KOTY

Oj... espana, coś Ci nie wyszło, uuuups 😁
Jeśli Werna ma być miernikiem moich umiejętności to proszę bardzo. Weź pod opiekę źle socjalizowanego, zaniedbanego podrostka OB malinois i prowadź go do życia psa towarzysza w bloku w mieście to pogadamy. Wer jest moim stałym, wciąż progresującym sukcesem.
(a ja naiwna kombinowałam jak Ci klatkę przesłać... cóż...)

Cri napiszę w późniejszych godzinach PW. Sama widzisz, że tutaj nie ma sensu.
Poza tym Chess podjęła decyzję i to dobrą decyzję, więc nie ma powodu by ją nawiać na zmianę.

Chess luzik, rozumiem, że jesteś podminowana i możesz drażliwiej reagować. 🙂 Tekst o "tłuczeniu bo ryjach" bardzo niefajny, bo kompletnie niczym nie uzasadniony, ale ok, puszczamy w niepamięć. Trzymam kciuki. 🙂

Dzięki za wszystkie uwagi. Żeby nie było - nie posłałam tego ogłoszenia dalej, znaczy tylko do bliskich znajomych 🙂 Jak będę puszczać je w świat to napiszę spokojniej i milej, bardziej szczegółowo. Oczywiście uwzględnię Wasze uwagi. Spokojnie., nie jestem aż taka zła i straszna dla ludzi. Może faktycznie mnie poniosło. Sytuacja z kotami i trochę przemęczona jestem chwilowo, słabe akcje w pracy też  robią swoje 🙂
Wistra, z chęcią bym wpadła jak tylko dam radę 🙂
Będę się odzywać.
Chess nie znam początku Waszej historii (ostatnio sporadycznie zaglądam), ale współczuję sytuacji 🙁 tym bardziej, że obecnie mam podobną...
Tylko ja postanowiłam do dorosłych, ustatkowanych kotów dorzucić młodego, energicznego i żądnego zabawy psa  😵

Decyzja jest już w 100% podjęta, czy jeszcze się wahasz? Jestem właśnie po wizycie naprawdę godnej polecenia behawiorystki u nas, gdybyś chciała spróbować, daj znać - mogę podesłać namiar.
My trochę jeszcze próbujemy, chociaż nie jest łatwo.
Libella, a co behawiorysta zaproponował? U nas jak do starych (17,15, 13) kotów doszedł 10 tygodniowy szczeniak to był armagedon. Do końca życia dwóch z trzech kotów nie była to dobra relacja  - dopiero jak tych dwóch zabrakło to 3 kocica z  samotności zaczęła wchodzić w interakcje z psem. A jak doszły dwa młode kociaki to wszystko się ułożyło - kociaki zajęły psa a kocica jak królowa matka kontroluje wszystkich (łącznie z nami 😉).
U nas sytuacja jest o tyle trudna, że początkowo kotka panicznie bała się psa i jak ten się zbliżał, to go bardzo poważnie atakowała - wskakując całym ciałem, z pazurami, zębami itp...
Teraz sytuacja trochę się odwróciła, po pies się zrobił odważniejszy i myśli, że to super zabawa i gania za kotami z dzikimi poskokami radości - co oczywiście koty widzą jako wyścig o życie 🙄

Co do rad behawiorystki, to jest tego dość dużo (jeśli ktoś jest zainteresowany, to mogę spróbować spisać i podesłać na PW), ale ogólnie chodzi o to, by zapewnić kotom poczucie bezpieczeństwa i pokazać im, że pojawienie się psa nie musi oznaczać, że coś się dla nich zmienia. W praktyce oznacza to na przykład danie kotom półek/szafek, po których mogą łazić nie spotykając się z psem na podłodze. Ale też budowanie wzajemnych przyjemnych skojarzeń - czyli np. jedna osoba zajmuje czymś psa (np, czymś do lizania/wygryzania, czymś wyciszającym - nie pobudzającym), a druga bawi się z kotem w tym samym pomieszczeniu. Chodzi o to, żeby kot się przekonał, że może się bawić i dobrze czuć, mimo, że pies jest obok. I inne tego typu zabawy.
Libella, no u nas koty po prostu uciekały a szczenior od początku miał dość silny instynkt pogoni - więc gonił. Jak przyszły młode kociaki to pierwsze co zrobiły to sprały go po nosie. I to go zastopowało. Myślę, że gdyby któryś ze starych kotów postawił się i pokazał psu gdzie jego miejsce to po paru dniach byłby spokój. Tak jak przy kociakach.

