Sprawy sercowe...
feno a Wy się nie zaręczyliście przypadkiem jakoś niedawno? Czy coś pomieszałam? 👀
Ja tak trochę z innej beczki, nie zamierzam ustosunkowywać się do kwestii wyjazdu do NY bo to nie na moją głowę w chwili obecnej 😉 Ale.. wielokrotnie pisałyście, że eterowa prawie nie zna gościa, z którym jest niemal od roku. W takim razie jak długo według Was należy podejmować ważne, wspólne decyzje? 2 lata, 5, 10? Kiedy "znamy" partnera na tyle, żeby jechać z nim na koniec świata? Po ślubie? yegua jeśli dobrze pamiętam, Ty chyba wzięłaś ślub bardzo szybko, nie mylę się? I wiedziałaś, że możesz podjąć taką decyzję, prawda? Tak sobie zaczęłam rozmyślać, skoro mówicie, że to dla eterowej za wcześnie 😉
feno zwiewaj gdzie pieprz rośnie 🤔
smarcik to chyba indywidualna sprawa, ja po 4 latach miałam pierścionek zaręczynowy na palcu, po 5 zamieszkaliśmy razem, a po 6 się rozstaliśmy, jedną z wielu przyczyn było to, że druga strona za mocno naciskała na ślub, na dzieci... więc chyba chodzi o to żeby dwie osoby chciały tego samego 😉
safie Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
11 czerwca 2016 20:04
eterowa, jedź jedź tylko Etera mi podrzuć 😉
A tak na serio - nawet niedawno oglądałam ceny najmu mieszkań w NYC i załamka - inną sprawą jest wiza. Gdybyście byli małżeństwem to pewnie by to ogarnęła firma (?), która go zatrudnia, a tak? Tylko ja jestem pesymistką i tchórzem 😉
Mnie niepokoja 2 rzeczy w tej sytuacji, a mianowicie roznica wieku (tak tak, wiem, wiele udanych zwiazkow z wieksza roznica jest, ale jednak facet w tym wieku upatrujacy tak mloda dziewczyne - miejsce w zyciu zupelnie inne i moze na poczatku to jest fajne i pociagajace, ale potem moze byc problematyczne, z roznych powodow i z obojetnie ktorej strony), dwa, ze on wlasciwie tylko zazartowal(?) zebys z nim jechala, i tekst typu "to byloby egoistyczne" brzmi jednak jak przyslowiowe "nie jestem ciebie wart" kiedy facet nie chce sie angazowac na serio.
Ty musisz jednak ocenic sytuacje i podjac decyzje, kazda bedzie dobra bo zawsze cos z tego wyniesiesz 🙂
Słuchajcie, ale jak już ktoś wcześniej wspomniał podróż do USA trzeba bardzo konkretnie zaplanować i ogarnąć nie tylko finansowo, ale też formalnie. O ile dostanie samej wizy (po dokonaniu sporej opłaty oczywiście- $160) nie jest już na szczęście wielkim wyczynem, tak sam pobyt w Stanach, a dokładniej jego długość- no to już zależy. Głównie od woli urzędnika. Co jeśli urzędnik zgodzi się tylko na 3 miesięczny lub półroczny pobyt? 😉 Wiza jest dokumentem, który uprawnia do starania się o wjazd na teren USA i nie gwarantuje tego wjazdu. Oznacza jedynie, że podanie wizowe zostało rozpatrzone przez konsula amerykańskiego, który stwierdził, iż można podróżować do punktu granicznego na lotnisku, w porcie morskim bądź na granicy lądowej i ubiegać się o zezwolenie na wjazd w określonym celu (niekaralność, brak rodziny, która przebywa nielegalnie w USA i cel podróży to jedne z głównych kryteriów, które decydują o losach starań o wizę). Jedynie amerykański urzędnik imigracyjny Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego (DHS) jest uprawniony do wydania zezwolenia na wjazd do Stanów Zjednoczonych i decyzji jak długo może trwać dany pobyt.
