocząć w stojącej przyczepie itd.).

Albo jeszcz elepiej, czemu dźgniecie widlami albo smagniecie batem - nawet takie lekkie nie ma byc nagroda dla konia? 
Jest różnica między bodźcami czuciowymi, a bólowymi. Do drugich to rzeczywiście trudno przekonać jakiekolwiek zwierzę. Ale nie sądzę, żeby ktokolwiek klepał konia w nagrodę do bólu...

Konie mają różną wrażliwość, jednym poklepanie będzie przeszkadzać mniej lub bardziej po wsze czasy. Inne skojarzą to sobie z następującą po poklepaniu nagrodą i to poklepanie stanie się znacznikiem fajnych rzeczy. Poklepanie też poklepaniu nierówne. Ogólnie to nie widzę powodu, żeby konie klepać, a już na pewno nie wszystkie, nie "bo tak", nie na dzień dobry obcego konia, nie pomimo niezadowolenia konia itd. Ale też pamiętam, jak w jednej ze szkółek był obyczaj: koniec jazdy, wszyscy ustawiają się w rzędzie i na raz-dwa-trzy jest energiczne poklepanie konia 3 razy po szyi. Nie sądzę, żeby to zbiorowe klaskanie o końskie szyje było dla koni samo w sobie szcególnie fajne, ale myślę, że one doskonale wiedziały co to znaczy: koniec jazdy, odmaszerować, odpocząć!
cisawa, jeśli czytałaś tego typu książki, wiesz pewnie bardzo dobrze, że szkoląc konia można "uwarunkować" pewne zachowania i kwestie oraz, że konie błyskawicznie uczą się i przyzwyczajają do nowych sytuacji oraz jednocześnie - "znieczulają się", jeśli mogę to tak nazwać. Siodło, ogłowie, czaprak, popręg czy w końcu nasze pupsko w tym siodle wraz ze swoim ciężarem również "przylega" do ciała konia, "stale naciska" i gdyby brać pod uwagę tylko i wyłącznie sposób, w jaki działają końskie receptory czuciowe - każdy koń musiałby umierać z bólu, czując na skórze notoryczny nacisk siodła, popregu, ogłowia czy chociażby ochraniaczy. Czy tak się dzieje? No chyba nie bardzo. [nie mówię o sytuacjach ekstremalnych]

Ja takiego głośnego klepania w nagrodę po prostu nie lubię. Jeździłam w stajni, gdzie to było zapamiętale, mozolnie i uciążliwie popularne, aż mnie czasem uszy bolały.  Jakimś stajennym znajomym, którzy mieli okazję być przy czyszczeniu czy przygotowaniu do jazdy i z nudów mojego młodego klepali mówiłam po prostu, że "proszę nie klepać, on nienauczony" 😉


cisawa   for those who know what, God sends the answer how.
09 października 2009 22:44
No właśnie, bo zostały dobrze przygotowane. Klepanie nie jest naturalnym bodźcem przyjemnościowym dla konia. Więc de facto, jeśli chcesz mu sprawić przyjemność to nie uciekasz się do takich bodźców.
No i jasne, że jest różnica miedzy bólowymi i czuciowymi, ale klepniecie tez jest różne, ja widziałam i takie, że były jak muśnięcia, a widziałam i słyszałam takie, ze ja klapsy sprzedaję za kare lżejsze.
Moje wywody nie mają na na celu dokładnego zobrazowania, ale danie odczucia ogromnych różnic w rozumowaniu naszym jako drapieżników i koni, jako zwierząt, a nie ludzi i zwierząt łownych na dodatek.

Masz rację, że konie mają różną wrażliwość – to nie podlega dyskusji – z reszta tak jak ludzie. ALE, jeszcze raz powtarzam, Klepanie nie jest naturalnym bodźcem przyjemnościowym dla konia. Więc de facto, jeśli chcesz mu sprawić przyjemność to nie uciekasz się do takich bodźców.
Co za sens jest nagradzać konia czymś co nagroda nie jest? Co innego jest dać mu do zrozumienie że zrobił dobrze, czyli potraktować klepniecie jak dźwięk Klikera, po którym jednak nie następuje nagroda.

