Co mnie wkurza w jeździectwie?
feno, - no gotówki us nie widzi 😜 obecnie mam układ za rzeczy dla konia, więc już całkiem legitnie.
Nie dzierżawiłam też całkiem obcym z reguły, poza jednym miesiącem. Tak to były osoby znane mi mniej lub bardziej.
Wszystko zależy od łącznej kwoty w roku i przepisów danego kraju, bo jednak w Hiszpani będziesz miała inaczej niż w Polsce.
Jak brałam hajs lata temu to mieścił się w kwocie wolnej od podatku.
Nawet kwestia dogadania się z koniem dzierżawionym to też osobny temat. Bo umiejętności możesz mieć, koń może też być dobry, ale jak nie poczujesz chemii to taka dzierżawa na dłuższą metę zmęczy. A mimo wszystko ma to być jakaś forma relaksu 😉
Pamiętam jak x lat temu szukałam konia do dzierżawy. Umawiałam już się na jazdę próbną i przy okazji właścicielka wspomniała że ma też jak coś arabke do dzierżawy. Zapowiedziałam, że po nastu latach jeżdżenia angloarabow i arabów do rajdów już nie wracam do nich. I bach, skończyłam dzierżawiąc tego arabka kilka lat 😂
Jak się nie ma kasy a chce w konie to zawsze będzie to kosztem czegoś. Albo będzie to jeździectwo okazjonalne, albo na nieidealnym dla nas koniu, albo po łące i bez hali, albo daleko, albo pożre mnóstwo czasu, albo będzie się zależnym od kogoś. Nawet mając swojego konia.
Mnie się trafiły fajne konie, fajni ludzie, ale bez hali i 40 minut jazdy autostradą. Więc zimą zagryzam zęby i jeżdżę w tereny jak podłoże na placu nie pozwala, robię w pracy nadgodziny żeby w tygodniu móc choć raz zdążyć przed ciemnościami, koordynuję to jeszcze tak, żeby z własnym facetem się nie mijać tylko rano i w nocy w łóżku. W domu mam ogarnięte, gotuję na dwa dni, żeby kolejnego tylko podgrzać i móc pojechać na konie. Wywalałam boksy, wstawałam o 6 żeby rano nakarmić, lonżowałam kolki, jeździłam te kilometry i dwa razy dziennie, jak stajnia zostaje na mojej głowie. I mi pasuje, ale nie każdemu będzie.
Wcześniej przez pięć lat konie oglądałam na zawodach i umierałam w środku, że mnie nie stać na jazdy.
Pieniądze szczęścia nie dają tak jak krowa nie daje sera...
Wszystko fajnie ale w dzierżawach jest jeszcze jeden drobny aspekt - nie ma się na wszystko wpływu. Fajnie jak się jest początkującym i się własnego konia nie miało i np. się nie wie że zęby się robi 1-2 razy w roku. Odechciewa się dzierżawy momentalnie jak wiesz o takich pierdołach, dbasz o konia jak o swojego, i w trosce i niego zwrócisz uwagę właścicielowi że jest problem, ten obiecuje że załatwi fizjo/weta/cokolwiek tam trzeba i... nic. Też nawet w mniejszych aspektach - jak ci się nie podoba pensjonat czy obsługa - swojego konia przestawisz, dzierżawy raczej nie.
