Sprawy sercowe...

Met a gdyby było na odwrót: mąż nadużywa alkoholu, żona go prosi, funduje odwyki/terapie/grupy wsparcia, stara się jak może żeby przestał, bo ma już dość i sie brzydzi tego kim się stał, ale on i tak woli walić wódę z kumplami, więc ona w końcu odchodzi mimo, że nie bije jej/nie przepija majątku itp.

Czy miała do tego prawo, bo przecież on się tylko biedny zaniedbał?

Przecież bera podał tylko przykład 🙂

azzawa, KAŻDY, ale to KAŻDY ma prawo odejść od KAŻDEGO, jeśli ma taką potrzebę. Nawet nie musi mieć powodu sprecyzowanego. Wystarczy, że tak czuje.

To... chyba... normalne 🤔

edit: ja Berę bardzo lubię i przypuszczam, że ona o tym wie 🙂 Przecież nie piłam do niej, taka refleksja mi się nasunęła. Na pewno przede mną Bery nie trzeba bronić 😍
busch   Mad god's blessing.
10 grudnia 2016 21:03
Muszę się wstawić za Muchozol, . Byli u mnie z mężem i widać jak mąż patrzy na nią z taką... czułością. Nie jak napalony małolat tylko tak jak czasem patrzą na siebie starli ludzie. Może właśnie im się trafiła taka relacja, gdzie nie ma miejsca na osoby trzecie. Wg mnie tylko pogratulować.


Ale ja akurat tą część rozumiem doskonale. To, co dla mnie brzmi naprawdę nieszczerze, to takie "ależ oczywiście kochanie, że ona jest brzydka. Co, ma piękne blond włosy, świetną figurę? Ależ to mi się za grosz nie podoooba!" i tym podobne. To chyba normalne że nie uważam że jestem dla swojego chłopaka najpiękniejsza na świecie, bo na tym samym świecie żyje sobie taka Scarlett Johansson 😉. Nie wywołuje to we mnie żadnych emocji bo kocha się osobę, a nie tylko jej wygląd.
Met, z wzajemnością. 😉. Ale nie zgadzam się, że zawsze baby winne. Równouprawnienie mamy.

busch, myślę, że nadal pijesz do tematu zen. Wg wielu jest śliczna. Ja też tak uważam. Co nie znaczy, że musi się podobać 100% facetów. Zawsze będzie odsetek, który ma inne preferencje. Czasem mój mąż powie o kobiecie, że jest ładna. I wiesz co? Zadziwia mnie, bo to są kobiety wg mnie o bardzo przeciętnej urodzie. Żadne takie, które ja bym uważała za preferowane przez facetów.
Met ale nie, nie, nie chodziło mi o to że się jej czepiasz 🙂 tylko w jej przykładzie była akurat kobieta jak ta "winna" więc Twoja pogardliwa opinia o "biednych facetach" wydała mi się krzywdząca bo przecież każdą sytuację da się napisać w drugą stronę.

Ja bym też się zapewne rozstała (albo nasze wspólne życie bardzo by ucierpiało) gdyby mi się facet rozdął jak bania i nie chciał z tym kompletnie nic zrobić. I to nie dlatego, że kocham go tylko za wygląd, ale spasienie się z lenistwa jest dla mnie od pewnego momentu koszmarnie obrzydliwe (teraz możecie mnie ukamienować za nietolerancję) 😉
.
azzawa, ja nie będę kamienować. Sama próbuje namówić męża na to, żeby się wziął za siebie. I to chyba naturalne, że chcemy mieć atrakcyjnego wg naszej definicji partnera.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
10 grudnia 2016 22:26
Początek mojej bliższej znajomości z moim mężem: "Wiesz co? Przystojny to Ty nie jesteś. Właściwie, to jesteś brzydki, ale mnie się podobasz". Mistrzyni dyplomacji.  🤣 I tak już bujami się w małżeństwie od lat 10, a w związku od 13. A znamy się 16. Jego ideałem urody jest Sandra Bullock, dla mnie po prostu brzydka, zwłaszcza z tą prostokątną twarzą. Ale... z niego też nie jest Allan Rickman ani Banderas.  😁 I tak, potrafimy sobie powiedzieć, że woleliśmy siebie sprzed 10 lat (i 10 kg mniej), ale nadal jesteśmy razem i usiłujemy coś z tym zrobić. Nie mamy też problemu z powiedzeniem, że fajnie byłoby gdybyś miał/a figurę jak ten/ta facet/dziewczyna.
smartini   fb & insta: dokłaczone
10 grudnia 2016 23:24
azzawa, akurat nie porównywałabym alkoholizmu do przybrania kilogramów. Alkoholizm to choroba psychiczna więc dopóki utycie nie jest związane z jakąś chorobą to sorry, ale to dwa różne światy i dwa różne problemy i porównywanie ich jest totalnie od czapy. A jak zrozumiałam, w rozmowie chodziło o kobiety, które się zaniedbały w trakcie związku, nie chciało się iść na siłownię za to pączki wchodziły jakoś lepiej niż sok z jarmużu i pietruszki
fajny tekst w tym temacie jest tu: http://bezfartuszka.pl/moja-dziewczyna-sie-roztyla/
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
10 grudnia 2016 23:46
Tyc można, bo sie ktos kompulsywnie obiada, a to juz jest zaburzenie 😉
smartini   fb & insta: dokłaczone
11 grudnia 2016 00:48
JARA, ale ja napisałam, że dopóki nie tyje się z powodu choroby. Kompulsywne jedzenie to zaburzenie odżywiania=choroba, więc nie o tym mowa. Ale szczerze, ile osób najzwyczajniej w świecie się zapuściło? 😉 sama miewałam gorsze okresy i się musiałam zaczynać kontrolować, nie jestem święta więc kamieniem rzucać nie będę. Natomiast przyrównywanie zapuszczenia się (niechorobowego powtarzam) do alkoholizmu to jak porównywanie zarysowania zderzaka do czołówki z ciężkarówką :/
Jakie dyskusje 😀
Wiecie, ja wam powiem - i tak nikt nie przewidzi co się może stać. Ileż to "historii życia" usłyszałam jakiś czas temu. Ładne, zadbane, inteligentne (niektóre jeszcze bogate) kobiety - po rozwodzie, facet poleciał za inną bądź stwierdził, że nie chce "marnować" życia, chce poczuć się wolny i pokorzystać z uciech różnych; zaniedbane, zapuszczone i otyłe kobiety - po rozwodzie (no, ewentualnie jeszcze wdowy); młodzi, przystojni, inteligentni faceci - po rozwodzie, żona poleciała na swojego szefa/na młodszego/wyjechała za granicę i już tam została z Niemcem/Turkiem/Hiszpanem/Włochem/etc,...
Żony wiedzące o notorycznych zdradach swoich mężów, ale i tak z nimi będące, bo cośtam; Żony "ano bije czasem, bije, ale to się zdarza, wie pani, w małżeństwie"; stare kawalery "no miałem 4 dziewczyny w życiu, ale coś nie pykło".... Bogate kobiety "a ja się nie chajtam, mam kochanka, to mi starczy".... Każdy przypadek jest tak indywidualny w dzisiejszych czasach, że aż zgroza czasem bierze.
Dlatego mnie się widzi, że 1) trzeba ze sobą umieć szczerze rozmawiać o swoich potrzebach, lękach, oczekiwaniach.... 2) nie ma co trzymać się czegoś kurczowo, na siłę i wbrew sobie.
Trochę to czasem smutne, ale... choć w ostatecznym rozrachunku los i tak zrobi po swojemu, i tak.
Sankaritarina, podpisuję się obiema łapkami.
Szczególnie pod tym punktem 1 - rozmawiać! komunikować się jasno, konkretnie i na zasadzie "powinien / powinna się domyślić", z miłością i delikatnością ale mówić sobie o wszystkim. Znać siebie samego, dawać się poznać partnerowi i poznać jego. Nie liczyć na "on/ona się dla mnie zmieni". Poznać i zdecydować czy jesteśmy z taką właśnie osobą, z jej zaletami i wszystkimi wadami. Nie opierać się tylko na tzw. ogólnie przyjętych normach moralnych czy wyznacznikach religijnych, ale opierać się na nich i na wspólnych ustaleniach. Ważne by mieć wspólną, jednolitą hierarchię wartości i podejście do życia (typu podejście do pracy zawodowej, do posiadania i wychowywania dzieci, relacji do własnych rodziców, do pieniędzy, do przeprowadzek, do seksu, do spędzania wolnego czasu...).
A tego bez rozmów się o sobie człowiek nie dowie.
smartini, wbrew pozorom otyłość bardzo często bierze się z chorób tarczycowych. Bardzo często słyszę "ta to się zapasła" o dwóch baaaardzo otyłych znajomych. A wiem, że obydwie są bardzo schorowane. Z guzami na tarczycy włącznie. Łatwo kogoś ocenić, zwłaszcza jak się nie zna jego zwyczajów żywieniowych. Jedna z nich jest cukiernikiem, więc dodatkowo ludzie gadają. A sama słodyczy nie je, bo nie lubi.
Jeszcze otyłość poza walorem estetycznym nikomu krzywdy nie robi. Natomiast alkoholizm często wiąże się z agresją, zawalaniem obowiązków, przepijaniem kasy. I o ile alkoholik wyrazi chęci ma dużo łatwiej się leczyć niż otyły. Ma więcej wsparcia i nie wymaga to wysiłku poza silną wolą.
Gillian   four letter word
11 grudnia 2016 09:11
Melduję, że po serii ohydnych, pełnych jadu smsach jest mi lepiej. Dostałam taką wiązankę przykrości, że naprawdę nie wierzyłam w to co widzę. Jest mi smutno. Faceta poznaje się po tym jak kończy... 🙁 rozczarowanie życia 🙁
Gillian, fatalnie, ale pomyśl, że to już za Tobą. A przed Tobą wspaniałe życie, którego będziesz kowalem.



