Koniec z jeździectwem?

busch   Mad god's blessing.
16 czerwca 2009 23:53
Oj Strzyga, jak słyszę 'trzeba coś poświęcić', to mi się trochę śmiać chce  😉 .
Przyjrzyjmy się mojemu życiu. Zadania: pierwsze-przetrwać w szkole, drugie-być codziennie w stajni (obecnie od 3 do 4 godzin), trzecie-ogarnąć codziennie obowiązki do pracy, czwarte- zająć się codziennymi obowiązkami dla rodziców; sprzątanie, zajmowanie się psami, roślinkami, kotem.
Szaleństwo? Być może, ale ja widzę w tym szaleństwie metodę. Zadanie nr dwa w tym roku szkolnym zostało wypełnione; poza chorobowym byłam codziennie w stajni. Psy nie zdechły z głodu, kot z resztą też nie, z kwiatków jeden padł (przenawożony :C ), w swoim pokoju mam plantację kurzu i Ubraniowe Góry ale reszta domu jest w miarę czysta. Praca się też jakoś do przodu toczy.
Szkoła? W piątek odbieram świadectwo z wyróżnieniem (średnia 4,76).

Co poświęciłam? Mogłabym powiedzieć, że imprezy ale skłamałabym; ze mnie jest yeti-odludek, i tak bym nie lansowała się w remizie. W zasadzie mało śpię i czasem mam okresy wyczerpania takiego, że nawet nie chce mi się zdejmować końskich ciuchów.
Czasem odnoszę wrażenie, że 'trzeba coś poświęcić' jest bardzo fajną wymówką dla obniżenia sobie progów oczekiwań. Nie zdajemy sobie tak naprawdę sprawy, jak dużo możemy zrobić w ciągu jednego dnia.
Czasem się zesmarkam ze śmiechu jak słyszę żale moich koleżanek z klasy, które nie mają czasu na przeglądanie pudelka bo mają dużo nauki i nie umieją się wyrobić ze sprzątaniem pokoju. Ja mam czas 😂

Ciekawa jestem, gdzie mnie to zaprowadzi- nie nastawiam się na znalezienie garńca złota i nie czekam na kopa w dupę od losu. Właściwie na nic nie czekam. Żyję, łapię okazję i ciężko pracuję.
Tak się wtrące - Good Charlotte to rzeczywiście dobry przykład, takich jest więcej czy wśród muzyków czy sportowców 😉 Chociaz akurat tego zepsołu raczej nie lubię.

Ja też wolę wierzyć, ze się da - co prawda zawsze byłam pesymistką, ale z wiekiem mi to mija 🙂 Wiem, że nie bede mieć wszystkiego, ale mimo wszystko w wiele rzeczy wierzę, ze sie udadzą i mam różne marzenia mniej lub bardziej realne i nie boję się ich - bo jak sie nie wierzy, to nie ma szans by coś się ziściło, sukcesom i marzeniom trzeba pomagać i już sie kilka razy o tym przekonałam. Pare razy też przeżyłam rozczarowanie wierząc, ze coś sie uda - cóż, bywa, trzeba sie pozbierac i próbowac dalej 😉
A w ogóle mi pomaga robienie co pół roku takicg projektów Briana Little - to takie cos co sie np robi ludziom jak przychodza do psychologa i mówią, że nie moga ogarąc swojego zycia i zdecydowac się co jest ich priorytetem - ja sobie to co pół roku robię i mam wtedy jasno poukładane co z czym się da połączyć, co trzeba zepchnąć na dalszy plan tymczasowo itp 😉
nie no, poświęcasz. mogłabyś mieć pięknie wysprzątany pokoik, rodziców spokojnych że koń cię nie uszkodzi, przyjaciół, znajomych, chłopaka, imprezy i co tam jeszcze. I lepiej byś się wysypiała.

