kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
Facella, nie mówię że łatwo, sama mam takiego na utrzymaniu na którego nigdy już nie wsiądę a nawet spacery w ręku są ryzykowne, nie sprzedam ale i nie wydzierżawię.
W stajni u Nas udało się znaleźć nastolatki, bardzo fajne, ogarnięte dziewczyny które zajęły się inna klaczą po kontuzji która pod siodło się nie nadaje, za darmo ja czyszczą mają zajęcia z ziemi, spędzają z nią czas. I koń zadowolony i dziewczyny. Coś takiego ewentualnie bym rozważyła, żeby mieć więcej czasu ale no nie ma na tym zarobku.
Można też próbować na takiej zasadzie dzielić koszty- wiem że za kowala czasem płacą więc drobne sumy ale zawsze.
Moja najwieksza wada to przywiazanie, jestem za bardzo emocjonalna xD kupilam 2 konie z mysla ze jednego sprzedam a drugiego zostawie. Przez problemy z ustaleniem pochodzenia utknelam na 1,5 roku z obydwiema klaczami i sie do nich przywiazalam, ciezko bylo ale postanowilam o sprzedazy jednej z nich- w sunie dla jej dobra bo nie bylam w stanie na tyle dobrze (wedlug moich standardow) zapewnic obu nalezytej uwagi. Poszla w znajome rece i nie ukrywam niedoswiadczone co mnie co jakis czas kuje w sercu, ze ja zawiodlam. Pewnie gdybym miala ja krocej, zajezdzila i sprzedala to nie byloby az tak zle. Druga zostala, mimo ze byly zawsze z nia problemy (ciezki charakterek) to troche traktuje ja jak terapie, jednak w zlych momentach ona zawsze poprawia humor mimo ze jest menda, ale mimo wszystko wdzieczna i chcialabym zeby byla ze mna jak najdluzej. Rozum mowi ze moglabym ja sprzedac, kupic cos lepszego, z pochodzeniem, potencjalem, zebym mogla czegos wiecej sie nauczyc, ale serce sie przywiazalo.
I tez chcialabym cos kupic, ogarnac, sprzedac, ale moja psychika raczej nie ogarnia takich rzeczy i przezywalabym znowu co dalej z tym koniem sie dzieje. Takze zazdroszcze osobom ktore sa w stanie rozstac sie z koniem i isc dalej. Na pewno ciezko byloby, gdyby okazalo sie ze ten kon juz nie moze pracowac, jestesmy po kontuzji niewiadomego pochodzenia i troche to jak siedzenie na bombie, bo zaraz moze okazac sie ze znowu cos jest nie tak, kon wciaz jest nieregularny ale wet kazal powoli wracac i obserwowac. Ciezko myslec ze moze sie pogorszyc :/
Wychodzi na to, że jestem bez serca.
Pierwszy koń miał u mnie dożywocie. Dostałam go za darmo kiedy miał 17lat z założeniem, że będzie moim profesorem, bo był zrobiony do małej rundy w ujeżdżeniu. W zamian zobowiązałam się zapewnić mu godną starość i tak też się stało. Byłabym na zupełnie innym etapie jeździeckim, gdyby nie trafił w moje ręce.
Niedawno sprzedałam pięciolatkę. Fajny rodowód, dobry ruch, spokojny charakter, ale nie było między nami chemii i źle mi się na niej jeździło. Zrobiłam kasting na kupującego i sprzedałam ją w cholerę. Wiem, że będzie kochanym konikiem i ma spore szanse mieć dobre życie. Ze zdrowym, młodym prospektem sportowym jest łatwo liczyć, że nie stanie mu się w życiu krzywda.
Mam teraz trzy konie. Dwa wałachy i klacz. Jeden wałach ma 20 lat, więc stanę na głowie żeby został ze mną. Drugi jest raowcem i też sobie nie umiem przetłumaczyć, że ktoś inny mógłby o niego dobrze dbać, więc jest skazany na mnie.