Przepraszam, jeszcze się rozwinę, bo mi myśli krążą po głowie. 😉

Z moich obserwacji wynika, że jednak większość rozwodów wynika z nieznajomości siebie samych i siebie nawzajem. Że nagle, na którymś etapie małżeństwa nagle odkrywane jest coś, z czym ta druga osoba nie może pogodzić. Okazuje się, że małżenstwa czy partnerzy powiązani wieloletnim wspólnym życiem nie dogadali się w sprawie tego czy chcą mieć dzieci. Albo ktoś zaskakuje kogoś pomysłem przeprowadzki na drugi koniec Europy. Albo jedno ma duże potrzeby seksualne i dla niego to głównie aspekt fizyczny, a dla drugiego seks to swoisty obowiązek i tylko uczucia mobilizują go do czynów...
Przy czym... sami "problemo-dawcy" nie potrafią wcześniej zająć stanowiska względem tego problemu.

Wiem, że mi często zarzucacie, że zbytnio analizuję, że dzielę na czworo. I być może przesadzam. Ale nie rozumiem jak można nie rozmawiać samemu ze sobą, jak nie wyobrażać sobie różnych sytuacji i nie pomyśleć jakbym się w niej zachowała / zachował. Czy ludzie się tego wstydzą? Często mam wrażenie, że tak właśnie jest - wstydzą się przyznać przede wszystkim sami przed sobą, że w poglądach odbiegają od tzw. normy. Np. że jest się domatorem, który woli spędzić sobotę pod kocykiem, a nie być aktywnie-fit. Albo, że chciałoby się mieć troje dzieci i rodzinne obiady w niedzielę. Albo, że chciałoby się podróżować bez względu na to jak się dzieje w portfelu i to, a nie stabilizacja i kupienie mieszkania na kredyt jest celem życiowym. Że lubi się to czy tamto w łóżku... itp, itd.
A najpierw trzeba te różne "odmienności" zaakceptować w sobie, by móc wprost o tym mówić innym.
Ascaia, ludzie dorastają i rozwijają się. A to często znaczy zmiany poglądów, priorytetów, pojawianie się w życiu tematów, o których kiedyś nie miało się pojęcia, że będą ważne, przeżywanie różnych doświadczeń, które nas zmieniają. I w ten sposób czasem pojawiają się różnice nie do pogodzenia.
Gillian strasznie mi przykro 🙁 Kibicowałam wam od początku.

