kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

mindgame, o wow, mega ciekawe.
Ale w klinice czy w stajni?
A wiadomo przyczynę?
Trzymam kciuki.
Perlica, w klinice. Wysokie SAA cały czas się utrzymuje mimo że koń czuje się już dobrze dlatego drążyli. Mam nadzieję, że to to bo najgorzej jak nie wiadomo o co chodzi. Wet powiedział, że ropień może się zrobić sam z siebie, bez wyraźnej zewnętrznej przyczyny. Dostaje leki i koń mógłby wrócić do domu, ale mam kawał drogi, więc zostanie jeszcze żeby sprawdzać poziom SAA na bieżąco.
Dzięki! Kciuków nigdy dość! 😊
mindgame, to wyszłam na wróźkę 🤣
No , ale dobrze , że ona cokolwiek pokazywała, więc drążyliście temat, bo się to powinno pięknie ogarnąć i za tydzień będzie zdrowa jak ryba!
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
26 lutego 2025 20:40
Zapytam jeszcze tu, bo w wątku Trójmiejskim mało osób bywa. Ile teraz średnio płacicie za dojazdy wetów/kowali/fizjo/trenerów? Jakie są przeciętne stawki za 1 km trasy?
Czy SAA będzie podwyższone przy wrzodach/stanie zapalnym w żołądku?
Gillian   four letter word
27 lutego 2025 19:25
W żołądku nie wiem, przy jelitach wychodzi.
kurcze tyle lat badam krew regularnie i nigdy nie słyszałam o SAA, ile to kosztuje? Mam konia z nawracającym urazem kolan, które są trudne do wyhaczenia, bo kobyła nawet przy ogromnym stanie zapalnym (jak to było ostatnim razem) jest co najwyżej trochę nierówna, większość osób w ogóle nie widzi kulawizny, może to byłby dla mnie jakiś wskaźnik, czy już wołać ortopedę, czy jeszcze nie 🤔
Gillian, dzięki. Zrobiłam SAA przed kontrolną gastro i wyszło niziutkie (1,95 µg/ml), jestem ciekawa czy będzie odzwierciedlenie w badaniu żołądka.

