xxagaxx. Hermes - miło, że pytacie :kwiatek: U nas... hm. Zmiany o 180 stopni. Tak duże, że czasami nadal w nie nie wierzę 😉 Ok, będzie trochę długaśnie, bo nie było mnie tu chyba ze 2 lata, ale bez odpowiedniego wstępu meritum nie będzie takie fajne 🤣
Po zakończeniu przebojów z okiem, czyli ponad 2 lata temu Korab wrócił pod siodło i nawet do startów. Okazało się, że pomimo jednego oka skacze, jest wręcz bardziej jezdny i karny - i było naprawdę fajnie, fajniej niż kiedykolwiek. Skakał, nie parkował, jak to już miał w zwyczaju przez wydarzenia wcześniejszych lat, no miód malina generalnie. Jak w każdej bajce - coś musi się w końcu rypnąć 😉 Pojechałam na AMPy, parkur był kolorowy, wynosiło go na podmurówkach bardzo, stękał, więc pierwszego dnia do połowy skakał, wytrąbiłam się na szeregu, no życie. Drugiego dnia nie chciał nawet drąga przejechać na rozprężalni, generalnie powiedział fakju i koniec. Po rozsiodłaniu pokazał też sporą bolesność krzyżowo-biodrowego, więc do końca zawodów pełnił sobie swoją ulubioną funkcję, czyli spacerował lansiarsko w ręku 😎 🤣 🤣 Po powrocie zrobiłam mu całkowity remont, ostrzykałam wszystko co się dało, żeby mieć pewność, że nic go nie boli i spróbować go odpalić do pracy jeszcze raz (jako że jest bardzo wrażliwy, nie miał lekko z poprzednimi trenerami i łatwo odmawia pracy skokowej kiedy tylko czuje jakikolwiek dyskomfort). Wrócił pod siodło, spróbowałam po czasie coś skoczyć, ale problem był nawet już na etapie drążka na ziemi. Taki problem problem, nie niechęć. Robiliśmy podejścia rozmaite, ale niestety, ten koń jest już tak spalony i zacięty, tyle mu się przytrafiło w życiu, że odpuściłam. Resztę zeszłego roku (zdecydowanie tą większą resztę) spędził więc na padokach uprawiając tak zwane 'nic'. Nie miałam na niego pomysłu, więc go porzuciłam - był tylko czyszczony, karmiony i kochany 😉 Nie chciałam uprawiać jeździectwa na pół gwizdka - długo analizowałam co sprawia mi przyjemność i są to dwa skrajnie różne aspekty posiadania konia: albo samo patrzenie jaki jest szczęśliwy, bez użytkowania go pod siodłem, albo jakakolwiek rywalizacja sportowa, nawet na pułapie bardzo małego sportu. Nie chciałam jeździć w kółeczko bez celu i codziennie rzeźbić ogólnie pojęte 'niewiadomoco' i 'niewiadomopoco' - z resztą rzeźbić to za dużo powiedziane, na tamten moment mój koń był nadal brykającym dziadem, którego z racji ślepoty jeździło się bez zginania mordulki i na półkontakcie 😉 Ponieważ przyrzekłam sobie już wtedy, że ten koń nigdy więcej nie zobaczy przeszkody - nie bardzo mogłam znaleźć na nas inny pomysł. Ujeżdżenie? No gdzie tam, brykająca menda z kłusem szetlandzkim mogłaby wzbudzać sensację na czworobokach. Western? No w sumie niezłe, jest jakaś opcja - postanowiłam wrócić do tych przemyśleń na wiosnę - więc nadal robił nic.