busch tak na logikę - gdyby kobieta pokroju zen podobała się mojemu mężowi (bo tak jak bera7 mam wrażenie, że nadal pijesz do tego tematu), to nie byłby ze mną. Porównaj sobie jej wygląd, a mój. Przecież to dwa zupełnie różne światy.

Rozumiem ze laski pokroju zen ustawiają się do niego w kolejce? 😉
Murat-Gazon, to na pewno - ludzi zmieniają się psychicznie, fizycznie, zmieniają się ich potrzeby w jakimś zakresie.
Ale... wydaje mi się, że takie drastyczne zmiany to jednak raczej w filmach i książkach. Że to pojedyncze przypadki gdy domator odkrywa w sobie włóczykija albo na odwrót. Ludzie się zmieniają, ale w swojej strefie hierarchii wartości. No i przyznaję, że nie rozumiem zbytnio tej niemożliwości przewidzenia różnych, przeróżnych sytuacji życiowych. Ile wyobraźni, tyle scenariuszy można przerobić w głowie. I wyrobić sobie jednak pogląd, i podzielić się nim z drugą osobą.

Druga sprawa, że jest ogrom rozwodów rok czy dwa lata po zawarciu małżeństwa. I to zawieranych przez osoby 30-letnie czyli takie, które powinny mieć w miarę ogarnięte w głowie jaki styl życia i wartości preferują. Więc tu chyba trudno o jakieś drastyczne zmiany... 

W kwestii zmian to najbardziej usprawiedliwione są zmiany libido u kobiet - to rzeczywiście jest nie do przewidzenia, co zgotuje natura w równowadze hormonalnej w miarę upływu lat i ewentualnych ciąż.
Chociaż część libido siedzi też w głowie...
Melduję, że po serii ohydnych, pełnych jadu smsach jest mi lepiej. Dostałam taką wiązankę przykrości, że naprawdę nie wierzyłam w to co widzę. Jest mi smutno. Faceta poznaje się po tym jak kończy... 🙁 rozczarowanie życia 🙁

Przynajmniej teraz wiesz, że rozstanie ujawniło jego prawdziwą twarz.

Znam osoby przy kości, które odnalazły znacznie chudszych partnerów. Ci zaś, uwielbiają ich krągłości. Oczywiście, jeżeli komuś już na początku przeszkadza waga to nawet bym nie radziła się pakować w taki związek, bo naprawdę nie wszyscy mają za priorytet być jak patyk (wyolbrzymiłam). Ja na ten przykład mam problem, aby przytyć.  😉
Ascaia, nie do przewidzenia są choćby zmiany w kwestii chęci/niechęci posiadania dzieci. Partnerzy deklarują określone poglądy, prawdziwe na dany moment. Ale jaką masz gwarancję, że za 2/5/7 lat komuś się drastycznie i totalnie nie odmieni np. i zdeklarowana przeciwniczka dzieci nie zapragnie jednak dziecka mieć? A różnica w tej kwestii jest nie do przejścia i moim zdaniem rozwali każde małżeństwo.
A poza tym mówi się, że "tyle wiemy o sobie, na ile nas poznano". Nie zawsze nasze wyobrażenia, co zrobimy, jeśli... mają jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość, kiedy ona się wydarzy.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
11 grudnia 2016 10:02
Gillian przykro... szkoda że po rozstaniu takie rzeczy wychodzą, jakby nie można było tego zrobić z klasą i spokojnie... bardzo przykro 🙁


