Sprawy sercowe...

bera7, rozmawiałyśmy chyba priv przed Twoim ślubem... i wiedziałaś że tak będzie...

zawsze jest wyjście - lepsze, gorsze, inne
wyjściem jest także tkwienie w związku - to też rodzaj decyzji
szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
19 kwietnia 2016 13:26
bera7 no niestety z moim mezem to tak, jak z Armanim - nigdy nie wiadomokiedy zaatakuje i dlaczego. Tyle , ze konia mam na tyle ogarnietego, ze wie czego nie wolno i poddaje sie mojej decyzji. A z mezem to jak z malym dzieckiem, mowisz ze tak nie wolno a i tak wsadzi palec w kontakt. Poki widze z jego strony chec poprawy naszych relacji - to jest jakas nadzieja, ale jesli moja cierpliwosc sie skonczy to powiem definitywnie koniec . Poki nie mamy dziecka to kazdy pojdzie w swoja strone.

Niestety, dopoki jest chec do rozmowy - to trzeba rozmawiac, jak pojawi sie obojetnosc i takie wiszenie w miejscu , to lepiej dac sobie spokoj. To smutne , jak czytam, ze ktos tak sobie planuje dzien zeby sie z malzem nie zobaczyc. Ja tesknie strasznie za S jak go nie ma :/ Po prostu rozrywa mi z bolu cala klatke piersiowa, jak musze nocowac poza domem, albo on jest gdzies u kolegow na noc.  😕
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
19 kwietnia 2016 13:33
Latwo powiedziec 'dac sobie spokoj', nawet latwo sobie go dac w glowie. Tylko zycie, jak to zycie- mocno komplikuje i utrudnia. I nagle okazuje sie, ze teoretycznie wszystko jest jasne- samemu odejsc, dac pojsc mezowi w swoja strone i powalczyc o szczescie. Tylko jak to zrobic, kiedy oprocz dziecka jest milion pincet wspolnych spraw- np gospodarstwo jak u bery, z ktorego nikt bez walki i polubownie nie zrezygnuje. Dorobek zycia i spelnienie marzen i planow, zrodlo utrzymania. Nie ma dobrego  wyjscia. Zamordowac jednak troche szkoda.
szafirowa, dokładnie. Jak zamorduje kto mi będzie siano dla koni woził? 😉

Umówmy się, że gdybyśmy byli na innym etapie życia na bank bym zabrała swoje zabawki i poszła. Jeśli byłoby baaardzo źle też. A to jest taka huśtawka 2 dni ok, potem 2 dni patrzenia na siebie krzywo. Początki były różowe, jemu zależało baaardzo i nawet jeśli mi mniej. Potem trochę się wyważyło i on przestał skakać wokół jak pinczer, a mi z czasem bardziej zależało. Teraz chyba nikomu już nie zależy na nas jako ludziach. Oboje patrzymy tylko na dobro domu, zwierząt czy dziecka.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
19 kwietnia 2016 14:46
bera7, może powinniście, gdzieś wyjechać tylko we dwoje? Odpocząć od wszystkich obowiązków i skupić się na sobie
safie, niewykonalne z uwagi na zwierzęta.
bera7, widzę to trochę inaczej, pewnie chłodniej. W każdym związku są różnice interesów, mniejsze i większe konflikty, starcia osobowości itd. Chyba, że jedna strona jest furt podporządkowana, ale wtedy zwykle kiedyś pęka.
Jedni te konflikty rozwiązują z dużą zręcznością, inni nie. Brak komunikacji i brak życzliwości to zawsze są ogromne zagrożenia dla związku. Dopóki to jest - w zasadzie da się przewędrować przez wszystko. Tylko... to są umiejętności. Komunikacja i życzliwość. Umiejętności, które można nabyć. Jak wiele innych, które wydają się emocjami a są umiejętnościami.
halo, z perspektywy innego wieku to widzisz i innego pułapu doświadczeń. Długości związku, wielkości dzieci... Tak sądzę. Ja zresztą podobnie, choć na jeszcze innym etapie 😉

Bera, ok. Wyjechać nie możesz. Ale... Możesz iść na randkę 🙂 No serio, jakkolwiek infantylnie to brzmi, z całego serca polecam randki. Takie, że wychodzicie na kawę, lody, do kina, gdziekolwiek!  Byle byście mieli SWÓJ czas. Bo rodzina jest jak firma. Jak kuleje zarząd, to całość leci na łeb.