Ja tam np. lubię poimprezować. Wręcz bardzo lubię.
ale całe zeszłe wakacje byłam na jednej imprezie, na początku lata kiedy konie były jeszcze w mieście. Potem konie były daleko poza miastem, zaczęły się dojazdy busem i potem dojścia na piechotę (w sumie w obie strony codziennie ponad 150 km). Wcale mi się nie chciało chodzić. Ale chciało mi się mieć tam konie i chciało mi się na tych koniach jeździć, więc wstawałam, czasami o 5😲0 rano, a czasami trochę później, żeby iść do stajni, ale poza stajnią i spaniem już nie było czasu na nic więcej.
Złościłam się ze nie mam samochodu, dzięki któremu mogłabym coś jeszcze zrobić w ciągu wakacji. najgłośniej pomstowałam o brak samochodu jak ok. 7 rano zasuwając do stajni musiałam spie****ć przez pół pola przed hordą dzikich psów do najbliższego drzewa. Na całe szczęście przez całe lato tylko kilka razy, chociaż nie było to moje ulubione zajęcie.
Ale wiedziałam, że to sytuacja przejściowa. I w tym roku, za jakiś miesiąc będę do tej samej stajni jeździć autem. Z tym, ze gdybym musiała tak chodzić jeszcze przez kilka najbliższych lat, nie widziałabym w tym specjalnego problemu. W końcu kiedyś musiałabym się tego samochodu dorobić 😉

Branka - ale to nie kwestia lubienia czy nie lubienia 😉 ja ich akurat bardzo lubię, ale jest tez mnóstwo innych zespołów których nie znoszę, ale podziwiam z jakiego środowiska w którym totalnie nie mieli szans się podnieśli. Bo to właśnie odniesienie sukcesu mimo braku perspektyw się liczy, a muzyka każda jest potrzebna, nawet jeśli przemawia tylko do 1 osoby na całym świecie 😉

A mogłabyś powiedzieć coś więcej nt Briana Little - albo jakiś link dać itp? moze być na PW bo tu już i tak jest śmietnik 😉
bush, doskonale Cię rozumiem bo żyłam podobnie. Zresztą pewnie większość z nas tak żyła. Ja mimo wszyystko czasem w soboty wychodziłam ze znajomymi ze stajni na imprezy.
Teraz dochodzi kolejny czynnik. Mam chłopaka z którym chce spędzać dużo wiecej czasu niż jest to niestety możliwe. Trochę inaczej mija czas w stajni, kiedy wiem, że ktoś na mnie w domu czeka...
Averis   Czarny charakter
17 czerwca 2009 18:35
Strzyga A możesz mi wyjaśnić skąd się u Ciebie wziął pogląd, że ludzie walczący  o swoje i będący optymistycznie nastawieni do życia nigdy nie doznali w życiu żadnej tragedii? Czyli jak mnie spotka nieszczęście, to mam stroić tajemnicze, mroczne miny i powtarzać, że świat nie jest taki różowy i nie można mieć wszystkiego? Sama sobie odbierałabym tym samym prawo do szczęścia. Jest taki mądry cytat : "Kto nie ma odwagi starać się o swoje szczęście, tym samym udowadnia wyraźnie, że tego szczęścia nie jest wart.". ZAWSZE jest jakaś możliwość jeśli los/Bóg (kwestia poglądów) zamyka drzwi, to otwiera okno. Nie raz się o tym przekonałam. Nie miałam w życiu lekko, to, co mam zawdzięczam tylko uporowi i determinacji. Owszem, spotkały mnie tragedie i nieszczęścia, po jednej byłam przez prawie rok w ciężkiej depresji, ale uporałam się z tym. Lekko nie jest, ale jestem dumna z tego, co mam i wiem, ze stać mnie na o wiele więcej. Gdybym parę lat temu zrezygnowała ze swoich marzeń (bo prawdopodobieństwo ich realizacji wyrażało się w liczbach ujemnych) to by mnie tu nie było. I dosłownie i w przenośni. To tyle.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 czerwca 2009 18:47
Strzyga A możesz mi wyjaśnić skąd się u Ciebie wziął pogląd, że ludzie walczący  o swoje i będący optymistycznie nastawieni do życia nigdy nie doznali w życiu żadnej tragedii?


Pokaż mi dokładnie GDZIE tak napisałam?

Rób co chcesz, jak Cie spotka nieszczęście. Możesz zdjąć ciuchy i nago biegać po ulicy jak lubisz. Nie mój biznes.

Ja po prostu wiem, że po pewnych wydarzeniach inne wydarzenia stają się niemożliwe, tak literalnie NIEMOŻLIWE do realizacji, choćby przyleciał Wróżek, święty mikołaj i inne tam takie. Czasem człowiek zamknięty jest w pokoju bez okien. I tyle w tej kwestii.