Katasia, ja robiłam zbiorczo z innymi badaniami, ale nie jest chyba szczególnie drogie. Zapłaciłam za wszystkie badania 800 zł, a trochę tego było.
Katasia, nie kosztuje dużo (nie pamiętam ile). Mój weterynarz pobiera i bada na miejscu. Ma taki czytnik jak terminal, tam wchodzi próbka, trzeba trochę poczekać i na ekranie wychodzi wynik.
Dr Biazik zalecała mi badanie SAA przy zaostrzeniu astmy w celu określenia czy może to być infekcja bakteryjna (przy infekcji bakteryjnej SAA wzrasta a przy alergii nie ma takiego wzrostu), ale w końcu nie zrobiłam bo kobyła i tak pojechała do kliniki na dokładniejsze badania
Tu artykuł o wskaźnikach SAA przy różnych schorzeniach
https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC7163734/
Hej wszystkim 😀
Jeżdżę lekko ponad pół roku (z jakimiś mniejszymi przerwami). Zmieniłam dzisiaj konia, na którym najczęściej przez ostatnie tygodnie miałam jazdy i powiem szczerze, że czułam się strasznie “niewygodnie”. Miałam wrażenie, że tracę równowagę i nie umiem zapanować nad koniem. Nie czułam w ogóle kontaktu z pyskiem, pomimo że wodze miałam krótkie. Nie wiem na ile mogę sobie pozwolić, bo wcześniejszy koń nie jeździł na wędzidle, a nie chcę sprawiać zwierzęciu bólu.
Nie mogłam kompletnie zwolnić kłusa ani nawet się zatrzymać… Obstawiam, że jest to raczej wina mojej jazdy niż mojego towarzysza, więc stąd moje pytanie - czy po tym jak przyzwyczaiłam się do pewnego konia mogą występować takie problemy?
Dodatkowo miałam wrażenie, że moja łydka nie jest stabilna a cały czas ją przykładam co mogło powodować szybkie tempo ( jeśli macie na to jakieś rady to chętnie przeczytam).
Dość obszerny i chaotyczny wpis ale zależy mi na uzyskaniu informacji, bo mam wrażenie, że moja instruktorka nie widzi tego co tutaj opisałam, a z tego co słyszałam spowalnianie, nawet bardzo uporczywie szybkiego konia, nie powinno opierać się na ciągnięciu za wodze, co zostało mi dzisiaj zalecone :/
Aurvilea, - zmienić instruktora. Nie da się nauczyć jeździć jak nie masz pomocy i wsparcia merytorycznego na żywo.
Być może jest tak, że koń Cię wyczuł i leci w kulki, wtedy rzeczywiście pojedyncze mocniejsze przytrzymanie potrafi pomóc. Być może koń jest słabo ujeżdżony albo instruktor nie wie co robi - bo nie powinien lekceważyć Twoich uwag i odczuć.
keirashara, Może źle troszkę ubrałam to w słowa, bo można zrozumieć, że kobietka, z którą ostatnio mam lekcje nic w sumie nie robi aby mi pomóc 😅 Instruktorka daje mi różne uwagi i jak o coś pytam to odpowiada, jednak mam wrażenie, że jej rady mi dzisiaj zbytnio nie pomogły. To mocniejsze skrócenie wodzy i bardziej stanowcze pociągnięcie, które zostało mi dzisiaj m.in zalecone można powiedzieć, że niby pomogło ale ja sama nie czuję się z tym w porządku, bo wiem, że można to zrobić dosiadam. Faktem jest to, że podała mi to rozwiązanie jako ostateczność, bo klacz, na której miałam lekcję nie chciała przejść w ogóle do “stój” ale nadal uważam, że nie jest to dobra metoda 😕
Niestety jest to jedyna stajnia w pobliżu, więc nie miałabym, gdzie się przenieść. Ostatnio też zmieniła mi się instruktorka na tą, o której teraz dyskutujemy i wydaję mi się, że i tak zwraca ona uwagę na większe szczegóły niż poprzednie, bo np. nikt wcześniej nie poprawiał mojej postawy pleców w kłusie anglezowanym. Możliwe, że to po prostu ja nie rozumiem jej rad, dlatego chciałam się tytaj podzielić nurtującymi mnie pytaniami 😃
Post został usunięty przez autora
Post został usunięty przez autora
keirashara, jejciu piszę to już z trzeci raz, bo za każdym razem jak klikam “edytuj” to usuwa mi się pół wiadomości…
Tez wlasnie tak jak wspomniałam wcześniej, miałam wrażenie, że strasznie latała mi łydka co koń mógł odbierać jako sygnał do przodu. Za każdym razem jak przechodziłam do kłusa to klaczka zaczynała dreptać bardzo szybko a spowolnienie jej było dla mnie niemożliwe ( o zwykłym zatrzymaniu nawet nie wspomnę
Wiele gwiazd jeździectwa spadło z panteonu zmieniając konia ze szkółkowego na normalnego.
W szkółce po 20 jazdach już instruktor chwali i rozdaje medale. Za to mu płacą. Za szybki sukces.
Z ogłoszenia: "szukam szkółki w której instruktor chwali i jest miły". Więc , jeśli chce zarobić to musi chwalić, a nie korygować błędy.
rudziczek   Małe i duże.
01 marca 2025 07:41
Aurvilea Zaufaj procesowi. To normalne u osób początkujących, że jak jeździły długo na jednym koniu, to zmiana na innego "wywraca im do góry nogami" całe jeździectwo. Instruktor na miejscu jest w stanie pomóc Ci 1000x skuteczniej niż my za ekranem. Poza tym wiem, że osoby na Twoim etapie często zupełnie inaczej postrzegają różne aspekty jeździectwa i sytuacje. Wraz ze zdobywaniem doświadczenia punkt widzenia się zmienia. Dlatego to co Ty opisujesz jako "mocny kontakt" czy "niespokojną łydkę" my możemy rozumieć inaczej niż ty i nasze rady mogą nie tylko nie poprawić sytuacji, lecz jeszcze ją skomplikować. Na pewno ciśnij na lekcje indywidualne- to naprawdę najskuteczniejsza forma nauki jazdy konnej. Zrób sobie też wycieczkę po innych stajniach i popróbuj jazd w innym miejscu, żeby poczuć inne konie i posłuchać co mówią inni szkoleniowcy. Jesteś na etapie, kiedy moim zdaniem, warto jeździć na różnych koniach a nie przyklejać się na wiele miesięcy do jednego.
rudziczek   Małe i duże.
01 marca 2025 08:06
LSW Dopiero teraz przeczytałam Twój post. Uczę jazdy konnej od 20 lat jako instruktor. Pracuję z amatorami- od pierwszych jazd do srebrnej odznaki. Czuję się urażona tym co napisałeś.
W szkółce po 20 jazdach już instruktor chwali i rozdaje medale. Za to mu płacą. Za szybki sukces.
Co to wogółe jest za tekst?! Że jeśli jestem miła i nie gnoję moich uczniów tylko staram się budować w nich pewność siebie i świadomość swoich mocnych stron, a nie tylko wytykam błędy, to znaczy że chu...owo uczę?! Czyli jeżeli potrafię poprowadzić lekcję tak, żeby jeźdźcu było miło i miał poczucie, że coś mu wyszło, to znaczy, że jak prostytutce płaci mi się za to, żeby klijent był zadowolony?! O klasie instruktora świadczy w jakiej atmosferze jest w stanie poprowadzić jazdy i uczyć swoich jeźdźców. Z naszych okolic polecam odezwać się do Jarka Wierzchowskiego. Albo chociaż popatrzeć i posłuchać jak prowadzi treningi. On największej lebiedze jest w stanie poprowadzić jazdę tak, że poczuje się przez chwilę jak mistrz świata i bardzo dużo się przy tym nauczy. Dowie się przy okazji ile jeszcze nie umie, ale za to będzie miła naświetloną drogę, co zrobić, żeby te braki uzupełnić. Któryś z Twoich trenerów musiał Cię nieźle poturbować mentalnie, że uważasz, że nie da się uczyć ludzi w miłej atmosferze i zamiast wytykać błędy, podkreślać i wzmacniać to co idzie dobrze i na tym budować progres.
Nevermind   Tertium non datur
01 marca 2025 08:08
Kurczę, może należałoby powstrzymać się od oceny w momencie kiedy mamy tak mało informacji. Ja bym nie rzucała w nikogo kamieniem, w momencie kiedy prawie nic nie wiemy.

Aurvilea, po pierwsze - tak, to normalne że musisz się przyzwyczaić do konia, każdy koń ma nieco inną motorykę. Jeśli nie rozumiesz dlaczego masz coś zrobić, coś wydaje Ci się dziwne albo obawiasz się, że konia to boli - zapytaj swojego instruktora. Najpewniej jest jakiś powód.To mocniejsze skrócenie wodzy i bardziej stanowcze pociągnięcie, które zostało mi dzisiaj m.in zalecone można powiedzieć, że niby pomogło ale ja sama nie czuję się z tym w porządku, bo wiem, że można to zrobić dosiadam. Faktem jest to, że podała mi to rozwiązanie jako ostateczność, bo klacz, na której miałam lekcję nie chciała przejść w ogóle do “stój” ale nadal uważam, że nie jest to dobra metoda 😕 Chyba nie do końca rozumiesz... ostateczność = coś co nie zawsze jest miłe dla konia, ale jest konieczne. Takich rzeczy niestety także trzeba się nauczyć ze względów bezpieczeństwa. Czasem koń z różnych względów nie zareaguje na dosiad.
Aurvilea, jeździsz stosunkowo krótko i na jednym koniu. Tak jak dziewczyny pisały, najlepiej jest jeździć na różnych koniach bo każdy jest inny, inaczej nosi, inaczej się zachowuje, inaczej reaguje. Tutaj trzeba wyjeździć te tzw dupogodziny i to trwa latami. Im więcej różnych koni tym więcej się nauczysz, dlatego dobrze że dostałaś innego konia. Może trenerka stwierdziła że tamten był dobry na początek a teraz dała ci innego na nowy etap nauki? Nie wiem, zgaduję. Poza tym, jeśli dobrze zrozumiałam to była to twoja pierwsza jazda na wędzidle? Więc nic dziwnego, że nie odrazu mogłaś się w tym odnaleźć. No i krótsze wodze nie oznaczają że ma się lepszy kontakt. Kontakt można mieć na dłuższych wodzach. W moim odczuciu, nie zrażaj się. Ćwicz na różnych koniach i pytaj trenera jak masz wątpliwości. Po to on tam jest żeby ci pomóc zrozumieć. Jazda konna nie jest łatwa. Nie raz baaardzo dużo czasu opływa zanim z to co w teorii się zna uda się poczuć w praktyce.
Aurvilea, nauka jazdy na jednym koniu, nie jest niestety najlepszym rozwiązaniem, na początku dobrze jest wsiadać na różne konie, żeby wyrobić sobie jako takie wyczucie i umiejętność dopasowania do konia. Wystarczy, że trafiłaś na ciut bardziej wrażliwego konia i efekt może być właśnie taki. Konie potrzebują jednoznacznych sygnałów, mogło być tak że dosiadem coś próbowałaś zwolnić, ale łydki właśnie mówiły koniowi co innego. Wtedy koń wybiera sygnał który jest dla niego czytelniejszy, jeśli była to łydka to biegł do przodu. Znowu takie łydki latające są efektem braku równowagi i koordynacji, więc pasowałoby się na tym nowym koniu trochę cofnąć do podstaw i trochę poćwiczyć tą równowagę najpierw. Instruktor sam powinien na to wpaść, ale jeśli nie wpadł to też możesz to sama zasugerować mówiąc na przykład: "nie czuję się stabilnie na tym koniu, czy możemy zrobić jakieś ćwiczenia na poprawę mojej równowagi?"