Czasem zdarza się, że ludzie po wylądowaniu na lotnisko nie są dopuszczeni na terytorium Stanów Zjednoczonych i w tym samym dniu wracają z powrotem do swojego kraju.
Mowa rzecz jasna o wizie turystycznej, bo na taką Eterowa miałaby tylko i wyłącznie szansę. No chyba, że na szybko znajdzie jakąś szkołę w Nowym Jorku, to wtedy mogłaby ubiegać się o studencką, to z kolei rodzi kolejne koszty- edukacja w USA jest płatna. I to niemałe pieniądze. Pracę pewnie by znalazła na miejscu i o to bym się martwiła najmniej. To wielkie miasto, pełne imigrantów (legalnych lub nie), rotacja w miejscach pracy ogromna.
Muchozol, w erze gps/lokalizacji w telefonach i angielskiego w szkole/zyciu codziennym to (przynajmniej dla mnie) zaden problem 😉
Hm... ja powiem tak.
Osobiście potraktowałabym to jako jakąś szansę na wyjazd, spróbowanie czegoś nowego, zobaczenie obcego kraju. A nóż widelec się spodoba i będzie chęć zostania? A nóż się uda? Czemu od razu zakładać, że będzie strasznie, źle i bardzo problemowo? Oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że będzie ciężko i na pewno nie łatwo... ale może warto?
Ja z moim chłopem zamieszkałam bardzo, ale to bardzo szybko. Od początku czułam, że to jest "to". Z perspektywy czasu uważam, że to była dobra decyzja- bo bardzo szybko mogłam poznać go totalnie od podszewki i z wzajemnością. I zakochaliśmy się w sobie znając swoje wady, zalety, przywary i skłonności 😉 Więc moim zdaniem to zależy od człowieka- jednemu wystarczy kilka dni, innemu nawet kilka lat to za mało. Trzeba znać siebie i swoje poglądy.
Eterowa a kiedy on wjeżdża? Jak dużo masz do stracenia tutaj, w Polsce? Czy widzisz dla siebie szansę na rozwinięcie się tam?
eterowa, szczerze? Jak nie masz wizy, to mozesz powoli zapomniec o wyjezdzie. A poza tym, come on, a jak sie okaze, ze to jakis swir? Co zrobisz sama w obcym panstwie, mile od domu? To nie europa, ze zabukujesz taniego rajanera i bedziesz w domu hop siup.
Taki mój off top, dokladnie tak samo mi przez myśl przeleciało, że t jakiś świr albo psychopata. No ale ja za dużo kryminalnych dokumentów oglądam 🤔
Kurcze, a ja bez wiekszego zastanawiania sie pojechalam na drugi koniec swiata. Doslownie.
Poznalam chlopca mego w pazdzierniku. Do marca spotykalismy sie jedynie na wyjazdach, bo oczywiscie zawirowal mi w glowie egzemplarz mieszkajacy w innym kraju. I tak razem spedzilismy 3 dni w miejscu x, 2 tyg w miejscu y i 2 tyg w miejscu z. Praktycznie ciagle bylismy w kontakcie, whatsapp i skype.
W marcu wybyl na inny kontynent. Roznica czasowa byla upierdliwa, ale dalismy rade.
W pazdzierniku bylam juz w samolocie z zyciem spakowanym w dwie walizki. Choc gdyby nie studia, to juz w lipcu bym leciala 😁
W sumie jak to napisalam, to brzmi totalnie nieodpowiedzialnie i niepowaznie 😂
A dla nas to byla naturalna kolej rzeczy.
Uklada nam sie super poki co.
Nie wiem co bedzie dalej, moze dalej idylla a moze bede zwijac manatki w tempie ekspresowym. Rownie dobrze moglabym byc i Pcimiu dolnym.
Mnie w Polsce nic nie trzymalo. A wiem, ze nawet w kryzysowej sytuacji sobie poradze, wiec nawet nie myslalam o tym, zeby sie nie przeprowadzac.