W moim odczuciu i z moich obserwacji, przyjemniejsze i bardziej naturalne jest podrapać konia w okolicach kłębu, albo pogłaskać po szyi, czy tez podrapać. Konie, które się lubią, często się skubią w okolicach kłębu – tak towarzysko, sprawia im to frajdę – widoczną.

edit: nie zawsze polkepanie oznacza koniec pracy i odmaszerowac na odpoczynek, wręcz najczesciej widizląam stosowanie tego w czasie jazdy, mpo tym, jak kon cos dobrze zrobił.

Wiadomo, że nie deliberujemy tutaj o jakimś strasznym okrucieństwie zadawanym przez ludzi koniom, ale o "dyskusyjnym" odruchu ludzi. Wiadomo, ze koń od tego nie umrze, nie  znarowi się. Tyle, że my, bardziej świadomi w wiedzy, po prostu sobie gadamy, że naszym koniom to się raczej średnio podoba. No bo takie klepniecie jest dla nas tym, czym dla koni takie wlasnei podgryzienie w kłąb czy grzywę. Zgodzicie się?
A ja juz na moja kobyle nia mam pomyslu.Rok znia waczle, a raczej z jej debami.Kon na manezu chodzi raczej dobrze, nie debuje.Problem zaczyna sie w terenie, a dokladnie kiedy ma jechac sama badz 1.Wtedy debuje, rozpedza sie ze mna na drzewa, auta, wywala sie, robi doslownie wszytsko zeby sie mnie pozbyc.Nie naleze do osob ktore koni sie boja, jeszcze nigdy nie zsiadlam z konia, bo mu odbijalo ,jak tez gdy spadlam wsiadalam zawsze kolejne razy.Ale po osotatnim terenie jechalam na niej poplakana, mialam cholerna ochote zejsc i trzasnac tym wszytskim w diabli.Nie zrobilam tego, bo wiem ze gdybym jej odpuscila to bylby to ewidentny koniec.Przejechanie 2 kim zajelo mi 40min!ciagle debowanie, ponoszenie, skakanie na 2 tylnich(nie wspominajac o wyjezdzie poza dom, to bylo najgorsze)Za innym koniem nie ma problemu idzie, momentami wyprzedza.
Mamy ten problem od ponad roku.Juz byl w miare opanowany tzn wychodzila sama, raczej nie  debowala, szla tylko zawsze jakby byl to jej pierwszy teren-bardzo niepewnie.Ale tylko gdy pojawial sie w towarzystwie 2 kon -koniec, nie pojdzie i juz.
I wiem ze to jej czysta zlosliwosc, nie raz probowala mnie zabic, byle tylko pozbyc sie mnie, a nic jej nie boli, nie uwiera z mojej strony.
Probowalam wszytskiego-dobroci, sily......
Jakies pomysly??Dodam ze kon niecaly 170cm, byczek.
busch   Mad god's blessing.
10 października 2009 18:07
cisawa - widziałaś kiedyś konie 'drapiące się' po kłębach?  🤣 Czochrają się czasem z taką siłą, że aż boję się, żeby sobie sierści/grzywy nie powyrywały, albo sobie skóry nie rozdarły - połamałabyś sobie paznokcie i wybiła pewnie któryś staw w ręce, gdybyś spróbowała to powtórzyć  😁. Owszem, koń czuje najlżejsze dotknięcie, ale jakoś daje radę utrzymywać Twój, czy Mój ciężki tyłek na sobie, czyli 50, czy 60 kg żywej masy; zgodnie z Twoją 'teorią' powinny się zwijać z tego powodu z bólu.