Owszem zdarzają się super dzierżawy ale IMHO nie znajduje się ich tak całkiem łatwo. Ja przynajmniej żadnej nie mogę znaleźć, a jazdy parę razy w tygodniu w całkiem przyzwoitej szkółce niedaleko kosztowałyby mnie więcej niż utrzymanie drugiego konia + jakaś pomoc trenera 😉
No ogólnie to tak już jest ze wszystkim, że jak się nie ma milionów na koncie, to zawsze jest coś za coś, a życie to ogólnie sztuka wyborów. Facella ja się odniosłam jedynie do Twojej propozycji o jeździe za pracę, bo to jednak nie jest rozwiązanie dobre dla każdego na każdym etapie życia. Mnie to nie ratuje, bo musiała bym znaleźć czas poza pracą i obowiązkami domowymi na zarobienie sobie na te jazdy. I na jazdy to już tego czasu by nie starczyło, bo ten czas, który znajdę na jazdy, pójdzie właśnie na to by zarobić sobie na jazdy, także tego 😉
donkeyboy no właśnie, jak tak sobie zaczęłam myśleć, że fajnie by było jeździć więcej niż ten raz w tygodniu, żeby to faktycznie coś dało, żebym coś z tych jazd wyniosła (jakaś ambitniejsza szkółka czy nawet treningi indywidualne) to koszt nie wyszedł by dużo mniejszy niż utrzymanie własnego konia. Na dzień dzisiejszy to już nie ma dużej różnicy między jednym, a drugim. Ale jak mam być szczera, to ja bym chyba musiała zarabiać grube tysiące, żeby zdecydować się ponownie na posiadanie własnego konia. Mimo, że do dzisiaj o tym marzę, bo pewne marzenia mimo brutalnych realiów nie umierają, to musiała bym mieć chyba miliony na koncie, żeby podjąć taką szaloną decyzję ponownie 😉 Rozstanie z moim pierwszym koniem za dużo mnie kosztowało emocjonalnie i w zasadzie, kosztuje po dzień dzisiejszy, bo czuję, że zawiodłam.
Na pewno warto popytać w okolicy. Na moim seniorze od niedawna jeździ nasza pierwsza współdzierżawczyni za worek paszy np. Często te starsze konie powinny lekko pracować dla zdrowia. W naszej stajni jest sporo takich. Nikt raczej nie szuka już dla nich dzierżawcy przez ogłoszenia. Konie są starsze, ale zadbane, nieprzepracowane, leczone. Wiadomo, że nie ma mowy ciężkich treningach, ale lżejsze jazdy, spacery, tereny jak najbardziej. A że często człowiek starszego konia też jest często już starszy, to chętnie tą opieką czasem podzieli.
pamirowa, a na co miliony? masz sportowe aspiracje, chcesz zakładać stacje ogierów? 😀 jasne, konie to nie jest tania impreza, zwłaszcza jak są fakapy. Część ryzyka można ubezpieczyć. Część nie. Ale nie sądzę żeby na tym forum siedzieli sami milionerzy 😀
IMHO czasem warto spojrzeć na większy obrazek i zobaczyć czy nie można czegoś zrobić żeby dążyć do wybranego celu. Wiem wiem mówi się "weź kredyt zmień pracę" to jest mem, ale zmiana np. trajektorii zawodowej potrafi naprawdę ułatwić parę spraw.
I też musisz sobie zadać pytanie czego oczekujesz. Bo myślę że jeśli celujesz w tereny, czystą radochę z robienia byle czego przy koniach - myślę że poprzez pocztę pantoflową by się znalazło. Ale im większe wymagania tym robi się trudniej bez własnego konia bądź (i również) zaplecza finansowego.
pamirowa, z drugiej strony, dlaczego ktoś ma Ci dać top zrobionego konia w prezencie - jak już jest coś max średnie w małej rundzie, to wsiada młodzież i pokazuje moc w konkursach dzieci. Amator musi niestety albo zapłacic albo łyknąć cośtam (RTG, wady urody), bo inaczej po co sprzedaż tanio.
Zobacz, ile top koni kupiła Yara Reichert żeby Eurodressage w ogóle wypisał ja w wynikach. W sensie tak zredagował wyniki, żeby się tam znalazła. bo np była 2ga w 1* a wcześniej ten portal komentował w artykułach tylko o dużej rundzie, jeśli to było zwykłe CDI bez młodych koni)
pamirowa, (...)
donkeyboy no właśnie, jak tak sobie zaczęłam myśleć, że fajnie by było jeździć więcej niż ten raz w tygodniu, żeby to faktycznie coś dało, żebym coś z tych jazd wyniosła (jakaś ambitniejsza szkółka czy nawet treningi indywidualne) to koszt nie wyszedł by dużo mniejszy niż utrzymanie własnego konia. Na dzień dzisiejszy to już nie ma dużej różnicy między jednym, a drugim. (...).
pamirowa, Nie wiem ile kosztują treningi indywidualne u Ciebie, ale przecież z własnym koniem kosztowałoby to raz tyle. Mając własnego konia nie brałabyś już treningów? To gdzie tu ambitniejsza jazda, która by coś dała?