Kobyłkę kupiłam niedawno, ma cztery lata. Jak nam nie "pyknie" to ją sprzedam, choć to teoretycznie spełnienie moich marzeń i koń idealny.
A moja kobyła to robi wszystko, żeby jej nie sprzedać!
Kupiona z zamysłem- pojeździć sobie z rok i sprzedać. Więc dzień po skonstruowaniu ogłoszenia sobie zafundowała kontuzję. Wyciągnięta z kontuzji, odrobione durnoty ze łba. Już "witał się z gąską"- druga kontuzja. Rok w plecy. Wyleczona, odrobiona. No to miało być, że się teraz już mniej opłaca sprzedawać to pojeździć kolejny rok i zaźrebić. To fuckup z flegomną.
I guzik i ze źrebienia teraz, a na sprzedaż już się teraz kompletnie nie opłaca.... Na dodatek bardzo dba o to, żeby być "jedyną w moim serduszku", bo zajmuje tyle mojego czasu przez ta nogę, że planowanego drugiego konia nie ma po co teraz w ogóle szukać.
Moje zdanie jest takie (please nie brać do siebie i nie obrażać), że całe to nasze, że nie możemy sprzedać bo tak kochamy konia, to jednak jest nasza wewnętrzna samolubność i chęć "zatrzymania" sobie jakiegoś kawałka satysfakcjonującego nasze ego status quo.
Niestety znam przypadek gdy koń został oddany w bezpłatną dzierżawę na określony czas i niestety nie wrócił do właściciela, bo dzierżawca unika kontaktu i zasłania się zdaniem „koń się przyzwyczaił do tego miejsca, chcesz go zabić sprowadzając do siebie?!”… I to nie było oddanie do pierwszej lepszej osoby tylko do osoby bliskiej, wydawało się że dobrze znanej.
Moje zdanie jest takie (please nie brać do siebie i nie obrażać), że całe to nasze, że nie możemy sprzedać bo tak kochamy konia, to jednak jest nasza wewnętrzna samolubność i chęć "zatrzymania" sobie jakiegoś kawałka satysfakcjonującego nasze ego status quo.
kotbury, zgadzam się i nie zgadzam. Bo jak sprzedajesz zdrowego konia to masz większe szanse, że ktoś go po prostu będzie użytkował i dbał o konia. Ja tak zrobiłam i jeszcze miałam kontakt z nowymi właścicielami którzy kochali i dbali. Bardzo mi było przykro bo decyzja o sprzedaży była niezależna ode mnie (dwa konie na utrzymaniu plus moja kontuzja na tamten moment wykluczająca mnie z jazdy na kilka lat) no i pierwszy ukochany kon. Po dwóch latach telefon- kolka… jedziemy do kliniki, chcieliśmy żebyś wiedziała. Konia otworzyli na Służewcu i już nie podnieśli… i to był dla mnie tak ogromny cios że skończyło się terapią i lekami, zastanawianiem się co by było gdyby została u mnie itd.
Drugiego konia też musiałam sprzedać i już nie chciałam nawet grama informacji co się z tym koniem dzieje - dla własnego dobra.
xxagaxx, Oczywiście, że może trafić lepiej, ale takie czarne myśli to nie jest coś wzięte z kosmosu, tylko niestety realia. Chyba nigdy nie zrozumiem, jak można zdrowego profesora, aktywnie startującego w zawodach skokowych, z fajnym ruchem wziąć do szkółki i do tego nie karmić. Po jakichś 3 latach (mogłam przekłamać, bo mówię z pamięci) koń zniszczony doszczętnie, ledwo się wybijał, ruch sztywny i nijak podobny do tego dawniej... A koń lat naście więc wcale nie tak stary.
I niestety, chciałabym powiedzieć że to jedyna taka historia którą znam, ale nie.