Moim zdaniem jest też coś, na co nie mamy wpływu- człowiek z czasem dojrzewa, dorasta, zmienia się tak czy inaczej. Jeśli poznało się frywolną 18-nastkę i z nią związało, to po kilku latach, urodzeniu dzieci, ustabilizowaniu się i zmiany trybu życia ta osoba nie jest już frywolną 18-nastką tylko najczęściej dojrzałą, zaradną kobietą po dajmy na to 30-tce z zupełnie innymi priorytetami, którymi nie są dobra zabawa, całe dnie w łóżku i imprezowanie. I są mężczyźni, którzy się z tym pogodzą bo sami dojrzeli i mają podobne priorytety, a są i tacy którym się to nie spodoba i będą narzekać "bo kiedyś byłaś inna".
I z takim czynnikiem ciężko walczyć. Bo dojrzałość to raczej ciężko zmienić, a i nie sądzę że powinno się.
smartini celowo napisałam NADUŻYWA a nie ALKOHOLIK, celowo dodałam że nie wiąże sie to z rękoczynami/przepijaniem kasy itp. 😉 Wiadomo można się wykłucać godzinami gdzie się zaczyna a gdzie kończy alkoholizm - granica jest przecież badzo bardzo płynna. Niestety bardzo wiele osób (w tym przypadku akurat 100% mężczyzn) których notorycznie ponosi melanż weekendowy/wyjazdowo służbowy i nie są to bynajmniej studenciaki bez odpowiedzialności i rodziny - dobrze zarabiają, a po alkoholu wstępuje w nich dusza towarzystwa i braterskości do całego świata, niemniej ja na miejscu ich dziewczyn i żon czułabym się zmęczona i rozczarowana i zdecydowanie nie chciałabym spędzać weekendów sama podając rosołek i niańcząc dzieciaka bo pan tata jest niedysponowany. Znam tylko jeden przypadek- mojej bliskiej przyjaciółki, która kopnęła przyszłego męża (ślub był w drodze) bo pomimo 1,5 roku próźb/gróźb i ofert pomocy nie chciało mu się ogarnąć i był na dobrej drodze do poważnych problemów. Nasze towarzystwo było oburzone - jak to? planuje ślub, a nie jest w stanie wytrwać u boku biednego Krzysia, pewnie wcale go nie kochała i znalazła sobie pierwszy lepszy pretekst żeby go zostawić wredna zołza, bo przecież nie bije, kase przynosi itp  🤔 jeszcze biedny Krzyś na prawo i lewo opowiadał że zniszczyła mu życie bo on ją tak straaaaasznie kochał... masakra! (a tak sie skłąda, że Krzyśka znałam dużo dłużej i lepiej niż Gośkę i jego brak chęci do zmiany wynikał z tego ze jej nie wierzył, ze będzie miała odwagę go zostawić)
Chodziło mi o sytuacje, których nie da się obiektywnie przypisać jako skrajnie złych (wszak babka jest tylko gruba, a narzeczony przyjaciółki popijał tylko od czasu do czasu - da się z tym żyć). To nie jest kwestia zmarszczek czy łysiny - to przecież normalny proces i jak ktoś się rozstaje, bo żonie cycki zaczęły wisieć, a mężowi brzuch wyszedł to jest mocno... niepoważne (przecież nikt nie jest na tyle upośledzony, żeby nie zdawać sobie sprawy jak wygląda proces starzenia i że wszystkich nas dotyczy)
Ale ludzie nie robią się przecież grubi (w sensie tak patologicznie) czy zapijaczeni z automatu na starość, i mnie chodzi tu o przypadki kiedy komuś się ewidentnie nie chce nic z tym zrobić bo mu wygodnie/jest leniwy/czy nie bierze sugestii partnera na poważnie. Jak mam się dobrze dogadywać z partnerem, który ma wywalone na mnie?
Przecież choroba tarczycy to coś zupełnie innego niż niechciej! 😉
Murat-Gazon, nie do przewidzenia? Oj... moim zdaniem jednak to czy się chce mieć dzieci jest do skonkretyzowania dość wcześniej. Tylko trzeba być szczerym ze sobą. Dużo dziewczyn się zarzeka "ja nie, dzieci śmierdzą", bo... bo to takie modne być kobietą wyzwoloną. I taki się rzeczywiście później "zmienia". Ale to się naprawdę daje wyczuć czy to tylko poza, czy dziewczyna naprawdę nie ma potrzeby macierzyństwa (bo takie też się zdarzają oczywiści, normalne, nic co ludzkie... )
I co tego powiedzenia = nie zgadzam się z nim. Po prostu się nie zgadzam. Oczywiście mam tylko 33 lata, ale można też powiedzieć już 33 lata. Naprawdę jestem przekonana, że jeśli ktoś u mnie i nie wstydzi się ze sobą samym rozmawiać to jednak rozumie swoje meandry myślenia, zna  swoje poglądy i reakcje, a w związku z tym jest konsekwentny w ciągu "myśl-działanie".

