Wietnam-Kambodża.
Naszą wycieczkę zaczęłyśmy w Ho Chi Minh (Sajgon). Spotkałyśmy się tutaj ze znajomym, zrobił nam krótką objazdówkę. Pojechałyśmy do tuneli. Jet to pozostałość bunkrów z czasów wojny z USA. Za wiele do zobaczenia nie ma, ale bardzo ładne tereny i samo doświadczenie przeciskania się przez te tuneliki, gdy człowiek uświadomi sobie że tu ludzie ŻYLI w takich temperaturach i jeszcze walczyli bardzo ciekawe.

Stąd pojechałyśmy od razu do Kambodży, do Phnom Penh (stolica). Duuużo brudniej niż w Wietnamie, śmieci walają się po ulicy, nie ma śmietników. Przyjeżdża śmieciarka wieczorami i łopatą zbiera te śmieci. Idąc więc wieczorami trzeba uważać bo z tych zgromadzonych śmieci wybiegają szczury. Poza tym miasto niesamowite, zdecydowanie jest co robić (ale tak 2 dni to maks). Wygląda pięknie i nocą i w ciągu dnia. Pałca królewski, Pagoda, promenada nad brzegiem, Russian market. No i tuk tuki 😀 jest to rodzaj taksówki, gdzie pan kierowca siedzi na skuterku i do niego doczepiona jest przyczepka. Przyczepa ma dwie ławki, mieści spokojnie 4 osoby (a tubylców pewnie i 6 oraz 10 kur :P)
Miałyśmy małe przeboje z wizą (nasz błąd) więc jeszcze odwiedziłyśmy Wietnamską ambasadę i musiałyśmy zostawić tam na 2 dni paszporty aby dostać nową wizę.



Udałyśmy się więc do Siem Reap, gdzie znajdują się świątynie Angkor. Powiem tylko WOW. To trzeba zobaczyć samemu. Należy wybrać się z samego rana, aby zobaczyć świt. Nie jest to prosta sprawa gdy posiada się bilet jednodniowy. Kasy biletowe są od 5 rano, świta już o 5.46. Jadąc tuktukiem da się to zrobić bez problemu, ale już rowerem trzeba się spieszyć. Zwłaszcza że kolejki są GIGANTYCZNE.
Sam Siem Reap to w sumie dziura, jest night market i sporo restauracji i w sumie tyle.


widok z drugiej strony 😂 😂

Następnie wróciłyśmy do Phnom Penh po nasze wizy. Stąd z samego rana miałyśmy załatwioną podróż na wyspę Phu Quoc. To była podróż życia 😀 Naczytałyśmy się że samemu lepiej nie próbować organizować tego przejazdu, bo samo przejście przez granicę może być ciężkim doświadczeniem i istnieje duże prawdopodobieństwo że nie zdążymy na ostatni statek na wyspę. Skorzystałyśmy więc z agencji turystycznej, a w sumie nasz hotel nam wszystko zorganizował. Po kilku zawirowaniach udało nam się szczęśliwe dostać na wyspę. Spędziłyśmy tutaj 4 dni i pewnie mogłybyśmy zostać dłużej. Phu Quoc to wyspa typowo na odpoczynek. Można spędzić spokojnie 2 dni na wycieczkach (zobaczyć park oraz ponurkować) ale reszta to już totalny relaks. Woda czysta i gorąca, piękne puste plaże. Pływać można było w sumie 24h/7 bo wieczory były tak samo upalne jak noce.
Po 4 dniach relaksu wróciłyśmy do HCM. Spędziłyśmy tu 3 dni (o jeden za dużo :P) zwiedziłyśmy centrum, min Pałac reunifikacji, Pagody, Pocztę (bo ją pan Eiffel projektował) katedrę, oraz zrobiłyśmy zakupy pamiątkowe dla znajomych na targowisku Binh thanh. Udałyśmy się także na jednodniową wycieczkę nad deltę Mekongu. Fajnie zobaczyć, ale sama wycieczka straszna. Typowy turystyczny pęd. Nie lubię wyznaczania czasu, biegu żeby koniecznie zdążyć na czas oraz chamskiego wymuszania kasy. Niby wycieczka opłacona a co chwila mieliśmy coś kupować czy dawać napiwki.

Na 3 dzień miałyśmy lot (po połnocy) więc bez calu łaziłyśmy po mieście bo naprawdę nie było co robić. Ogólnie ludzie bardzo serdeczni, zawsze próbują pomóc, ale niewiele z nich zna angielski, więc próby komunikacji nie zawsze udane. Polecam się tam wybrać, ale żeby naprawdę poczuć klimat miejsca, trzeba jechać samemu.