KOTY

Bischa   TAFC Polska :)
12 września 2009 09:46
Trzymamy kciuki , żeby wróciła jak najszybciej .
A ja się martwię o naszą stajenną kotkę . Zawsze były 3 koty - kocurek i 2 kotki ( w tym roku jak tyko kotki urodziły , zostały wysterylizowane , a kocur stracił klejnoty rodzinne ) . Od kilku dni widzę tylko kocurka i jedną z kotek , po drugiej ślad zaginął  🙁 Sprawdziłam pobocza wzdłuż padoków i stajni - kotki nigdzie nie było , na jezdni też nie . Na jedzenie się nie zjawia .
Nowe zdjęcia kotki spotkanej w Kuźni na zawodach , o miesiąc starszej . Drugi raz w życiu na smyczy .





Tylko te pare zdjęć , bo robota luzaka wezwała , a łapałam chwilę oddechu 😉
cieciorka   kocioł bałkański
12 września 2009 17:52
zaliczyłam dzis psia i kocią wystawę. swoją drogą Alviko, mogłabys już nas odwiedzić 😀
bardzo milaśne okazały się  rexy z karbowaną sierscią 🙂 św kot birmański, bensgalski, burmy i ruski byly cudne. niestety jeden duzy burmak byl bardzo przestraszony.... sam w duzej klatce, niczym nie osłonietej z boku w zadnym miejscu zawierającej wylacznie kuwete i mały jasiek. kot wiec probowal wjesc pod poduszke, lub przynajmniej schowac pod nią głowę. wygladało to bardzi smutnie.

swoja droga... byłam wczoraj u kurczak w schronisku. o ile psy nie zrobiły na mnie wrazenia, to po wejsciu do kociarni mocno mną ruszyło.te, które się nie boją od razu przybiegaja prosząc o pieszczoty. jedne pchają się pod kazda spuszczona rekę i zrobią wszystko zeby pojawic sie w twoim polu widzenia. inne, takie jak np drobny urbis tylko stoją obok ciebie, nie bedeac natarczywimi, ale jesli sie np cofniesz bardzo pilnuja by byc wciaz blisko ciebie. głaskałam go przytulałam, ale nie mruczał tak głosno jak tamte, jesli w ogole. dopiero kiedy na dluzej przy nim kucnełam, usiadł mi na udzie i rozleglo sie blogie mrrrr. ponadto jest kotem ktory zawsze siedzi przy drzwiach. jesli ktores kota mozna nimi uderzyc to pewnie własnie jego, bo cały czas pod nimi czeka i wypatruje, lub podbiega kiedy ktos wchodzi. kurczak, ktora nakladała własnie jedzenie, wszedł na ramiona i stamtad obserwował co robi. pozniej oboje wstali a on siedział dalej. oczywiscie sa i tak ktore nawet dotknąć się nie dają.
koty s tez w innym pomieszczeniu, ale tylko w klatkach ustawionych jedna na drugiej. kiedy podeszłam kociaki z tej najwyzszej miauknęły do mnie, patrząc na mnie musiałam na chwile wyjsc bo poczulam ze się rokleje. potem tuliłam do siebie malutkiego czarnulka który miał problem z nozkami, ale juz chyba jest lepiej. włączył mu się motorek, ale popłakiwał od czasu do czasu. przytulał się bardzo mocno, a kiedy do niego mowiłam podnosił wzrok i próbował piąć się do góry. była to piekna calutka czarna, mała koteczka. ja zastanawiałam się tylko co powiedzieliby domownicy na wieść o nowym kocie.
ostatecznie by chyba przeszło, ale w planach jest pies, mniejszy problem z ninja ale rudy moglby go nie przyjac no i szkoda ze kazdy kolejny zwierzak to nowe wydatki, takze te mnie spodziewane.
w nocy sniły mi się te koty ze schroniska. chciały wejsc przez futrke do domu a ja im blokowałam przejscie, to nogą, to biodrem i nie mogłam zamknąć drzwi. bałam się ze rudy bedzie sie z nimi bił. kota sasiadow musze przeganiac i jak go tlyko zobacze to płosze bo wyjada moim z misek. pamietam ze najpierw snił mi sie wlasnie billy, ktory potem zamienił się w te wszystkie burki ze schroniska i wszystkie chciały wejsc...
Kot wrócił po niemal 16 godzinach od wyjścia (4 cykle karmienia - zwykle jada co 4 godziny...) suchutki, czyściutki (tylko na brzuchu pełno przytulii). Zjadł, popił i... najwyraźniej zbiera się zniknąć w ciemnościach! Gdzie ona się szlaja? Nigdy nie widzieliśmy, żeby się gdziekolwiek, poza najbliższym otoczeniem domu przemieszczała za dnia - bardzo pilnuje, żeby nikt za nią nie szedł. W jerzynach owszem, ze dwie czy trzy kryjówki wyśledziliśmy. Wszystkie wycieczki zaczynają się i kończą w lasku koło domu (tam, gdzie te jerzyny zresztą), ale wcale z tego nie wynika, że dalszy ciąg peregrynacji też jest w tym kierunku... Dzisiaj, to już byliśmy w niezłej panice, więc przetrząsnęliśmy lasek, a potem objechałem całą resztę terenu na Dalii wlkp (z kulbaki lepiej widać...). Znaleźliśmy kupę grzybów, ale ani śladu kota. Nawet rozkopaliśmy starą lisią jamę...

To co, to teraz będę miał kota, który będzie się u mnie raz na dobę meldował? Kurczę, gorzej niż mój przyjaciel Radek - jego kotka zjawia się w oborze przy każdym dojeniu!

cieciorka wszystkim się nie pomoże. A osobiście uważam, że gromadzenie kotów w schroniskach to okrucieństwo (nie przeżywają tam zbyt długo...) i absurd: przynajmniej niektóre z nich dały by sobie radę na wolności, w każdym razie przez jakiś czas - byłoby mniej szczurów na pewno..
Przedstawię Wam tego kicusia co przytargałam spod sklepu 🙂 trochę mu się wyładniało. Mówiłam na niego Alien, bo tak wyglądała, ale częściej juz mówię  Kiciusia, bo w końcu przypomina kota.

Czy nie moglibyście kupić tego basenu w większym rozmiarze? No przecież głowa mi się nie mieści!!!!!!!!


A tutaj już usiłowania złapania merdającego psiego ogona  🙂

cieciorka   kocioł bałkański
12 września 2009 19:23
jkobus, na pewno w wiekszosci masz racje. kurczak te podobnie uwaza o dzikusach. mecza sie na małym wybiegu, człowieka sie boja i unikaja kontaktu. lepiej by sie czuły wypuszczone (posterylce) przy jakiejs piwniczce, gdzie dokarmia je jakas babcia. ale sa i takie, ktorych pozbyly sie rodziny, ktore ktos po smierci osierocil i w podworkowych warunkach wcake nie czulyby sie lepiej i nie wiadomo, czy dalyby sobie rade.
ja mam miękkie serce i czesto staje przed dylematem rozsadku i emocji. nie da sie wszystkim pomóc... ale chciałoby się. a wrazliwa jestem wlasnie szczegolnie na punkcie kotow. pewnie ze niekiedy a bardzo- ale tak juz mam, ile wole tak niz wcale 😉 tylko d*pe powinnam miec twardsza.

