Bliskie spotkania ze zwierzyną
Jeżdżąc w tereny pewnie natykacie się niespodziewanie na różne zwierzęta - właśnie na co się natykacie i jak reagują konie - no i wy?
Ja obecnie przebywam w podwarszawskiej stajni gdzie mam dość fajne tereny. Najpierw jest z kilometr dróżką przez wielkie połacie zdziczałych łąk, krzaczków, drzewek potem za ulicą las.
Więc ostatnio wracając już do stajni i zbliżając sie do zabudowań miałam przejechać przez mini-lasek a tu moja kobyła zesztywniał, wrosła w ziemię i nastawiła w jego kierunku uszy. No to stoimy i patrzymy i słuchamy. Coś tam faktycznie dużego w tych zaroślach się kłębi. Chrumkanie słychać.
Patrzę a to dziki - locha ze sporymi warchlakami sie spokojnie czyms tam objadają, wychodząc na ścieżkę. Nie dalej jak ze 20 m ode mnie. No to głosem je przepłoszyłam - uciekły na szczęście - ale też nie tak od razu. Ale żeby zmusić konia do przejścia przez to miejsce to sporo musiałam się naprzekonywać. Jeszcze dzień po bardzo uważnie się przyglądała temu miejscu.
U nas jest typowa wieś, sarny w zimę jak im się nudzi to ścigają się po lesie z naszymi końmi. Generalnie jest ich mnóstwo i trudno choć jednej nie spotkać kiedy się jedzie w las. Dość dużo lisów, ale te koń mi 'wystawia' z daleka i się fuczy 😉 dziki są, z daleka parę razy widziałam ale na szczęście się nie nadziałam, koń się stroszy nawet kiedy znajdziemy rozgrzebaną przez nie ziemię.
Oczywiście jastrzębie, bażanty, bociany, króliki ( zajęcy już u nas nie ma), raz udało mi się zobaczyć jesienią stado kruków, nie wiem co tam robiły bo w naszej okolicy nikt nigdy kruka nie uraczył.
U nas jeszcze dodatkowo w lecie pokazuja sie bociany 🙂
U nas jest typowa wieś, sarny w zimę jak im się nudzi to ścigają się po lesie z naszymi końmi
chcialabym takie wyścigi zobaczyć 😉
U nas jeszcze dodatkowo w lecie pokazuja sie bociany
tu bociany też są, szczególnie upodobaly sobie świeżo skoszone łąki.
ElaPe, ja za to miałabym zawał gdybym wlazła na lochę 😉 wyścigi jak wyścigi, ja znam większość stad, wiem ile jest samic w którym lesie itp, i jesienią, zimą kiedy już są prześwity między drzewami to one potrafią uciec, po chwili wrócić i biec równolegle. Bawią się z nami 🙂 konie na nie w ogóle nie reagują.
U nas dzikiej zwierzyny tony.Sarny , dziki , lisy, zające , bociany , kruki,duzo ptactwa drapieznego itd. Konie nie reaguja i dobrze bo jakbym miała miec stopke co kawałek to 😵
Kiedys słyszałam ze jak stado saren "galopuje" (?) to istnieje ryzyko ze kon moze poniesc w ich kierunku bo traktuje je jako stado. Stado ucieka to ja tez. Nam sie nigdy nie zdarzyło. Czy biegaja nam przed nosem , czy koło nas kon ma je gdzies.Czasem zerka tylko z ciekawością co mu z boku biegnie.
armaquesse - a gdzie jesteście że tyle tej zwierzyny?
Z ptactwa to denerwujące sa nagłe wzloty bażantów - bo akurat sobie siedział w wysokiej trawie przy drodze polnej - albo przepiórek ktore też w ostatniej chwili decydują na ucieczkę . Na szczęście koń tylko trochę w bok uskakuje mi.
Fajny temat wakacyjny.
Sarny,zajączki -nie są straszne.
Bobry były,chociaż nigdy ich nie widziałyśmy.Samo miejsce było niebezpieczne.
Tania potrafi się wystraszyć tak pośrednio- ptaszek się maleńki zrywa -czyli się przestraszył-czyli nie ma co czekać-wiejemy!
ElaPe, co ty, gorsze są przepiórki bo bażanta to jeszcze czasem jak jedziesz zobaczysz😉 nawet mój koń fruwa jeśli wylecą spod nóg 😉
Tania- serio macie bobry??!
