halo, ale o co chodzi z tą surowicą? No, tak działa układ odpornościowy, że produkuje przeciwciała przeciw temu, co "uważa" za obce, oj, tu jest dopiero ruletka jak sobie klocki do produkcji przeciwciał poskłada, bo tu już jest wieeeele sposobów na które może pasować zamek do klucza. Komercyjnie w firmach zamawia się przeciwciała przeciwko białku, albo jego fragmentowi, albo ostatnio, coraz częściej, przeciwko określonym sekwencjom kwasów nukleinowych. W praktyce wygląda tak, że wytwarza się w dużej ilości antygen (czyli białko, lub częściej jego fragment - peptyd czy tam określoną sekwencję DNA/RNA), wraz z adiuwantem - wzmacniaczem odpowiedzi immunologicznej, podaje kilka razy (w odstępach kilkudniowych) zwierzęciu dożylnie zwykle i potem się pobiera od tego zwierzęcia surowicę (też po określonym czasie). Potem jest sporo zabawy żeby sprawdzić czy rzeczywiście są przeciwciała przeciwko celowi, który nas interesuje (ot, z doświadczenia, mimo kilkakrotnych podejść nie udało nam się dostać przeciwciał specyficznych dla interesującego nas białka, mimo, że zmienialiśmy nawet region białka, który używaliśmy do immunizacji), potem zabawa z oczyszczeniem tych przeciwciał i można używać jak ma się szczęście. Za każdym razem, przy immunizacji innego osobnika otrzymamy inne przeciwciało, nawet jeśli skierowane przeciw temu samemu celowi. By być pewnym, ze zawsze mamy to samo, używa się przeciwciał monoklonalnych, ale sposób ich produkcji to już temat na osobną bajkę.
Potrafię sobie wyobrazić też taką sytuację, że blisko spokrewniony wirus/bakteria specyficzna dla zwierzęcia X wytwarza białka o podobnej budowie jak ten atakujący ludzi. Albo jeszcze lepszy przykład, reakcje krzyżowe, znane alergikom, przeciwciało rozpoznające na przykład pyłek brzozy, rozpoznaje też na przykład (nie jestem immunologiem więc strzelam) jakiś alergen orzeszków ziemnych. Możliwość użycia surowicy ze zwierzęcia X do pozyskania przeciwciał pomocnych w walce z chorobą Y u ludzi nie znaczy, że dany czynnik patogenny musi być aktywny i dla owego X i ludzi. Udział wielbłądów w rozprzestrzenianiu MERSa
nie jest jasny. Według najlepszej wiedzy na dziś koronawirusy są gatunkowo specyficzne. Ale nikt nie da sobie ręki uciąć, że na przykład przemutują i pojawi się wersja, która zadziała inaczej, choć wtedy pytanie, czy będzie patogenna wciąż dla ludzi. Tak samo, ja na przykład nie dam sobie ręki uciąć, czy jutro meteoryt nie zmiecie mnie z powierzchni ziemi. Fachowcy nie są bogami, posługują się dostępną wiedzą. Na dziś wiemy tyle, ile wiemy. Bo to nie jest religia, która zawsze ma jedną niezmienną odpowiedź. Teoria kwantowa też pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych, tylko są mniej i bardziej prawdopodobne, rozbite jajko może jutro na przykład stać się nieuszkodzone. Można oczywiście nie ufać fachowcom i czytać wypowiedzi pani Fibździńskiej wyłącznie, którą oświecili Reptilianie. Zachowanie higieny nie zaszkodzi, byleby nie popaść w przesadę, bo taki mikrobiom jest jednak szalenie ważny dla naszego funkcjonowania. Oczywiście
halo możesz się obawiać wszystkiego, nikt ci tego nie zabroni. Czy będzie Ci się z tym lepiej żyło i funkcjonowało, kto wie. Ja bym proponowała poszukać o superbakterii. I wyobrażam sobie, jeśli już mówimy o mikroorganizmach, sporo bardziej przerażających niż COVID19. Wąglik. Czarna ospa.
karolina_ pełna zgoda z tymi odzwierzęcymi, zresztą od wielu lat naukowcy o tym ostrzegają, ale kto by ich słuchał. Nie tylko standardy higieny, ale też skala, przy tej skali produkcji, więcej jest szans, że pojawi się wersja, której akurat komórki ludzi będą pasować na żywiciela.