To taka dyskusja bez sensu trochę, bo prawda jest jak... każdy ma swoją. Zostańmy proszę przy tym.

Averis   Czarny charakter
17 czerwca 2009 18:59
No to gratuluję Ci bardzo, że nie spotkałaś jeszcze takiej rzeczy, która sprowadziłaby Cie na ziemię. I życzę Ci, żebyś nigdy takiej nie spotkała.

O ten cytat mi chodziło.
Ale faktycznie- ta dyskusja jest bez sensu.
A tego o bieganiu nago po ulicy nawet nie mam ochoty komentować.
Ja wrócę do początku.

Czy ktoś z was próbował juz zakończyć swoją przygodę  z jeździectwem?

Własnie stoję w trudnym momencie w życiu, z całej siły próbuję odciąć się od koni, ale nie potrafię. Im dłużej jestem daleko od nich, tym jest mi ciężej.  Czy da się to skończyć? Zapomnieć? Nie wracać? Komuś udało się uwolnić?


Próbowałam, wpadłam w lekką depresję. Po likwidacji stajni i rozstaniu z ulubionym podopiecznym, z którym spędzałam prawie wszystkie wolne chwile od 2 lat. Potem zostałam na siłę zaciągnięta do stajni. I dobrze, podziałało, wróciłam. Zamierzam jeździć tak długo, jak tylko będzie to możliwe.
Żeby nie było - nie jestem ani optymistką, ani pesymistką.
Ja na dobrą sprawę już zakończyłam przygodę z jeździectwem- jeżdżę okazyjnie w czasie wakacji. Inaczej się nie dało, po prostu pewnego dnia życie wślizgnęło się w moje jeździeckie plany tylnymi drzwiami i tyle...
KuCuNiO   Dressurponyreiter
14 sierpnia 2009 20:05
Ja też się zastanawiałam nad zakończeniem jeżdżenia, ale jednak nie.
W sumie skłoniła mnie do tego jedna rzecz - zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będę jeździć na tyle dobrze żeby wygrywać i na prawdę coś osiągnąć w tym sporcie (oczywiście chodzi mi o zawody - jazda rekreacyjnie mnie nie pociąga). Poza tym nie jestem milionerem żeby być dobrym jeźdzcem. To był taki wymysł, nie do konca słuszny. Teraz wiem, że na pewno nie bedzie to mój zawód, ale trenować i startować nadal mogę.
Poza końmi mam naprawdę dużo rzeczy na głowie, ale wszystko jakos udaje mi się poukładać, pogodzić. Muszę chodzić (przynajmniej czasami:-P) do LO, 6 razy w tygodniu jestem w Szkole Baletowej, gdzie spędzam około 3 godzin, do stajni jadę wtedy, kiedy chcę i mogę - zazwyczaj 5 razy w tygodniu (ale czasami mniej lub więcej - bywa róznie:-)). Ostatnio jeszcze zafascynował mnie surfing i zamierzam sobie od czasu do czasu pojechać połapać fale. Także w ciągu roku szkolnego dni robocze (od pon. do połowy soboty) mam całkowicie zajete. W weekend zazwyczaj trochę odpoczywam, czasami sprzątam (w tyg. w ogóle nie mam na to czasu), jestem u konia, uczę się i takie tam.. Nie narzekam, ale czasami jestem naprawdę zmęczona. No i nie pomaga mi fakt, że mam mało fajne LO... Ale zostało mi tam juz tylko 1,5 roku więc mam nadzieję, że przeżyję:-P
Kucunio, wow, podziwiam o_O ja jak chodziłam do LO, czy nawet gimnazjum to poza nauką i końmi mało co robiłam, bo nie było na to czasu. A codziennie 3 godziny szkoły baletowej? To już w ogóle mega hardcore. Ale w sumie o to chodzi żeby się rozwijac w róznych dziedzinach, byc coraz lepszym i dopiero na koniec wybrac tą najwazniejszą😉
Mi konie zdecydowanie za dużo czasu zajmują, tym bardziej, ze jeźdzcem jestem kiepskim. Nigdy jeździectwo nie będzie dla mnie tym czyms najważniejszym, chociaż czasem tak wciąga, że zapominam o reszcie świata.
Ale jak pisałam mature, czy tez miałam sesje, to po prostu w stajni mnie nie było i na jakies półtora roku faktycznie rzuciłam jeździectwo. Ale sprzedać konia? Nigdyy😉
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
14 sierpnia 2009 20:44
Kucunio powiem tyle 👍
Ja nie wiem jak będę od września godzić wszystko. Szkoła, dodatkowy angielski x2 w tyg, hiszpański x2 w tyg, konie, nauka i przydałoby się jakiś fitness swojemu ciałku fundnąć 🙄 Tak więc sama myśl mnie przeraża, bo do koni mam daleko, prawka niet. Ale rezygnować nie zamierzam, wręcz przeciwnie, marzę o tym by się rozwijać, ale cóż, trzeba czegoś więcej niż dobre chęci 🙄 🙁
Strucelka jak będziesz chciała to dasz rade!
Ja w klasie maturalnej miałam dodatkowe zajęcia z angielskiego (2 razy w tyg, co 2 tydzień 3 razy), niemieckiego raz, matematyki x2, historii x1 (ale 2h, pod koniec roku x2). Do tego byłam 5 razy w tyg u konia - miałam normalne treningi, tyle, że nie startowałam ( fakt, że stajnie miałam 8 km od domu), z facetem widziałam się praktycznie codziennie i do tego LO skończyłam z wyróznieniem i mature też dobrze napisałam.