Poza tym to jak z każdym nowym środowiskiem - za nic nie ma nic, zwykle. Benefity przychodzą z czasem. Trzeba się pokazać z dobrej strony i na początku zawsze jest coś kosztem czegoś. Albo mocniejsza inwestycja, albo godzenie się na chwilowy "punkt zawieszenia" w postaci np. tej rekreacji raz w tygodniu. Jeżdżąc w jednej stałej stajni, też można poznać ludzi, ekipę i nagle od słowa do słowa okaże się, że np. stajnię obok ktoś ma konia, którego chętnie udostępni do jazdy/dzierżawy i można spróbować się dogadać. Takie historie się zdarzają. Nie powiem, że nagminnie, ale, moim zdaniem, wcale nie rzadko. Znam przynajmniej 3 osoby, które w ten sposób jeżdżą po kosztach. No tylko pytanie czego się oczekuje, bo takie układy coś muszą wnosić obu stronom tj. nie liczyłabym, że dostanę wtedy super zrobionego konia i będę mogła trenować, ale już "po prostu" jeździć - tak.
Warto też poszukać tych dzierżaw, porozglądać się, bo nie wszystkie kosztują krocie - ale prawda, dzierżawa konia sportowego w stajni z halą & dobrą infrastrukturą, może kosztować dużo.
Sankaritarina, ale ze swoim koniem bierzesz trening raz na tydzień, może dwa i ustalasz z trenerem nad czym pracować do następnego. Jak nie masz swojego konia (lub innych opcji jazdy) to na niczym nie pojeździsz. A jak nie masz żadnej przyzwoitej szkółki to się naprawdę robi dołujące.
Mówię z własnego doświadczenia - miałam mega farta mieszkać niedaleko ośrodka Mary Wanless. Ale godziny funkcjonowania ośrodka mocno nie zgadzały się z moimi godzinami pracy, więc mogłam tam tylko wizytować w soboty. Po pewnym czasie pewne oczywiste aspekty kondycyjno-miesniowe po prostu blokowały jakikolwiek progres i sama trenerka stwierdziła że dużo nie zobaczę jeżdżąc raz w tygodniu i przydałaby się chociaż jakaś dzierżawa pomiędzy przyjazdami do ich ośrodka.
Co do zarzucania sieci po znajomości - jak najbardziej się zgadzam, wiele takich ogłoszeń rozchodzi się pocztą pantoflową.
No i tak, z kupowaniem konia to też nie jest takie hop siup - koń nawet nie super wyszkolony, ale nie walnięty z potencjałem oraz zdrowy też tani nie jest 🙂
Większość właściwie 🙂
Ale to też prawda, że najpierw trzeba włożyć trochę wysiłku w siebie - osoby przyzwoicie jeżdżące i z fajnym podejściem do konia, wiedzą nt opieki itp - na pewno będą chętniej rozważane przez wlascicieli.