Zimą z racji krótszego czasu padokowania zaczęłam zabierać go wieczorami na spacery, na których szybko włączył popisówkę swoich sztuczek i żebrał o uwagę. Asertywna wobec niego nigdy nie byłam 😉 no i kocham dziada jednak, więc temat podjęłam i trochę się bawiliśmy. Było fajnie, był już wtedy bardzo grubym egzemplarzem o bardzo długiej grzywie (porzuconej od zeszłej zimy), więc wyglądał dość uroczo i nawet przeszła mi przez myśl wizja sztuczkowego polish andaluza 😁 😁 Brnęłam w to dalej, coraz to nowe pomysły, a w końcu zaczęłam go uczyć pasażu i piaffu w ręku. Wiadomo, że nie był to superpoprawny element i jego wykonanie dalece odbiegało od ujeżdżeniowych wzorców - ale okazało się, że przychodzi mu to z niebywałą łatwością, że ma tak niesamowity zad i zginalność nóg, że siadał na dupie praktycznie od samego początku i naprawdę szybko dorzucił do tego przód - już po dwóch-trzech dniach robił to z automatu na samo dotknięcie bacikiem, chociaż nie ułatwiałam mu zadania, bo nie miałam w tym wyczucia i czasem za szybko szłam do przodu, a czasem za bardzo go przytrzymywałam w miejscu. No i tak sobie dłubaliśmy różne głupotki, wsiadałam na oklep, odpaliłam ten pseudopasaż na cordeo i było całkiem fajnie, aż przyszedł nowy rok, dosłownie - 1 stycznia i nie wiem skąd pojawiła się u mnie potrzeba pożyczenia ujeżdżeniówki od koleżanki i nasadzenia tyłka na Ślepego w takim siodle. Nie wiem czemu i co chciałam uzyskać i sprawdzić, ale wierna zabobonowi, że jaki nowy rok - taki cały, naprawdę ten pomysł zrealizowałam, licząc chyba po cichu, że ten zabobon to prawda. Korab był przede wszystkim zdziwiony robotą, ale dodatkowo zdziwiony nieco innym dosiadem - do tego stopnia, że nawet nie brykał, a w gratisie dużo lepiej biegał niż w skokówce. Pełna euforii postanowiłam iść za ciosem i spróbować, ale obiecałam sobie, że jeżeli będzie mu to sprawiało jakikolwiek problem i dyskomfort - wróci na padoki, bo naprawdę nie chcę, by ten koń miał jakkolwiek źle - on już się swoje w życiu wycierpiał. Cały styczeń dzielnie jeździłam, powoli wdrażając go do roboty. Oczywiście po kilku dniach wrócił stary Korabski, więc szybko nauczyłam się jeździć w kasku, kiedy okazało się, że brykający karzeł + ujeżdżeniówka = katapulta 🤣 Mały pracował bardzo lajtowo, bez żadnej filozofii, bo generalnie trzeba było wrócić do podstaw, a przede wszystkim zobaczyć czy przestanie kiedykolwiek brykać. Ponieważ zawsze lubiłam na nim bawić się w różne chody boczne i inne dresażowe pomysły, dość sporo umiał już wtedy, choć oczywiście nie robił tego poprawnie - w każdym razie na każdym z treningów (a mieliśmy ich w styczniu tylko kilka) moja trenerka sprawdzała "z czym to się je" i proponowała różne zadania, żeby po prostu sprawdzić co ten koń będzie robił a czego nigdy nie zrobi. Oczywiście nadal pracowaliśmy nad podstawami, nadal biegał z otwartym ganaszem i nadal brykał, ale przy okazji okazało się, że dobrze biega w bok (choć to akurat zawsze wiedziałam - sztuką jest prowadzić go prosto), robi niezłe zmiany (w których oczywiście wk... się jak nienormalny, bo z jakiej racji trzeba teraz czekać na sygnał 😉 ) i prawdopodobnie odpali kiedyś dobry pasaż. W każdym razie jakąś wstępną zajawkę wtedy połknęłam i postanowiłam spróbować, ale ultimatum było, że jak do końca roku nie ogarnie karności i nie przestanie jakimś cudem brykać, to odpuszczam, bo to bez sensu.
W lutym i marcu miałam sporo wyjazdów służbowych, to jedna i druga Cavaliada, to zawody, targi i wiedziałam, że prawie w ogóle nie będzie mnie w stajni, więc chciałam go zostawić trenerce w trening. Niestety okazało się, że pomimo, że jeździ GP - nie udało jej się na moim koniu nawet ruszyć 😉 Po kolei wsiadały koleżanki, ale nikt nie ruszył, Korab kręcił się w kółko w kierunku widzącego oka i odmawiał ruchu naprzód - jakkolwiek abstrakcyjnie to nie brzmi. Nawet mimo zbutowania czy innego poganiania, null. Więc w trening nie poszedł, bo nie chciał pod nikim biegać. W sumie odkąd jest ślepy to faktycznie nikt inny na niego nie wsiadał, ale nie sądziłam, że to będzie jakikolwiek problem. Więc do kwietnia się obijał, w kwietniu coś tam pojeździłam, potem znowu praca, treningów nie miałam żadnych, bo nie było kiedy i tak chodził w kratkę, ale sumiennie realizowałam zadania, które trenerka kazała, mimo nieregularnej roboty. Nadal brykał, nadal był kurczydłem, ale wchodził powoli na kontakt i nawet zginał głowę, a i ogólnie był karniejszy. Do normalnej roboty poszedł zatem dopiero pod koniec czerwca, od lipca zaczęliśmy trenować, bo kondycję już miał i można było działać. Zmieniłam mu całkiem dietę, został mu zaproponowany całkiem inny rodzaj pracy, bo chcieliśmy sprawdzić na ile brykanie zakodowane jest w głowie, a na ile w ciele. Odtąd moje rozprężenie wyglądało inaczej niż przez ostatnie 8 lat - dotąd rozprężałam w stępie na luźnej i w miłym kłusie, a potem robota w kłusie i galopie. Teraz po dobrym stępie kłusuję w dole tylko chwilunię, a potem od razu galopuję w dole - na początku brykał jak głupi, no bo galop, wiadomo, do tego jeszcze nie spuszczona energia, ale po 2-3 tygodniach coś mu przeskoczyło zupełnie, chyba zobaczył, że jest miło i zlikwidowały się wszystkie napięcia w plecach, bo przestał brykać całkowicie. Oczywiście, dziś, przy elementach czasem się wkurza, czasem pajacuje, ale to był koń, który napierd....ł przez całą jazdę, każdą fulę galopu przez pierwsze 5 minut, który na każdej jeździe łamał przynajmniej jedną deskę bandy hali - więc zmiana jest szokująca i ogromna.
