Witajcie,
niestety chciałabym się z Wami podzielić paskudnymi fotkami mojej bidy. Czekamy na weta i wyniki badań, ale jestem tak przerażona i zniecierpliwiona, że postanowiłam się podzielić naszą historią, może ktoś z Was może coś przekazać na podstawie własnych doświadczeń.
Ponad miesiąc temu uciekłyśmy z pensjonatu, który został zaniedbany, konie przez ok. trzy dni stały na gnoju i wychodziły na padok ze strasznym błotem, te trzy dni spędziłam na "akcji reanimacji" do nowego pensjonatu. Ponad miesiąc temu, podczas akcji reanimacji konie zostały odrobaczone preparatem dwuskładnikowym. Przez wycieczki na błotnisty padok kobyła dostała grudy (miała straszną fobię zostawania samotnie w stajni, dosłownie rzucała się po ścianach i pociła ze stresu, więc mniej ryzykowne było ją tam wypuścić). Gruda w nowej stajni zeszła bardzo szybko, przemywałam, dbałam, obecnie pęciny są śliczne i czyściutkie. Kobyłę kupiłam kilka miesięcy temu, była wtedy bardzo chuda, nie nabierała masy zadowalająco na otrębach i wysłodkach, ale wet nie stwierdził żadnych chorób układu pokarmowego, po przenosinach zmieniłyśmy dietę na mesz i sieczkę, kobył na tym zaczął tyć szybciej i nawet budować jakieś mięśnie, zrobiła się zauważalnie okrąglejsza. Niestety, dwa dni temu, czyli miesiąc i dwa tygodnie po przenosinach do nowej stajni, podczas czyszczenia zastałam taką sytuację:


Sierść była mokra, posklejana, ale na pierwszy rzut oka wyglądała jakby po prostu przed chwilą położyła się na świeżej kupie. Gdy przetarłam to szczotką, sierść została na szczotce odsłaniając gołą, podrażnioną skórę, na fotkach od razu po "odejściu sierści", parę godzin później wyglądało już nieco bardziej "krwawo", tak jakby skóra po prostu pękła. Tutaj mowa o tej większej łysej powierzchni widocznej na zdjęciu, poza nią są jeszcze dwie takie łysinki na zadzie, tam skóra nie popękała już tak mocno, ale również ma żółte wysięki, wyglądem przypominające osocze. Dzień wcześniej wszystko było w porządku, nie było żadnych zmian skórnych, koń chętny do pracy, bardzo do przodu, wesoło brykający, ma apetyt, żadnej apatii, jestem u niej codziennie, codziennie ją czyszczę przed jak i po jeździe i nic takiego nie zaobserwowałam, nie wyczuwałam żadnych grudek. Jedyne, co już przedtem się zmieniło, to że kobyła mocno liniała, jednak w nowej stajni jest zauważalnie cieplej, a na padokach spędza mniej czasu (w poprzedniej stajni od rana do wieczora, w nowej kilka godzin dziennie). Razem z wetem doszłyśmy do wniosku, że po prostu szybciej traci sierść po przenosinach z powodu konkretnej zmiany warunków bytowych, wystarczy wspomóc odporność na ten czas i wszystko się unormuje. Niestety, tak się nie stało...
Zaczęła się czochrać, drapać. Nie ociera się jak szalona o boks, ale odwraca się do tych zmian na brzuchu i próbuje je poskubać. Nie wiem, czy bardziej dlatego, że ją denerwują/szczypią odkażacze, czy po prostu ją swędzi.
Łysinki i podrażnienia myję i odkażam. Dzień po ich odkryciu odeszło przy nich trochę więcej sierści i klacz wytarła sierść pod paszkami, poza tym nie przybyło nowych łysych placków, ale głaskanie na brzuchu przypomina trochę oskubywanie kury - sierści leci za dużo, zostaje w palcach więcej niż powinno. Okolice łysych placków się uwypukliły/spuchły, do kolekcji doszły małe, żółte, zaschnięte wysięki rozsiane pod brzuchem, wyczuwalne pod palcami, sklejają sierść, przy niektórych skóra jest uwypuklona.
Rain rot? Świerzb? W nowej stajni jej otoczenie jest zadbane, siano i słoma dobrej jakości. Czy to możliwe, że przywlokła coś jeszcze z poprzedniego, poważnie zaniedbanego przez ok. trzy dni domu i rozwijało się to przez ponad miesiąc zanim wyszło na jaw, czy musiała dorwać jakiegoś syfa w nowym miejscu?
Oczywiście cały sprzęt już do odkażania i zachowujemy wszystkie możliwe środki ostrożności.