Rzadko który dorosły człowiek z życiem, praca, dziećmi i obowiązkami ma możliwość być u konia 7 dni w tyg, sensowna pomoc jest na wagę złota - o ile serio jest sensowna.
pamirowa ja cię rozumiem, jestem w podobnym momencie. Bardzo chciałam wrócić do koni i w sumie, to naprawdę nie było proste. Wymagało to ode mnie dużo samozaparcia, bo po własnym koniu powrót do szkółki i przypominanie sobie jak się zaczynało nie było proste. Ceny w okolicach Warszawy to jest kosmos. Jakbym chciała jeździć 3 razy w tygodniu to jest to już niemalże koszt utrzymania własnego ogona. "Rynek" dzierżawy w moich okolicach monitorowalam od kilku miesięcy i dopiero teraz znalazłam konia. Ale mentalnie się przygotowałam, że to nie jest mój koń i biorę na klatę to, że na mało rzeczy mam wpływ.
donkeyboy, No tak - jeśli zastanawiamy się tylko nad "opcją po prostu nieograniczonej jazdy", to faktycznie, własny koń to spełnia. Ale przy chęci trenowania, to ten trener musi przyjeżdżać w miarę regularnie, żeby to miało ręce i nogi, a wtedy się robią koszty.
No i trener szybko staje się potrzebny, bo a to koń z jeźdźcem w jakimś aspekcie się nie dogadują, a to jeźdźcowi "apetyt rośnie w miarę jedzenia". No chyba, że ktoś lubi jeździć tylko na spacery do lasu.
To ja mam trochę inne podejście tj. z jednej strony się zgadzam, jak się nie ma przyzwoitej szkółki niedaleko, to jeździectwo bywa frustrujące. No i, że raz w tygodniu "przestaje wystarczać".
Ale z drugiej strony - zawsze coś, zawsze to jest opcja jazdy. Mnie tam się jazdy szkółkowe podobały tj. okej, nie poszłabym do szkółki, gdzie na jeździe ślamazarnym tempem człapie 20 koni na raz z czego 5 kulawych, ale już do takiej, gdzie na raz idzie 5 koni i wszyscy galopują - spoko. Z resztą ja sobie wpadałam do szkółek kiedy moje konie były kontuzjowane albo kiedy podłoże nie pozwalało jeździć (no i kiedy akurat nie miałam żadnego innego konia do jazdy). Mnie tam się podobało - satysfakcja, że ten rekreant się rozluźnia, że sobie przeskoczyliśmy krzyżaka, że sobie galopujemy i on nie odwala maniany 😉 I szczerze powiedziawszy - moja kondycja była tak tragiczna, że ja ledwo wytrzymywałam fizycznie te jazdy szkółkowe.
Ollala, To ile tam kosztują szkółki, że wyjdzie to niemalże koszt utrzymania konia?
faith, Tak jest.
Ja to znam z autopsji, w sumie z obu stron.
Jeju ja bym już nigdy nie chciała wrócić na konia szkółkowego. Niestety rzadko kiedy te konie chodzą tak żeby była z tego przyjemność. To trochę jak przesiadanie się z mercedesa na malucha. Póki jeździsz tylko maluchem to jest spoko, ale jak spróbujesz czegoś lepszego to już nie chce się wracać.
Szkółka szkółce nierówna. Znam przynajmniej kilka takich, gdzie można mieć/można było mieć przyjemność z jazdy. Plus w niektórych funkcjonują/funkcjonowały normalnie sekcje sportowe. Można się umawiać na jazdy indywidualne. No jasne, że konie GP tam nie chodzą, ale też to już trochę nie te czasy (przynajmniej w PL), gdzie większość szkółek wołała o pomstę do nieba, połowa koni zbrykiwała wszystkich swoich jeźdźców, a druga połowa w ogóle nie szła.
Plus są też prywatni ludzie, którzy udzielają treningów na swoich koniach. Nie jest to jakieś nagminne (przynajmniej u mnie w okolicach), ale też da się znaleźć.
Ale może mam szczęście, nie wiem.
