Sprawy sercowe...
Nadal piszesz, że nie chcesz tego kontaktu i masz nadzieję, że się z czasem wyciszy ale z jego strony, bo sama... Nie wiem właśnie, nie chcesz być tą złą? Dla mnie postąpiłabyś właściwie, gdybyś szczerze napisała o co Tobie chodzi, a nie mydliła oczy chłopakowi. Osobiście nie lubię tego typu zagrań, bo są zwyczajnie... tchórzliwe. Decyzja jest, a działań już mniej. Tzn. ja rozumiem, że nie chcesz mimo wszystko zostać sama, ale odpowiedz sobie na pytanie czy on jest tą osobą, która by Cię wsparła w jakimkolwiek momencie i czy możesz na nią liczyć?
Takie znajomości się trzyma, a nie takie co są problematyczne.
I nie bierz tego do siebie, bo to nie jest pisane w żadnym złym tonie.
Spokojnie nauczyłam się nie brać rzeczy do siebie a bardziej myśleć nad tym co widza inni. Można mi wszystko powiedzieć byleby nie chamsko 😀
I tak On jest taka osoba, ktora mnie wesprze. Wiem, że gdyby mi się krzywda działa to natychmiast sam by przyjechał albo postawił na nogi pół Lublina.
Nie raz już udowodnił, że można na niego liczyć.
Problemem jest moje uczucie, które nie chce wygasnąć.
Sonika, a nie możesz mu napisać wprost? Rany, czemu ludzie tak wszystko komplikują.
:winko:
Sonika no kurde, nas to możesz okłamywać, ale oszukiwanie samej siebie jest okropne w skutkach (wiem, widzę po moim byłym ukochanym zdradzającym mnie facecie, który nie może sobie tego wybaczyć znacznie bardziej niż ja jemu 😉). Rozmawiacie raz na rok, wstydzisz się powiedzieć mu o swoich uczuciach ale jak stanie się coś złego to od razu mu powiesz? A on ma głęboko w czterech literach kontakt z Tobą ale postawi na nogi pół Lublina? I zupełnie nie o niego chodzi ale i tak zrobisz sobie tatuaż upamiętniający swoją pierwszą miłość?
Kobieto szkoda życia, młoda jesteś, korzystaj 😉 Jak kochasz to powiedz że kochasz, jak pyta czemu się nie odzywasz a Ty ewidentnie masz z tym problem to po prostu mu o tym powiedz. Co tu jest do ukrywania?
Sonika, zamiast tak sie rozwodzić, analizować i spuszczać nie wystarczyło mu odpowiedzieć, że nie masz czasu i tyle? 😂
To by mówić wprost jaki jest stan rzeczy popieram w 100%.
Za to wszelkie rady typu "odetnij się od niego" - tego nigdy nie zrozumiem.
Ascaia, czasem tak jest najlepiej gdy jedna strona się zaangażuje uczuciowo a druga nie. Zwłaszcza my, kobiety mamy tendencję do dzielenia włosa na czworo. Każde słowo czy gest faceta, w którym jesteśmy zakochane tak sobie sprytnie w głowie przestawiamy, że dają nam nadzieję. A facet albo jest ducha winien, albo wykorzystuje nas jak mu wygodnie.
Kiedyś spotykałam się z facetem, który świetnie prowadził gierki. Raz leciał 40km o jakiejś szalonej godzinie nad ranem, by mnie zobaczyć i wypić kawę na stacji zanim wyjadę na kilka dni a innym razem umawiał się na kino i wystawiał w ostatniej chwili. Szybko panu wyjaśniłam, że nie dam się wciągać w huśtawkę. Do dziś średnio raz w roku dostaję od niego dwuznaczną wiadomość. A z fb wiem, że od kilku lat jest w związku i właśnie urodziło mu się dziecko. Ot taki typ flirciarza, który robi to na tyle wprawnie, że kobieta nawet nie wie kiedy jest to flirt a kiedy koleżeńska wymiana zdań.
