Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

Bardzo czesto na fb trafiam na lzawe posty o tesknocie na emigracji. O wielkim cierpieniu, nostalgii, niemalze omdleniach na wspomnienie smaku jablka i takie tam.

Czy ja jestem jakas dziwna, ze ja w ogole nie mam takich faz? Nie mam przyspieszonego bicia serca jak laduje w PL po dluzszej nieobecnosc, nie mam marzen o powrocie, itp

Poza tym, dlaczego ci ludzie nie wracaja skoro tak cierpia? Przeciez Polska to kraj w UE. Da sie zyc w PL.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 stycznia 2017 10:01
Nie jesteś sama 😉 Ja tęsknię za ludźmi, ale zdecydowanie nie za krajem. Nie tęsknię za skwaszonymi urzędnikami, zmęczonymi życiem kasjerkami(chodzi o system, nie o panie same w sobie), walkami o miejsce w autobusie, absurdami państwowymi i wieczną nerwówką. Ogólnie Polskę bardzo lubię, ale... nie mogę powiedzieć żebym tęskniła 😉
Moja znajoma tęskni bardzo, głównie za rodziną. Ale nie wróci, bo sama widzi, że tu się zwyczajnie żyje[s] lepiej[/s] łatwiej.
Czarownica, ja wiem ze latwiej, sama tego doswiadczam kazdego dnia. Ale nie wyobrazam sobie zeby 'za latwiej', az tak cierpiec 🙂
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
06 stycznia 2017 10:41
Mam te same przemyslenia Naboo 😉
Ale znam jedna rodzine co wraca po jakos 9 latach bo tęskni za rodzina 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 stycznia 2017 11:48
Też bym się chyba nie męczyła, jeśli faktycznie tęsknota byłaby aż tak dręcząca. Ale ludzie boją się wracać... a tęsknią dalej.
A ja tam tesknie. I nie moge powiedziec zebym Niemiecki kraj szczegolnie lubila. Sa plusy i minusy. Na 100% zyje sie latwiej.
Ale tesknie za Polskim trybem zycia, za rodzina, za znajomymi, za jedzeniem i za miejscami.
Gdybym miala mozliwosc pewnie bym wrocila. Zreszta ciagle asekuracyjnie nie wynajelismy nawet naszego mieszkania w PL. Ze o sprzedazy nie wspomne 😉
Poza tym jak postanowilismy wyemigrowac, to ani ja , ani S. nie myslelismy ze to bedzie cos wiecej niz, kwestia wyjazdu ze wzgledow finansowych i nabierania doswiadczenia. No, ale zycie potoczylo sie niespodziewanym torem, wiec mysle ze na troche tu utkniemy 😉 No i tak jak napisala CzarownicaSa ludzie boja sie wracac. Ja sie boje biorac pod uwage sytuacje polityczna. Ale z 2 stronu boje sie tez tutaj sytuacji z uchodzcami. Tak wiec i tak zle i tak nie dobrze.
Naboo Nie odczuwam czegos takiego jak nostalgia, ale przyznaje, ze mam sentyment do wielu pieknych miejsc w Polsce. Jak wracam do domu i mam okazje pojechac do pobliskich miejsc w Izerach, to czuje sie jak u siebie. Wracaja jakies tam wspomnienia i jest pieknie. Lubie relatywna dziewiczosc terenow, z ktorych pochodze. Tu gdzie mieszkam jest rowniez pieknie, ale inaczej 😉 Na szczescie jestem w takiej komfortowej sytuacji, ze jesli zatesknie, to wsiadam w samochod i w max 5h jestem " w domu". Nie mam jednak zadnego nakretu na Polske. Przeszlo mi jakis czas temu skutecznie.
majek   zwykle sobie żartuję
06 stycznia 2017 12:38
Ja nie tesknie, z rodzicami (nie mam innej rodziny) gadam codziennie na skype (co mnie juz nawet troche meczy, jak mieszkalam to na pewno mielismy mniej intensywny kontakt. Za przyjaciolmi? Tak, tesknie, ale spokojnie kilka razy w roku ich wysciskac - absolutnie wystarczy.
Jest facebook, skype itd. Wiem, co sie dzieje.
No i mam tu nowych przyjaciol.
Chyba wiekszosc rzeczy jest tu na plus. Zaczynajac od obslugi konta bankowego (calodobowo, przez telefon albo chat na aplikacji mobilnej), przez glupia dostepnosc poczty (tu sie ciesze, ze zyje w kraju, gdzie Hindus prowadzi punkt pocztowy i mozna odebrac paczke w swiatek, piatek i niedziele), rewelacyjne second handy, tanie produkty w sklepach... Reklamacje zawsze uwzgledniane. Takie codzienne pierdoly....