Sankaritarina, tam gdzie jeździłam wzrosła cena do 170 zł za jazdę, a ja docelowo chciałam jeździć 3x tydz. To były jazdy indywidualne, nie miałam nic do zarzucenia ale jestem w momencie, w którym czuje że muszę więcej jeździć żeby się rozjeździć. Pewnie mogłabym szukać szkółki, gdzie będą jazdy grupowe i będzie taniej, ale jednak dzierżawa wychodziła i finansowo i emocjonalnie lepiej, bo mogę sobie przyjść i głaskać konika ile potrzebuje 😀
O, skoro jesteśmy w tym temacie to sobie ponarzekam. Tak jak Ollala i pamirowa bardzo chciałabym wrócić do regularnych jazd i nawet przy założeniu że budżet nie gra roli (bo za wartościowy trening mogłabym dać i 250 zł) nie jestem w stanie znaleźć sobie miejsca 😅 Może o tyle mam łatwiej że nie ma u mnie tej tęsknoty za samym towarzystwem koni - mam miejsca gdzie mogę przyjechać by czyścić, miziać i karmić bez ograniczeń 💖
Po pierwsze: Dostępność gdy jesteś osobą dorosłą jeżdżącą samodzielnie.
Dzwonisz do stajni A, przedstawiasz sytuację - noo proszę zadzwonić za miesiąc bo obecnie w sekcji sportowej nie ma miejsc (spoko że nic nie wspomniałam o sporcie mordo ale skoro poruszanie się samodzielnie w trzech chodach to sport to ja nie mam pytań). Dzwonisz do stajni B to słyszysz że na lonżę albo zastęp są miejsca ale tak poza tym jakbym chciała coś samodzielnie to nie. Dzwonisz do stajni C która ma jazdę zapoznawczą żeby w ogóle móc zacząć tam jeździć i niespodzianka! Też nie ma na to wolnych terminów! Próbowałam już 3 razy się tam umówić i chyba mam pecha albo moje nazwisko jest na czarnej liście chociaż nigdy tam nie byłam 😅 Znajomy ma córeczki zaczynające swoją przygodę z jeździectwem i takiego problemu nie ma. Dziecko? Na kucyka? Proszę bardzo!
Po drugie, co łączy się z pierwszym: Absolutnie tragiczne systemy umawiania jazd. Większość stajni ma na stronie numer telefonu do instruktora i tyle. Jak już się człowiek dodzwoni to najczęściej czeka na ponowny telefon bo ta osoba musi sprawdzić grafik i ja to rozumiem, natomiast są miejsca gdzie albo nie ma numeru telefonu i trzeba pisać wiadomości na Messengerze i modlić się żeby ktoś odpisał.
Przepracowałam swoje lata po drugiej stronie barykady czyli prowadząc jazdy ale miałam to szczęście że ludzie umawiali się w biurze ośrodka a ja dostawałam tylko informację kto i kiedy. Mamy 2024, większe ośrodki naprawdę mogłyby chociaż wprowadzić jakąś widoczność grafików online, to już nie jest takie drogie ani trudne do wdrożenia.
Po trzecie: dostawanie do jazdy konia który właśnie skończył poprzednią godzinę pracy. Może i wychodzi ze mnie stary ramol rozpuszczony latami posiadania własnego konia i jeżdżący w miejscu gdzie konie chodziły max 2 godziny dziennie i to nie pod rząd, ale za każdym razem jak gdzieś przyjeżdżam i płacę to 150 zł tylko po to by podano mi wodze do już osiodłanego i znudzonego ostatnią godziną turlania się po placu konia to coś we mnie odrobinkę umiera. Ja wiem, te dwie godziny to na papierze nie jest tak dużo, ten koń nie jest nawet mocno spocony ale zazwyczaj od takiego tuptusia ciężko jest potem wymagać żeby aktywne stępował, co dopiero robił cokolwiek więcej. Nie biorąc udziału w czyszczeniu i siodłaniu nie mam też możliwości sprawdzenia pleców, dokładnego obejrzenia stanu kopyt i samo to powoduje u mnie mentalny dyskomfort.