Ja tam zawsze odcinałam się od toksycznych znajomości, od facetów, którzy burzyli mój wewnętrzny spokój. Nie wiem co w tym dziwnego, to typowy mechanizm obronny. Nigdy źle na tym nie wyszłam, wręcz uważam, że dzięki takiej postawie chroniłam siebie, nie jestem też samotna.
bera7, no może i racja. W końcu mówią, że zakochanie to stan ograniczonej poczytalności 😉 Nie mam doświadczeń, nie byłam zakochana, zawsze umiem sobie wytłumaczyć co i jak. Więc pewnie tego nie rozumiem. Tego "burzenia wewnętrznego spokoju" jak napisała Cri
safie Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
27 września 2016 21:46
Ja od części się odcięłam, a z niektórymi ex czasami lubię pogadać. Nie ma tu znaczenia co działo się w naszej relacji, okazuję się, że partnerzy z nich słabi, ale jako kumple się sprawdzają, ale nie chcę testować czy np. taki K. przyleci z pomocą w środku nocy.
Grunt, że na P. mogę zawsze liczyć 🙂
Ja podobnie. Nie tylko od partnerów ale i od toksycznych znajomych. Nie chcę tracić życia na relacje, które są dla mnie krzywdzące. Wystarczy kilka pytań typu, czy po spędzeniu czasu z tą osobą czuję się lepiej, czy gorzej. I już mam jasność :
Oj tak, też odcięłam się od toksycznych znajomości (i znajomych, i toksycznych facetów). Nagle mnie olśniło, że... nie muszę brać w tym udziału - w gierkach, w takim "jestem obok Ciebie, jestem - a nie, jednak mnie nie ma - a jednak jestem" czy nawet w takich "plotkarsko-obmawiających" gadkach typu "jedna strona nadaje na drugą, potem druga na pierwszą a ja stoję i wysłuchuję". Nie, dziękuję, postoję.
Ja podobnie. Nie tylko od partnerów ale i od toksycznych znajomych. Nie chcę tracić życia na relacje, które są dla mnie krzywdzące. Wystarczy kilka pytań typu, czy po spędzeniu czasu z tą osobą czuję się lepiej, czy gorzej. I już mam jasność :
A może być tak, że w toksycznej znajomości paradoksalnie czujemy się lepiej?
Sankaritarina oj tak, ludzie plotkujący i obmawiający się wzajemnie za plecami to chyba jeden z najbardziej nielubianych przeze mnie typów ludzi. A już najgorsze są te osoby, które obgadują kogoś na siłę choć Ciebie wcale to nie interesuje, a potem jak się wyda/ktoś zapyta w szerszym gronie to zawsze jest "to nie ja mówiłam, to ona" 😵
A może być tak, że w toksycznej znajomości paradoksalnie czujemy się lepiej?
Może. Bo niektóre toksyczne znajomości działają na zasadzie sinusoidy emocjonalnej - od rewelacji do totalnego dna i z powrotem.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2598850#msg2598850 date=1475040652]
A może być tak, że w toksycznej znajomości paradoksalnie czujemy się lepiej?
Może. Bo niektóre toksyczne znajomości działają na zasadzie sinusoidy emocjonalnej - od rewelacji do totalnego dna i z powrotem.
[/quote]
Dokładnie. Ja byłam w takiej relacji od której kompletnie nie umiałam się uwolnić bo było super, a tylko "czasami" źle, mimo iż wszyscy mi mówili, że to bez sensu, że nie powinnam. W końcu jedna sytuacja przelała czarę goryczy i już mija 2 tydzień "wolności" od tej znajomości. Czuję się o wiele lepiej 🙂
Nie wyobrazam sobie jak dlugo dochodzilabym do siebie gdybym od swojego meza sie nie odciela, dla mnie to jakis rodzaj wewnetrznego masochizmu...
Moze kiedys jeszcze bedziemy mieli normalny kontakt, ale poki co to jest absolutnie niewykonalne, obojetnie jak rozsadna i dojrzala bym nie byla. To by bylo dla mnie kompletne rozdrapywanie i jatrzenie ran, a one przeciez maja sie zagoic.