Mocno trzymam kciuki za ułożenie się stosunków kocio-psich. U nas to jest pozytywny cyrk obecnie i strasznie fajna komitywa.
epk, Nero to mój ulubiony ras psa  😍 😍 😍, a jego fotki z kotami to masz zabójcze  😉 😍 😍 😍 😍 😍 😍 😍 💘 💘 💘
Libella, i to, co Twoja behawiorystka radzi to tak "po mojemu". Nie separować od siebie zwierząt, które mają sobie relacje układać. Wiadomo - wychodzi się do pracy, to mus zamknąć takie koty w oddzielnych pokojach. Jak tylko ktoś jest w domu, wracamy do tego układu jaki chcemy uzyskać. Skoro zwierzęta (koty, psy, mieszane towarzystwo) stają w sytuacji stworzenia stada to:
- po pierwsze jeden z człowieków ma być liderem, osobnikiem alfa, on decyduje o warunkach i powinien mieć posłuch u reszty stada
- po drugie zwierzęta wyznają system nagród i kar, komfortu i dyskomfortu, w tym działania fizyczne - chcemy wychowywać, musimy mówić tym samym językiem. Jak najbardziej dopuszczam fizyczne działania - chwycenie za kark i potrząśniecie, pstryczek w uchu, itp, a do tego warczenie, prychanie, itp - cały repertuar upomnień jakie stosują suki i kotki wobec swojego potomstwa czy zwierzęta dominujące w stadach. W moim stadzie dominuję ja i za wykroczenie poza moje zasady mam prawo zastosować upomnienie. I już. Może to brutalne, ale też w pełni naturalne, zwierzęta same tak się komunikują ze sobą. Oczywiście do tego jest cały repertuar nagród, od najbardziej typowego "przez żołądek do serca", poprzez mruczenie, ćwierkanie do kota, skomlenie do psa, mizianie, gadanie, chwalenie, itd. I zawsze mając na uwadze złotą zasadę, że nagroda przynosi 5x więcej korzyści niż kara. Ale są momenty kiedy ukarać trzeba. 😉
- po trzecie - skoro ja jestem alfa to ja reguluję relacje w moim stadzie i otoczeniu. Dlatego nie zgadzam się z poglądem, że miałabym nie głaskać obcych psów przy swojej suce - skoro ja-alfa uznaję kogoś za godnego do dopuszczenia w moje pobliże, to moja sucz nie ma prawa mojej decyzji podważać. Analogicznie skoro ja nie wyganiam słabszego kota to ten w środku hierarchii też nie ma prawa tego robić. Więc w przypadku lejących się kotów robiłabym pewne rzeczy nieco na siłę - "ostentacyjne" akceptowanie słabszego osobnika, więc pewnie i czasem wyciąganie go na siłę. I to o czym było wspomniane czyli czasowe klatkowanie osobnika silniejszego.
- po czwarte - ktoś tu pisał o mokrej szmacie czyli wspólnym zagrożeniu. Nic tak nie jednoczy.

Dla mnie to zalecenie o zamknięciu kotek w osobnych pokojach na dłużej niż wymaga nieobecność ludzi w domu to pozytywne wzmacnianie ich negatywnego nastawianie do siebie - poczucie siły u dominanta, i wycofanie się słabszej sztuki. Dodatkowe nakręcanie na siebie.


A u nas kocio-problemik, bo Bura jakaś markotna, rzadziej odwiedza kuwetę i mniej je. Nie mogę skojarzyć czy przypadkiem poprzednio nie było to również po rujce i może taki jej urok hormonalny. Ale widzę, że coś jest nie tak (uczę się czuć kota! 😀 ). Zaczęłam jej podawać pastę odkłaczającą, może to pomoże. I namawiam ją na masowanie brzuszka. W środę zaplanowana sterylizacja, więc...

