Lotnaa, nie pracowałam dyskami nad reaktywnością i raczej tego nie polecam 🙂
Nad reaktywnością na psy pracowałam najpierw w skrajnie sterylnych warunkach, bez ani jednego psa na horyzoncie 😉 Aktualnie po prostu trening frisbee jest u Chorizo absolutnie najwyższą instancją i psy mogą w niego wpadać. Ale to absolutnie nie jest narzędzie do tego! Jeśli chcesz robić coś z frisbee to zdecydowanie polecam udać się do trenera, psu można zwyczajnie zrobić krzywdę i go kontuzjować czy w najlepszym scenariuszu zrazić do zabawy.
W BARDZO DUŻYM SKRÓCIE (przypominam, miałam patologiczny przypadek, który wyrywał trawę z ziemi przy próbie nagrodzenia parówką z ręki)
- Najpierw pracowałam nad skupieniem na przewodniku (na żarcie, z miski), nad znoszeniem presji przewodnika i nad zabawą. Sesje po 30-60 sekund. Sterylne warunki
- Potem systematycznie przedłużałam skupienie i budowałam motywację na zabawkę jako nagrodę, dodawałam presji.
- Mając psa ogarniętego w sterylnych warunkach powoli dodawałam BARDZO KONTROLOWANYCH rozproszeń, na początku ludzi, ludzi z zabawkami, ludzi ruszających się, mówiących (chodziłam systematycznie na wspólne treningi w rozproszeniach) Zasada: im większe rozproszenia tym prostsze zadania i niższe kryteria.
- Na samym końcu tej drogi doszły psy w rozproszeniu, najpierw stacjonarne i daleko, z czasem coraz bliżej i coraz bardziej w ruchu.
Równolegle nadal pracowałam w sterylnych warunkach nad zabawą, frisbee itp.
Żeby w ogóle zacząć pracę nad Kiełbasianą reaktywnością do psów najpierw musiałam zbudować sobie narzędzia komunikacji z nim, nić porozumienia i zbudować zalążek panowania nad emocjami. Tak łopatologicznie, żeby nauczyć się jeździć na rowerze, to najpierw trzeba raczkować, potem chodzić, stworzyć jakikolwiek zmysł równowagi, świadomości ciała, reakcji 'oko-eka'. Potem można się zabrać za rower, najpierw z kółkami i uchwytem dla dorosłego z tyłu. Dopiero na samym końcu są wyścigi kolarskie czy ekstremalne zjazdy. Dla Chorizo praca pośród psów to taki downhill właśnie 😉
Spacery w mieście nadal spędza głównie na smyczy, na bieganie jeździmy poza miasto. Po pierwsze, spacer to spacer a trening to trening więc nie zabieram dysków na spacery bo pies ma węszyć, dreptać i eksplorować a nie oferować pracę (a niestety Kiełbasiany mózg jest bardzo 0-1). Po drugie zwyczajnie nie jest psem godnym zaufania, dodatkowo nasze psie środowisko osiedlowe jest SKRAJNIE niegodne zaufania i zwyczajnie tak jest dla niego bezpiecznie. Mamy linkę i się linkujemy na dłuższych spacerach po okolicy 😉
Jak pisała
madmaddie, timming robi OGROMNĄ robotę, także mowa ciała, dobranie metody nagradzania do sytuacji. Najlepiej udać się do szkoleniowca, nie trzeba od razu trenować czegokolwiek kilka razy w tygodniu 😉 sama ogarnęłam psa dzięki treningom obedience i znam sporo takich ludzi, w tym fajne, kontaktowe i kontrolowalne weimary czy beagle, które fajnie sobie żyją w cywilizacji właśnie dzięki rozsądnym treningom. Na takim treningu głównie trener uczy przewodnika, nie psa :P
Z Gru nie mam tych wszystkich problemów (na szczęście, po to go kupowałam :P) W weekend mamy pierwsze seminarium frisbee z Pająkiem, nie mogę się doczekać! Bardzo jestem ciekawa co powie o Grubciu.
Ja zawsze jeszcze polecę
Psa do kwadratu, u
Susan Garrett można znaleźć sporo wiedzy (ona robi agility), Sporo podstaw jest np. na portalu Asi Korbal (
dogedu), są u niej webinary i kursy online o budowaniu motywacji na jedzenie, zabawkę i inne rzeczy. Ale z żadnego nie korzystałam więc jak wyglądają to nie powiem.