Po wczorajszym terenie stwierdzam, że konie mam nie złote a platynowe. Moje dwa i trzecią pół-adoptowaną też!
Moja terenowa towarzyszka wybyła nad morze na 2 tygodnie. Zostałam sama z trójcą, wzięłam je wczoraj na krótki teren ku przypomnieniu. Ja, 3ka (pod siodłem, na sznurku i luzak) i pies.
Początek godzina 20. Melduję, że u nas 3 gzy na krzyż 💃

Pojechałam na łąki nieco pogalopować. Psota nawet szczególnie nie próbowała wyprzedzać na sznurku.
Krótki przejazd przez las kamienistą ścieżką. Misiek, świeżo po struganiu, niezbyt chętnie, ale przeszedł sprawnie. Co mnie bardzo cieszy. Takiego strugania się na razie będziemy trzymać. Jutro pojedziemy w butach dla porównania.
Potem dłuższy popas. Próbowałam bardzo mocno, ale to jedyna fotka na której jest cała czwórka - przynajmniej częściowo 🤣

Potem na drogę, którą chciałam sprawdzić już od dłuższego czasu. Dalej między polami świetne trawiaste drogi, które mnie nieco odciągnęły od planowanej trasy. Gdzieś w międzyczasie padł telefon i późno się zaczęło robić. Mniej więcej wiedziałam gdzie jestem, nie chciałam się pakować w nieznany las po ciemku. Zjechałam do wioski o drogę zapytać. Do browaru, stamtąd do domu to już znana trasa. "Jakieś niecałe 2 km asfaltem" powiedziała sympatyczna babeczka. No to jedziem. Starałam się trzymać równolegle do drogi. Na początku było nieźle: były drogi między polami. Trawa teraz wysoka, nieuczęszczane drogi zarastają. Na przełaj też ciężko, w takiej trawie rowów nie widać. W lesie już bardzo ciemno, można się tylko domyślać gdzie jest droga. Niezbyt bezpiecznie. Przebiliśmy się do asfaltu i dalej asfaltem. Przynajmniej tę drogę jakoś widać, gwiazdy świeciły. Jak na złość, odblaskowy terenowy czaprak w praniu, a ja wyjątkowo nie miałam ani odblaskowej kamizelki ani czołówki 🤬 Dobrze, że chociaż rękawiczki odblaskowe wzięłam. Droga mało uczęszczana, a musiało być dobrze po 22. Ciemno się zrobiło kompletnie. W końcu zsiadłam, przełożyłam linkę od Psoty przez kantar Luzaczki i z Miśkiem w drugim ręku szłam. Samochody nas minęły 3, bardzo elegancko zwalniając. Trzeci zatrzymałam, bo zaczęłam się mocno zastanawiać czy jednak nie jestem na trasie na A4 👀 Uff... do browaru było już tylko z 500 m. Chłopaki zapytali czy ściągam uciekinierów. Przyznałam, że to ja przedłużyłam spacer. Nie mogłam zwalić winy na konie, zachowywały się pierwsza klasa 💘
Najdłuższe 2 km w moim życiu. Jak mapa pokazuje jednak jest 4,5 km prosto asfaltówką, bez kluczenia bokami :/ To wiedząc raczej bym zawróciłabym. No nic błądzić jest rzeczą ludzką...
Z browaru skrótem przy lesie (ciemno jak... za to świetliki pojawiały się co chwila) i już byliśmy na asfaltówce przez naszą wieś. Konie tej konkretnej drogi nie znały, bo zawsze jeździmy bokiem szlakiem przez las. A jednak wyczuły bliskość domu. Przez ostatni kilometr tempo jazdy spadło o połowę, bo załączyły tryb "trzeba się koniecznie na wpierniczać trawy na zapas" 🙄
Doczłapaliśmy się do stajni po 23, gdzie już siodłali konie żeby nas szukać 👍
Pies nas pilotował całą drogę, chociaż nieraz mógł śmignąć do domu na skróty ścieżkami za trudnymi dla koni po nocy. Jutro dostanie największą kość jaką znajdę 🙂
Krótki teren rozruchowy okazał się niezłą przygodą 😵 Miejscami lekki stresik był, ale moja wiara w ludzi, konie i psy została podbudowana 😀