Na szkole nie narzekam, zdrowi jestesmy, to na lekarza tez nie moge.
W pracy traktuja mnie bardzo dobrze, czuje sie nawet czasem troche faworyzowana, na pewno wiele ludzi stara sie mi ulatwic pewne rzeczy (np Szkoci mowia do mnie wolno i wyraznie)

Aktualnie jestem na etapie szukania / kupowania domu.
Jeszcze kilka lat temu myslelismy, ze wrocimy do PL na emeryture (moze), ale wtedy nasze dzieci (wtedy dorosle) zostana same tu, a tego chyba nie chcemy.

Tez sie dziwie ludziom co to siedza i gledza jak bardzo tesknia. A jedna dziewczyna jest taka ortodoksyjna, ze wszystko kupuje w polskim sklepie. Jeszcze pieczywo jestem w stanie zrozumiec, ale patyczki do uszu?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 stycznia 2017 12:48
Dla mnie kupowanie wszystkiego w polskim sklepie to gruba przesada- zwłaszcza, że naprawdę dużo produktów można kupić taniej normalnie w stacjonarnym i w ogóle nie będą się różnić w smaku czy jakości. A różnica w cenie jednak jest duża.
W sumie też miło wspominam krajobrazy, ale wyjazd raz-dwa do roku spokojnie mi wystarczy. Zwłaszcza, że mieszkając tutaj w ogóle stać mnie, żeby sobie np. wyjechać w polskie góry i spędzić tam kilka dni- jak mieszkałam w Polsce(!!!) była to ekstrawagancja 😀
Ale mi się Irlandia sama w sobie podoba, zawsze chciałam mieszkać blisko morza i wreszcie mieszkam. Co prawda nie jest cieplutkie i błękitne, ale jest 😁

Majek
o tak, to o czym piszesz to zdecydowane plusy! Też podoba mi się obsługa konta i jestem zachwycona pracą tutejszej poczty- chyba raz mi się zdarzyło, że paczka dotarła po terminie, ale szła z Chin 😉 Ponadto okres czekania na paczkę to zazwyczaj 3-4 dni góra, a jak się dobrze poszuka to nawet w ciągu 1-2 potrafi dojść 😜 Sklepy dobroczynne uwielbiam, dziś dorwałam młodej śliczny zamek za 1F i chrześnicy piękną, wełnianą kurtkę za 3. Kocham te sklepy, jak się poszpera to naprawdę za grosze kupuje się nierzadko nowe rzeczy z metkami 😍

Jestem mega ciekawa, czy uda nam się w końcu wylądować w Australii i jakie będą wrażenia 😉
majek   zwykle sobie żartuję
06 stycznia 2017 13:35
Kiedy zamierzacie wyjechac?

Kurcze, z Australii juz tak tanio w polskie gory nie bedzie...