Także się da, ale nie jest łatwo. Z perspektywy czasu nie podjełabym się po raz drugi czegoś takiego (najprawdopodobniej olałabym szkołe, uczyłabym się tyle, żeby zaliczyć, na studia i tak sie to nie liczy).
KuCuNiO   Dressurponyreiter
14 sierpnia 2009 22:54
Haha, dzięki:-)
Moi koledzy i koleżanki ze szkoły, których zajęcia ograniczają się do "szkoła, obiad, lekcje, impreza, spanie" nazywają mnie cyborgiem😀. Ja się z tym nie zgadzam, bo w sumie mam też czas wolny, kiedy się nudzę. A robię też wiele innych rzeczy tylko bardziej amatorsko, bo np. rolki, pływanie, zakupy, kino, imprezy pomijam,a znajduje czas i na to. Generalnie to wszystko się da pogodzić. Trzeba tylko dobrze ułożyć sobie plan dnia i niestety mieć dobrą komunikację, dojazdy, bo gdybym np. do szkoły jechała 2 godziny a nie 30-40 min. to byłoby całkiem inaczej.. :-))
Pozdroo
Kucunio- podziwiam, tak trzymaj i mam nadzieję, że nie przyjdzie dla Ciebie moment, kiedy przestanie Ci się chcieć, albo zwyczajnie się nie da, bo Twoje wyniki w sporcie wcale takie kiepskie nie są  😉
Kucunio - podziwiam i zarazem rozumiem 🙂  Sama od 6 roku zycia chodze do szkoły muzycznej popoludniowo i od małego umiem sobie zaplanować czas tak żeby wszystko/wiekszośc się zmieścilo. W tym roku robie dyplom (czyli coś ala matura), studia mam fajne i nie daleko domu a od nie dawna postanowilam się ogarnąc jeździecko i mam zamiar bywac u konia 5/6 razy w tyg. Zobaczymy czy się uda bo nie ukrywam, że mam jeszcze  psy, ogród do zadbania i chłopaka, z którym czasu spędzałabym jak najwięcej 😉 Wydaje mi się, że to nie chodzi o brak czasu tylko o...takie trochę lenistwo. Ze nie mamy już siły więcej zrobić, pouczyc się do 1 w nocy żeby wieczorem byc u konia itd. Poprostu czasem nam się juz nie chce a mówimy, że nie możemy tyle poświęcać...trzeba się porpostu troche pozmuszać czasem 😉 A wg mnie to wyjdzie nam tylko na dobre..bo przeciez dorosłe życie to nie jest już taki tam sobie lajt i trzeba naprawdę umiec się zorganizować i jeszcze zarobić na własne przyjemności 😉
KuCuNiO   Dressurponyreiter
15 sierpnia 2009 13:36
Dzięki:-)
Też chciałabym zrobić dyplom - tancerza. Ale jeśli mi się uda to pewnie za około 3-4 lata, o ile w ogóle. Prawda jest taka, że raczej nie bedzie mi on za bardzo potrzebny, ale co papier to papier:-P
Moim zdaniem problem jest w tak zwanym "rozwlekaniu i odwlekaniu" tego, co ma się zrobić. Np. kiedy ja w ciągu godziny nauczę się na kartkówkę do biologii moja koleżanka zacznie to dopiero robić, bo, a to pójdzie coś zjeść, albo obejrzeć serial, który właś nie leci w TV, albo zadzwoni do znajomych itd. itp. Tym sposobem mi zajmie to godzinę a jej 4. I tak jest ze wszystkim:-)
Pewnie dlatego koledzy się dziwią, że normalnie się wyrabiam, wysypiam (chociaż to trudne, bo nawet jak pójdę spać o 21 to ciężko mi wstać o 6:-P). Myślą, ze ja też tak rozwlekam robienie róznych rzeczy.
Ja uwielbiam miec 100 rzeczy dpo zrobienia, wtedy jestem najbardziej zorganizowana.  W LO godziłam szkołe ( gdzie w 1 klasie miałam cały czas na popoludnia, konczylam o 18/19 a hali brak), konie + treningi, wolontariusz, przez poltora roku teatr. W klasie maturalnej ograniczyłam sie do szkoly, koni, nauki i korkow. No i czasem jakas dorywcza praca, plus facet. Wszystko da sie ulozyc. Teraz bedzie najgorszy rok przede mna- musze na biezaca, oprocz studiow i konia jeszcze zarabiac na to wszytsko. W tamtym roku wakacje spedzialam za granica, w pracy, wiec bylo lzej. A teraz przeraza mnie to wszystko. Dlatego juz nie ludze sie zadnymi wiekszymi startami i konkursami.
Ja też się zastanawiałam nad zakończeniem jeżdżenia, ale jednak nie.
W sumie skłoniła mnie do tego jedna rzecz - zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będę jeździć na tyle dobrze żeby wygrywać i na prawdę coś osiągnąć w tym sporcie (oczywiście chodzi mi o zawody - jazda rekreacyjnie mnie nie pociąga). Poza tym nie jestem milionerem żeby być dobrym jeźdzcem. To był taki wymysł, nie do konca słuszny. Teraz wiem, że na pewno nie bedzie to mój zawód, ale trenować i startować nadal mogę.