Nie przejmuj się, takie problemy na tym etapie są normalne, ma je wiele osób. Jak będziesz sumiennie pracować to przepracujesz, ale dobra pomoc z ziemi jest niezbędna.
Aurvilea, - no cóż, to czego trzeba się nauczyć w jeździectwie, to fakt, że konie nie są pluszakami ani nie mają wgranego stałego oprogramowania. Nie zawsze chcą być dobre dla człowieka i czasem mają swój pomysł na jazdę. Są mniej i bardziej dominujące, ale każdy, absolutnie każdy czasem się nie posłucha, bo sprawdza co może. Wtedy trzeba zadziałać mocniej i takie sprawdzenie uciąć. Koń mógł po prostu wyczuć Twoje niepewność z racji nowej sytuacji i zacząć ją wykorzystywać 😉 I wtedy to mocne przytrzymanie na wodzy to ma uciąć takie pomysły. W tym nie chodzi, żebyś była miła, masz zareagować stanowczo nawet jak to sprawi chwilowy dyskomfort. Od mocniejszego przytrzymania żaden koń nie umarł. Nie zawsze da się być miłym. To, że koń powinien reagować na dosiad nie znaczy, że zawsze zareaguje. Jest też różnica między wieszeniem na wodzy i ciągłym szarpaniem, a jednorazowym przytrzymaniem mocniej. Właśnie takie zadziałanie mocniej w kluczowych momentach jest istotne dla utrzymania delikatności przez większość czasu.
Nawet jeźdźcy jeżdżący latami, na koniach dobrze wyszkolonych potrzebują czasem takiego stanowczego działania. Mocniejszej półparady, mocniejszej łydki czy klepnięcia bacikiem za nią. To jest normalne, sygnały się stopniuje, dąży do używania delikatnych i działania głównie dosiadem, ale to nie znaczy, że co jakiś czas nie trzeba mocniej przytrzymać. Od tego na prawdę nic się koniu nie stanie, między tym a ciągłym ciągnięciem jest przepaść.
Jeśli chodzi o moc kontaktu - nie wyznacza go długość wodzy. Wodza za długa, powiewającą, na zmianę napinająca się i luźna nie jest dla konia komfortowa. Można mieć bardzo delikatną rękę na krótkiej wodzy, jak i bardzo sztywną na długiej wodzy. Możliwe, że miałaś po prostu za długie wodzę i Twoje sygnały do tego konia nie docierały poprawnie, dlatego instruktorka zaleciła Ci je skrócić. Krótka wodza nie jest jednoznaczna z "trzymaniem na ryju". Ona ma być lekko napięta, pozwalać na to, żeby te delikatne sygnały docierały - a właśnie za długa prowokuje do ciągnięcia.
keira, bardzo się z Tobą zgadzam w stwierdzeniu, że koń to nie pluszak. Ja miałam ostatnio na treningu linię skok wyskok, przejście do kłusa i zagalopowanie na kolejny skok wyskok. Czy koń po pierwszych skokach przechodził grzecznie do kłusa, żeby przekłusować pianki i dopiero zagalopować? No nie. Czy byłam w stanie go zwolnić samym dosiadem i wycofaniem ciała? No nie. Czy próby wykonania ćwiczenia wyglądały z boku ładnie? No nie. Niestety, ale konie nie są na guziki i często gęsto mają swoje zdanie na dany temat i bez zdecydowanej korekty i konsekwencji wejdą człowiekowi na głowę. Oczywiście nie można mylić brutalności z konsekwencją, ale mało jest koni, które podchodzą do człowieka i zadanych im zadań z sercem na kopytku. Aurvilea, zaufaj trenerce 🙂
Rudziczek, masz racje i przepraszam, że uogólniam, ale sama wiesz jaki jest poziom szkolenia w niektórych szkółkach i niektórych instruktorów. Znam wielu instruktorów i są dobrzy. Pisałem o tych których nie znam osobiście, tyko poznałem wyniki ich pracy ze złej strony. Nie jestem instruktorem i nie szkolę. Ale kilka osób przychodziło do mnie pojeździć na naszych koniach. I wiekszość uwazała, że umie jeździć. Kilka minut jazdy zweryfikowało ich umiejętności. Jedna z pań (jeżdżąca kilkanaście lat), opowiadała, że była w Dakarze i zebrała krytyczne uwagi. Obraziła sie na instruktorkę. I jeździ tam gdzie ją chwalą. Dwie dziewczyny zawzięły się i nauczyły jeździć.
Aurvilea, jeśli jeździsz 6 miesięcy, to znaczy 20-30 godzin. Nauka jazdy konnej trwa o wiele dłużej. Nie spodziewaj się , że zapanujesz nad koniem.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
01 marca 2025 14:55
LSW, bo często się nie wie czego się nie wie. Dobrze pamiętam jak byłam rekreantem100% i pamiętam co o sobie wtedy uważałam. Dzisiaj jak sobie o tym pomyśle to czuję żenade z samej siebie ILE tak naprawdę nie wiedziałam. Czuję żenade nadchodzącą bo wiem jeszcze że wiele nie wiem.