Moim hitem z charity jest torba Mulberry (w sklepie ok 700 funtow) za 4 funty 🙂

Jeszcze dodam, ze konsko tez mi tu lepiej, trawa zielony caly rok, nie ma robali latem. Skuwac lodu z wiadra nie trzeba. Tereny przystosowane do jazdy i wlasciwie mozna jechac wszedzie. Kierowcy w wiekszosci uprzejmi
Czarownica moim dalekosiężnym planem jest również Australia, co już macie ogarnięte? Jak idzie? Może być pw. :kwiatek:
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 stycznia 2017 14:01
Plany są już od wielu lat, na razie ciężko nam idzie zbieranie kasy 😉 Ale to jest wielkie marzenie(teraz już i moje 😉 ) mojego chłopa, on chciał wyjechać od zawsze. Musimy teraz uzbierać odpowiednią ilość kasy(a to zajmie ładnych parę lat tak szczerze mówiąc), uzupełnić cv(głównie ja, bo zawodowo totalna klapa) i porozmawiać z agentem wizowym i wtedy będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Na razie nic konkretnego nie udało się zrobić, bo to jest grube przedsięwzięcie i nie jest tak łatwo wyjechać.
Oczywiście mój mężczyzna jest wiernym optymistą, więc według niego plan wyjazdu to najbliższe GÓRA 2 lata 😜 A ja obstawiam jednak 5-6 😎
Bardzo czesto na fb trafiam na lzawe posty o tesknocie na emigracji. O wielkim cierpieniu, nostalgii, niemalze omdleniach na wspomnienie smaku jablka i takie tam.
Czy ja jestem jakas dziwna, ze ja w ogole nie mam takich faz? Nie mam przyspieszonego bicia serca jak laduje w PL po dluzszej nieobecnosc, nie mam marzen o powrocie, itp


Bo nam w szkole natłukli Mickiewicza do łbów i łzawej retoryki "wyjazdów na chlebem" i takie skutki 😉 😁

Też nie czuję tej dramy. Nostalgia - jasne, w końcu Polska to moje dzieciństwo, masę wspomnień.  Bycie w Polsce to balansowanie między "fajnie, jestem z rodziną i wyjścia na miasto nagle są tanie!" i "chcę do domu...". Choć krajobraz i możliwości wakacyjne zdecydowanie w Polsce lepsze 😍
Nie widzę opcji na powrót, od samej myśli mi raczej niedobrze niż ciepło w serduszku 🤣 Bardziej mam wątpliwości czy potem składać wniosek o obywatelstwo czy ruszać dalej.

Inna sprawa że moja niechęć to pewnie skutek tego że wyjechałam wcześnie, nigdy w PL nie pracowałam, nie mam pojęcia o żadnych aspektach praktyczno-papierologicznych, byłam małolatą tylko i wszystko wydaje mi się obce i przez to przytłaczające. Tutaj czuję się bezpiecznie, na poziomie "technicznym" (praca, wykształcenie, sprawy urzędowe) jest łatwo i tak normalnie, na poziomie społecznym - powiedzmy że dla mnie super, ale o wszystkich drobiazgach mogłabym pisać kilometry jeszcze 😉

Z gorszych stron: z polskich znajomych tutaj został mi mój własny chłop, w pracy czy w stajni 100% Nederlands, na uczelni w połączeniu z ingliszem, i zaczęłam kalkować okrutnie (w sensie nie konkretne słowa w oryginalnej formie tylko konstrukcje głównie, trochę też fonetycznych rzeczy)

A o Polakach w Holandii zdanie mam mocno negatywne, niestety kolejny oblany egzamin z integracji mniejszości w NL 🙁 Znajomość języka sporadycznie, nawet angielski nie zawsze, zero znajomości zasad społecznych (i zero chęci ogarnięcia tego, bo jak wiatrackie to głupie przecież) i przepisów, trzymanie się polskiej enklawy a kontakt z holenderską rzeczywistością z reguły przez pośrednika. A mówię tylko o tych w miarę normalnych, do tego masa cięzkiej dresiarni i ćpunów.
W ogóle stała czy jakakolwiek długa emigracja bez znajomości języka to jakiś absurd, mam na to ujemną tolerancje 😤


Do emigrujących do Australii jeszcze: a czemu do Australii w sumie? Wiecie coś o realiach, kulturze, życiu tam czy tak "bo tak" raczej? Nie chcę być niemiła 😉 ale bez związku z Australią lub pożądanego zawodu + perfekcyjnej znajomości angielskiego to se można pomarzyć o stałym pobycie raczej 😉


CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 stycznia 2017 16:08
U nas w grę wchodzi jak już raczej wiza pracownicza, ale czy będzie na to w ogóle nadzieja dowiemy się po rozmowie z agentem 🙂 Zobaczymy, czy w ogóle jest szansa.
Australią osobiście nigdy się jako tako nie interesowałam, dopiero jak poznałam swojego chłopa to on mnie nią zaraził. Poznaliśmy parę osób które tam wyjechały, rozmawialiśmy z ludźmi którzy mają tam rodziny i póki co wszyscy(!) wypowiadają się tylko pozytywnie. Sama jestem na etapie dowiadywania się wszystkiego- od historii kraju po szkolnictwo i realia życia. Póki co wizja wydaje się być fajna, ale co z tego wyjdzie- czas pokaże.

kokosnuss a właśnie, jak się żyje w Holandii? 😀 Byliśmy w zeszłym roku w Amsterdamie i zakochałam się w tym mieście 😍 Całymi dniami chodziłam po uliczkach i nie miałam dosyć 😜 Jak przejeżdżałam przez Holandię to też wyglądała fajnie, widok kucyków na prawie każdym podwórku chwycił mnie za serce 😁
Jak tam się żyje? Jak wygląda codzienność, praca?
Mnie też dziwi takie podejście totalnie olewcze do języka danego kraju. Znam ludzi, którzy tutaj byli dobre 6-8 lat(!!!) i nawet z bankomatu nie potrafili korzystać 😲 Do lekarza tylko z tłumaczem, do urzędu ze znajomymi znającymi język, do prac też tylko z polakami... kosmos 🤔wirek:
Podobno pierwsze 15 lat jest spoko, trochę schodów jest później.
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
06 stycznia 2017 17:42
Australię ogranicza oprócz top zawodu i języka jeszcze zdrowie. Oni chcą top ludzi, zdrowych 😉 no i młodych.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 stycznia 2017 17:57
Ale ja śledzę te wszystkie rzeczy i wiem o tym 😉 Dlatego nie patrzę na to tak optymistycznie jak mój chłop. Niemniej próbować warto 😉
Lotnaa   I'm lovin it! :)
06 stycznia 2017 19:34
A ja mam bardzo mieszane uczucia co do mojej obecnej emigracji. Niemal całe dorosłe życie (poza 3 latami licencjatu) spędziłam "gdzieś" w Europie, chłonęłam ile się dało, i im więcej widziałam, tym bardziej czułam się zagubiona co do tego, co chcę robić i gdzie żyć. Przy czym każde miejsce było takie na chwilę, na kilka miesięcy, rok.
I nagle wylądowałam w Niemczech, które od zawsze omijałam szerokim łukiem, i chcąc nie chcąc, jestem na nie skazana. Też zawsze miałam niskie mniemanie o ludziach, którzy mieszkają gdzieś x lat i nie znają języka, a obecnie jestem dokładnie taką osobą 🙁 Wstyd mi straszny, ale jakoś nie potrafię uczyć się sama, kursu nie mogę ogarnąć - szukam właśnie czegoś wieczorami 2x w tyg, i ciągle nic. Zdałam to marne B1, języka nie używam niemal wcale, u lekarza głupio się uśmiecham i pytam, czy możemy rozmawiać po angielsku  😡
Nie wyobrażam sobie obecnie powrotu do Polski - rozbraja mnie klimat polityczny, smog, wszechobecna bylejakość i masa innych szczegółów, która pewnie większości Polaków wydaje się normalna. Uwielbiam Bawarię i bliskość Alp. Nie potrafię już odpoczywać w Karkonoszach, jak kiedyś - męczą mnie tłumy ludzi i panie w japonkach na szlakach.
A jednocześnie czuję się tu strasznie przybita, na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek zawodowego życia innego niż w stajni, moje wykształcenie jest bezwartościowe. I to mnie chyba tak ciągnie do Polski - perspektywa znalezienia jakiejś normalnej pracy, co tu z obecnym poziomem języka jest totalną porażką. Przybijają mnie też ceny nieruchomości i perspektywa życia w wynajmowanym loku przez czas bliżej nieokreśony. No i brakuje mi jednak ludzi, znajomych, rodziny, i luzu związanego z ich bliskością.