Moja mama od rozwodu również kontaktu z ojcu nie utrzymuje, a ciągle słyszę głosy (także w najbliższej rodzinie), że powinna przestać się zachowywać jak gówniara i mieć z nim normalne relacje (i może jeszcze umawiać się na zakupy z kobietą, z którą ją zdradzał?). 🤔wirek: Zrozumiałabym gdyby chodziło np. o dobro dziecka, ale w tym przypadku jedyne dziecko ma 22 lata, mieszka od kilku lat w innym mieście i może się kontaktować z obojgiem rodziców wedle uznania i chęci.
Mialam jedna taka 'niedokonczona' relacje. Gniotla mnie latami, to odcielam sie i zerwalam kontakt. Na 4 lata, podczas ktorych gniotla mnie dalej raz na jakis czas i czulam, ze mimo calkowitego braku kontaktu i duzego 'przedawnienia', bo niemal 8 lat od rozpadu zwiazku, temat mam nieprzepracowany, niedomemlany i ciagle gniecie. Takie niby nic, ale ofiarowany niegdys storczyk mimo objawow zdychania ciagle byl odratowywany, zamiast pozwolic mu odejsc.
Po 4 latach kompletnej ciszy nastapilo odnowienie znajomosci, bardzo intensywne, ale na stopie czysto kumpelskiej. Bardzo szybko to co gniotlo gniesc przestalo, sentyment odszedl, wspomnienia zblakly zupelnie, a storczyk skonczyl w smietniku ;-)
Relacja kumpelska jak najbardziej funkcjonuje, jest czysta i zdrowa, choc z mojej strony mocno spacyfikowana pod wzgledem intensywnosci.
Zamotałyście mi w głowie. 😉 Zaczęłam się zastanawiać nad tematem.
Tak jak napisałam z zakochaniem nie mam doświadczeń, ale chyba rzeczywiście tak na logikę to przy takich emocjach (np. jak Twoja faith sytuacja) to inaczej nie da się złapać dystansu, jeśli nie zaprzestanie się kontaktu.
Z drugiej strony...
Toksyczna relacja czyli? Chodzi o to, że przy kimś czuję się źle? Że kontakty z kimś powodują obniżenie mojego nastroju? Że mnie krzywdzi?
A to nie jest tak, że w sumie każda osoba, co jakiś czas daje nam taki dyskomfort? Z najukochańszą osobą przecież czasem się pokłócimy...
To co decyduje o tym, że daną osobę, daną relację nazwiemy toksyczną?
Z premedytacją przestałam się kontaktować z dwiema osobami. Wbijały mnie w ciągłe poczucie winy, wbijały mnie w kompleksy. Więc chyba to jest właśnie taka toksyczność? Ale i tak żałuję, że tak wyszło, że nie ma kontaktu. Boli mnie to "skreślenie człowieka" i w sumie chciałabym by te relacje się wyprostowały. Pewnie nie byłabym już w stanie zaufać na tyle, by wejść na taki sam poziom koleżeństwa / przyjaźni, ale jednak... tak, żeby mieć pozytywne kontakty...
Nie, no bardzo mi nie pasuje, żeby odcinać się od ludzi.
Faceci są gorsi niż baby serio, przynajmniej mój nie wie czego chce. Najpierw się awanturowal o pewien temat, kiedy postanowiłam się postarać aby był zadowolony to jest niezadowolony bo napewno do wszystkiego się zmuszam. A jak mówię że chce, pracuje nad sobą i się staram to innych trupów w szafie szuka. Mam dość zawsze mu źle.
Ascaia, u mnie toksyczna znajomość polegała na tym, że ja byłam w stanie zrobić wszystko, byłam pomocna na każde zawołanie, a z drugiej strony było olanie. Że on musi ZAWSZE, a jak ja o coś poproszę, to się wypchaj. No i w sumie taki hmm olewający stosunek. Umawiamy się na wspólne oglądanie filmu, a on cały czas na telefonie z kimś pisze. Za to jak ja gdzieś byłam z kimś innym, to non stop pisał do mnie na telefon... Taki odruch psa ogrodnika... Wiem, można to nazwać jednym słowem - wykorzystywanie. Takie bardzo egoistyczne podejście do znajomości, no ale ja byłam ślepa, wiadomo 😉 Dobrze, że ostatnio była ta kropla, co przelała czarę 🙂 Można by się było zastanawiać czemu to ciągnęłam (oprócz tego, że jestem głupia w tej znajomości), no to były momenty, że się faktycznie troszczył i było fajnie, ale to zdecydowanie były rzadkie momenty...