Ascaia, ja też byłam szefem i kotem alfa, bez problemu (ok, mając sytuacje pogoni na ostro, kilka sciec gdzie futro latalo i były krwawe ślady) ale ogarniam to i było bardzo miło. I jak wrócily  Czorty, to tez widziałam to w pozytywnych barwach. Czorty mnie kochają, jestem ich mamusia i szefem. Ale nauczyły mnie ze pewnych rzeczy nie dam rady. To tak jak z końmi, wie się wszystko i daje rade każdemu aż w końcu trafia się jakiś który sprowadza nas na ziemię i uczy pokory. Tak więc ciesz się pozycja Alfy póki możesz  😁  :kwiatek:
Ooook... jak w tym kontekście np. koń ma człowieka sprowadzić na ziemię - chyba tylko dosłownie czyli zrzucając z grzbietu. Co ma do tego pokora? Albo pies, który nie respektuje pozycji alfa właściciela - to jest po prostu pies agresywny. Jeśli tak się dzieje, że nasze zwierzę przekracza granice współpracy to co tu po pokorze? Raczej inne słowo na "pe" - porażka. Popełniło się błąd w relacjach i trzeba go naprawić, zadziałać.
No, jakbym zostawiła jeszcze dłużej Tinę i Gjevjon bez pomocy, to Gjevjon by juz z nami nie było. Także tego  🙁
wistra, ale nikt nie mówi o pozostawieniu bez pomocy. I na pewno są takie sytuacje, że nie warto się szarpać jeśli nie ma przymusu.
Chodziło mi wyłącznie o kierunek podejmowanych działań pomocowych. Wielodniowe rozdzielanie kotek, gdy chce się je pogodzić, to moim zdaniem złe rozwiązanie... to brak rozwiązania. Albo "praca stadna", albo rozwiązanie z rozdzieleniem stałym. Tak to czuję i tak bym sama postępowała gdyby np. okazało się, że Wer z Burą się nie dogadują.
Tylko oczywiście, cały czas wprost mówię, że jestem z urodzenia i wychowania psiarz. Nie mam... wyrozumiałości dla tej przysłowiowej "kociej natury". Burą wychowuję jak umiem czyli na podstawie doświadczeń z psami i końmi. Kot jest bardziej uparty na pewno, ale... ale póki co jestem zadowolona z efektów. Dążymy do ideału i może kiedyś go osiągniemy. 😉
Libella, Chłop właśnie mi uświadomił, że jednak decyzja nie została jeszcze podjęta 🤣 Przynajmniej jego zdaniem. No nie ważne, pośpiechu nie ma ale ja jestem niemal pewna, że niestety z Florką się rozstaniemy. Lepiej, żeby żyły sobie oddzielnie ale obie z całymi mieszkaniami do dyspozycji i spokojem. Pośpiechu nie ma.
Co do behawiorysty to oczywiście chętnie wezmę namiary i się skonsultuję. Jeśli jest jakaś szansa nie wymagająca miesięcy czy lat pracy to zawsze warto spróbować.
Ascaia, jestem straszliwie padnięta więc mogę pisać nieco nieskładnie.
Behawioryści z którymi miałam do czynienia absolutnie nie zgadzają się z twoim zdaniem. Odrzucają JAKIEKOLWIEK formy (z pryskaniem wodą włącznie) agresji wobec kotów (zakładając, że one nie rozumieją kar tak jak 3 letnie dziecko) i promują, niczym świętość, socjalizację z izolacją trwającą nawet do kilku miesięcy jeśli jest taka potrzeba. Czytałam wiele na ten temat i z wieloma rzeczami się nie zgadzam, raczej wyłuskałam trochę tego co uważam za sensowne 😉
Za to zgadzam się z większością tego co napisałaś. Człowiek jako przewodnik stada zapewniający bezpieczeństwo, żarcie i całą resztę dóbr ma prawo wymagać posłuszeństwa i stosować metody "zbliżone do naturalnych".
Teraz w odniesieniu do tego co napisałaś powiem jak to było u nas:

"po drugie zwierzęta wyznają system nagród i kar, komfortu i dyskomfortu, w tym działania fizyczne - chcemy wychowywać, musimy mówić tym samym językiem. Jak najbardziej dopuszczam fizyczne działania - chwycenie za kark i potrząśniecie, pstryczek w uchu, itp, a do tego warczenie, prychanie, itp - cały repertuar upomnień jakie stosują suki i kotki wobec swojego potomstwa czy zwierzęta dominujące w stadach. W moim stadzie dominuję ja i za wykroczenie poza moje zasady mam prawo zastosować upomnienie. I już. Może to brutalne, ale też w pełni naturalne, zwierzęta same tak się komunikują ze sobą. Oczywiście do tego jest cały repertuar nagród, od najbardziej typowego "przez żołądek do serca", poprzez mruczenie, ćwierkanie do kota, skomlenie do psa, mizianie, gadanie, chwalenie, itd. I zawsze mając na uwadze złotą zasadę, że nagroda przynosi 5x więcej korzyści niż kara. Ale są momenty kiedy ukarać trzeba. "

Mam wrażenie, że Flora jest trochę głupia. Żadne działania, nawet bardzo zdecydowane nie robiły na niej wrażenia. Jakby się resetowała... Potrząśnięcie za kark, szmata, uspokajały ją na moment. Ukarana potrafiła skupić się na człowieku odczekać pół minuty po czym przyjść, wskoczyć na kolanka i ugniatać. Z rozwagą stosuję metody o których tutaj mowa i nie przynoszą efektu a nie zamierzam zwiększać poziomu tych działań i przekraczać granic, dlatego właśnie pisałam o brutalności i laniu po pysku.

"po trzecie - skoro ja jestem alfa to ja reguluję relacje w moim stadzie i otoczeniu. Dlatego nie zgadzam się z poglądem, że miałabym nie głaskać obcych psów przy swojej suce - skoro ja-alfa uznaję kogoś za godnego do dopuszczenia w moje pobliże, to moja sucz nie ma prawa mojej decyzji podważać. Analogicznie skoro ja nie wyganiam słabszego kota to ten w środku hierarchii też nie ma prawa tego robić. Więc w przypadku lejących się kotów robiłabym pewne rzeczy nieco na siłę - "ostentacyjne" akceptowanie słabszego osobnika, więc pewnie i czasem wyciąganie go na siłę. I to o czym było wspomniane czyli czasowe klatkowanie osobnika silniejszego. "

Jakiekolwiek próby wyciągnięcia Desny w towarzystwie Flory kończyłyby się kulą wściekłości i strachu na rękach. Gdy obie są w pokoju słabsza nie uznaje żadnej formy kontaktu, przenosi złość i strach na człowieka a wyciąganie uznawałaby za najgorszą możliwą karę. Zapewne kończyłoby się to wyrwaniem jej z rąk, ucieczką i pogonią Flory. Jeśli chodzi o zabawę... gdyby Desna potrafiła to zapewne wyśmiewałaby wszystkie nasze próby nakłonienia jej do jakiejkolwiek aktywności innej niż baczne obserwowanie Flory, ewentualnie przerywane wchłanianiem krokietów leżących pod jej pyskiem. Ukochane krokiety leżące pół metra dalej nie są już wystarczająca motywacją. Absolutnie żadna zachęta nie nakłoni jej do opuszczenia kryjówki.

"- po czwarte - ktoś tu pisał o mokrej szmacie czyli wspólnym zagrożeniu. Nic tak nie jednoczy. "

Szmata dawała efekt taki, że pogoń kierowała się w drugą stronę. Desna przodem, Flora za nią. Zapędzanie w kozi róg. Po Florze wszystkie bodźce spływały jak po kaczce (dosłownie, moment po szmacie przychodziła się miziać albo patrzyła na człowieka ze zdziwieniem mówiąc miau :/) zaś Desia stresowała się na maksa karana za swój strach.