Ehh, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Lotnaa, trafnie ujęłaś na początku to, co sama czuję. Od zawsze lubiłam podróżować, bardzo dużo wyjeżdżałam na praktyki, studia, teraz jestem na stażu. Im więcej widziałam, w im większej ilości miejsc pomieszkiwałam, tym bardziej byłam zagubiona... i dalej jestem. Bo póki co mam plan na najbliższy rok (w rozjazdach), później muszę wrócić do Polski celem uzupełnienia stażu + chcę zrobić przy okazji roczną podyplomówkę i pojawia się pytanie co dalej. Bo z jednej strony uwielbiam swoje miasto, uwielbiam to uczucie, że znam każdy kąt, patrząc na tabliczkę tramwaju wiem dokąd jedzie i czy dojade nim tam, gdzie chcę. Spotykam na ulicach znajomych, przejeżdżając koło przyjaciółki mogę sprawdzić czy jest w domu i spontanicznie wdepnąć do niej na kawę... to są takie drobiazgi, które sprawiają, że czujemy się 'u siebie', że jest nam bezpiecznie i komfortowo. Ale z drugiej strony jak się raz pomieszkało za granicą, to jednak coś we mnie w środku każe mi jechać znowu, jest we mnie jakaś tęsknota za czymś nowym, za wyrwaniem się z tej 'comfort zone'. Pobyt w domu z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej po jakimś czasie pojawia się myśl, że tracę czas. Że gdzieś mogłoby być mi lepiej, przede wszystkim pod względem możliwości rozwoju. Mam wrażenie, że już zawsze będę żyła trochę w rozkroku między Polską a miejscem zamieszkania. Bo z jednej strony czuję się patriotką, bardzo kocham mój kraj, bardzo kocham moje miasto, ale z drugiej strony nie potrafię zrezygnować ze świata.
Ale trafiłam, akurat przechodzę coś w formie kryzysu emigracyjnego... Ale właśnie zakupiłam bilet lotniczy dla mamy i mnie odwiedza za miesiąc.
Nie zalewam się łzami na myśl o polskich przysmakach, tylko idę do jednego z wielu polskich sklepów i kupuję np. dobry twaróg lub przyprawy bez których nie umiem gotować 🙂
Święta jakoś opędzone... Wysłałam skromne paczuszki dla najbliższych żeby nie zapomnieli. Na miejscu zebraliśmy się paczką Polaków... Przyjechały do nas dobre znajome które się wyprowadziły 400km na wschód a do tego dołączyła ich znajomą która mieszka w Belgii i pracuje w Luksemburgu. Więc nasz Frankfurt wypadł mniej więcej po środku. Zrobiliśmy trzydniową bibę która rozpoczęła się tradycyjną kolacją wigilijną, ja oczywiście w międzyczasie musiałam się zjawić na dyżurze w pracy (ogony się same nie przewietrzą)
Najbardziej doskwiera mi to, że zawsze będę ta "obca". Choć ludzi z pracy uwielbiam, wspierajanie w nauce języka i akceptują moje alternatywne rozumowanie języka niemieckiego, to niestety nie wszędzie spotykam się z takim ciepłym przyjęciem... 🙁
CzarownicaSa, jak się żyje? No, normalnie 😉
A tak serio - koszmarny jest rynek mieszkaniowy. Kolejki na socjalki to lata, wolny rynek jest bardzo mały i bez relatywnie wysokich dochodów (przynajmniej 4x czynsz) nie poszalejesz. My mieliśmy szczęście, trafiłam bezpośrednio od właściciela całe piętro XIX-sto wiecznej kamienicy. <uwielbiam bardzo 😀 > Generalnie na wynajem to mieszkania są w stanie surowym i naprawdę drogo (liczyłabym przynajmniej z 1000 euro na dwie osoby plus dziecko)