Nie mówię tutaj, że sprzedaż jest zła i jak ktoś śmie w ogóle konie sprzedawać, ale rozumiem że ktoś mimo wszystko może mieć obawy, bo niestety są całkowicie uzasadnione.
Moje zdanie jest takie (please nie brać do siebie i nie obrażać), że całe to nasze, że nie możemy sprzedać bo tak kochamy konia, to jednak jest nasza wewnętrzna samolubność i chęć "zatrzymania" sobie jakiegoś kawałka satysfakcjonującego nasze ego status quo.
kotbury, - ja się totalnie zgadzam z tym, Gruby zoataje do końca, bo uwielbiam tego konia i jest moją terapią 😉 Nie wiem, czy gdzieś byłoby mu lepiej czy gorzej, jest mój i chce żeby tak zostało. Czerpie satysfakcję z tego, że ma dobrze, to dalej jest w pewnym stopniu egoistyczne.
Hej - przepraszam, że nieco zmienię temat 🙂
Mam pytanie odnośnie DIETY PUDEŁKOWEJ. Czy mogę przygotować pojemniki z owsem/musli na tydzień razem z witaminami w płynie? Mam b-complex, witaminę e+selen, chevinal i sizarol. Myślę czy to nie zacznie sobie gnić... Z drugiej strony jest zima. Nie wiem. Macie jakieś doświadczenia w tym temacie? 🌷
milenka_falbana, gnić może i nie zacznie, ale pewnie zwietrzeje i wartość tego będzie zerowa, a w gorszej opcji faktycznie się zepsuje i mało, że nie pomoże, to jeszcze zaszkodzi.
No właśnie. To może przygotuję w strzykawkach te płyny...?
milenka_falbana, w strzykawkach lub... w pojemnikach na mocz z apteki (tanie, zamykane).
Ale chyba strzykawka przy chevinalu lepsza, bo gęsty bardzo...
milenka_falbana, fajnie by było jeszcze do strzykawek dokupić takie zatyczki/korki i wtedy spokojnie możesz szykować na tydzień 😀.
Strzykawki na allegro też tanie, kilkanaście zł za 50 sztuk x 20ml albo 100 sztuk x 10ml. Ale pomysł z pojemnikami na mocz też fajny, zakoduję w głowie na przyszłość- dzięki🙂
ajstaf, nie wierzę, że zatyczki się nie pogubią, nie poodpadają gdzieś za pudełka, posadzkę, do siana i generalnie nie będą jednorazowe ale ogólnie fajny pomysł 😀
uszatkowa, no, istnieje takie ryzyko 😉
ajstaf, ha! Mówisz i masz 😀 Strzykawki z zatyczką to może być rzeczywiście dobry pomysł na wielorazowe użycie (chyba, że się pogubią 😅 )
Nie czuję się dobrze z tym, że naprodukuje tyle śmiecia... choć zwykłych strzykawek też można przecież użyć wielokrotnie - do celów witaminowych 🙂
Te ze screena są o tyle fajniejsze, że mają chyba szerszy dziubek. Może następnym razem zainwestuje. One ponoć też służą do karmienia, np ptaków.
Screenshot_20240121-224338_Allegro.jpg
milenka_falbana, jakoś trzeba sobie radzić 😀
Hej - przepraszam, że nieco zmienię temat 🙂
Mam pytanie odnośnie DIETY PUDEŁKOWEJ. Czy mogę przygotować pojemniki z owsem/musli na tydzień razem z witaminami w płynie? Mam b-complex, witaminę e+selen, chevinal i sizarol. Myślę czy to nie zacznie sobie gnić... Z drugiej strony jest zima. Nie wiem. Macie jakieś doświadczenia w tym temacie? 🌷
milenka_falbana, w przypadku supli z Forana- Możesz.
wiedza bardzo podstawowa: co robić gdy koń zgubił podkowę i kopyto lekko grzeje? chłodzić i czekać na kowala aż przybije i później jeździć normalnie? brać na spacery stępem w ręku? czy całkowicie zaboksować? Bo jeździć rozumiem, że nie.
mindgame, A jesteś pewna że kopyto grzeje? To normalne, że kopyto bez podkowy jest ciepłe vs kopyto z podkową jeśli tak porównujesz. Jest przecież inne ukrwienie.