Ale tamto nie miało to wiele wspólnego z poklepywaniem po plecach, po prostu jest ogromna przepaść między jazdą w rekreacji, a na prywatnych koniach, a potem jeszcze na prywatnych sportowych koniach, a potem na prywatnych sportowych koniach które nie są profesorami.

Że już nie wspomnę że sztuka jazdy konnej a sztuka treningu koni i jeźdźców to jak dla mnie odrębne rzeczy. Można być super jeźdźcem i totalnie nie umieć przekazać wiedzy.

Żeby nie było - ja się tu nie wypowiadam o nikim z okolicy, mówię ogółem
donkeyboy, zgadzam się w 100%! Dodam, że przejście z etapu rekreanta na jeźdźca bardziej sportowego bez własnego konia oraz nie pracując zawodowo przy koniach to mega ciężki temat. 🙁

Przykład anegdotyczny: Sama prowadziłam jazdy typowo rekreacyjne raczej starą szkołą (bez hardcore’ów, że puszczam galopem w teren osobę z lonży, to dla mnie nieporozumienie) i dużo pokrzykując, z perspektywy czasu widzę, że niepotrzebnie, ale tak sama byłam uczona i to kontynuowałam. Jednocześnie chwaliłam za wszystko co było dobrze i dawałam feedback po jazdach, nigdy nie chwaliłam za nic, ale dostrzegałam małe poprawy jeźdźców. Stajnia miała rewelacyjne przychody gdy prowadziłam jazdy, które nagle siadły po zmianie instruktora; mogła to być oczywiście składowa innych przyczyn, natomiast wiem z różnych źródeł, że w dużej mierze klienci narzekali na poziom i sposób nauczania. Miałam przy tym przyzwolenie na niecackanie się z klientem, jak nie słuchali - zsiadają z konia i kończymy jazdę. Klienci o tym wiedzieli, więc to dużo ułatwiło także w kwestiach bezpieczeństwa, bo posłuszeństwo i konia, i jeźdźca często się o to rozbija jednak.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
01 marca 2025 16:04
Dreamer113, no, moim zdaniem bardzo ciężki również. I umiejętnościowo i finansowo. Umiejętności koło konia nie zdobędzie się z jazdy w szkółce. Przynajmniej ja się nigdy nic nie nauczyłam, nauczyłam się pracując z końmi. Również finansowo jazda 5 dni w tygodniu to zaraz koszt pensjonatu, przy lepszych szkółkach na pewno.

Poza tym, ja uważam że jeśli ktoś chce mieć konia i załóżmy startować, to też powinien umieć jeździć samemu, podążać za planem treningowym wyznaczonym chociażby przez trenera. To jest duży sprawdzian dotychczasowej wiedzy, "feelu", kiedy przestać/nagrodzić etc. Znałam osoby które miały konie po 10-20 lat i same przyznawały że sobie nie radzą jeśli np. trener wyjechał na wakacje i mają sami jeździć.

Co do nauczania ja nie lubię lukrowania bo za nim zwykle stoi druga strona medalu. Jeśli ktoś lukruje to znaczy że jest jakieś 💩 do zalukrowania 😉 bez dowiedzenia się jak śmierdzi to raczej progresu nie będzie. Ale też trzeba umieć je zapakować tak żeby nie zdemotywować i tu często temat potrafi leżeć.

Druga sprawa to też taka jeśli ktoś np. zawsze miał dostęp do dobrze wyszkolonych koni, będzie miał problem z trenowaniem jeźdźca na takim niezbyt dobrze wyszkolonym. Nie mam na myśli jakichś narowów, ot jeśli ktoś miał zawsze dostęp do koni które prawidłowo np. odpowiadają na nabranie wodzy może się zdziwić jak przyjedzie klient z koniem z betonowym pyskiem.
donkeyboy, znowu zgadzam się w 100%. 🙂 a nawet na 1000%, bo obserwuje dokładnie to samo i mam identyczne zdanie.

Też dodam w ramach uzupełnienia, że przez „bardziej sportową” jazdę mam de facto na myśli ambitną rekreację, ale w porządnym wydaniu - jazdę, na której pracuje się i nad jeźdźcem, i z koniem, ucząc pracy z koniem, a sam koń z bardziej sportowym temperamentem, odpowiadający prawidłowo na pomoce. Nie mam na myśli ani koni na mocno wysoki sport, które często są trudne i dla profesjonalisty, ani koni samograjów, tylko coś pomiędzy, z nauką taką, że właśnie jeździec potrafi sam popracować na jeździe bez trenera, który mówi co konkretnie ma zrobić.
Na konie typowo sportowe, ale super grzeczne miałam okazję wsiąść chociaż te kilka razy (czyli wciąż bardzo niewiele), na prywatne dobrze prowadzone również, na różnym poziomie, ale sama o pracy z koniem i jego nauce czegoś konkretnego nie mam tak naprawdę pojęcia, już o opiece nad koniem nie wspomnę. Też dlatego, że rekreacja nie tego ma uczyć, tak samo wyjazd treningowy/szkolenie ma rozwiązać konkretniejszy problem i potwierdzić lub wskazać kierunek dalszej pracy. Nie mam o to do nikogo tak naprawdę żalu, tylko frustrujący jest brak takiego prawdziwego czasu, faktycznych możliwości (dostępności) i finanse dla osoby, która chce sobie sensownie jeździć, a często obiektywnie nie znajdzie sposobności. 😅 Już były dyskusje o dzierżawie i wspoldzierzawie koni i wymaganiach względem osób dzierżawiących - to działa także w drugą stronę, bo znalezienie do dzierżawy fajnego, sensownego konia na fajnych warunkach do dzierżawy też nie jest łatwo.
Czy 15 letni koń (zakładamy, że zdrowy) jest za starym koniem na pierwszego konia? (Dla osoby dorosłej, nie dziecka)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się