Ogólnie już się pogodziłam z losem że tak wyglądało moje ostatnie 5 lat po odejściu ostatniego konia i tak będą wyglądały 3-4 kolejne nim źrebak urośnie 🙈
Coraz więcej ludzi prowadzi treningi na swoich koniach [[a]]https://horsee.pl/oferty/uslugi/trening-i-szkolenie/trening-na-udost%C4%99pnionym-koniu[[a]]
Dla mnie to byłaby jedyna akceptowalna forma jeździectwa jakbym nie miała konia.
leleiria, znam co najmniej 2 stajnie, w których znalazłoby się dla Ciebie miensce i można się dodzwonić: Idalis i Smogolice.
Ja mam dokładnie odwrotny problem, nie w tej chwili akurat, ale miałam w zeszłym roku. Bardzo ciężko mi było znaleźć kogoś, kto jeździłby za darmo.
karolina_, ale Ty chyba mieszkasz na turbo zadupiu nie? W zasadzie problem jest taki, że jak ktoś już coś więcej potrafi to chce za to kasę, a ludzie którzy chcą jeździć za friko wymagają treningu. Mnóstwo jest samozwańczych trenerów i „ujeżdżaczy mustangów” co powinni sami się szkolić zamiast oferować usługi
Zuzu., 40 km od miasta wojewódzkiego. Ja normalnie sama wsiadam na wszystko, ale w tym przypadku nie dało się, bo byłam na tego konia za duża. Gdyby RTG było czyste to bym ją bez mrugnięcia oddała w trening, ale że nie było, to sens tego był żaden, więc szukałam kogoś kto będzie po prostu na niej tuptal. No i było ciężko, od końca zajazdki (styczeń) do momentu sprzedaży ten koń chodził 1-2 razy w tygodniu.
Ollala, Oho! to ja się chyba przeprowadzę. No tak, w takim wypadku rozumiem - jeśli chciałabyś mieć nieograniczoną możliwość głaskania. I tak, no, "nieograniczoność" trochę.
karolina_, Ciężko tj. w ogóle nie było ludzi? Czy zgłaszały się same oszołomy?
Zuzu., Ja w kółko dostawałam opisy jak to dana osoba "pracuje z ziemi" i chce w ramach dzierżawy, z moim koniem "pracować z ziemi". No nieee...
Z drugiej strony - okej, ja rozumiem, szuka się dzierżawy za którą się płaci, zwykle z jakiegoś powodu. I zwykle jest to m.in. powód niechcenia być już w rekreacji. Więc silą rzeczy - wszyscy pytają o skoki, o treningi, no o cokolwiek... i o mityczną pracę z ziemi (chociaż tu pewnie było to podyktowane chęcią chwalenia się na tiktoku, że #myhorse #work.... kurna no, nie cierpię).
I nie ma się co zżymać, że ktoś chce się rozwijać, a my, właściciele koni, najchętniej przyjęlibyśmy stateczne emerytki/emerytów, którzy chcą tylko na spacery do lasu 😉
leleiria,
Co do systemów zapisywania na jazdy - może w przyszłości będzie większa potrzeba, dorosłe nastoletnie pokolenie będzie bardziej "w aplikacji"....
Ale z 2 strony się nie dziwię, że tego systemu nie ma, bo jednak telefonicznie ten instruktor/kierownik stajni, ma większą kontrolę i elastyczność nad tym co się dzieje.
Sankaritarina, zgadzam się. Jak kiedyś pracowałam jako instruktor, to niektórych "ekip" na jeździe bym nie uniosła. Mieliśmy po 4 osoby na godzinę, instruktor dobierał umiejtnościami, ale też ogólnym "odbiorem". Niektóre osoby były wybitnie ciężkie, i o ile jedna taka to nic, to 4? No godzina horroru.
Ciężko jest znaleźć dobrego dzierżawcę, który będzie znał wszystkie zasady obchodzenia się z koniem i do tego wniesie treningowo jakiś pożytek dla konia.