Oczywiście, że klepanie nie jest naturalne - podobnie, jak na przykład ogłowie i wędzidło.
Klepanie jest w porządku, ja to traktuję właśnie jak przyjacielskie poklepanie po ramieniu kumpla za dobrze wykonaną pracę, koń widocznie też tak to traktuje bo się rozluźnia i wyciąga  😀 .
A na przykład na blondi to nie działa, ona jest delikatna, wrażliwa i elektryczna, ją się głaszcze - i jestem w stanie to zaakceptować, w końcu chodzi o nagradzanie.
ja mam konia w stajni którego się autetycznie "wali" po szyji a on się jeszcze nadstawia... Ostatnio mnie ręce bolały już od tego klepania a on tak się nadstawiał wykrzywiał, oczka miał rozanielone... I bez dwóch zdań widać że mu się to bardzo ale to badzo podoba. Podobnie jest z drapaniem.... Jak czyszczę go iglakiem też juś mi sił nie starcza, bo im mocniej czyszczę tym on jest szczęśliwszy.
cisawa   for those who know what, God sends the answer how.
10 października 2009 21:45
he, he! Co koń, to historia. ja znam takiego co zjadł strusia , a  inny przechodzac koło grilla zwinał kiełbasę i zjadł.  😁

donia, aleksandra, no to masz babo placek.
Ja jestem za cienka w uszach, zeby Ci cokolwiek podpowiedizec, nie mam wiedzy ani doświadczenia w takeij materii. Zastanawia mnie tylko to co napisałaś, że czasem w terenia jak idzie z innym koniem to wyprzedza. Czy ona to robi na twoje polecenie, czy tak sama z siebie? No bo jak sama z siebie, to znaczy, ze ona rządzi, a jak idziecie same, to wtedy ona, z pozycji tej rządzącej nagle nie ma lidera i czuje się niepewnie. Może dlatego się buntuje i boi.

To takie moje zgaduj zgadule. Ale może są tu tacy, co maja podobnie i coś konkretniejszego Ci podpowiedzą.

Ja na ostatniej jeźdize na początku miałam banie się wiszącego bannera na hali, takeigo malego, żółtego. Ale jak pojeźdizłąm 40 minut, przeczekałam bunty, udałam że nei widizałam brykania, i fukania, a potem próbowłąam nauczyć ruchu na przód w ustanieniu zewnetrznym, to z buntu, zeby nie iśc, to nosem po tym "strasznym bannerze" jeździł sam. Taki to zwierz! 😂

Czy ona to robi na twoje polecenie, czy tak sama z siebie? No bo jak sama z siebie, to znaczy, ze ona rządzi,


W terenie jest luz, rozmowy, bajki, trele morele, idą dwa konie na luźnej wodzy. Jeden wyprzedza sam z siebie, bo jest temperamentny, czy po prostu rządzi? No bo wyprzedzanie wyprzedzaniu nie równe.

Inna sprawa. Temat mnie interesuje, bo też "walczę" ze swoją koniną o to by grzecznie stała i nie ruszała przy włożeniu nogi w strzemię.
najprawdopodobniej to jeszcze jeden ze sposobów na sprawdzenie jeźdzca... a może odpuści i nie wsiadzie... warto wpróbowac. Mój tez miał taki etap. Szukałam wszeeelkich powodo, trącanie boku butem, złe siodło, ból kregosłupa, popręg za ciasno/ za luźno. A z podwyższenia - zapomnij, w momencie kiedy postawiłam nogę na schodku, on stawał do mnie paszcża przodem.
Wg mnie, musisz to przepracować. Nawet jeśli to będzie ozanczać podskakiwanie za koniem przez pół ujeżdżalni z jedną noga w strzemieniu.


No właśnie rada:
Nawet jeśli to będzie ozanczać podskakiwanie za koniem przez pół ujeżdżalni z jedną noga w strzemieniu.
wydaje się niezbyt bezpieczna, no i czy konina nie myśli, że do jej boku uczepił się właśnie drapieżnik?
Bo chyba coś takiego kiedyś przeżyłam. W momencie kiedy się koniś nie zatrzymał, a ja stwierdziłam, że dalej to zbyt ryzykowne, bo już w galop przechodzę wisząc u boku, zeskakuję a tu od razu świeca. Zonk.
Dalej ćwiczę inną metodę, tj. dużo cierpliwości, stanowczości, nagradzanie przy staniu i nie odstawianiu się. Udaje się, najgorszy jest pośpiech, wtedy nic nie wychodzi.


Cześć Taniu  🙂 Chyba Cię zignorowali 🙂 Nie chce podejmować się mówienia Ci, jak powinnaś postąpić. Napiszę, jak radziłam sobie z podobną sytuacją. Sama zdecyduj, czy do Twojego przypadku da się to wykorzystać, czy raczej nie - wszak konie są różne.