I jestem mega szczesliwa dzieki temu.
Eterową trzyma koń 😉 a to w sumie sporo 😉
Dlatego to Eterowa będzie musiała podjąć decyzję. Wszystkie nasze "bla bla bla" nie mają tu nic do rzeczy
Edit: Pisałam razem z Gillian
Gillian, tak Ci powiem od siebie, że w tym momencie koń trzyma mnie najmniej. Wysyłasz w zaprzyjaźnione miejsce na łąki na czas jakiś i lecisz 😀 Ja tak w ciągu roku, dwóch zrobię. Chociaż wiem, że Eterowa chcę startować i to dla niej ważne. Dla mnie w ogóle i dlatego mam łatwiej. Ale do USA też bym pojechała, ale najpierw na 3 miesiące z własną wizą i pracą na miejscu.
safie Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
12 czerwca 2016 09:20
ashtray , wow wiedziałam, że z wizą do pracy jest problem, ale przy turystycznej też takie cyrki?
Zmartwiłaś mnie bo miałam w planach na bliżej nie określoną przyszłość jechać. Serio to tak, że ktoś ma opłacone wakacje np. w Kalifornii, załatwioną wizę, a ktoś na lotnisku będzie miał zły dzień i trzeba sobie opłacić bilet powrotny? 👀
Umówmy się, że praktycznie z każdego kraju w UE można wrócić do domu tanimi liniami, busem, czy nawet stopem.
Ja się też nasłuchałam, że nie dają wiz młodym dziewczynom ("bo pewnie lecą nielegalnie pracować, a potem szybki ślub i zielona karta"😉, a że nawet jak mi dadzą, to pewnie na lotnisku mnie nie wpuszczą (patrz wyżej). Podczas rozmowy pani konsul wydawała się być bardziej podekscytowana niż ja, spytała co chcę zwiedzić i życzyła miłego pobytu. A na kontroli lotniskowej pani spojrzała na nasze paszporty i powiedziała "dobry wieczór dziewczynki". Z tych kilkudziesięciu (jak nie więcej) znanych mi osób tylko jedna raz nie dostała wizy turystycznej, więc mam wrażenie że to bardziej legendy sprzed 20-lat, powtórzone znajomym przez wujka kuzyna sąsiada z bloku obok.
Swoją drogą czasem myślę, jak to ze mną będzie, bo jak już poznaję kogoś z kim mogłoby się coś więcej wydarzyć - to mieszka, 1, 5, 8 tys. kilometrów stąd. 🙄
Mi się wydaje, że jeżeli masz konkretny plan na podróż i pobyt w USA (opłacone hotele, bilety itd) to nie ma się czym martwić. Natomiast jeśli chcesz spędzić 1,5 roku w Stanach na wizie turystycznej, to już nie bardzo 🤣
edit: Nie chcę Eterowej do niczego zniechęcać, generalnie uważam, że to jej związek i jej decyzja. Warto jednak (o czym dziewczyny już wspominały) przemyśleć na chłodno całą sprawę, nie przeprowadzać się na inny kontynent na "hurra", bo miłość 😉 , a przede wszystkim zadbać o własne sprawy i własną niezależność, głównie finansową.
Z wizami nie jest tak zle obecnie.