Ale jeśli rzeczywiście grzeje fest to rivanol lub animalintex.
Ja puszczam karuzelę / padok. Nie robię wymuszonego ruchu, chociaż czasami lonżuje jak mi zgubi przed zawodami żeby mnie nie zabiła bez pracy potem.
Wiadomo nie jeźdzę.
Jednak jest to kwestia indywidualna konia:
- czy bez podkowy na padoku nie połupie sobie tego kopyta?
- czy się nie podbije itp.
Moja wiem, że nie, ale znam swojego konia.
Perlica, wczoraj jak porównałam do drugiego kopyta to było cieplejsze to bez podkowy. Schłodziłam tylko wodą i dziś wydaje mi się, że różnicy już raczej nie ma. Czy grzało czy było cieplejsze w normalnym zakresie to ciężko mi stwierdzić bo mój koń podków nie gubi, więc była to niespodzianka 😉 dzięki za informacje. Na szczęście kowal będzie jutro, więc dwa dni z ograniczonym ruchem nie powinny zaszkodzić.
Jeśli da się pokonać olimpijski cross po zgubieniu podkowy, to dwa dni na padoku nie powinny zaszkodzić. Chyba że kopyto grzeje i/lub koń pokazuje, że boli i chodzi nierówno. Ja jestem ogólnie przeciwnikiem ograniczania ruchu, więc wtedy mniejsza kwaterka i karuzela, żeby ruch był, ale na porządnym podłożu.
Na miękkim podłożu, żeby koń nie odczuwał tak różnicy wysokości.
Facella, czasami pokonanie tego crossu bez podkowy kosztuje długą pałzę potem, ale tu wybór jest oczywisty że jedziesz żeby ukończyć i trochę nie masz wyboru.
mindgame, miało być nie znam Twojego oczywiście ;-)
ok, dzięki za odpowiedzi. Myślę, że koń będzie żyć 🙂 kulawizny i objawów bólowych nie ma, koń nawet trochę za wesoły 😉
Trochę się zeschizowałam na początku bo koń znajomego jak urwał podkowę to przy okazji ścięgno 😉 więc ma przynajmniej rok w plecy.
ja ubieram na kopyto but i puszczam na padok. Wtedy do kowala kopyto jest w stanie nienaruszonym.
mindgame, jezu, to chyba miał źle zagięte gwożdzie albo może po prostu pecha.
Moja kobyła potrafiła urywać 4 latką 3 razy w tygodniu, ale nigdy nic jej nie było.
Na szczęście zaprzestała tego procederu
🤣
I oto wkraczam ja, cała na biało - u mnie koń urwał podkowę z połową kopyta, zaczął kuleć (mocno, to nie była taka se o, ledwie znaczenie), cała sprawa skończyła się w klinice, w grudniu minęły 3 lata od sprawy iiiii...tak naprawdę dopiero teraz koń byłby zdatny do pracy. Oł yea.
Ale my to jesteśmy bardzo indywidualny przypadek...
mindgame, Wszystko zostało poradzone 🙂 jeśli kowal będzie od razu praktycznie, to koń da radę na miękkim podłożu. But to też bardzo dobra sprawa.
u mnie też zwykle w takich sytuacjach szybko pojawiał się kowal (nawet jeśli nie mój, to inny, zgarnięty przy okazji kucia u innego konia).
Sankaritarina, o matko, czyli pewnie więzadła w kopycie uszkodził. Bardzo przykra kontuzja :-(