Sprawy sercowe...
Też jestem jedną z osób, która poznała męża na Tinderze. W tym roku stuknie 9 lat jak jesteśmy razem 🙂 Ale no tak jak dziewczyny piszą, trochę trzeba było oddzielić ziarno od plew 😅
Ja też, ja też! :P
Dekadę temu (Jezu, to już tyle czasu...?!) poznałam mojego męża na... Sympatii 🤣 Obecnie, jesteśmy 1,5 roku po ślubie. Jak się później okazało się, mamy dalszych, wspólnych znajomych, jednak pierwszy kontakt był online.
To trochę pocieszacie... Ja spotykałam się z 3 facetami z aplikacji, 8 m-cy, 6lat i teraz ponad 2 lata i niestety nie wyszło. Dlatego pytałam czy może polecacie jakieś konkretne aplikacje. Teraz pierwszy raz korzystam z tindera i w ogóle nie mam matchy. Z 80% to są jakies fakeowe konta z lalusiami, a reszta też bez szału. Przerzucam czasem wprawo ale chyba bez wzajemności 🙁 modelką nie jestem, ale jakaś brzydka też nie i przyznam że podcina mi to trochę skrzydła. Tak na prawdę to chciałabym, żeby mi wyszło z moim ostatnim partnerem, ale on się nie zmieni więc próbuje to odżałować.
mindgame, 6 lat to spory kawałek czasu przyznam.
Zazwyczaj tak jest, że jak się chce kogoś poznać na poważnie to się to nie udaje.
Jak człowiek włącza olewkę i nie interesują go związki to nagle każdy chłop chce związek🙃
Ale też może tak być że myślisz cały czas o swoim ex i w każdym nowo poznanym chłopies szukasz byłego...
mindgame, Nie podchodź do tego tak. Zjeby potrafią mieć profil na każdej aplikacji, serio. Albo naciągacze na krypto (bądź inne naciągactwo, że już o handlu ludźmi nie wspomnę.....). Albo jacyś tacy po prostu "mentalnie niestabilni" - których na pewno wyczaiłabyś "na żywo", bo to widać.
Polecam duży dystans przy korzystaniu z jakiejkolwiek aplikacji, ale też duży dystans do siebie tj. niech te lajki/matche nie będą miarą jakąkolwiek i niech nie wprawiają Ciebie w niskie poczucie własnej wartości. To tak może działać - widzisz tylko jakichś dziwaków, masz mało lajków i nagle stwierdzasz, że już nic Cię nie czeka w świecie romantycznym - podczas kiedy na tej siłowni, na którą chodzisz, na pewno jest przynajmniej kilku singli.
Ja bym na Twoim miejscu dała sobie więcej czasu i być może częściej chodziła na siłownię, a aplikację (jakąkolwiek) traktowała tak dodatkowo.
Edit: znam jakieś 7 par, które się poznało przez apki (przez Tindera i Sympatię), wszystkie są razem do dziś, część już kilka lat po ślubie, ogolnie gra i trąbi, żadnych psycholi🙂
Dziękuję za słowa otuchy. Nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy, zwłaszcza teraz.
Może i w Polsce Tinder ma się dobrze - ja mogę powiedzieć że w UK miał się bardzo niedobrze jeśli szukało się związku a nie przelotnych znajomości 😀 nie wiem gdzie jesteś Mindgame - mówisz że zagranicą - ale tak tylko powiem że ja widziałam widoczna różnice kiedy jeszcze Tindera używałam.