Uff, przebrnęłyście przez ten esej? 😁 Bo dochodzimy do meritum, nie spać! 🤣 No więc, podsumowując - mój koń, po 8 latach walki w robocie wszelakiej, skończył w ujeżdżeniu i już na pewno wiem, że w tym zostaję. Sprzedałam dużą część sprzętu skokowego, część zostawiłam w tereny (tam nadrabia zaległości w brykaniu 😉 ), mam ujeżdżeniówkę i Eskadrony DL, więc to poważna sprawa 😎😁 Trenuję na tyle na ile pozwala praca, ale sumiennie i regularnie, więc powolutku idziemy do przodu. Nie jest łatwo, on ma trudne ciało oraz budowę i absolutnie zerowe predyspozycje od bozi, ale ma tak niesamowitą gumę w ciele i zad, że dzielnie nadrabia i powiem szczerze, że naprawdę wygląda to fajnie. Stara się za trzech i myślę, że spokojnie będzie konkurował z końmi, które wyprodukowano już z przeznaczeniem do tej dyscypliny - oczywiście nie liczę na same dziewiątki, ale myślę, że sensowne procenty będzie w stanie wykręcać 😉 Zrobił ogromne postępy i zmienił się diametralnie, jest grzeczny, jezdny i pierwszy raz odkąd go mam on naprawdę chce pracować, daje z siebie 500% i nie mogę powiedzieć żadnego złego słowa, jest cudowny, najcudowniejszy, czuję się jak dziecko na profesorze, którego mam ochotę codziennie całować po kopytkach 😍 Nigdy w życiu nie sądziłam, że skończę jako pingwin, a tu proszę. Oczywiście mnóstwo roboty przed nami, całe jego ciało wymagało zmiany i nadal jej wymaga, ale jest naprawdę świetnie, przeszedł moje i trenerki najśmielsze oczekiwania. On naprawdę chce pracować i ma taką zajawkę na elementy jak na nic innego - jemu się to naprawdę podoba! Zobaczył, że jest miło, że od roku nie było nawet drąga i naprawdę jest grzeczny. Oczywiście starym dziadem nadal jest, bywa trudny w pracy i chimeryczny, potrafi się ugotować albo zaciąć, ale nie ma już amby jak kiedyś, nie jest gnojem - ot, stał się dresażystą ze wszystkimi przywarami koni ujeżdżeniowych 😉 Dziś jest całkiem innym koniem, nawet biegać zaczął ładnie, złapał równowagę, podniósł się cały, świetnie galopuje i zaczyna się otwierać nawet w kłusie. Nad elementami pracujemy równolegle z resztą, wiadomo, kawałek po kawałku wszystkiego i zlepianie do całości, ale jestem z niego bardzo dumna, bo naprawdę nieźle radzi sobie ze wszystkimi, zwłaszcza ze zmianami w seriach 🙂 Do tego jakiś czas temu, zupełnie niechcący odpaliłam u niego "kłusa hiszpańskiego" (wrzucałam tu kiedyś filmiki - on już ze 2 lata temu nauczył się, że jak dostaje sygnał do stępa hiszpańskiego w kłusie na lonży, to trzeba machać nogami i fajnie potrafił zawisać) i okazało się, że z łatwością mogę to wykorzystać w pracy i jestem chyba na dobrej drodze do zbalansowania go - niekonwencjonalnie, ale skutecznie, więc why not 😉
W każdym razie jest przecudownie, tylko czasu na zawody nie mam za bardzo, ale chcę jak najszybciej sprawdzić jak sobie poradzimy na wyjeździe - bo wiadomo, co w domu to w domu, a na zawodach może być różnie 🙂 Nie mogę się zatem doczekać pierwszego startu, halowe coś na pewno już pojadę. Oczywiście pomiędzy treningami i robotą chodzimy na spacery do lasu, jeździmy na sznurkach w tereny i resetujemy ślepy czerep jak się da - to w końcu koń specjalnej troski i nadal trzeba go traktować z dozą asekuracji 😉 Ale jest super, naprawdę super - po tylu latach nareszcie 🙂
Ufff, skończyłam biografię 🤣
Dokumentacją video uraczyć Was nie mogę, ale zmieni się to lada moment, bo sama chcę już zobaczyć siebie z boku, foto też nie mam za bardzo, jedynie te wykonane na potrzeby instagrama (fejm się musi zgadzać, nie? 😁 🤣 ), na których jedyne co widać to to, że jeżdżę i mam piękne widoki 😁 Ale przedstawię Wam mojego nowego konia i tak, to już nie jest Korab tylko - co by było jakkolwiek ujeżdżeniowo - Don Korabsky 😁



Pozdrowienia, zwłaszcza dla wytrwałych, którzy przebrnęli przez elaborat :kwiatek: 😉