w sumie dlaczego? jesteś dopiero w LO... całe życie przed Tobą, nie wiadomo co bedzie za 10 lat... może będziesz miała kopę kasy, najlepsze konie i super trenera..

ja dodam od siebie tylko... że moje załamanie (nie chcę jeździć, rzygać mi sie chce jak patrze na konie) było związane... ze stajnią...

po zmianie stajni... od kwietnia jest SUPER!
nowe towarzystwo, świetna atmosfera, ze chce mi sie jechać do stajni nawet jak wiem, ze nie wsiadę!

czasami jak widać problem tkwi gdzie indziej niż myślimy!
koniec z jezdziectwem- bardzo chetnie
mam dosc  nie koni a ludzi  ktorzy wsadzaja nos w nie swoje sprawy, traktuja mnie i moja stajnie jak dno kompletne.
chyba sprzedaje swoja szkape i zawijam zagle.
KuCuNiO   Dressurponyreiter
21 sierpnia 2009 15:36
Dlatego, że aby coś osiągnąć w tym sporcie trzeba zacząć odpowiednio wcześnie. Przykro mi, ale jako 40 latka nawet z fortuną nie nauczę się jeździć naprawdę dobrze.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
21 sierpnia 2009 15:43
kot a po co przejmować się ludźmi? może Twój przypadek jest podobny do tego co przeżywała Dodofon- jak napisała nowe środowisko jej pomogło, może trzeba spróbować?  😉

KuCuNiO bez obrazy, ale czy Ty nie masz przerostu ambicji? owszem, żeby coś osiągnąć w jeździectwie trzeba mieć i czas i pieniądze, ale trzeba też kochać to co się robi, zarówno jazdę jak i samo obcowanie ze zwierzętami. A Ty mówisz, że jazda rekreacyjna Cię nie pociąga.. Może po prostu nie tędy droga do sukcesu?
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
21 sierpnia 2009 16:05
10 lat nie jeżdżę, przestałam z powodów finansowych, a teraz nie mogę się przełamać by znów zacząć stawiać pierwsze kroki. Ale to prawda, uwolnić się nie można.