dzisiaj znowu odłowiłam mysz. wygladało cało, w rece ruszała się, a położona na ziemi czmychnela zamiast znieruchomiec jak poprzednia, ale własnie kiedy zaczela uciekac okazalo się ze jest mniej cala niz myslalam i nie wiem czy da sobie rade. ale i tak bylo za pozno zeby wracac ja rudemu. ale skoro jest taka zwawa to daje jakies nadzieje. kot znosi ofiary do domu, i z tymi uszkodzonymi jest problem. bo ani ich nie wypuszcze, ani nie chce (pomijajac ze wcale nie chce na to patrzec) zeby rozwlokl kawalki myszy po calej kuchni i przedpokoju. on potrawi. taka trzeba wyniesc na trawke pokazac kotu, zamknac okna i drzwi. nie umiem ich zabijac.
Bischa   TAFC Polska :)
12 września 2009 20:33
Z tymi myszami to jest cyrk . Nasza kotka łowna jest ( ta co się ostała ) i ciągle znosi myszy w pysku do stajni . Ostatnio ze dwa dni temu ratowałam myszkę , znieruchomiała siedziała mi na ręku - już miałam ją dobić łopatą jak kot wypuścił , bo leżała i oddychała tylko ciężko . Przyleciałam z łopatą a mysza siedzi na własnym tyłku  🤣 No to w łapę ją i w choinkach posadziłam , nie zwiała siedziała , zaznaczyłam to miejsce nawet i rano sprawdziłam - myszy nie było , więc pewnie zwiała .
cieciorka   kocioł bałkański
12 września 2009 20:43
bo one nieruchomieją i udaja ze ich nie ma. przy pierwszej swojej takiej przygodzie spotkalam kota na podworku trenerki. odgaełam go i tupię na mysz (cała i zdrowa, dość dorodna) żeby zwiała. a ta nic- poza tym, że jej nie ma. zdjęłam buta, jak zobaczyła "norkę" to wbiegła tam czym predzej. pokicałam z nią w pole i tam wytrząstnełam.
one naprawde potrafią zamienic się w słup soli. co ma swoje uzasadnienie, bo przeciez taką zabawką kot się nudzi.
ale znałam taką myszkę ktorą oswiła kolezanka, mieszkała w piorniku, zakopywała się jej we włosach i wszedzie zostawiała kupki. mama tez kiedys opowiadała o oswojonej polnej myszy.
Bischa   TAFC Polska :)
12 września 2009 21:03
A jak się ludzie patrzyli na mnie - jak na ufo , że ja się nie boję . A myszka nie duża , na dłoni mi siedziała . Ja się nie brzydzę żadnych zwierząt ( poza nie daj boże muchami - nienawidzę  👿 ) i do łapek nie boję się wziąć .
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
12 września 2009 21:11
Ja niestety musiałam jedną przetrącić, bo kot się znudził i chyba jej kręgosłup złamał więc by biedna się nie męczyła musiałam ją uśmiercić... No ale cóż poradzić, taka kocia natura.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
12 września 2009 22:15
Pamiętam, jak kiedyś wstrząsnął mną komentarz o kociarni wypowiedziany przez jednego z wetów pracujących na dyżurze w schronisku: "wystrzelać to wszystko, odkazić i zacząć od nowa z głową". Prawie go wtedy znienawidziłam, a po kilku latach naprawdę rozumiałam  🙁 
Dachowce nigdy nie powinny znaleźć się w schronisku. Dlatego jestem całym sercem za odławianiem, sterylką, przetrzymaniem na 24 w przejściowym domu i wypuszczeniu w rejonie odłowu. Dla porzuconych kotów domowych: domy tymczasowe/rodziny tymczasowe - i adopcje.
Ale to wszystko nie będzie miało żadnego sensu, jeżeli nie zaczniemy jednocześnie uświadamiać ludzi: jak pomóc w przeżyciu dzikim kotom, jak ograniczać ich płodność, jak właściwie opiekować się kotem, jakie ma on potrzeby.
Niech w końcu posiadanie zwierzęcia będzie w pełni świadomym i dobrze przemyślanym wyborem, a nie tymczasową zachcianką.
Ale tak to nawet długo w Erze nie będzie.

Cieciorku, ja za "miętka" byłam, żeby dalej w schronisku pomagać. Wyłam po nocach. Teraz też oczy mi się "pocą", bo z zamierzchłej przeszłości przypomniał mi się kocur domowy, kilkuletni, biały. Bardzo podobny do naszego Grubego. Przerzucili go do azylu przez płot i tak leżał pod tą siatką, nie wiedział czy się ruszyć, co zrobić. Nie mógł pojąć, że podawana wodna breja to jedzenie, hipermarketowych puszek nie tykał. Przeraźliwie bał się i tęsknił. Osłabł, złapał zapalenie płuc. Odszedł po dwóch tygodniach.
Był wspaniałym zwierzakiem.

A co do wystawy... Mała ustawka, czasem trzeba dać szansę konkurencji. My na ringu pokażemy się dopiero pod koniec września, o ile kierowcę znajdę.

pokemon, CUDO!

jkobus, projekt rodem z filmów o 007, ale może jakiś nadajnik GPS?

Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
12 września 2009 22:21
Alvika, Dokładnie to samo o Ł. schronisku powiedział znajomy rodziców,  który pracuje w sanepidzie i był niedawno na kontroli. Mówił, ze gdyby zamknięcie zależało od niego schronisko już byłoby dawno zamknięte...
Ale naprawdę szkoda tych wszystkich zwierzaków 🙁

Alviko, nie wiesz kiedy jaka wystawa w Łodzi jest?
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
12 września 2009 22:38
14-15. listopada, hala Expo Bis na Stefanowskiego.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
12 września 2009 22:43
A zamierasz być? 😉
Bo ja będę 🙂
jkobus, projekt rodem z filmów o 007, ale może jakiś nadajnik GPS?