Abstrahujac od sercowych spraw, to ja korzystalam z mozliwosci wyjazdow jak bylam mloda i zadnego z nich nie zaluje ani troche. Praca w roznych krajach i wyszlifowanie angielskiego dalo mi wiele mozliwosci, a i teraz zwrocilo mi sie z nawiazka. Pozniej jak sie ma coraz wiecej zobowiazan to wyjazdy staja sie trudniejsze do zorganizowania. Warto zobaczyc kawalek swiata, a pomieszkac gdzie indziej rowniez. W zyciu nie przyszloby mi do glowy nie wyjechac, bo mozna sie zgubic 😁
Muchozol, jako dzieciak mieszkałam w NY z rodzicami, angielskim nie błyszczeli, ot komunikatywny (głównie u taty), a nigdy nie słyszałam opowieści o gubieniu się 😁
Muchozol, mój znajomy ze studiów, mózg nad mózgami potrafi się zgubić w.... Lublinie, gdzie nie da się zgubić, bo ledwo się to miasto zaczyna, a już się kończy 😁 Nie każdy ma zdolność orientacji w przestrzeni 😉
Jeśli chodzi o języki u mnie, to angielski znam bardzo dobrze, niemiecki komunikatywnie, a francuski w podstawach, także pewnie szybko zdołałabym się nauczyć mówić biegle, bo mam do tego głowę po tacie (on dwujęzyczny i sam się nauczył). Kwestię wizy musiałabym załatwiać już, a to przecież bez sensu, bo nawet nie wiadomo czy on pojedzie, a co dopiero ja. To świeży temat i zupełnie nie mamy pojęcia jak się to skończy... Staram się o tym nie myśleć, ale to nie takie proste. Naprawdę go kocham. Czekam na ten wspólny wyjazd, ciekawa jestem co wymyślił. Głowa do góry, trzeba się cieszyć chwilą 😉
safie Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
12 czerwca 2016 13:04
Temat zupełnie nie ten, ale jak wygląda sytuacja np. z kupnem nieruchomości w Stanach? Powiedzmy, że wygrywam w lotto i chciałabym kupić mieszkanie w NY - też robią problemy?
Jakiś mega pechowy czas, znajomy zastanawia się nad rozwodem 😵 ślub brał w zeszłym roku
eterowa , ty studiujesz? Ambasada czasem szuka stażystów/ praktykantów - to też fajna opcja tylko chyba nie NY, a Waszyngton
Ooo i jeszcze są programy au pair
safie, nie, nie studiuję. Tak jak pisałam wcześniej, pracuję na zleceniówce, ale chcę otworzyć własną działalność na to. Oprócz tego mam jednak 11 osób w treningu, źle policzyłam, trochę ich przybyło ostatnio, także już są z tego fajnie pieniądze no i się spełniam, bo jest zauważalny u wszystkich progres i zadowolenie z mojej pracy. Eter też już na wysokim poziomie i jest coraz lepszy. Ciężka zagwozdka 🙁
safie Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
12 czerwca 2016 13:18
eterowa, ciężka decyzja. Ja chyba nawet teraz (prawie 3 lata z P.) bym się nie zdecydowała na rzucenie wszystkiego i jechanie za nim, chociaż na początku związku pewnie podjęłabym inną decyzję.
No pisałam - Etera mogę niuniać, trenowac nie, ale niuniać 😉
No ale skoro to takie patykiem na wodzie pisane to sie nie zadreczaj narazie 🙂
Muchozol, nie obrazaj sie tak od razu. Ja nie poddaje w watpliwosc, ze w duzym miescie mozna sie zgubic! Sama ostatnio sie zgubilam w Warszawie i 20 min jezdzilismy taksowka szukajac auta 😁
Po prostu fajnie zabrzmialo jako argument do tego, zeby nie wyjezdzac do NY. Wyobrazilam sobie te ekipy poszukiwawcze z psami tropiacymi, wojskiem i cywilami i tego zagubienca umierajacego z glodu, chlodu i pragnienia posrod drapaczy chmur 😀
Ja też zrozumiałam to jako argument przeciw wyjazdowi. W tym kontekście bardzo rozbawił mnie motyw prawdopodobieństwa zgubienia się w obcym mieście jako powód do przemyślenia wyjazdu 😂
Ok, rozumiem: Iran, Pakistan... Ale NY? Na pewno są nieciekawe okolice w które lepiej się samemu nie zapuszczać, ale np. na mojej liście bilansu pozytywów i negatywów ta kwestia byłaby na szarym końcu priorytetów 😀 GPS, mapy komunikacji miejskiej i "koniec języka za przewodnika". Kurcze, świat jest po to żeby go zwiedzać i poznawać 🙂