Co do poszukiwań, mój cykl randkowania wyglądał dokładnie tak:
1) wyjdź do ludzi eg. zainstaluj apke, bo z domu i z pracy nikogo nie poznam
2) "Jezu nikogo normalnego nie ma na tych apkach"
3) ktoś się jednak pojawia albo zdemotywowana odinstalowywuję aplikacje
4) jak coś było to nic z tego nie wychodzi - tutaj albo jakiś ghosting lub ja kończę znajomość bo coś mi nie pasuje
5) zraź się i obraź się na aplikację na jakiś czas, a po pewnym czasie przychodzi myśl z pkt 1) więc cykl zaczyna się od nowa xD
Także IMHO to normalne to co opisujesz. Nie bazuj swojej samooceny na czyichś swipach bo jest to udowodnione że ludzie na tych apkach są ultra wybredni - odnoszą wrażenie że mają nagle fałszywą "obfitość" w wyborze. To tak jakbyś weszła do sklepu gdzie musisz zadeklarować zainteresowanie produktem żeby się dowiedzieć czy możesz go kupić. Dopóki tego nie zrobisz nie wiesz czy cię stać i czy jest rozmiar, ale zapewne nie klikniesz czegoś "okej" ale co wraz z informacją o cenie czy dostępności mogłoby się spodobać vs. to co ci się naprawdę podoba wizualnie 🙂
PS. Nie gwarantuje że na innych apkach dziwakow nie będzie, ale było tego zdecydowanie mniej, przynajmniej w moim doświadczeniu. Na tym Hinge na którym poznałam mojego męża było więcej opcji z profilem, można było bardziej wyrazić swoją osobowość poza kryptycznym opisem. Nie oznacza to że dziwactw tam nie było ale ktoś musiałby zadać sobie dużo więcej trudu z ustawianiem profilu w porównaniu z innymi apkami. Można w ten sposób wyłapać czyjeś poczucie humoru, styl bycia, dystans do siebie. Np. apka pyta o ostatnie wielkie osiągnięcie. Jeden napisze że ukończył magistra, inny że wstał z pierwszym z dziesięciu alarmów rano :P
Swoją drogą siostra mojego męża też ostatnio kogoś tam poznała i jest mega zadowolona. Nie wiem natomiast czy ta apka funkcjonuje poza UK.
Zazwyczaj tak jest, że jak się chce kogoś poznać na poważnie to się to nie udaje.
Jak człowiek włącza olewkę i nie interesują go związki to nagle każdy chłop chce związek🙃
Perlica, - o, to ja 😂 Byłam bardzo szczęśliwą singielką, miałam fajnych fwb, żadne trwałe i emocjonalnie angażujące związki nie były mi w głowie. Pojawił się P. i cały misterny plan...
Dodatkowo powiem tak - jestem z P. 8 lat, a to nie jest facet, którego wybrałabym przez apki, ba! ja go nawet nie polubiłam po pierwszych spotkaniach. Ani on mnie 🤣
P. jest mocno nie w moim typie - no może poza wzrostem. Jest całkiem przystojny, ale jak się poznaliśmy to był taki za ładniusi dla mnie, gładko ogolony, blondyn, zazwyczaj ubrany tak w stylistyce casual-elegant, a ja ciągle wtedy nosiłam glany 😉 i raczej oglądałam się za facetami bardziej "w klimacie".
No, ale mieliśmy wspólnych znajomych, miasto małe, więc siłą rzeczy co jakiś czas się widzieliśmy i tak raz jakoś zaczęła się ta rozmowa kleić. Po czym odkryliśmy, że mamy całkiem sporo wspólnego, zaczęliśmy pisać, spotykać się i tak skończyłam w stałym związku, którego nie chciałam. Gdybyśmy nie byli w związku to myślę, że dalej bylibyśmy kumplami 🙂
O co mi chodzi - po pierwsze w necie jest pełno ludzi, różnych, dziwnych, fejkkont, no trzeba brać na to poprawkę i nie wściekać się. Po drugie nastawienie - no jak zakładamy, że wszyscy faceci są źli, a apki głupie, to szansa na sukces będzie średnia. Tu chyba niestety cierpliwość i podejście na luzie, że jak się uda to spoko, a jak się nie uda to "nic nie tracę".
Po trzecie sama forma poznawania tak ludzi - widzi się profil, kilka zdjęć, tak na prawdę to bardzo mało informacji vs nawet przypadkowe spotkanie, gdzie się jednak trochę pogada. Łatwo ocenić, łatwo odrzucić, szczególnie będąc "zmęczonym" całokształtem. Część ludzi też nie lubi czy nie umie w komunikację przez internet - znam taki przypadek, z którym pisanie to dramat, ale na żywo zupełnie inny człowiek 😅
🤣🤣🤣 oooo tak, ja zapomniałam dodać że męża poznałam na apce w roku kiedy moim noworocznym postanowieniem było 0 randek - tak już miałam dosyć. Pandemia połączona z przeprowadzka w inne miejsce zmusiła mnie do szukania towarzystwa, simsy nie wystarczyły 😉
No ja również miałam ciut podobnie. Po 4 letnim związku z żonatym gościem, z którego to związku nie mogłam się uwolnić , jak mi się udało wreszcie to mówię : koniec związków, jestem singielką i jest mi z tym wspaniale. Akurat kupiłam nowe mieszkanie, takie wymarzone dla singla ( z antresolą więc ponad 50 metrów jednej przestrzeni , bez osobnych pomieszczeń i tylko ja i koty moje ), sobie urządziłam i napawałam się utrzymywaniem czystości w nim 😁 i jeździłam konno ( no i praca wiadomo).