Poza tym kocham, wielbię 😍 Ludzie cudowni, 200% pozytywnego nastawienia do obcych jeśli obcy języka się nauczą jakkolwiek, w pracy - wiadomo, znajomość języka komunikatywna to mus, ale nie spotkałam żadnej dyskryminacji na tym tle. Nawet z samym angielskim pracy jest od cholery i ciut jeszcze (kurka, ostatnio kelnerka w pizzerii w Delfcie obsługiwała nas po angielsku bo tylko angielski znała 😉) Społecznie - bardzo otwarcie, w ogóle niesamowicie ważny jest dobry kontakt z sąsiedztwem, bycie częścią swojego otoczenia. A konie to tutaj coś super powszechnego, prawie wszyscy jeżdżą lub jeździli.

Ja ponoć już jestem swoja 😉 ale nieswoim też polecam. Jeśli są gotowi się uczyć.

Lotnaa, a niemiecki urząd pracy nie dofinansuje ci doszkolenia, zrobienia niemieckich kwalifikacji? Trochę szkoda tłuc się po stajniach jeśli chodzi stricte o język/nie taki dyplom.
I nie masz w ogóle szansy na powrót do Polski? Szkoda żyć z uczuciem bycia nie u siebie 🙁 Chodzi per se o barierę językową czy kulturowo nie gra?
Nie demonizowałabym tak tej Australii. Jakby to było tak straszliwiecholerniewręcz trudne, to by tam tylu emigrantów nie było. Nie mówię, że jest łatwo, ale da się. Tylko papierków od groma. Jeśli mi się wizja nie zmieni, to chciałabym tam wylądować za około 3 lata, ale zobaczymy jak to po magisterce będzie, bo jeszcze chciałabym popracować w paru państwach.🙂 No chyba, że przez te 2 następne lata coś się wydarzy takiego, że stwierdzę, że wyjeżdżać nie chcę. Bo w sumie rozdarta jestem strasznie. Z jednej strony chciałabym zobaczyć wszystko, pobyć wszędzie przez jakiś czas, wyjechać, a z drugiej kocham Szczecin i chciałabym tu zostać, blisko rodziny. Dlatego w sumie nie nastawiam się na emigrację do końca życia, co będzie to będzie.

A co do języka, to ja też nie rozumiem jak można nie chcieć - podkreślam, nie chcieć - nauczyć się języka kraju, w którym się żyje. Mój tata jest 30 lat w Niemczech i mówi, że większośc tych Polaków, których poznał nie zna niemieckiego, nie ma zamiaru się go uczyć i w ogóle totalna olewka. To samo ze znajomymi mojej mamy - większość życia w Holandii, niderlandzkiego ni w ząb. A mąż jednej z nich jest rodowitym Holendrem. No nie pojmuję. 😵
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
07 stycznia 2017 04:14
W de bez języka nie ogarnie sie nic. To nie Holandia niestety.

Nie chodzę do polskich sklepów, nie wiem co miałabym tam  kupic? Ptasie mleczko? Wszystko oprócz twarogu mam normalnie w sklepie.

Aaaa sorry. Koszone kupuje nieraz takie na zupę starte w słoiku. Ale to w EDEKA na polsko rosyjskim stoisku jest. A twaróg robie sama jak potrzebuje. Szybciej wyjdzie niz wyprawa do pl sklepu.
Gienia-Pigwa Ja sporadycznie zagladam do naszego polskeigo sklepu, bo jest b. fajny i dosc blisko. A kupuje np. polskie jablka! Tutaj nawet te bio fiu bzdziu nie maja takiego aromatu, jak polskie. Czasami zgarniam ruskie pierogi z garmazerki, bo tez sa pyszne, ale reszta? Jakos nie bardzo mnie kreci.

