Mój dziś ze stajni tak ochoczy wychodził w teren jak nigdy. Żadnego ociągania się. Tempo jak takie, które zwykle mamy podczas powrotu.
A jak już zaczęliśmy biegać, to nie ma zmiłuj się. Latał, jakby od tego zależało jego życie. Nie było sensu się z nim szarpać. Musiał się wylatać, tydzień nie chodził pod siodłęm.
I dla odmiany zamiast ciągle ja na koniu, to sama końska noga.