Umawiałam się owszem jakoś niezoobowiązująco, z różnymi facetami, ale wogóle mi nie zależało na żadnej znajomości i wśród tych przelotnych był mój mąż, ale spotykaliśmy się jakoś z przerwami przez chyba nie cały rok , zupełnie na luzie. A potem jakoś tak wyszło poważnie.
Może to głupie pytanie ale… gdzie szukać koniarza w wieku 30-40 lat ? 😂 mój 10 letni związek się rozpadł i stwierdziłam, że teraz albo znajdę faceta co kocha konie tak samo jak ja albo poprostu będę już sama.
OnaJestSpoko, - jak nie masz 15 lat i bogatych rodziców to raczej nie jesteś w ich targecie 🤣
Post został usunięty przez autora
OnaJestSpoko we wszystkich stajniach rekreacyjnych, w których byłam, zauważyłam, że chłopak jeżdżący konno to rzadkość, przeważają dziewczyny. W wyższym sporcie za to jest więcej facetów. I z tego powodu znalezienie koniarza nie będzie łatwe. Tym bardziej, że to nie ma być przecież po prostu facet co jeździ konno, ale jak do związku, to powinien być sensowny i jeszcze musi "kliknąć" między wami. Ja poznałam jednego koniarza i tak jak, jako kumpel był super, tak do związku to on się totalnie nie nadawał 😉
Może zamiast koniecznie szukać koniarza, poszukać faceta, który szanuje pasję drugiej osoby? Jak facet ma poukładane w głowie, to nie musi kochać koni, by akceptować pasję jaką jest jeździectwo.
Dokładnie jak Pamirowa napisała - dobrze jak facet ma pasję i szanuje Twoją. Mój jeździ na rowerze kiedy ja jeżdżę konno i nie ma problemu.
dobrze, jak facet ma też jakiś swój sport który lubi uprawiać, bo wtedy powinien rozumieć że ktoś ma swoje hobby. Ale też fajnie jakby był otwarty, żeby czasem pomóc coś przy koniu 🙂 ja bym nie szukała na siłę kogoś kto jeździ konno do budowania związku, bo to jest jednak moja odskocznia. Ale oczywiście każdy szuka wedle własnych potrzeb 🙂
My sporo jeździmy na zagraniczne rajdy konne i tam zwykle jest pól na pól jeśli o płeć chodzi, a nawet często więcej facetów. Wiek raczej już taki właśnie 30-40, albo i więcej najczęściej. Zdarzają się babskie grupy, ale rzadko. My jako para to raczej ewenement stanowimy 😉
Nawet nie musi być sport, może modele samolotów kleić czy znaczki zbierać 🙂 Kwestia jest tego, że jak ktoś ma własne zainteresowania to z reguły nie ma problemu z tym, że druga osoba też je ma. Potrafi się sobą zająć w wolnym czasie, nie obrasta jak bluszcz i nie uzależnia spędzenia czasu poza pracą od drugiej osoby. Tak więc nie ma problemów "bo Ciebie w domu nie ma, bo po co Ty pieniądze na to wydajesz" itd.
Natomiast z osobistych doświadczeń to mało znam mężczyzn-koniarzy, których uznałabym za materiał do związku. Żeby nie powiedzieć, że wcale i mam raczej złe zdanie na temat tej grupy. No i pewnie, rodzynki i wyjątki się trafiają, ale 😉
Dodam, że mój bardzo niekoński startowo partner (jak był dzieckiem to koń po nim przebiegł - bał się) jest obecnie w stanie wyczyścić i polonżować mi konia (w stylu ruszenia, nie super pracy, ale jednak). Był też dużą pomocą na zawodach i nawet prowadził koniowóz. Mojego konia całkiem lubi, nawet były przymiarki wsadzenia go, ale sprzęt nas ogranicza (z mojej małej 17" ujeżdżeniówki to chłop 190cm będzie miał stringi, nie siodło). Przez 8 lat nie zaangażował się mocniej - ale mi to w sumie nie przeszkadza. Ja mam swój czas, on ma swój czas.