Wszyscy chcą się uczyć na koniu nowych rzeczy, a niestety często jest to ze szkodą zdrowotną lub treningową dla konia. Już miałam pytania prosto z mostu od razu o skoki. Inna dziewczyna chciałaby jeździć ale z figur ujeżdżeniowych to zna tylko woltę. Znalazłam kolejną i myślałam że dobrze jeździ patrząc jak sobie radziła na koniu koleżanki, po czym na moim okazało się że jednak nie bardzo sobie radzi... I czar prysł. Z osób które nie posiadają własnego konia i dobrze jeżdżą to mam w stajni tylko jedną i jej płacę żeby mojego konia pojeździła i na prawdę wolę to rozwiązanie niż złudne poczucie że mój koń coś na siebie zarobi dzierżawą, jak później będę musiała wydać więcej kasy na fizjo albo weta jak dozna uszczerbku na zdrowiu, nie mówiąc już o naprawianiu treningowym i zmarnowanym czasie rekonwalescencji w najgorszym przypadku.
Tak więc jako właściciel konia to nie bardzo wiem dla jakiego konia dzierżawa jest dobra patrząc z szerszej i długofalowej perspektywy.
Sama też jeździłam na koniach klubowych, miałam możliwość wtedy treningów indywidualnych z trenerami sportu uje i skoki co było dla mnie bardzo cenne. Ale też co się udenerwowałam w kwestiach dostępności konia, jego zdrowia, kowala, sprzętu do konia (cały sprzęt miałam swój, łącznie z tym że kupiłam własne siodło). Ustalane było jedno, a później byłam robiona w balona. Nerwów była co nie miara.
Więc w sumie to nie wiem jaki układ dzierżawy jest dobry tak aby wszystkie 3 strony były zawodolone: koń, właściciel i jeździec?
Chyba tylko gdy ktoś ma konia na spacery do lasu.
Sankaritarina, - też mam alergię na "pracę z ziemi", bo szczerze to podejrzewam jak by to wyglądało, oganianie konia na sznurku do porzygu, aż "odpusci" i będzie można focie na instagramy wrzucić. No, thank you.
Przez brak rozsądnych osób prawie się już z dzierżawą poddałam kilka razy, ale również kilka razy się udawało i Grubciu miał super opiekę.
mindgame, - to poniekąd zależy od poziomu człowieka, jego chęci, ambicji i układu. Mój koń zajebiście dużo korzystał nawet na słabszym niż ja jeźdźcu, ale pod okiem mojej trenerki (a jeździec zrobił super progres). Czy jak był ktoś jeżdżący gorzej, ale z wyczuciem. Na tej zasadzie, że one robiły jazdy z podstawami i rozciąganiem, prostszymi ćwiczeniami, a ja wsiadałam robić robotę, figury, itd. Nie wsiadałam już na jazdy luźniejsze między robotą, bo ktoś to robił za mnie. Trenerka też tak dobierała, że jak miałyśmy we wtorek trening z dużą ilością galopu, to w środę z dzierżawczynią pracowały sporo w stępach, nad figurami, ale w stępie 🙂 Tak układała, żeby koń i jeździec mieli korzyść, żeby też tego konia nie zaorać. Koń był pod okiem trenera 3-4x w tygodniu, na co mnie nie byłoby stać.
Obecnie to sobie pataptaja z dziewczynkami i to jakoś nie robi mu krzywdy, ale to też jest koń na tyle ugruntowany, że się nie popsuje jak ktoś mniej wprawny wsiądzie. Wsiadam też ja, wsiada w razie problemów osoba, z którą dziewczynki mają trening (jestem ok z metodami treningowymi). Kolejna korzyść to taka, że ja teraz mam trochę niefajną sytuację w życiu prywatnym, przez którą dużo wyjeżdżam. Mimo to konik ma zrobione jedzonko z suplami, jest wyczyszczony, ma zrobione kopytka, wyjdzie się poruszać choćby co drugi dzień, ktoś ma go na oku. Jest kochany, miziany, brany na trawkę i co tylko. Myślę, że on nie traci, a ja zyskuję spokojną głowę 🙂 Może już nie ma tego super zysku treningowego, ale jest utrzymanie na jakimś tam poziomie.