Był czas, kiedy Cejlon wykazywał się bardzo ładnym ogólnym tchórzostwem. Oczywiście sama mozolnie wypracowałam taki brak pewności siebie u niego. Bardzo często robił nagłe stopki, wytrzeszczał oczka i tyle. Jak mocniej prosiłam o ruch naprzód to ze stresu potrafił wyfiknąć takiego barana z serią wygibasów w powietrzu, że na tydzień przechodziła ochota na dosiadanie go. Nauczyłam  sobie radzić z tym przy założeniu, że chcę by koń z własnej woli poszedł do przodu, jak stwierdzi, że już nie ma się czego bać, mam czas by na niego poczekać, nie wpycham go na siłę poza „granicę tolerancji” (tak sobie wyobrażam linię przed jego kopytami przekroczenie której stwarza w nim taki kłopot – za tą linią jest za blisko do strachu, pole minowe, ziemia parzy, strachy mają wielkie oczy), bo tak nie tracę jego zaufania.

Robię tak:
-idziemy, idziemy i nagle stopka, no dobra, stoimy.
-rozluźniam się, gwiżdżę i robię wszystko, ze sama w sobie nie wywołać nerwowej stopki,
-siedzę sobie i czekam aż koń coś wymyśli
-pozwalam mu stać ale nie pozwalam na więcej, tzn. reaguje jak migruje na boki lub do tyłu ale pod żadnym pozorem nie przepycham go na siłę za „granicę tolerancji”,
-Cejlon po jakimś czasie oswaja swojego stracha, rozluźnia się i albo sam daje kroka do przodu i wtedy go chwalę i lekko podtrzymuję łydkami jego decyzję, czasem jak czuje, że już jest gotowy iść a nie robi tego też lekko pomagam mu łydkami ale to nigdy nie jest pchanie na siłę.

Ta strategia sprawiła, że Cejlon stał się naprawdę odważniejszy, stopki się rzadko przytrafiają, czasem lekko odpływa na ścieżce na bok od jakiegoś konara lub zwolni na chwilkę ale to wszystko jest bardzo łagodne. Przy gorszych sprawach, jak np. przy betonowym mostku na śluzie nad kanałem, zrobił swoją stopkę ale jest w nim coś takiego, czego wcześniej nie widziałam – on stoi, trzęsie się ale bardzo, barrdzo chce to przejść. Normalnie się czuje jego pełną mobilizację. Ja tylko wtedy siedzę i czekam, mam luźną linę (na kantarku) a on w końcu podejmuje decyzję i idzie. Za pierwszym razem tak walił kopytami w mostek, szedł z głową nisko i wąchał, jakby go chciał zadeptać i zniszczyć. Był bardzo z siebie dumny 🙂 Ja z niego też 🙂
cisawa   for those who know what, God sends the answer how.
11 października 2009 12:33
Fanfan, no widzisz.... ech.. co koń to historia. Mój nie ma opcji "ojoj! drapieżnik mi się uczepił! Trzeba się salwować ucieczką!" Jak widzi, że to nei daje pożądanego prze zniego efektu, to staje i już.
Cejloniara: dziękuję za długi post.
:kwiatek:
Wiesz co Taniu... tak sobie jeszcze raz przeczytałam, co napisałas i myślę, że dobrze zrobiłaś. Ja zasadę "nie wpychać na siłę konia w jego strach" stosuję od dłuższego czasu i nie zauważam złych efektów w związku z tym. Czym innym jest konsekwencja, gdy koń nie robi "bo nie" a co innego, gdy nie wykonuje polecenia, bo się boi. No i pomyśl sobie, jest sytuacja, że nie dość, że boi się np. psa na łańcuchu to jeszcze bata od jeźdźca. Czego to może nauczyć? Już nie wspomnę o tym, że w stresie koń nie mysli i nie uczy się. Lepiej to robić na miękko i budować w koniu pewność siebie, bo to potem zaprocentuje. Wiem po sobie, bo dziś nikt mi nie wierzy, że dwa lata temu nie byłam w stanie nawet za bramę w teren na Cejlonie wyjechać :-)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się