Proponuje golfiste 🙂 1 runda to z 5 godzin, wiec mozna pojechac do konia, wrocic i jeszcze obiad ugotowac 😉
Natomiast z osobistych doświadczeń to mało znam mężczyzn-koniarzy, których uznałabym za materiał do związku. Żeby nie powiedzieć, że wcale i mam raczej złe zdanie na temat tej grupy. No i pewnie, rodzynki i wyjątki się trafiają, a
o, jak to ładnie i... delikatnie ujęłaś 🤣 propsuję i podpisuję się obiema rencyma :P
i tak jak dziewczyny piszą - niekoniecznie koniarz, ale właśnie ktoś kto ma jakąkolwiek pasję, zainteresowania. Byłam w związku w którym druga połowa nie miała żadnego hobby, przez co, między innymi - związek nie przetrwał. Ba, w momencie, w którym druga osoba oczekuje, że Ty wręcz rzucisz to co kochasz "bo on tu czeka i czeka" i masz być "jego w 100%, no to yhm... średniowiecze to już dawno minęło 😉
Dlatego bardzo doceniam mojego koszykarza, mimo, że on nie koński, ja nie koszykarska :P - on bywa na moich zawodach, na codzień raczej nie jeździ ze mną do stajni (dostawę paszy pomoże przetransportować co najwyżej), ja bywam na jego meczach, ale też nie obserwuję każdego jego treningu 😅 Także, na moje - "zdrowy podział bycia razem i osobno, zdrowy podział, k-wa, bo inaczej zginiemy" 😎
Ja z chłopem (były koszykarz, pjona Moon, z rozwalonymi ACL'ami) jestem prawie 12 lat. Też było różnie mimo, że miał hobby sporo to zawsze to był na tyle krótki trening w porównaniu do wyjazdu na stajnię, że trochę nam się harmonogramy rozjeżdżały...
2 lata temu straciłam prawko na 3 miesiące - "musiał" mnie zawozić z nudów zaczęłam go trenować (wcześniej za to też właśnie i na zawodach pomógł i wylonżować umiał) i tym sposobem teraz jeździmy razem na zawody, a od roku ma też swojego konia i przyznam, że jeszcze to bardziej związek ulepszyło (nie portfel 😂 ).
Ale koniarza typowego bym nie wzięła, a mój koniarzem został przez moją szybką jazdę na samochodem. 😂
Moon, - wyżej ujęłam to bardziej bezpośrednio, jeszcze mi się cisnęło to powiedzonko o koniarzu, co konia w spodniach nie utrzyma... 😝
Żeby nie było - znam też facetów, którzy z różnych powodów mają analogiczny problem, tj dziewczynę narzekającą na "bo Ty spędzasz czas na xyz zamiast się mną zająć i być w domu". Znam też pary, które chyba razem nawet do wc chodzą i choć ja bym tak nie mogła - oni są szczęśliwi. Także dla mnie to jest kwestia dobrania człowieka do swojego stylu życia. Koniary zwykle jednak są dość niezależne, więc i takiego chłopa pewnie trzeba poszukać 😉
Mój P. ze mną jeździ do stajni, bo musi - ja prawka nie mam 😂 wymyślił sobie większe miasto i nie mam komunikacji do stajni, to cierpi. Czasem mi pomoże z koniem, czasem weźmie sobie switcha i pogra czekając czy w lecie pójdzie pobiegać.
Mój też nie koński. Do tego ma alergie na siano, więc broń boże jakieś ładowanie do siatek itp. czy zbyt długie przebywanie w samej stajni. Ale tak jak dziewczyny napisały kwestia tego czy ma coś swojego. Mój się musiał nauczyć wszystkiego przy mnie, z końmi miał 0 doswiadczenia. Nauczył się na tyle, ze rozpręzy mnie na zawodach, pochodzi z koniem w ręku, da jedzenie itp. Mi to wystarczy. Lubię fakt że to jest mój czas, jadę do stajni i mogę się skupić na tym co chce. Jesteśmy prawie 5 lat po ślubie, także u nas działa 🙂
To mój to miał stosunek do koni neutralny tj. mamy swoje hobby i każde z nas rozumie poświęcony temu czas. Ale w pewnym momencie zaczął jeździć ze mną bo gdyby nikogo nie było dookoła (całkiem możliwe) to jak dostanę w łeb, nikt szybko nie zareaguje.