edit:

Kucunio, bez uraz, ale:

wieszczu, Twoim życiem woda, a nie widzisz mocy w deszczu
caroline   siwek złotogrzywek :)
21 sierpnia 2009 16:11
Dlatego, że aby coś osiągnąć w tym sporcie trzeba zacząć odpowiednio wcześnie. Przykro mi, ale jako 40 latka nawet z fortuną nie nauczę się jeździć naprawdę dobrze.

a to akurat bzdura 🤣
poszukaj informacji o zawodniku reprezentującym Japonię (jesli dobrze pamiętam) na ostatniej Olimpiadzie w ujeżdżeniu. Taki starszy pan. w młodości nie było go stac na rozwijanie się jezdziecko, potem zarobił tyle kasy, ze mógł sobie pozwolić na realizację swoich dziecięcych marzen. i udało mu sie 🙂

wiec, sorry, ale... nie przesadzaj.


edit
pan nazywa się Hiroshi Hoketsu, rzeczywiście reprezentował Japonię, w marcu 2008 roku skończył 67 lat.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
21 sierpnia 2009 16:23
Nie "bijcie" KuCuNiO. Więcej świetnych koni i więcej wolnego czasu świetnych trenerów dla nas zostanie!  😁
Taki żart dupotłuka, któremu do 40.tki bliżej niż dalej  😉

A tak na poważnie: jak się liznęło dużego sportu z dużymi ambicjami, to potem bardzo trudno wyjść z trybu "wyczyn" i przejść na tryb "rekreacja". To wymaga sporej przemiany, fakt. Ale jazda konna nie jest związana wyłącznie z aspektem fizycznym i nie podlega zasadzie 'młodsza=lepsza'. Zasadą jest tu raczej 'doświadczona=lepsza'.
KuCuNiO   Dressurponyreiter
21 sierpnia 2009 17:54
Tylko zaczynajac w wieku 40 lat nigdy nie bedziesz miała tyle doświadczenia jak osoba, która jeździ od 11 roku życia. Jasne, można coś osiągnąć, ale zależy jeszcze czy to coś to jest udział w zawodach randi CDI czy np. medal na olimpiadzie czy może start w klasie L na ZR.
Każdy ma inne ambicje.
Smarcik, może i mam, ale takie są realia. Nie wystarczy byc miłośnikiem koni aby być dobrym w tym co się robi.
Mnie nie ciągnie do rekreacji, ale to nie znaczy, ze licza się tylko wyniki. Ja mam przyjemność z tego, że trenuje i moge się sprawdzać na coraz bardziej wyższych zawodach, robić postępy, uczyć się itd.  a nie, że po prostu jeżdżę. Jasne, to, ze jeżdżę też jest dla mnie ważne, ale nie na tyle aby tak wiele poświecić.
Caroline, owszem, są takie przypadki, ale to jednak przypadki. Im będę starsza tym mniejsze szanse na to, ze się uda.
Jasne, tutaj nie ma takiego "rygoru" jak np. w gimnastyce czy pływaniu, ale jednak jest róznica jeśli ktoś zaczyna w wieku 20 lat, a 40.
Czasami zdarza się, ze ktoś "odchodzący" wiekiem od normy się wybije, np. mistrz świata w łyżwiarstwie zaczał w wieku 14 lat i wygrywał z ludzmi, którzy zaczeli w wieku 5, ale ilu osobom się to jeszcze udało?
Ja od powrotu z wakacji rozważam pożegnanie się z jeździectwem, ale z innego powodu niż brak czasu, finansów czy czegokolwiek materialnego. To raczej w głowie mam jakąś niechęć. Oczywiście nikomu w domu o tym nie mówiłam, bo rozpętałabym piekło... Moim "drugim pod względem wielkości" marzeniem jest start w zawodach wyższej rangi - chociażby mistrzostwach Polski, czy nawet województwa. Szansę miałam, kiedy stanęłam przed możliwością kupna konia, ale ją zaprzepaściłam. Czemu? Bo pojawiła się Iskra. Oczywiście, każdy kto coś umie, zrobiłby z niej "sportowego" konia (chociażby na L czy P w uj). A ja niestety nawet na "szport" nie mogę liczyć. Kobyła była kupiona z zamiarem poprawienia i startów (na początek) w LL i L na ZR i towarzyskich. Zwyrodnienie skokowego spowodowało, że skakać nie może, więc zostało dreptanie po płaskim. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że kontuzja średnio raz na 3 miesiące odnawia się i wtedy mam miesiąc czy dwa przerwy. Kurde. Niedługo mija nam dwa lata razem, a ja, jakby szczerze na to spojrzeć, NIC z koniem nie zrobiłam. Aż szkoda patrzeć na takie zdjęcia 1 2, kiedy się wie, że między nimi jest półtora zmarnowanego roku. Jeszcze na dodatek dotarło do mnie po urodzinach, że już jestem za stara na zaczynanie czegoś od nowa, bo i tak nie dojdę nigdy do tego poziomu, co dzieci jeżdżące od 10 roku życia. A tak było dobrze... trenowałam w prawdziwym klubie, startowałam, kształciłam się. No i mi się k własnego konia zachciało. Masz babo placek. Przepraszam, że tak narzekam 😡 Jak jest okej, no to w miarę jest okej. Tyle, że jak coś się sypnie to pociąga za sobą długą długą falę. Ostatnio doszło do tego, że strasznie mi przykro, jak muszę na Iskrę wsiąść. Mogę ją poczyścić, zabrać na trawę, nawet polonżować, ale wsiadam i widzę, że jest źle. Ona się stara, ale ja nie mogę tego wykorzystać. Jest jazda z instruktorką i względnie jest nieźle, po czym jeżdżę sama i...
No i stoję między młotem a kowadłem. Jeśli zostanę z Iskrą, to zatrzymam się "w rozwoju", ale będę miała ukochaną istotę przy sobie. Jeśli jednak chcę się rozwijać, muszę się z nią rozstać, ale to... 🤔
Czasami mnie dziw bierze, jak takie rzeczy piszę/mówię, bo przecież koń był moim marzeniem, wyczekany i tak dalej. Ale jak jedno marzenie koliduje z drugim 😵