CzarownicaSa, no my z Murat właśnie o tym.
Ale podałaś przykład 18-latki... Śluby nastolatków to jednak głównie z powodu wpadek. I tak, takie małżeństwa z nacisku sytuacyjnego rozpadają się powszechnie. Nic dziwnego. Niczego innego się nie spodziewam po takich historiach. Ot, przykład z ostatniego roku - moi znajomi. Nasza wspólna koleżanka zaczyna mi mówią, a słyszałaś, że M... się... i dokończyłam za nią "rozwodzą się? o, i tak dług wytrzymali się, dziwiłam się długością ich małżeństwa" - nic mnie to nie zaskoczyło. To nie te czasy, żeby wchodzić w związki tak wcześnie. Tak samo jak sceptycznie podchodzę do trwałości małżeństw, które nawet nie wpadkowo, ale są ze sobą od liceum, są swoimi pierwszymi i jedynymi partnerami... Właśnie za mało dojrzałości, za mało poznania siebie, za mało doświadczeń w "otwartym" polu...
I oczywiście niedojrzałością oraz zwyczajnym brakiem inteligencji i inteligencji emocjonalnej jest oczekiwanie, że 20-latka będzie tym samym człowiekiem co 40-latka. To jest tak oczywista oczywistość, że... no chyba nikt tego nie oczekuje i nie powie czegoś takiego na poważnie? 😉
I o ile alkoholik wyrazi chęci ma dużo łatwiej się leczyć niż otyły. Ma więcej wsparcia i nie wymaga to wysiłku poza silną wolą.