Nie ukrywam że mój koń potrafi być bardzo "kjut" - przy braku większych rozproszeń to i się przytuli, i posmyra chrapkami, a jak idziemy do domu to stoi przy bramie i odprowadza wzrokiem z ekspresją smutnej żaby. Zapewne chodzi o marchewki (a może te magiczną WIĘŹ 😀). Niemniej jednak finał tej regularnej ekspozycji jest taki że chłop to by najchętniej mi ją ukradł (gdyby nie fakt że jest dla niego za mała i potrafi się odpalić jak to młody koń). W każdym razie on chce swojego konia 😀 więc nastawienie do koni potrafi się zmienić w czasie
Ja też kiedyś spotykałam się z chłopakiem który nie miał nic wspólnego z końmi. Zaczął jeździć ze mną do stajni, coraz częściej i częściej. Nauczył się ogarniania koni, bardzo dużo patrzył jak ja jeżdżę, jak prowadzę zajęcia w rekreacji i zaczął sam wsiadać. Ostatecznie skończyło się na tym, że jak np w zimie, w sezonie ogórkowym było mało ludzi i trzeba było konie ruszać to wsiadał na wszystko i z każdym rekreantem sobie super radził. I jeździliśmy razem w teren 😀 Teraz, z tego co wiem, nie jeździ no ale w tamtym czasie fajnie się wkręcił.
Więc ode mnie też +1 do tego że niekoniarz może zostać koniarzem (jeśli tego chcemy), ale też +1 do człowieka z pasją po prostu i odrobiny przestrzeni dla siebie 😀
A, no i wśród typowych koniarzy też bym nie szukała 😅
FurryMouse, Mi się mojego obecnego małża udało tak skutecznie zarazić, że mamy dom na wsi, stajnię i on ma dwa konie, a ja tylko jednego 😅
Moj moz przestal jezdzic jak tylko zostal moim mezem, podobno mu popsulam cala radoche (nie galopuj po betonie/zaoranym polu!)
Moj moz przestal jezdzic jak tylko zostal moim mezem
majek, piąteczka! Mój przestał jeździć po pierwszej przejażdżce na moim koniu 😂
Ale w garażu wciąż leżą jego strzemiona z puśliskami, kask, bryczesy... jakby kiedyś planował wrócić 😎
Nigdy tu nic nie pisałam, ale potrzebuję porady i spojrzenia z zewnątrz.
Jesteśmy z chłopakiem od prawie 4 lat. Ogólnie się dogadujemy i dobrze ze sobą czujemy, ale jest jedna kwestia, która mnie męczy i blokuje przed pójściem dalej w tym związku, zamieszkaniem tak na poważnie razem czy planowaniem wspólnej przyszłości.
Otóż, on ma pozwolenie na broń i chce ją mieć w domu...
Nie jestem zwolenniczką posiadania broni, toleruję chodzenie na strzelnicę, ale posiadanie to coś zupełnie innego. Dla mnie jest to proszenie się o kłopoty, bo jednak o wypadek z bronią łatwiej gdy jest ona "pod ręką". On tłumaczy to w ten sposób, że gdyby "coś" się stało, to będzie można się obronić.
Jakie jest Wasze podejście to tego tematu? Zastanawiam się czy jestem przewrażliwiona i widzę tylko negatywne strony tej sytuacji?
rosi, a masz jakieś powody gdzie masz wątpliwości co do charakteru partnera?
Znam kilka par gdzie jest takie hobby, mają pozwolenia etc. ot po prostu takie zainteresowanie a nie inne. Sama jakoś nie przepadam za bronią, chociaż strzelać do papierowego celu lubię. Mój mąż się interesuje i może kiedyś sobie zrobi zezwolenie i kupi. Personalnie mam w to wylane, nie mam wątpliwości w zastosowanie takiej broni. A nawet lepiej, można znaleźć zastosowanie - mój ojciec w latach 90 sobie nawet kupił taki pistolet gazowy jako straszak bo jakieś lokalne łebki szantażowały całą okolicę podpaleniami (naszą rodzinę też). Nie musiał go nigdy odpalać - wystarczy że był i można było pokazać.