ElaPe, piękna zielona Wielkopolska! 😉
A jak myślicie-koń wyczułby z daleka ową Pumę ,która niby krąży?
Bierzecie pod uwagę Pumę w terenie?
Tania potrafi się wystraszyć tak pośrednio- ptaszek się maleńki zrywa
o tak, maleńki ptaszek może przecież raptem zaatakować 😉
u nas jak do tej pory najgroźniejsze są spotkania z pewną zjadającą konie kałużą. Już z 1000 razy koło niej przejeżdżamy na ścieżce w lesie i za każdym raziem trzeba się odgiąć w precelek, wbić w nią dziki wzrok, rozszerzyć chrapy, przysiąść na zadzie jak żaba i czem prędzej odkłusować . Druga sprawa to fakt że ta kałuż jest i jest i nigdy nie wysycha więc jest jakaś dziwna.
ElaPe, oj, nie chciałabyś 😉
my ostatnio pokrzyżowaliśmy plany młodemu podrostkowi: droga naszego galopu oddzielała jego samego i jego pole wypasu od lasu, do którego przestraszony chciał myknąć. Młody naprawdę starał się na odcinku dobrych 200m nas wyprzedzić i zwiać między drzewa. Jakoś mu do głowy nie przyszło, żeby zwolnic i przeciąć drogę ZA nami.
W Przywidzu towarzyszyły nam i sarny (małe), i jelenie (duże. Za duże wg osądu Kulesława, czyli niebezpieczne 😉 ), i zające.
W Pruszczu za to od groma zajęcy, dzikich królików, kuropatwopodobnych ptaków, lisów + czaple i bociany (pierwszy raz widziałam w ubiegłym roku "sejmik bociani" - lekko licząc ponad sto sztuk na jednym polu, robi ogromne wrażenie na koniach)
A w Koleczkowie - od groma spasionych dzików. Zero reakcji u konia (!)
Bardzo fajny temat. Mozę opisywałybyśmy swoje przygody ze zwierzyną w terenach?
U mnie też sporo zwierzyny leśnej: dużo saren (jeden koziołek to zawsze późną jesienią/zimą/wiosną ogląda nasze postępy w treningu 😁 albo raczej próbuje poderwać kozę :mrgreen: ), parę sztuk łosi (migrują), lisy, zajączków i królików mało, dziki są, ale nigdy ich nie spotkałam, chociaż stołują się przy naszej dróżce obowiązkowej, bażanty, kuropatwy, przepiórki, dzikie gołębie i inne mało straszne zwierzaki.
Bardziej obawiam się krów, psów (!) i koni, które mają luźno wytyczone granice pastwisk i jak zechcą wychodzą mogą do nas wyjść. Co powinnam zrobić widząc pędzące w naszym kierunku konie?
Co powinnam zrobić widząc pędzące w naszym kierunku konie
o kurczę, no ja nie wiem co bym zrobiła ❓
Co jak co ale stado pasących się na wybiegu kóz we wsi - to dopiero napędziło kobyle stracha. Wtedy po raz pierwszy siedząc na koniu całym swoim ciałem wyczułam jak jej wali serce.
ElaPe, też nie jestem pewna.
Kozy i owce są nam dobrze znane, a pewien koziołek lubiany. Gorzej z krowami.
Kiedyś, jeszcze w poprzedniej stajni byłyśmy w terenie w układzie: instruktorka na kobyłce, koleżanka na wałaszku i ja na moim wałku. Dostałyśmy telefon, że znajoma spadła w terenie i jej koń uciekł. Jej wierzchowiec był wrogiem numer jeden mojego konia i zawsze przy każdej okazji chciałyby walczyć, a wałaszka koleżanki nie lubił. Instruktora nam powiedziała, że jak uciekinier do nas podbiegnie zsiadać, jak się sczepią uciekać. No i miałyśmy wypatrywać, czy nie biegnie.
Jednak wydaje mi się, że co innego było być w kilka sprawdzonych koni w znanym terenie, a co innego samemu na obczyźnie w towarzystwie obcych koni.
Mój wierzchowiec jak wyczuje konie to już tańce odwala i w ogóle szaleje, w końcu jako jedyny 'szportowy koń' we wsi, a na pewno wierzchowcem jedyny, nie licząc Basiek od wozu, na które od czasu do czasu ktoś wsiądzie na moment, wariuje.
Mój syn z koleżanką mieli przygodę z kucem ogierem,który zbiegł z pastwiska wlokąc za sobą łańcuch.
Oboje jechali na klaczach,jedna się grzała -zatem kuc postawił na prokreację.
Postanowili uciec kucowi,ale nie docenili siły jego popędu i pędu /nóżek/. Zatoczyli koło i wrócili wszyscy galopem do wsi. Tam dołączyła staruszka na rowerze. Zrobili kolejne koło. Staruszka zsiadła i złapała łańcuch kuca i się jej palce wplątały. Zatoczyli kolejne koło ze staruszką w formie latawca.
Na koniec - wyplątali staruszkę ,dali jej Tanię do trzymania a mój syn poszedł z kucem do obejścia jak dwaj kumple,bo kuc na dwu nogach szedł i wszystkich wyzywał brzydko.
Tania to powiem Ci, że synek miał niezłą przygodę 🏇
ja miałam kilka lat temu podobną przygodę 🤣 tylko, że byłam sama i mój kucor był jeszcze wtedy ogierem .. chłopak całą drogę nawoływał, rżał i ogólnie były kwiki .. czasami aż głowa bolała ... no i wywołał kumpla pociągowca ( też ogiera ) , który urwał się z łańcucha i postanowił nas dogonić ... oj, mówię Wam miałam śmierć w oczach ! ja chciałam uciekać ale mistrz kucor postanowił poczekać .. naszczęście w miarę szybko udało mi się chłopaka przywołać do porządku . Wielkie konisko goniło nas po całym lesie i drodze .. a za nim Pan w gumowcach ( podejrzewam, że właściciel 😎 ) az do samej stajni - nie wiem co by było gdyby nas dogonił 🤔
a odnośnie dzikich zwierząt w lesie - to u nas to standard 😉 Kampinos jest bogaty w różnego typu straszne zwierzątka ha ha , począwszy od zająców kicających po łące, na której akurat jeździmy , a skończywszy na przeogromnych łosiach. 😅
My mamy kilka stajni w pobliżu, więc nie raz się za Kulesława "nawołującego" inne konie wstydziłam. Może nas nie widać, ale na pewno wszędzie nas było słychać.
Przy koniach pędzących "na czołówkę", to jeszcze za starych hipodromowych czasów uczyli nas zastawiać drogę ucieczki w poprzek, łbami na zastawkę. A na placu robić końmi 2 koła - kobyły do środka, wałki po zewnętrznej - i stępować. Wyhamować tamte konie, a potem połapać (jak było za co). To jeszcze czasy ZT były i latające luzem ogry dość często się trafiały.
Co do obcych mi zupełnie koni, to w terenie szarżował na mnie tylko jeden ogier, ciężki i - niestety - waleczny (historie o nim są we wsi znane). Na szczęście urwał się z palika jak tylko nas zauważył, co nam dało tych 400m przewagi. Zrobiliśmy w tył zwrot i pod stromą górkę galopem w las. Ogier odpuścił w 1/3 trasy, prawdopodobnie dało znać zmęczenie + haczenie łańcucha na pniakach.
Właśnie takich sytuacji jakie przeżyła Alvika, zduska i syn Tanii się boje. Chyba po prostu trzeba uciekać...
Kiedy pracowałam na Mazurach prowadziłam wyjazdy na koniach na terenie ostoi koników polskich. Prikaz od kierownictwa Popielna był jasny i zrozumiały - unikać stad. Jeździłam na swojej kucce, a w zastępie miałam drugą kobyłkę i dwa wałaszki. Postraszono mnie, że w razie spotkania wałachy mogą dostać kilka kopów, a kobyłki ogier przewodnik może próbować wcielić do stada, a jak będą się grzały to oczywiście może poczuć powinność. Zastanawiano się też jak się w ogóle spodoba moja Tajem, bo pozostałe wierzchowce były typowymi myszatymi konikami, a moje nie dośc, że mniejsza to jeszcze w łaty.
Jako początkujący instruktor, pierwszy raz odpowiedzialny za innych, miałam stracha, ale po kilku dniach odetchęłam. Spotykaliśmy czasami i mniejsze i większe stado, z daleko, przyglądały się nam chwilkę i dalej zajmowały się popasem.
Ale w ostatnim tygodniu pracy zdarzyła sie nam przygoda. Część ścieżek terenowych biegła nad samym brzegiem jeziora Bełdany, typowego rynnowego jeziora które po 5-6 metrach płycizny przy brzegu ma gwałtowany spadek, więc raczej do jazd się nie nadaje. Z drugiej strony ścieżki przez 3/4 trasy stroma górka (na marginesie - strasznie wtedy polubiłam zjeżdżanie i wjeżdżanie na takie stromizny). Idziemy sobie spokojnym kłusikiem, mijamy jeden, drugi, trzeci cypelek, wyjeżdżamy zakręt kolejnego i nagle prrrrrrrr! Wjechałam prosto na myszatą konicę. Tajem świeczka, mój zastęp wylądował sobie na zadkach. Stado (oczywiście to większe, z młodszym ogierem) zerwało się i zaczęło wdrapywać na górkę i zaczęły się kierować "od nas". Szybko pozbierany do kupy zastęp w kłusik, bo nie chciałam ruszać galopem, żeby nie było odpały wrotek. Tylko, że nieszczęsne spłoszone stado koników "odbiło się" od górki i zaczęły kłusiko-galopkiem biec za nami. No to uciekamy - galopik. Pietra miałam strasznego, bo przy brzegu Bełdan często na dziko rozbijają się wczasownicze z żagłówek i jachtów. Więc śmieci, garniki, paleniska i liny od łódek to standart - w kłusie ominąć nie problem, przy galopie trochę mniej komfortowo. Ale tym razem na szczęście na nic takiego nie trafiliśmy. Do koników na szczęście dość szybko dotarło, że skoro uciekamy to niebezpieczni nie jesteśmy i zostały za nami.
Było trochę stachu, choć w sumie nic się nie wydarzyło. Przynajmniej jest co wspominać.
W poprzednich dwóch stajnich, w których stałam, byla bezpośrednia bliskośc lasu. W jednej z nich dziki ryły nam nawet pastwiska i trawniki.
Zdarzalo mi się spotkac zwierzyne w lesie, konie raczej sie specjalnie nie płoszyły, ale to tez nie są wyplosze. Na dziki tez trafiłysmy ale ucieklyśmy.
Generalnie nie zazdroszcze spotkania "na nogach" z locha z młodymi.
Mam podobne warunki zwierzynowe jak Burza. Sarny są zimą fajne (wyścigi też znamy :hihi🙂, bo w lesie między drzewami raczej trzymają odległość, troche gorzej latem. Nie dalej jak miesiąc temu jedna wyskoczyła z rzepaku i dosłownie wpadła w konia w efekcie czego amazonka wykonała perfekcyjną parobole w kierunku ziemi, a kobyła zaczęła w panice spieprzać do stajni.
Wkurzające są kuropatwy i przepiórki, bo do ostatniej chwili czekają z ucieczką ("a może pojadą w innym kierunku"😉 wyfruwając dosłownie spod kopyt. Z ptactwa straszne są jeszcze startujące jastrzębie i myszołowy. Lisa widziałam tylko raz. Ale ogółem to się ciesze, że tyle zwierząt żyje obok i można podglądać 😉
Ja naliczyłam latem około 30 gatunków ptaków -jakie spotykam w terenie.
Sarny - dwa typy-takie szare i rude.
Lisy -jak najbardziej.
Dziki-jest mnóstwo /ryją/ ale nie spotkałam na żywo.
Sarny jakoś się koni nie boją wcale-pasą się i tyle.
Boję się..... oczywiście myśliwych. I złośliwie pod amboną wołam: Darz Bór!
my mamy w sąsiedztwie sarny, zające, dziki, lisy, wszelkie ptactwo, full psów i masę krów, a także kilka "znajomych" grubasów.
moje wałaszysko nic sobie nie robi z owej zwierzyny i przejdzie spokojnie nawet metr od krasuli, jeżeli ta nie przybiera postawy bojowej. raz nawet dopadł nas cielak i chciał się bawic, na co mój koń zareagował entuzjastycznie, pobrykując dookoła malca, a mnie mając w głebokim poważaniu. jednak próby ssania "wymienia" okazały się zbytnim obciążeniem psychicznym dla konia, na szczęście 😁
już parę razy zdarzyło mi się uciekac przed popędliwą ziemniaczką, której spodobał się mój chłopak, albo ciężkim kolegą, który chciał się z nim bic. na szczęście zawsze udało mi się szybko zgubic natrętów.
największą w życiu przygodę miałam jakiś czas temu z bykiem.
jadę sobie skrajem lasu na koniu szefa, wjeżdżam na dużą, zieloną łączkę, a tam cztery "krowy". już po kilku minutach okazało się, że nie wszystkie mają cycuszki, a wraz z ich brakiem chęc do corridy. jadę stępem, a Fernando rusza w moim kierunku. myślę - spoko, pewnie na łańcuchu. ale on tak idzie i idzie... w momencie, kiedy zauważyłam łańcuch ciągnący się za nim, byk zakłusował. no to my w szybki kłus, byle zejśc mu z oczu. ja się oglądam, a to bydle szarżuje na nas z nastawionymi rogami. no to turbodopalacze i wio. galopuję, galopuję, odległośc między nami a agresorem się zmniejsza, ale tamten ciągle biegnie. nagle skończyła mi się droga i wpadliśmy na ugór. nierówno strasznie, więc zwolniłam. a byczek ciągle grzeje za nami. no to ja nura w las i przedzieramy się przez krzaki. dostaliśmy się do leśnego duktu, zwolniłam, ale to krówsko ciągle za nami, a że droga kręta, to prędkośc ograniczona. wreszcie wypadłam znowu miedzy pola, puściłam konia ile fabryka dała, byczek został daleeeeko w tyle, a my wróciliśmy szybkim tępem do stajni. postanowiłam występowac konia na placu koło stajni. jeżdżę tam jakieś 10 minut, a tu koń staje sztywno i gapi się na bramkę prowadzącą na padoki i w teren. całe szczęście, że pamiętałam ją zamknąc, bo stał pod nią nasz łaciaty kolega. nie wiem, czemu tak się uwziął, żeby nas gonic, ale na szczęście udało się skontaktowac z jego właścicielem, który przyjechał naprawdę bardzo szybko. wezwaliśmy weterynarza i byk zdążył dostac śrdoki uspokajające, zanim staranował bramkę.
co mogło byc powodem, że on nas tak gonił? bo ja nadal nie mam pomysłu, mimo, że od zdarzenia minęły ze dwa lata.
a kolega poradził, że jeśli podejrzewamy, że w lesie są myślimi, to trzeba śpiewac.
Jejku.... z bykiem-straszne. 🤔
co mogło byc powodem, że on nas tak gonił?
Może chcial się z wami zaprzyjaźnić 😉
Wiecie co, u nas jest tyle ambon, z daleka czasem słychać strzały ale nigdy nie myślałam o tym czy są myśliwi... Chyba mi nikt Piorka za łanię nie weźmie?😉 Ale ja na szczęście albo jadę z kimś i gęby nam się nie zamykają albo jadę sama i śpiewam/gadam/pomstuję do konia 😉
U nas jest najwięcej saren ... mnóstwo saren. Do tego pasą się na naszej ujeżdżalni pod lasem więc już koni nie ruszają zbytnio 😉 Do tego może niezbyt "dzika" zwierzyna ale krowy. Na te pasące się i nie ogrodzone bądź nie uwiązane trzeba uważać. Bo już miałam tak, że prowadząc zastęp jedna z nich zaszarżowała na nas 🤔wirek: . Ale hitem było ogromne stado owiec. A jak powszechnie wiadomo (przynajmniej w odczuciu Hery) małe, białe puszyste coś na pewno pożera konie 😁 😉.
a kolega poradził, że jeśli podejrzewamy, że w lesie są myślimi, to trzeba śpiewac
Myśliwych w lesie i widać, i słychać. Jak polują - wejścia są oznakowane, są flary, jest nagonka 😉 , a jak wiedzą o jeźdźcach spotykanych na danym terenie to wystawiają dodatkowe patrole na duktach doprowadzających do lasu, gdzie będzie odstrzał. Druga sprawa - konie czują strach zwierzyny i czują zapach krwi. Nawet po zakończonym niedawno polowaniu (ale z myśliwymi jeszcze "na terenie"😉 jest mi piekielnie ciężko przejechać koniem przez las. Napięty jak struna, widzący i słyszący wszystko dookoła.
Kiedyś w takiej sytuacji (koniec polowania) mijał nas traktor ciągnący myśliwski barakowóz. Szkoda, że nikt mi wcześniej nie powiedział o platformie na zabitą zwierzynę na końcu tego barakowozu. Myślałam, że koń zejdzie mi na zawał. Widywaliśmy nie raz w lesie padlinę, ale nigdy nie wzbudzała tak skrajnych reakcji u naszych koni.
W lesie to ja się bardziej kłusowników niż zwierzyny i myśliwych boję.