flygirl Zycze ci, zeby twoje plany z Australia wypalily i nie ciagnely sie w nieskonczonosc. Akurat mialam okazje obserwowac z bliska wyjazd przyjaciolki mojej mamy za mezem (Australijczykiem) pare lat temu. Jakis koszmar! Kobieta swietnie wyksztalcona, pracujaca na dobrym stanowisku, ze znajomoscia angielskiego i generalnie och i ach. Samo zbieranie papierow na potwierdzenie ich zwiazku kilka lat wstecz to byl jakis absurd. Musiala nawet robic badania na choroby weneryczne  (??!!), AIDS i inne podobne. O innych dokumentach nie wspominajac. W kazdym razie siedzi na miejscu juz jakis czas i wcale tak rozowo nie jest. Ciagle trafia na rozne bariery zwiazane z praca i tym, ze nie mowi po angielsku na poziomie native, tylko biegle  🙄
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
07 stycznia 2017 09:46
pandurska ja od kiedy zamawiam biokiste to jabłka sa super. A najlepsze te najmniejsze najbardziej brzydkie 😉 w sklepach normalnych bio jabłka to sa ale z nowej Zelandii. Dla mnie to nie ma sensu, nie zjem takiego jabłka bo serce mnie boli. Jeszcze u nas w sklepie Alnatura sa nieraz super jabłka do trafienia.

Pierogi robie sama 😉 ale cześciej mama jak wpadnie bo ona to szybciej zrobi trzy razy niz ja 😀
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
07 stycznia 2017 09:47
Ja słyszę naprawdę skrajne opinie odnośnie wyjazdu i języka, więc stwierdziłam że nie będę słuchać nikogo dopóki sama się nie przekonam 😉 Bo zaraz obok historii takich jak Twoja Pandurska poznałam historię człowieka, który wyjechał tam do pracy nie mówiąc po angielsku w ogóle. I żyje, pracuje, jest ok. Komu wierzyć? 🤣
Więc czekam, aż się sama przekonam, nie ufam żadnym opiniom 😉

Gienia a z czego robisz twaróg? Kupujesz mleko u rolnika? 👀 W sumie to też jedyna rzecz, którą tak naprawdę tam kupuję. No, ewentualnie jeszcze wędlina, bo ta irlandzka jest totalnie bez smaku i napakowana wodą. Ale że kanapki jem raz na ruski rok- to i raz na ruski rok kupuję wędlinę 😉
No i krzyżówki. Bo na eBay'u owszem, są, po 1-2f. Ale życzą sobie 10f za dostawę 😂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
07 stycznia 2017 09:52
vanille, dokładnie tak się czułam/czuję! To uczucie, że już nigdzie nie jest się u siebie. A nawet jak przez jakieś 1,5 roku, już po powrocie ze studiów w UK mieszkałam w Polsce i miałam niezłą jak na moje miasto pracę, to i tak mnie nosiło, bo czułam, że tam przecież taki ciekawy świat czeka! No i tak źle, i tak niedobrze  🤣

kokosnuss, to jest bardzo mało prawdopodobne, żeby Arbeitsamt obecnie coś dofinansował. Wszystkie niemieckie instytucje są mocno nadwyrężone przez uchodźców. Może gdybym była na socjalu, to byliby bardziej skłonni, ale na chwilę obecną szans nie ma. No i blokuje mnie teraz małe dziecko, muszę czekać i modlić się o żłobek.
I to nie jest tak, że ja się tu czuję bardzo źle. Po prostu martwi mnie, jak wyjść z obecnej sytuacji i nie musieć np. pracować na kasie w markecie.
A nasz powrót do Polski jest dość złożony, bo mój mąż ma tu syna, jest przez to cholernie obciążony finansowo, a poza tym to na ten moment nie chce wyjeżdżać na tyle daleko, żeby nie mieć z nim kontaktu. Taki life.

