łał!!!
szalenie dziękuję za tyle ciepłych słów. Mamusia pęknie z zachwytu jak to wszystko przeczyta. Jesteście dziewczyny niesamowite :kwiatek:
Narodziny Jagody troszkę trwały. Do kliniki dotarliśmy przy częstotliwości skurczów co 10 minut. Na porodówce wylądowaliśmy ok 19.30, a Jagoda raczyła wyskoczyć o 1.55. Z mojego punktu widzenia... hmm... nie wiem co powiedzieć, myślę, że przeżywałem to równie mocno jak Jola - kiedy Ją bolało to bolało i mnie. Przeżywał tez personel - niesamowicie profesjonalny, życzliwy i bardzo mocno zaangażowany personel. Położna i anestezjolog to po prostu jacyś ludzie z kosmosu w bardzo pozytywnym sensie. Ich fantastyczna rozmowa z nami (w zasadzie non stop przez te 6 godzin) była lepsza niż to całe znieczulenie. Życzę wszystkim przyszłym mamusiom takich ludzi na porodówce.
Skurcze parte pojawiły się ok. 1.30, a zatem Jagoda przeciskała się 25 minut. Kiedy zobaczyłem Ją już w rękach położnej to pękłem i się popłakałem. Niesamowite uczucie. Same z resztą wiecie.
To chyba tyle. Przyszłym tatusiom życzę równie silnych i pięknych przeżyć.
A oto rzeczona Jagoda: