Jak to kiedyś powiedział jeden profesor po wyjsciu z nałogu i bezdomności?
Wędkowanie (żebranie) zawsze idzie na alkohol.
Jedzenie zawsze się da zdobyć stając pod sklepem, w jadłodajniach i punktach pomocy. Kto chce wyjść z bezdomnosci to wyjdzie. Są miejsca które wspierają w stawaniu na nogi.
Ale do rzeczy.
Mieszkam w samiuśkim centrum Warszawy.
Do Centralnego mam 200 metrów.
Tu zawsze kręciły się setki zniszczonych alkoholem lub (i) narkotykami ludzi.
I ci ludzie zawsze tu mieli wsparcie.
Od południowej strony dworca Centralnego stoją namioty dla Ukraińców.
Oprócz gorących posiłków mozna dostać wodę, przekąski, słodycze, pieluchy i wiele innych potrzebnych uchodźcy rzeczy.
Oczywiście wokoło tych namiotów było (bo pomagającym udało się to opanować) mnóstwo pijanych, brudnych i iśmierdzących polskich alkoholików. W obecnej chwili na terenie namiotowego punktu pomocy raczej nie pożywią się nasi rodacy. Ochronia pilnuje kto wchodzi.
I dobrze, bo biorąc pod uwagę ilość miejsc w Warszawie gdzie można za darmo zjeść, umyć się, dostać nowe ciuchy a także rzucić nałogi.
Nie widzę powodu, żeby niedomyci alkoholicy siadali przy stolach z uchodźczyniami i ich dziećmi.
Ps. Ja mieszkam tu "od"zawsze". I od zawsze otaczają mnie: srający po krzakach, przechodzone prostytutki, fioletowe nosy, grupy pseudoparkingowych, strzykawki i puste puszki rzucone obok kosza na śmieci w zakamarkach podwórek.
Taki świat mnie otacza. Świat zionących przetrawionym alkoholem próśb o jedną złotówkę lub pięć, o papierosa.
Próśb o jedzenie w miejscach gdzie brak jakiegokolwiek sklepu. Przed sklepem, w sklepie trudno uwolnić się od wszędobylskiego alkoholowego odoru i żebrzących alkoholików.
Kiedyś się ich bałam.
Nie, nie widzę powodu żeby punkty pomocy Ukraińcom miały dokarmiać także Polaków.
W Warszawie trudno umrzeć z głodu.
Przypominam
http://dajherbate.pl/index.php/2018/12/28/gdzie-jesc/