Taka to parka mi się trafiła, o.
Dorzucam jeszcze tekst z którym myślę, że warto się zapoznać omawiając ten temat.
http://kocie-porady.pl/koc-zach/socjalizacja-izolacja-kotow/
Z resztą tekstów zresztą też, oczywiście zachowując własny rozum i rozsądek 🙂

Chess, absolutnie nie mam intencji Cię przekonywać do czegokolwiek. Naprawdę, napisałam, żeby dokończyć zaczęty temat.
Rozumiem, szanuję Twoją decyzję. Bo to jesteś Ty, Twoje koty, Twój dom. I Ty się musisz odnaleźć w sposobach ingerowania.

Kończąc już... co do behawiorystów... no cóż... nie szanuję tego zawodu. Jak dla mnie zbyt wiele "nawiedzonych", za wiele "słodko-pierdzących", za wiele filozofii i teorii, za mało działania. Jak dla mnie to sztuczny twór, bo każdy doświadczony właściciel, szkoleniowiec (psów czy koni) i hodowca jest behawiorystą z definicji. Zdecydowanie wolę korzystać z ich opinii niż kogoś kto ma dyplom "behawiorysta" na ścianie, a tak naprawdę to tylko książek się naczytał.
Chociaż są też oczywiście ludzie z dyplomem kompetentni. Może właśnie ta polecona od Lib osoba, bo brzmi rozsądnie.
Ascaia, brzmisz bunczucznie jak właścicielka pierwszego, dość spolegliwego psa, takiego kota i konia.
Kon nie musi zrzucić, - btw na pewnym etapie naprawdę już się nie spada, jak coś, to leci się na glebę razem z koniem- wystarczy że no kon na krosie wpadnie w trans i wierz mi, nie zrobisz nic, nie zatrzymasz, nie dojedziesz w odpowiednim tempie do odbicia, nic. Jedziesz i naprawde chcesz wrócić z tego żywa. A pokora się do tego tak, że jak już się trafiło na takiego konia to nie brzmi się tak jak w Twoim poście.  Można trafić na naprawę trudnego psa i równie postrzrlonego kota. Więc proszę, nie pisz już nic więcej na ten temat  :kwiatek:
My dalej walczymy  🙁

szalejące leukocyty raz w górę raz w dół, NEU najpierw poniżej normy a teraz za wysokie, parametry świadczące o odwodnieniu jak za  wysoki HCT, HGB, RBC,
za niskie MCV, MCH, EOS% za wysokie (w drugim badaniu już w  normie), za niskie RDW...
ALAT za wysoki i wędruje do góry jednak reszta parametrów w miarę ok.  Do tego średnio 1-2 razy na 7-10 dni wymioty.
Tak jak było czyli czysta woda bez torsji brzusznych, potem raz mała żółta plama o ostrzejszym zapachu już z torsjami a jakiś tydzień temu zwrócił karmę po zjedzeniu.

No i znów chory pęcherz. Tym razem czekam na posiew i chcę zrobić badanie nie oparte na paskach. Czy mogę wykonać takie badanie w labolatorium dla ludzi? pytam bo mam pod nosem takowe.
To już 4 weterynarzy i brak diagnozy... RTG 2 razy, usg 3 razy, krew 3 razy, osłuchiwanie serca, sprawdzanie zębów..

stwierdzono, że to coś w stylu eozynofilowego zapalenia przewodu pokarmowego. Na usg ścianki jelita ok, pęcherz ok, węzły nie powiększone, na RTG wszystko w porządku. Kot nadal nie chce jeść. Schudł już cały kilogram i z potężnego dorastającego kota (brytyjczyk, wiek 1 rok) zamienia mi się w przecinka  😕

wczoraj chcieli nam dać strerydy, ale narazie się wstrzymałam (dostaliśmy przeciwzapalne i coś na ten pęcherz: Synulox i Tolfedine). Nasłuchałam się, że sterydy problemu nie rozwiążą. Do tego poprosiłam o coś na apetyt bo strasznie martwi mnie jak on mało je. Dano nam Mirtagen. I teraz właśnie czytam że nie powinno go się dawać przy zaburzeniach oddawania moczu  🤔 już nic nie wiem...
czy mam podważać dobór lekarstw?

