Już abstrahując od tego co by dzieci wolały, to jednak te owoce są droższe niż czekolada. Przynajmniej z tego co się orientuję.
Jeśli ktoś robi jedną, dwie paczki i na spokojnie zbiera zawartość, to pomysł ciekawy.
Dla mnie osobiście odpada, bo ja i tak dużo muszę kupić. Bo są rzeczy do wysłania których nikt mi nie da. Więc tnę koszty gdzie mogę.
Ot...na przykład. Podam dla ciekawości. Yotamu, jeden z braci, ma taką ranę na nodze. Po oparzeniu się w kuchni podczas gotowania. Nie goi mu się to już ponad trzeci miesiąc.
Przed moim wyjazdem nawet wdało mu się w to zakażenie. Nie chciał jechać do szpitala żeby lekarzowi nie zawracać głowy taką błahostką. 🤔.
Przywiozłam ze sobą antybiotyki. Infekcja minęła. Ale rana się nie goi. Obiecałam że wyślę mu plastry lecznicze, takie jakie się nakleja na odleżyny.
Konsultowałam z kumplem chirurgiem pracującym w poradni leczenia trudnych ran.
Mam mu kupić co najmniej 10 plastrów. Plaster zmienia się co drugi dzień. Kumpel mi wybrał najtańsze skuteczne. 26 zł za jeden. Więc na plastry wydam 260 zł.
Tak więc dla mnie owoce liofilizowane to zbędny wydatek.
Ale jeśli ktoś ma ochotę, to ciekawy pomysł.
Zaraz dam zdjęcie rany.
Tak wyglądało przed antybiotykami. Noga wokół była spuchnięta, chyba nawet zaczynał gorączkować. Nie mają termometra więc nie mogli sprawdzić. Ale bardzo źle się czuł ogólnie

Po antybiotykach opuchlizna zeszła, stan zapalny zszedł. Czuję się ogólnie dobrze. Poza tym że boli sama rana no i nie cholery skóra nie chce narastać.

Więc te plastry muszę, powinnam, chcę mu wysłać. To brat, którego mój mąż najbardziej polubił podczas naszego pobytu tam.