No i tego, nie pojechałabym super zawodów krzyżaczkowych, jakby mi go nie rozskakali na nowo 😂 nie ma tych skoków dużo na jeździe, nie są super wysokie, a on lubi, rozciąga sobie plecki i ma zajęcie dla głowy (dla tego konia najgorsza jazda to bez celu w kółko).
Sankaritarina, w ogóle, koniec końców udało się wsadzić dwie znajome osoby, ale też mocno sporadycznie.
Sankaritarina, zgadzam się. Jak kiedyś pracowałam jako instruktor, to niektórych "ekip" na jeździe bym nie uniosła. Mieliśmy po 4 osoby na godzinę, instruktor dobierał umiejtnościami, ale też ogólnym "odbiorem". Niektóre osoby były wybitnie ciężkie, i o ile jedna taka to nic, to 4? No godzina horroru.
xxagaxx, Tak, dokładnie o to chodzi.
mindgame, Więc w sumie to nie wiem jaki układ dzierżawy jest dobry tak aby wszystkie 3 strony były zawodolone: koń, właściciel i jeździec?
Właściciel konia, który pozbędzie się podskórnego wrażenia, że tylko On jest w stanie być miły i odpowiedni dla swojego konia + grzeczny (w miarę) koń + dzierżawca, który jest miły dla konia i nie walczy z właścicielem = oto moja recepta na sukces, nie dziękujcie 😀
A tak serio, to faktycznie coś w tym jest. Jak masz konia, nie lubię tego słowa, ale powiem - trudnego - to będzie ciężko znaleźć kogokolwiek, oprócz opcji płacenia za jazdy komuś dobrze jeżdżąćemu. No i jak ktoś się sparzył na dzierżawach (z obu stron), to też będzie wolał potraktować jak usługę...
No błagam, jak szukacie dzierżawcy, żeby konia nie „zepsuł” i miał jeszcze treningowy pożytek, to się za to komuś płaci, a nie bierze pieniądze. Żyłam w przekonaniu, że dzierżawa jest po to, żeby się NAUCZYĆ opiekować koniem jak swoim, zobaczyć jak to jest, pojeździć samemu/mieć indywidualne treningi, taki level pomiędzy szkółką a własnym koniem. I dlatego się dokłada właścicielowi do kosztów utrzymania tego konia, w zamian za okresowe „psucie” swoją nauka konia, ale też za możliwość opieki i spokojniejsza głowę właściciela, bo kto inny przyjedzie i nakarmi i zobaczy czy koń ma wszystkie nogi. Widzę, że chyba miałam wybitne szczęście że swoją pierwszą dzierżawa i wygląda na to, że był to prawie wyjątek w kwestii podejścia.
flygirl, no dla mnie dzierżawca dostaje możliwość doświadczenia posiadania konia bez posiadania konia czyli bulenia kilkudziesięciu tysięcy złotych na zakup zwierzęcia, żeby zobaczyć jak to wygląda w praktyce. A jak nie ma wiedzy i umiejętności to powinien za instruktarz dodatkowo płacić. Korzyść z dzierżawy powinna być dla każdej strony, a nie tylko dla jednej. Dla mnie oszczędność na stajni nie jest żadną oszczędnością, jeśli później będę bulić dodatkowo za fizjo bo np ktoś klepie dupą po plecach. Rozumiem, że się uczy, ale dla mnie i dla konia to żadna korzyść. Jedyny potencjalny układ który ma sens to jeżeli za każdym razem osoba ucząca się trenuje z zaufanym i wybranym trenerem, który ma kontrolę nad tym co się dzieje i patrzy na dobro konia w czasie nauki jazdy.
Koń to nie rower i nie wyobrażam sobie, żeby z pełną świadomością powierzać go komuś kto może mu zaszkodzić.
Edit: dlatego nie szukam dzierżawcy i wolę zapłacić komuś kto się zna i umie jeździć i obchodzić się z koniem, zamiast robić nadgodziny w stajni ucząc kogoś co i jak.