Jestem załamana, wydałam już fortunę, pieniądze się nie mnożą a jeszcze myślę o echo serca (ktoś zasugerował, że wymioty wodą mogą być z tym związane) i ewentualna gastroskopia. Nie chcę też kota zamęczać, każdy wyjazd do weta to powyżej 30 km drogi i kolejny stres. Karmię go ręcznie, dopajam strzykawką  🙁

Podaję teraz dodatkowo siemię lniane i chcę kupić ten vivomixx, który polecała Espana. Tyle, że wet zna tylko ten we fiolkach a tu w wątku wspomniano, że lepiej saszetki. Jak się dawkuje ten probiotyk w stosunku do wagi? ile dni powinno się go podawać? czy jedno opakowanie wystarczy? wetka mówiła, że jest faktycznie dobry, ale nie potrafiła mi od zaraz powiedzieć jak go dawkować ponieważ nie mają go w sprzedaży u siebie.
załączam zdjęcia badań krwi. To pobazgrane długopisem było pierwszym i wykonanym w labolatorium dla ludzi wiec wyniki mogą być przekłamane. A normy sama sobie dopisałam. Pozostałe dwa były już robione w klinice vet: drugie 31 stycznia i trzecie gdzie nie widać daty 22 luty czyli najświeższe.
Mocz po lewej to data 23 stycznia a po prawej 22 luty..
Może ktoś coś z Was wywnioskuje z tego bo ja siedzę i ryczę.
Ascaia, powiem Ci, że czasem czytałam naprawdę sensowne rzeczy pisane przez osoby z dużym praktycznym doświadczeniem ale ogromna część to było własnie to co piszesz. Ludzie nawiedzeni, przesadzający,  filozofujący itp i przy okazji twierdzący, że nikt się nie zna na tym o czym mówią. Ani weterynarze ani hodowcy ani większość właścicieli kotów. Więc w dużej części nasze zdania się pokrywają 🙂

Sea, strasznie współczuję sytuacji. Masakryczne jest to, że ktoś się stara, szuka rozwiązań, robi badania, wydaje masę kasy a efekty są marne.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lutego 2017 19:47
Chess, bardzo dobrze, niech Cię wiesz co sama broni przed potrząsaniem kotem, pstryczkami w uszy czy rzucaniem mokrą szmatą, albo psikaczami w nos.

Stosując przemoc wobec kota nie naprawisz jego relacji z innymi kotami, a możesz tylko narobić sobie więcej problemów i zrazić kota do siebie kompletnie. My nie jesteśmy w kocim stadzie i nigdy w kocim stadzie nie będziemy... dlaczego? Bo nie jesteśmy kotami, tylko ludźmi. I żadna agresja nie poprawi tutaj sytuacji. Ja jestem tylko małym zuczkiem, ale nigdy nie słyszałam o kocie, który by się "naprawił" poprzez przemoc i agresje.