Toksyczna relacja...
no to zalezy, od naszej osobistej tolerancji zwykle. Sa np tacy ludzie ktorzy autentycznie wysysaja ze mnie wszelka pozytywna energie. I takich unikam jak ognia, nie i juz, za duzo mnie to kosztuje.
macbeth, no ale naprawdę nie zdawałaś sobie wtedy na bieżąco sprawy, że tak wygląda "układ sił" między Wami?
faith, to wygląda tak, że ci ludzie nic pozytywnego Ci nie dają? W jakim sensie Cię to kosztuje? A gdyby powiedzieć sobie - on taki jest, on tak działa na mnie? Czy taka świadomość nie powoduje, że to oddziaływanie się zmniejsza?
Mam obok siebie kilka takich osób, gdzie sytuacja wygląda mniej więcej tak jak napisała macbeth. Oczywiście kumpel/przyjaciel (kumpela/przyjaciółka) to jednak inaczej niż potencjalny "ukochany", no ale też właściwie bliska istota. Po prostu wiem, że tak to wygląda, że ich sposób prowadzenia relacji tak wygląda. Ale mają w zamian jakieś inne zalety. Więc wpisuję ich pewne zachowania "w koszta" i tyle. Wiem na czym stoję, nie mam złudzeń. Jest to moja świadoma decyzja.
Widzę rozpoczęłam dyskusje i fajnie 🙂
Dla mnie toksyczna znajomość to ktoś kto niszczy mnie. Gdy za każdym razem gdy mam się z tym kimś spotkać czuje niechęć i strach co tym razem wymyśli.
Gdy zamiast wspierać (nawet krytyką) to olewa kompletnie lub zazdrość wylewa się mu z oczu i za wszelką cenę próbuje we wszystkim być lepszy.
Toksyczni ludzie to tacy, którzy idą po trupach. Zrobią wszystko, żeby się wybić. Wykorzystują na każdym kroku, a gdy już nie jestem potrzebna to jeszcze nagadają innym i nazmyślają jaka to ja nie jestem.
Z dwoma takimi osobami byłam w" przyjaźni" i teraz nie mam z nimi kontaktu.
I przez nich też później było mi bardzo ciężko zaufać, a każdy minimalny sygnał, że może się historia powtórzyć kończył się zrywaniem kontaktu- tak na wszelki wypadek.
Przez całe gimnazjum i dwie klasy liceum tak było. Dopiero w trzeciej klasie zaczęłam wierzyć, że nie każda osoba musi mieć interes żeby ze mną rozmawiać (choć oczywiście tacy też nadal są). I zdobyłam przyjaciółkę, z którą pomimo, że rzadko rozmawiam to wiem, że zawsze jest.
Relacje z Ł nie nazwałabym toksyczną. Dlatego nie chce jej zrywać. Dogadujemy się, interesujemy wzajemnie co się dzieje. Problem leży w tym, że ja nie umiem przestać go kochać 😵
Dlatego już drugi raz muszę ograniczyć na jakiś czas kontakty, żeby nie zakochać się jeszcze bardziej.
Naprawdę myślałam, że mi przeszło. Nawet pomagałam mu poderwać inną dziewczynę. Wcale mi to nie przeszkadzało, normalna sprawa. A potem bach i chciał mnie pocałować (obydwoje trochę wypiliśmy, zaczęliśmy się przytulać), biedne dziewczę się trochę wystraszyło, odmówiło i uciekło. Na drugi dzień żałowałam bardzo, ale stwierdziłam, że jak raz powiedziałam nie to muszę się tego trzymać. No i uczucie odżyło.
Tym bardziej, że Ł powiedział, że nie chce niczego więcej, nigdy nie okazywał, że może chcieć związku.
Zazwyczaj ludzie nie są dla mnie problemem, szybko widzę jaki ktoś jest. Z Ł jest inaczej, pewnie dlatego też tak mnie do niego ciągnie. 🤣
Tak w skrócie co się stało.