Przepraszam, że tak jęczę 😡
caroline   siwek złotogrzywek :)
21 sierpnia 2009 19:15
tak was czytam i zadaje sobie pytanie... czy waszym zdaniem po trzydziestce to juz tylko trumna?

🤣

Kucunio, z cała sympatią, ale... jojczysz. i nic ponad to. nie pasi - zrezygnuj, pasi - kontunuuj. i nie pierdziel o wieku i temu podobnych, tylu ludzi mialo, za przeproszeniem, trudniej niż ty, ze cięzko zliczyc, a mimo to dopięli swego. tylko zdaje sie, ze podeszli do sprawy inaczej niz ty - wyznaczyli cel i do niego dazyli niezrazajac sie przeciwnosciami. niczego nie zdzialasz siedzac i narzekając.
poczytaj - moze ci sie oczy otworza. http://www.tdlancelot.pl/aktualnosci/michal-rapcewicz
a że tak powiem - z niezaleznego zrodla wiem, ze jak zaczynal to ani 3 latek nie mial, ani nikt go za talent jezdziecki nie uwazał. ale mial cel i konsekwentnie do niego dążył.

fin, szit happens, a zycie idzie dalej. pamietaj, ze to tylko taki moment w zyciu. jeszcze wiele razy wszystko ci sie pozmienia. widywałam wieksze "zwroty akcji" w zyciu moich znajomych, zwlaszcza tych konskich 😉
zajrzyj na pierwsza strone tego watku i zobacz co sie dzialo u rtk.
jeszcze nie wiadomo co sie u ciebie wydarzy.
a od takiej skwaszonej narzekaniem miny robią się bardzo nieatrakcyjne zmarszczki... wiesz? 🤣


przy okazji - USHIA - co u ciebie?
Idzie dalej, idzie. Tylko nie wiem co robić. Szykować się na pożegnanie z koniem, czy zostać wiecznym rekreantem? 😵
caroline   siwek złotogrzywek :)
21 sierpnia 2009 19:24
ciesz sie tym co masz, korzystaj z tego ile sie da i badz gotowa na więcej. dasz rade? 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się