No właśnie: obróżka z miniaturowym nadajnikiem i kamerką na podczerwień... Ale to science fiction w naszych wspaniałych okolicznościach natury! Kociego żarcia nie sposób tu dostać, a co dopiero takie gadgety? Skończyło się na tym, że kota niestety żre whiskas - bo jego tańszy zamiennik z Biedronki nawet dla niej okazał się niejadalny (jestem tego samego zdania o żarciu dla ludzi, jakie tam sprzedają...), a nic innego nie ma gdzie kupić. Inna sprawa, że chyba w tej chwili problem otłuszczenia wątroby nie jest dla naszego kota istotnym zagrożeniem!

Fakt faktem, wczoraj wieczorem była nawet miła. Pogłaskać się dała. Zniosła póżnowieczorną wizytę Radka, któremu ciągnik utknął niedaleko i musiałem go wyciągać. Nawet posiedziała pani i panu (po kolei) na kolanach i kilka godzin z nami przespała, by zniknąć gdzieś ok. 4.20. Nauczeni doświadczeniem zaczniemy panikować dopiero, gdy nie zjawi się po zmroku.

To zresztą logiczne: skoro jest tak ostrożna, że nie porusza się w otwartym terenie za dnia, a jej kryjówka jest najwyraźniej w takiej odległości, że potrzebuje co najmniej kilkudziesięciu minut, aby stamtąd dojść, to siłą rzeczy musi tam cały dzień przesiedzieć, jeśli nie zdążyła wrócić przed świtem... No, chyba że koćko po prostu znalazło sobie drugi, lepszy dom gdzieś na wsi i tam spędza całe dnie!
Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
13 września 2009 10:05
A my dzis ruszamy w pierwsza podroz... Jestem mega zestresowana. Trzymajcie kciuki!!
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
13 września 2009 11:18
Wizja, trzymamy 🙂

Notarialna, zachciało mi się dokształcać zaocznie 😉 Jeżeli plan zjazdów nie będzie kolidował, to kto wie? Wyprawa do Łodzi, ujć, będzie bolało. Muszę jeszcze zagranicę w tym roku zaliczyć, żeby IC jajecznemu zamknąć - a dla kogoś, kto prowadzi samochód tak źle jak ja, to dopiero wyzwanie będzie.

jkobus, może takie ustrostwo dałoby się samodzielnie zmontować dla Sylwestry?
http://www.dogtrace.cz/pl/urzadzenia-sledzace-dla-psow.html
Jak pisałam: JA bym nie wytrzymała nerwowo.
A przy okazji: sama dokarmiam kilka elegancko utrzymanych kotów domowych. Mądry i szanujący swą reputację kot stołuje się w co najmniej 3 domach  😎 (chociaż u nas zagęszczenie zabudowań jest o niebo wyższe niż w okolicach Boskiej Woli)
cieciorka   kocioł bałkański
13 września 2009 11:29
jkobus, moze dzyndzelek z dzwoneczkiem na obroy? chociaz ja bym fizia z dzwonkiem dostała :P

Alvika, to znaczy ze moze sie pojawisz w koncu w wawie? 🙂
czy zle zrozumiałam?
ja zawsze chcialam pomagac, alekiedy bylam mlodsza i mialam na to czas nie bylo jak, bo grubo za daleko. ale widze, ze dobrze sie stało. bo albo bym wsiakla i poswiecila sie na maksa, albo bym odpadła i miala wyrzuty.
ja sie zgadzam, z głową. ale plany to jedno, nawet przy swiadomosci swoich mozliwosci: fizycznych i finansowych nie da się trzymac zalozen.
snulam sobie takie rozwazania po wyjsciu: zalozyc schronisko na max 20 psow, nowe brac, gdy jakiegos sie odda. kazdemu poswiecac uwage. wiem, ze nie skonczyloby się na dwudzietu, mimo wyliczonych wczesniejniej przydzialow.
Kot wbrew wszelkim wcześniejszym zwyczajom przyszedł w środku dnia, w porze karmienia koni - akurat przypadkiem ją zobaczyłem, jak maszerowała całkiem otwarcie od strony drogi. Czyli z całkiem przeciwnego kierunku niż lasek, jerzyny i wszystkie nasze wczorajsze poszukiwania. Otwiera to nowe pole do spekulacji: doły ze śmieciami (dla miejskiego kota prawie jak powrót do domu!), lasek brzozowy sąsiada za drogą (ale tam przytulia nie rośnie - a w dołach tak!), lub... nasz najbliższy sąsiad, jakieś 500 - 600 m w tamtym właśnie kierunku...