A tymczasem po 3 dniach, a w każdym po minucie warunkowania, Mel dziś pierwszy raz w życiu leżała mi na kolanach <3 Mega jestem dumna i wiem, że za smakoszki mój kot zrobi wszystko :p
Teraz planuję nauczyć ją przynoszenia, skoro aportować potrafi.
Sea, współczuję..  Nie pomogę w interpretacji wyników bo się nie znam. Ale może spróbuj skonsultować te wyniki z jakimś innym wetem. Ja swego czasu tak właśnie robiłam, jeździłam do Polski z wynikami i uprzejmy wet w klinice w Gdyni opiniowanie je. Może dziewczyny podpowiedzą kogoś dobrego i zyczliwego. Póki co zaciskam kciuki.
A może spróbuj na www.miau.pl tak trochę nawiedzony hej osób siedzi ale jest też sporo takich które naprawdę maja doświadczenie. Załóż kotusiowi wątek, wklej wyniki, na pewno ktoś coś zasugeruje, podpowie.
Vivomixx podajesz 1/10 saszetki, najlepiej rozpuszczone w wodze, sosie strzykawka do pysia. Na przewód pokarmowy super też działa Sanofor, dostaniesz w zooplusie.
Tak jeszcze pomyślałam że Tunrida miała do czynienia z doświadczonymi wetami od przewodu pokarmowego, może złap od niej kontakt i dzwoń.
Mokra ścierka kuchenna po dwukrotnym użyciu rozwiązała wszelkie  problemy z wprowadzaniem do stada Nini. Nie jesteśmy przecież glupami i widzimy reakcje na tą ścierke. Jak pomaga, można powtórzyć. Ale nie wyobrażam sobie aby latać z także sciera za  kotami więcej niż 2-3 razy. I nie powiedziałabym, że to brutalny sposób. Wolę koty rozdzielić mokra sciera niż więc jednego lub oba koty do weta aby je pozszywal.
Ja wracam do tematu blizny po sterylce. W środku teraz jest więcej takich gulek, bo była jedna a teraz są 3.
I kot wymiotuje dziś nie jedzeniem, a taką żółcią, po jedzeniu.
Czuje się dobrze, biega itp.
Czy to jest przepuklina ?
Wet mówił, że panikuje to nie poszłam, ale to jest dziwne jakieś.
Minęły 2 tygodnie od zabiegu.
Sea kup Vivomixx w dobrej aptece, w której bedzie pewność, ze na kazdym etapie zachowano warunki chłodnicze. Np. DOZ. Podziel 1 saszetkę na 15 porcji i podawaj 2 razy dziennie. Podawać możesz tak długo jak bedzie Cię na to stać  🙁 na pewno przez okres podawania leków. Trzymam kciuki za poprawę!
Petlica, to Twój kot nie weta i nie jemu oceniać stan Twoich emocji. Ja bym poszła, być może do innego weta jeśli miałabym uczucie że ten pierwszy bagatelizuje problem.
Ascaia, brzmisz bunczucznie jak właścicielka pierwszego, dość spolegliwego psa, takiego kota i konia.
Kon nie musi zrzucić, - btw na pewnym etapie naprawdę już się nie spada, jak coś, to leci się na glebę razem z koniem- wystarczy że no kon na krosie wpadnie w trans i wierz mi, nie zrobisz nic, nie zatrzymasz, nie dojedziesz w odpowiednim tempie do odbicia, nic. Jedziesz i naprawde chcesz wrócić z tego żywa. A pokora się do tego tak, że jak już się trafiło na takiego konia to nie brzmi się tak jak w Twoim poście.  Można trafić na naprawę trudnego psa i równie postrzrlonego kota. Więc proszę, nie pisz już nic więcej na ten temat  :kwiatek:

Gdyby cokolwiek w Twoim pierwszym zdaniu dotyczyło mnie to może bym się zastanowiła.
Jedyne co to kot pierwszy, ale pisanie o niej spolegliwa... sama mi radziłaś co robić, żeby nie gryzła. Ale ok, mogłaś zapomnieć, zdarza się. 😉
(na marginesie - "na pewnym etapie się już nie spada" - to jest dopiero brak pokory 😉 )
A pisać będę. 

Chess, to my się dogadałyśmy. 🙂 Trzymam kciuki.
Chess, absolutnie nie mam intencji Cię przekonywać do czegokolwiek. Naprawdę, napisałam, żeby dokończyć zaczęty temat.
Rozumiem, szanuję Twoją decyzję. Bo to jesteś Ty, Twoje koty, Twój dom. I Ty się musisz odnaleźć w sposobach ingerowania.

Kończąc już... co do behawiorystów... no cóż... nie szanuję tego zawodu. Jak dla mnie zbyt wiele "nawiedzonych", za wiele "słodko-pierdzących", za wiele filozofii i teorii, za mało działania. Jak dla mnie to sztuczny twór, bo każdy doświadczony właściciel, szkoleniowiec (psów czy koni) i hodowca jest behawiorystą z definicji. Zdecydowanie wolę korzystać z ich opinii niż kogoś kto ma dyplom "behawiorysta" na ścianie, a tak naprawdę to tylko książek się naczytał.
Chociaż są też oczywiście ludzie z dyplomem kompetentni. Może właśnie ta polecona od Lib osoba, bo brzmi rozsądnie.



Jestem hodowcą od 6 lat i to absolutnie tak nie jest. Nawet u hodowców z 20-letnim stażem są sytuacje, gdzie potrzebny jest behawiorysta.
Ja lubię, korzystałam, działa.


