Postaram się streścić seszelską przygodę tak, żeby nikogo nie zanudzić 😉
Wróciłam zachwycona-krajem, ludźmi, przyrodą. Byłyśmy z trochę innej strony niż stricte turystyczna więc moje opinie mogą być mało miarodajne.
Leciałyśmy Emirates, przez Dubaj. Kolejny raz ogromny plus dla samych linii jak i dubajskiego lotniska. Komfortowo, sprawnie, na czas i miło. Pierwszy raz miałam nieco więcej czasu żeby wyjść i obejrzeć to miasto z bliska - chyba największe z dotychczasowych rozczarowań. Dla mnie koszmarek. Sztuczne, tandetne, epatujące bogactwem w złym smaku i przytłaczające. To by było na tyle o Dubaju z mojej strony.
Na Seszele doleciałyśmy z małymi przygodami bo z kilkukrotnym podejściem do lądowania - warunki były ciężkie a lotnisko lekko przyprawiające o dreszcze. Jak nam później powiedział pilot - na tak krótkim pasie startowym otoczonym z trzech stron morzem i z czwartej górami nie ma miejsca nawet na minimalny błąd dla takiej maszyny jak Boeing 777, który do najmniejszych nie należy.
I tu mój ulubiony dialog, od którego zaczął się nasz pobyt i który idealnie podsumowywał "wychillowany" stosunek do życia tubylców
- eee nie przejmujcie się, to normalne, do niedawna to lotnisko należało do 10 najbardziej niebezpiecznych na świecie ale już nie jest
- super! czyli to znaczy, że je ulepszyli?
- nie, wybudowali na świecie inne jeszcze gorsze 😂
Kwestia zakwaterowania przerosła moje najśmielsze oczekiwania - kolonialny dom z widokiem na własną kilometrową plażę otoczony egzotycznym ogrodem i dżunglą. Cała posesja o dość sporym areale składała się z domu właścicielki, domu dla gości, domu dla służby i stajni. Sama właścicielka to osobny roździał. Ekscentryczna 80cio latka,niegdyś zasiadająca w rządzie swojego kraju, której rodzina od pokoleń zajmowała się handlem niewolnikami. Zelazna dama bezwzględnie zarządzająca swoimi licznymi na wyspie nieruchomościami. Cudowna kobieta!





Same Seszele są krajem niesamowicie spokojnym i pogodnym. Przestępczość praktycznie zerowa. Zaskoczyła mnie czystość ulic i plaż. Tam nie ma czegoś takiego, że ktokolwiek rzuci peta pod nogi albo w krzaki, wielokrotnie byłam też świadkiem sytuacji, kiedy przechodzień zauważał butelkę, papierek i podnosi ł, żeby zanieść do najbliższego kosza. Co jeszcze bardzoo mi się podobało, to fakt, że na całych Seszelach jest konstytucyjny zakaz otwierania fast foodow i dużych marketów, wszystko opiera się na lokalnej gospodarce.
Warto przepłynąć lokalne wysepki. Rajskie krajobrazy, cudowne rafy dla wielbicieli nurkowania. Piękna jest La Digua, na Praslin nie dotarłam bo w dniu, w którym mieliśmy tam lecieć na kilka godzin jakiś uprzejmy pilot postanowił pożegnać się z życiem rozbryzgując się na kawałki na płycie lotniska.
Nie zdążyłam pójść w góry, to zostaje na następny raz 🙂
Konie na Seszelach. Na 115 wysp ten ośrodek jest jedynym ośrodkiem z końmi. Cudowna sprawa - spacery po dżungli, brzegiem morza, pływanie z końmi. Radość nie do opisania. Mimo, że sama wydłubywałam biały piaseczek z zębów kilkakrotnie ( okazuje się, ze utrzymanie się w bikini na oklep na mokrym, walącym barany młodziaku graniczy z cudem :P ) to przygoda była niesamowita!



W 100% polecam rajskie Seszele, wrócę tu szybko! Czy wakacje życia? Nie powiem tak tylko dlatego, że nie lubię zakładać, że nic lepszego mnie już nie spotka 😉 Na ten moment, jedna z ciekawszych podróży. Teraz w planach kierunek RPA->Zambia!