Kot zjadł, wypił, dał się wyszczotkować - i zmył się tak samo szybko, jak przyszedł.

To zaczyna być kwestia ambicji! Musimy wyśledzić tę jej nową kryjówkę...
Bischa   TAFC Polska :)
13 września 2009 17:56
Ja to nie wiem jak ja przeżyję wejście do schroniska . Jak się rodzice wyprowadzą niedługo , chcę właśnie wziąć jakiegoś kota ze schroniska , a nawet 2-3 . I boję się , że nie będę umiała wybrać tych 2-3 spośród tylu patrzących na mnie z wypisanym w oczach "Weź mnie"  😕 Rozkleję się poprostu . Kiedyś pojechaliśy do schroniska z rodzicami zawieźć paszę dla zwierzaków - nie weszłam - siedziałam w aucie i wyłam ...
O kotach w schroniskach mogłabym dużo powiedzieć - pracowałam jako wolontariuszka w schronisku, zamierzam do tego wrócić. Żadne zwierzęta tam nie zrobiły na mnie tak przygnębiającego wrażenia jak koty. Zamknięcie w klatce przeczy kociej naturze.
Po wejściu do kociego pawilonu w oczy rzucają się najpierw dwa rodzaje kotów - te z "chorobą sierocą" - "przytul mnie, kochaj mnie, pogłaszcz, błagam!!!" i koci outsiderzy - "nie dotykaj, jeśli chcesz zachować rękę, dość mam krzywd!".
az smutno czytac o schroniskach..
ja to postanowilam juz jakis czas temu ze szukac kota nie bede, ale jakby jakas znajda albo kocie nieszczescie sie trafilo to to bedzie dla mnie znak i takiego kota przyjme 😉

no a mama do mnie niemal codzien wydzwania i zdaje relacje co kota tworzy. mowi ze jest madra, grzeczna i chodzi za nia krok w krok.. 'pomaga' we wszystkim i towarzysko kolanowa jest.. mame nieco juz wyedukowalam, byla u weta (p.Rudobielskiej) -Tequila [coz za zmaczne imie 🤣] zostala obejrzana, zwazona(1,8kg!!!), odrobaczona, odpchlona i miala pozadnie wyczyszczone uszka.. za okolo tydzien znow wizyta. jeszcze co do odzywiania musze przebrnac.. bo tak chetnie mleko pije to czemu jej nie dawac...  🤔wirek:
Magda, to widzę coraz więcej podobieństw. Moja klucha to Sherry i waży 6,4 kg  🤔 (po przejściu na dietę przytyła 0,5kg).  😵
Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
14 września 2009 08:38
Przezylismy!! Kot spal przez 90 %drogi, a w miedzyczasie jeczal i mialczal :P Jestem z niego meeeega dumna.

Teraz aktilatyzuje sie w nowym domku.
Rowniez pierwszy raz w zyciu dzis razem spalismy, jako, ze on byl stajenny. Booosko tak z mruczeniem zasypiac i sie budzic!! Gorzej jk kociak o 5 zaczal po mnie biegac, skakac i mnie podgryzac, bo to taaaaka super zabawa :P

Pozdrawiam Was serdecznie!!
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
14 września 2009 09:14
Wizja, po łapkach całuj, że AŻ do 5. mogłaś spać  😎

Bischa L, szczerze namawiam na parę kotów z domowych adopcji. Raz, że koty będą się już znały. Dwa, ty będziesz wiedziała coś więcej o ich charakterach i osobowościach. Trzy, będziesz dobrze znała ich stan zdrowia.

I taki mały apel do tych, którzy głównie sercem chcą pomagać. To jest bardzo, bardzo chwalebne i potrzebne, ale głowa jest w tym wszystkim równie ważna. Jeżeli macie w domu kota-rezydenta, a chcielibyście pomagać w azylach, schroniskach, lub chcielibyście się dokocić kocią bidulką - pilnujcie podstawowego BHP. Rezydent zaszczepiony conajmniej na panleukopemię (i białaczkę, jeżeli się dokocamy). Dokładne badanie nowej bidulki pod kątem panleukopenii, FIPu, białaczki. Osobne ciuchy (wliczając w to buty i skarpetki! o tym często znajomi zapominali) do pracy w schronisku. Dobre środki do utrzymania septyki skóry. Plus aktualne własne szczepienie na tężca.


Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
14 września 2009 09:22
Alviko, czy z FIPem nie jest tak, że większość kotów jest jego nosicielami? I że tylko u niektórych się rozwija, np. po spadku odporności spowodowanym stresem lub innymi czynnikami???
Moja koleżanka dostała takie wytłumaczenie od wetów, po tym jak na FIPa odszedł jej brytyjski kociak (rodowodowy) zaledwie trzy tygodnie po przywiezieniu do domu.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
14 września 2009 10:15
Blisko, ale nie do końca.
FIPa wywołują koronawirusy jelitowe. Ale Co_wirus co_wirusowi nie równy, mają różne biotypy (mogący wywołać FIP vs. mogący nie wywołać FIP) - i żeby było "weselej", ten biotyp podlega dużej zmienności. A na dokładkę do wywołania FIPa potrzeba jeszcze stresora układu immunologicznego, sama obecność CoV to za mało (stąd np. częste informacje na forach US o FIPach u kotów podróżujących drogą lotniczą).
Summa summarum: rosyjska ruletka, zachoruje czy nie.

FIP jako choroba nie jest zaraźliwy, ale też jako choroba jest śmiertelny. Badanie kota schroniskowego pod tym kątem związane jest właśnie z silnym stresem, przez który przechodzi plus większym prawdopodobieństwem załapania koronawirusa. A im szybciej wyłapie się FIPa, tym większe szanse na złagodzenie zmian chorobowych
(uwierzysz, że tych 8-10 lat temu miałam próbki do ELISy od dachowców BEZ koronawirusów? Albo z nas kiepscy laboranci byli...)
Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
14 września 2009 10:25
No właśnie, ja nie słyszałam o kocie, którego udałoby się z tego wyciągnąć, wszystkie przypadki (o których tylko, dzięki Bogu, słyszałam) skończyły się  [']
Możesz coś napisać o łagodzeniu zmian FIPowych?
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
14 września 2009 11:22
Makrejsza, ja nie wet   😡  a o to weta trzeba pytać.
W schronisku mieliśmy FIPowce, ale co tu czarować, ledwo na podstawowe szczepionki i antybiotyki starczało, więc o jakiej pomocy FIPowcom mogliśmy tam mówić?

Jedyne trzy koty, o których wiem, że miały FIPa i że były poddawane leczeniu w PL, miały klasyczną postać wysiękową - już widoczną. Szanse żadne.
Pierwsze dwa to starsze przypadki, były leczone samym baypamunem.
Ostatni to młody kocur znajomych. Leczenie polegało na podawaniu Zylexisu plus ściąganego z Niemiec interferonu (ale dokładnie nie powiem co to było), dostawał antybiotyk co 3 dni plus w jego przypadku leki osłonowe na nerki. Najdłużej się trzymał, prawie dwa i pół miesiąca od wstępnej diagnozy.

Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
15 września 2009 20:43
A moj kotowaty coraz spokojniejszy. Dzisiaj juz nawet nie bylo pobudki w srodku nocy na gryzienie mnie :P
Natomiast, Johniak ma takie fazy, ze podchodzi mi do twarzy i mnie lize... Czy to jest jakies charaktrystycznie zachowanie, ktore cos konkretnego oznacza?

A no i za nami pierwszy wizyta u weta Bylismy sie odrobaczyc. Wet na poczatku nie uwierzyl mi jak powiedzialam, ze on nie ma wiecej niz 4 miesiace. Taki chlopak troche chyba duzy jest :P Waga pogazuje 2,680 kg...
No i jutro idziemy uciac jajka. Co prawda lekko mnie przerazono, mowiac, ze przy wczesnej kastracji koty dluugo zostaja kociakami. No ale coz... wole wiecznego kociaka niz smierdzace mieszkanie.

Jak tylko zrzuce fotki na kompa to rzuce i sie pochwale moim parchem malym :P

wrocilam ze stajni-4 slodkie, na moje oko miesieczne cudenka tam sa... dwa czarnulki i dwie trikolorki biale z rudymi i czarnymi latkami... kuleczki  😍 😍 😍 najchetniej bym je wszystkie przysposobila!

orientujecie sie moze jak jest ze sterylizacja kotow ze wsi? jaki jest koszt zabiegu i po jakim czasie sie zwierzaka wypuszcza spowrotem na dwor
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się