Miałam Cię za naprawdę mądrą babkę (dalej mam) a tu wyskakujesz z takim średniowiecznym poglądem? Nie, nie mają łatwiej, pomocy znikąd ... I to nie "kwestia silnej woli" tylko ogromna walka do końca życia ... Miałam ludzi z takim problemem w bliskim otoczeniu i trochę widziałam ... I z ogromnej grupy alkoholików znałam tylko dwóch trzeźwych ...
I żeby było w temacie obaj twierdzili, że bez wsparcia żon nie dali by rady ...
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
11 grudnia 2016 10:34
Ascaia odnoszę się ogólnie do związków, nie patrzę czy ślub czy nie. I w moim otoczeniu jest masa związków, gdzie partnerzy poznali się za młodu- w wieku 18-20 lat. Podaję przykłady z własnego podwórka bo takie znam 😉 I widzę, że w takich związkach bywa naprawdę różnie- albo partnerzy dorastają razem i ich priorytety zmieniają się wspólnie, albo właśnie któraś ze stron zaczyna narzekać bo druga dojrzewa a ona nie i wtedy najczęściej związek się rozpadał.
Natomiast w przypadku osób dojrzałych(25-30 lat) związki jednak się udają, bo są na tym samym "etapie rozwojowym".
Choć znam i takich mężczyzn, którzy grubo po 30-tce dalej chcieliby mieć frywolną 18-nastkę za partnerkę 😉 Tylko tutaj zderzają się najczęściej z rzeczywistością, bo takie dziewczyny zwyczajnie ich nie chcą.
SzalonaBibi, bera to nie jest porównywalne, naprawdę bez sensu licytować się o "trudność".
Rozumiem co bera miała na myśli - znając z autopsji problem otyłości i z bliskiego otoczenia problem alkoholizmu. SzalonaBibi, mimo wszystko uwierz, że odzyskanie i utrzymanie wyglądu to dla wielu osób bardzo trudna sprawa, często silna wola nie wystarcza. Z alkoholem... bo tak właściwie to są dwie sprawy - są pijacy i są alkoholicy. Znam "pijaków", którzy z dnia na dzień odstawili alkohol, chociaż go bardzo nadużywali. I znam alkoholików, gdzie to rzeczywiście walka i troska na całe życie.
Tak jak jest otyłość z lenistwa i nieumiarkowaniu, i otyłość wynikająca z choroby.
Ale naprawdę nie można porównywać problemów - ilu ludzie, tyle historii, tyle barier psychologicznych, tyle odczuć i bólu.
Ascaia, wydaje mi się, że człowiek poznaje siebie całe życie, z wiekiem pod wpływem różnych czynników jednak się zmienia. Czasem są to zmiany gwałtowne czasem powolne. Niestety nie zawsze pary zmieniają się w tym samym kierunku. Często też ludzie przez wiele lat ukrywają pewne cechy. Z miłości udają kogoś innego niż są i to potrafi trwać latami.

SzalonaBibi, też znam alkoholików pijących i tych trzeźwych od wielu lat. I nadal uważam, że mają więcej wsparcia jeśli chcą walczyć. Od lekarzy, bliskich. Ogólnie wsparcie społeczne jeśli walczą z nałogiem. To ciężka walka, ale tylko w ich głowie. Dla otyłego nie ma tyle zrozumienia. Lekarze każą "mniej żreć", domownicy wpierdzielają pizzę obok walczącego z liściem sałaty. Nie ma grup wsparcia tak popularnych jak AA. Otyły oprócz własnej głowy musi się zmagać z ciężką fizyczną pracą nad sobą. Wystarczy poczytać na naszym forum zmagania dziewczyn. Ile siły wkładają w walkę o kolejne kg. Idą do cioci na imieniny i zamiast fit sałatki dla wsparcia otrzymują na talerzu ciastko z kremem. Jakoś nie widuję w gronie rodziny by przed alkoholikiem stawiać kieliszek i wódkę przed nosem.

Gillian, przytulam.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
11 grudnia 2016 10:44
I pamiętajmy, że dużo zależy od środowiska. Bo o dziwo zdecydowanie łatwiej zaakceptować ludziom, że ktoś jest na diecie i na imprezie nie zje pizzy niż zaakceptować, że nie pije alkoholu "bo z nami się nie napijesz?!" "daj spokój, to tylko jedno piwo!" "no chodź, jeden drink nie zrobi z Ciebie alkoholika!"...
CzarownicaSa, może w gronie młodych ludzi na imprezach jest namawianie. Ale tam gdzie o kimś wiadomo, że ktoś jest uzależniony raczej nikomu nie przyjdzie do głowy proponować. Mało tego znam domy, w których nikt nie pije w domu alkoholu, nie trzyma go w barku żeby właśnie nie robić smaku temu, który walczy z nałogiem. Jeśli któreś z dorosłych dzieci ma ochotę na piwo czy wino to idzie do baru/znajomych. W domu nawet w święta nie ma lampki wina. A na sylwestra soczek.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się