Sea - skąd jesteś? Kot jest z hodowli? Masz możliwość skontaktowac się z hodowcą? Jak rodzice - masz ich skany badań? Jak rodzeństwo - zdrowe?
Nie szalej z vivomixxem - jest dobry, ale tu mamy problem z jedzeniem. Kup Fortiflorę - droga w ciul, ale koty dosłownie wpiep*ają prosto z opakowania

Edit:
Z mojej wiedzy, np hodowcy kotów nie lubią badań krwi maszynowych, bo wychodzą zaburzone. Pokemon - co Ty o tym myślisz?
sanna, teraz jest zamknięte,  a rano muszę być  w pracy. Mogę wyjść wcześniej.
Czy to są objawy przepukliny ?
Teraz się napiła i wszystko wyrzygała.
Ascaia, to nie brak pokory, to fakt, o tyle tragiczny, że czasami lepiej spaść niż wylądować pod koniem.
Ja miałam etap że mogę wszystko a potem spotkałam 'swojego'  konia i kota. I już wiem, że sama nie będę próbowała łączyć Czortow z rezydentami bo może być to za wysoka cena dla rezydentów.  I o to mi chodzi.  Można próbować, można się starać i mieć nadzieję ale można nie dać rady bo kot, koń lub pies z tych niewspolpracujacych lub po prostu swirek. A Twoja kicie jako maluszka pamiętam bardzo dobrze i wierz mi, bardzo się cieszę, że się udało. Ja z Czortami polegam.

Petlica, nie mam pojęcia co to może być ale jeśli po zabiegu są jakieś zgrubienia dookoła rany a kot do tego rzyga to ja bym nie bagatelizowala. I chyba leciała to do innego weta jeśli ten pierwszy cos by sapnal że panikuje. Panikuje bo to mój kot i chce jego dobra, proste. Trzymam kciuki żeby to był jakiś drobiazg!
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lutego 2017 20:43
Perlica, ja bym leciała do weta jak nawet płyny zwraca. Nie ma u was całodobowych przychodni?
Strzyga, są 2 chyba  z tego co wiem, ale nie mam zaufania do nich, bo w 1 mi kota wykończyli 3 lata temu,  a w drugiej byłam kiedyś z kotką chorą na nowotwór w sytuacji awaryjnej i nie chciało im się nawet usg zrobić , bo nie oni ją leczyli tylko konkurencja, jest tam syf taki, że nie pójdę tam na pewno.
Do tej mojej lecznicy i Dr Hildebranda mam zaufanie , bo super pomogli mojej poprzedniej kotce z nowotworem.
Kot oczywiście biega i zaczepia  😵
sanna, tylko czy gdzieś stwierdziłam, że "mogę wszystko"? 😉
Swoje z końmi przeszłam, włącznie z doprowadzeniem do ładu ogiera, który koleżance odgryzł koniec kciuka, a stajennemu roztrzaskał stopę. Mam kilka takich przypadków na koncie. Póki co, na te trochę moich lat, nie spotkałam psa, z którym nie udałoby mi się nawiązać kontaktu, łącznie z psami, które były ogólnie uznawane za agresywne - takie fakty. Szkoleniowcy/hodowcy uznają, że mam "to coś". No może właśnie mam. Koty to nowość dla mnie, ale od razu zaznaczyłam, że mam psio-końskie podejście. Chciałam przedstawić inny punkt widzenia na sprawę. Ogólnie, co tu ukrywać, uważam, że w sytuacji Chess, za późno już na to, o czym pisałam.

Aaaa... czekaj... czy Ty przypadkiem nie wpadłaś w pułapkę językową? Pisałam moją wypowiedź w pierwszej osobie "ja-alfa", ale rozumiesz, że to był ogólny wykładnik zasad jakie uważam za istotne?

wistra, a ja mam jednak dużo większe zaufanie do Ciebie niż do dowolnie wybranego behawiorysty, tylko dlatego, że on ma papierek na taki kierunek ukończonych studiów.
🙂
Ascaia, to ostatnie zdanie wszystko wyjaśniło  :kwiatek: tak to odebrałam  😡 cieszę się, że się dogadalysmy  😎 
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się