Ascaia No zwykle nie. Albo pozytywy sa znikome. Nie zamierzam poswiecac swojego samopoczucia i energii zyciowej na konto tego, ze moze, raz na jakis czas, otrzymam od kogos cos pozytywnego...albo i nie. Gdyby to mnie nic nie kosztowalo - to jeszcze spoko, mozna ten kontakt ograniczyc czy tam jakos pozostawac wobec siebie neutrualnym. Wtedy jasne - nie widze powodu zeby sie odcinac.
Ale jesli ktos mnie regularnie krzywdzi/sciaga na dno/utrzymuej w jakims wyraznym dyskomforcie, i od swieta podrzuca tylko cos fajnego od siebie... no dla mnie to jest relacja jak z bijacym mezem - bije bo kocha - no nie, bardzo zupelnie nie dla mnie.
faith, o, o. szkoda tylko, że ja np. jestem zmuszona mieć kontakt z taką osobą.. a czuje, że na dłuższą mete ta relacja mnie wykańcza, a póki co nie mam wyjścia. 🍴
Ok. Ale świadomość, że ktoś ma te momenty, że może Cię skrzywdzić nie działa jak tarcza? Nie uodparniasz się na to?
Czyli bierzesz to, co pozytywne, a na to co negatywne jesteś przygotowana psychicznie.
(Przy czym od razu zaznaczam, że to nic nie zmienia w szczerości moich zachowań)
macbeth, no ale naprawdę nie zdawałaś sobie wtedy na bieżąco sprawy, że tak wygląda "układ sił" między Wami?
Mam obok siebie kilka takich osób, gdzie sytuacja wygląda mniej więcej tak jak napisała macbeth. Oczywiście kumpel/przyjaciel (kumpela/przyjaciółka) to jednak inaczej niż potencjalny "ukochany", no ale też właściwie bliska istota. Po prostu wiem, że tak to wygląda, że ich sposób prowadzenia relacji tak wygląda. Ale mają w zamian jakieś inne zalety. Więc wpisuję ich pewne zachowania "w koszta" i tyle. Wiem na czym stoję, nie mam złudzeń. Jest to moja świadoma decyzja.
U mnie to też był bliski znajomy chociaż nasza relacja trochę odbiegała od normy... Tak czy inaczej byłam głupia i ślepa bo chciałam mieć go przy sobie dla tych "fajnych chwil", po prostu tak, byłam (jestem?) głupia. Musiałam to skończyć bo wysłuchiwać żalów, być jak przyjaciel i nie otrzymywać niczego, żadnego (dosłownie ŻADNEGO) zrozumienia? Nie, to nie tak powinno działać... Usłyszałam nie raz, że jestem dla niego ważna, bo marudzi się tylko ważnym osobom, ale co z tego, jak on korzystał z jednej strony tylko, a żeby coś od siebie? Zajmij się sobą 😉 To raczej tak wyglądało. Musiałam boleśnie się przejechać na tym błędzie, żeby w końcu otworzyć oczy.
A gdyby powiedzieć sobie - on taki jest, on tak działa na mnie? Czy taka świadomość nie powoduje, że to oddziaływanie się zmniejsza?
Ja ci to może wyjaśnię na przykładzie bardziej dosadnym, ale może zrozumiesz, gdzie tkwi błąd w takim myśleniu.
"On taki jest, że mnie bije. Czy ta świadomość nie powoduje, że złamane żebra i wybite zęby mniej bolą?"
Przemoc psychiczna boli tak samo jak fizyczna.
Ascaia, a wyobrażasz sobie życie z człowiekiem pod jednym dachem i byciem wiecznie "przygotowanym na to, co negatywne"? Chyba szkoda życia na takie relacje, skoro można być z kimś z kim po prostu będzie się szczęśliwym, zamiast być wiecznie gotowym na oberwanie po głowie.
Ascaia pytanie brzmi po co? po co ciagle sie bronic i znosic? skoro mozna sobie zbudowac zdrowa, pozytywna relacje z kims innym? ktora bedzie rozwijac i dodawać skrzydel 🙂