Gienia, Pandurska, my niemal nigdy nic nie kupujemy w polskim sklepie. Byliśmy kilka razy po kiełbasę, ale ceny jakaś masakra, i szału z asortymentem nie ma. Zresztą mnie tu z żarcia nic nie brakuje, mam wrażenie, że niemiecka kuchnia jest do polskiej bardzo zbliżona, a bawarska to już w ogóle. Polskich jabłek sklepach tu nie widziałam. Też tęsknię za ich smakiem i teraz też przywieźliśmy dwie duże siaty z PL. I również ubolewam, że przywożą jej z Chille lub Nowej Zelandii  🤔wirek: , a z Polski już się nie da.

Bardziej niż jedzenie brakuje mi czegoś w rodzaju Empiku, uwielbiam księgarnie i książki. Na szczęście w dobie ebooków to już nie jest takim problemem.

Co do Australii, ciężki temat. Miejsce faktycznie cudowne, ale trudno tam się dostać. Moja koleżanka - magister fil. angielskiej, walczyła chyba z 5 lat o pobyt stały (już będąc na miejscu na studenckiej wizie), w końcu stwierdziła, że pozostało jej tylko znalezienie Australiczyka za męża. A że się nie znalazł, wróciła do Polski. Choć wciąż mówi, że jej serce na zawsze będzie już tam.
Lotnaa Chyba zartujesz z tym Arbeitsamtem?! Wczoraj rano w radio podawali, ze ukrecili iles tam milionow euro nadwyzki i nie wiedza, co z tym poczac. Ponad to zatrudniaja na potege nadal, bo moja kolezanka zalapala sie tam z jednego z najnowszym  naborow. Zawsze mozesz zrobic jakis Ausbildung. W cenie sa np. technicy dentystyczni- akurat moja kolezanka z Polski przenosi sie do Monachium z tego powodu. Nie skreslaj sie! A z fil. ang. juz ci pisalam, ze znam kilka osob, ktore jak najbardziej sie odnalazly i pracuja "w zawodzie". Znam np. jedna nauczycielke ang. w gimnazjum, jedna tlumaczke (Polke 100%!) i konsultantke AuPairek. Da sie!

CzarownicaSa Ok, to faktycznie tylko jeden przypadek, ale najbardziej mi znany i do tego bliski. Znam natomiast Australijke, ktora nie lubi swojego panstwa i odnalazla sie swietnie w Niemczech  😎

Gienia-Pigwa Wiesz co, mi nawet jablka z Alnatury nie leza. Denn's Biomarkt tez miewa calkiem ok w asortymencie, ale to ciagle nie jest to. Moje rozterki jablkowe maja szanse sie rozwiazac niebawem wraz z zasadzeniem wlasnej jablonki w ogrodzie  😎 A pierogw przyznam sie bez bicia, ze nienawidze lepic. Moja mama tez jest pierogowa tylko od swieta, wiec pozostaje mi kupic sobie czasem dla smaku.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
07 stycznia 2017 10:06
No i dlatego przekonam się mam nadzieję na własnej skórze jak to jest, bo co człowiek to opinia 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
07 stycznia 2017 10:13
Pandurska, wow, a to ciekawe! Znajoma niedawno przerabiała temat i musiała na rzęsach stanąć, żeby dofinansowali jej szkolenia. I wykręcali się uchodźcami własnie, że kasy nie ma itd. Warto wiedzieć, dzięki! Mam nadzieję, że dostaniemy tem miejski żłobek, mogłabym coś ruszyć.

Edit: a co do anglistów, to może miałam pecha, albo mają tu prawdziwą fiksację na punkcie native'ów. Dwa razy aplikowałam do PRZEDSZKOLA - mam wykształcenie pedagogiczne, pisałam pracę z multiculti itd, i co - gucio - odpisywali, że bardzo żałują, bo wszystko cacy, ale oni muszą mieć native speakera. W ogóle, paradoksalnie anglistą chyba łatwiej znaleźć pracę zagranicą w UK niż w innych krajach - tam oni są bardziej otwarci na inne akcenty itd. Mam dwie znajome, które pracuję w UK i Irlandii na uniwerkach, po studiach tam i ze sporym już doświadczeniem - na kontynencie wciąż spotykają się z murem. Dziwne to.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się