Gdzieś ostatnio czytałam świetny artykuł o tym, że do podjęcia decyzji o tym, że już jesteśmy na tyle dojrzali, żeby wejść w poważny związek to się człowiek kształtuje gdzieś koło 30stki. Stąd istniejące wcześniej pary w tym okresie dość często się ścierają. Może to jest ten czas?  Masz możliwość w ogóle z kimś pogadać?  No wiesz - terapeuta, psycholog?  Smutno brzmią Twoje słowa 🙁 Tak się nie da na dłuższą metę... W takiej sytuacji nie istnieje też coś takiego, jak "dla dobra dziecka". Tom one są płatnikami nieporozumień rodziców. Jeśli chcesz, żeby Twoja córka była szczęśliwa, Ty bądź. I pokaż jej, jak to robić 🙂

Co do "nie da się"... Nieprawda!  Wszystko kwestia motywacji. Idziesz w bucie, który mocno obciera i mówisz "nie dam rady dalej iść!  Mam już ranę na wierzchu, nie pójdę".  Ale niech zza krzaka wyskoczy niedźwiedź...
😉

Dasz radę!  Życia szkoda...
bera7, przykro mi  🙁 Czasem po prostu trzeba zrobic bilans zyskow i strat i niestety moze sie okazac, ze trwanie w takim ukladzie jest po prostu wyborem mniejszego zla i w tym momencie twojego zycia nie da sie nic zrobic..

Tak czy inaczej trzymaj sie. Pamietaj, ze wszedzie dobrze gdzie nas nie ma :grupa:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 kwietnia 2016 18:12
bera7, a ja mam tylko jedno pytanie: czy chcesz, żeby Twoje dziecko dorastało patrząc na dwójkę ludzi, którzy prawie, że się do siebie nie odzywają? Żeby dorastało i żyło w przeświadczeniu, że codzienność jest nieszczęśliwością? Że nie ma co dążyć do szczęścia i o siebie walczyć? Bo stara bida jest lepsza, bo jest znana?
Czasem paradoksalnie ludzie walczą o siebie w trosce o swoje dzieci.

Oczywiście, nie mówię, że bera ma męża rzucać, bo zaraz jakaś mądrala to napisze. Można też zawalczyć o siebie, walcząc o związek. Robiąc cokolwiek, żeby nie robić ze swojego życia pasma nieszczęść.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
19 kwietnia 2016 21:39
bera7, szkoda. Mam wrażenie, że jesteście zmęczeni i przytłoczeni codziennością. Nikogo nie macie kto by się ferajną zajął chociaż przez dzień albo dwa?
safie, to nie chodzi o to czy ktoś jest chętny się zająć. To są konie pensjonatowe w większości, żyją wolnowybiegowo więc karmienie trzeba odpowiednio rozegrać znając ich zwyczaje i listę produktów "kto co je" i który worek paszy jest czyj. Za chwilę dojdzie kolejny "koń specjalnej troski". Od jesieni nie karmi nawet mój mąż treściwą, tylko ja. Mi nie są potrzebne wyjazdy, bo tylko się stresuję czy nic się nie dzieje. W zupełności wystarczyłby mi wspólny spacer i rozmowa, taka jak kiedyś. O tym co byśmy chcieli, gdzie posadzić jakie rośliny, z czego wykonać ogrodzenie itp. Albo o tym co nas cieszy a co niepokoi.

halo, w punkt. Nie ma życzliwości a to zakłóca komunikację. Nie mam siły rozmawiać z człowiekiem, który przez 2h toczy monolog o tym jak to on robi wszystko, a ja NIC. Jaką jestem złą żoną, bo jak on wstaje o 6 rano to ja powinnam wstać o 5 i zrobić mu kanapkę.

jujkasek, na tym etapie randka to utopia, nie jestem w stanie uzyskać odpowiedzi na proste pytania. Czego konkretnie ode mnie oczekuje. Ja oczekuję normalnej komunikacji. Taki przykład absurdu naszych rozmów:
On: co z ciebie za żona, znów nie ma obiadu...
Ja: Jest obiad, zupa i makaron ze szpinakiem.
On: myślisz, że się najem pochlipajką? Makarony, pizze i inna takie to nie obiad.
Ja: to czemu nie powiesz, na co masz ochotę i co mam zrobić.
On: pójdę do sąsiadki, ona zawsze ma konkret obiad (schabowe itp)
Ja: to czemu nie kupisz schabu i nie powiesz mi, że masz ochotę zjeść kotlet?
On: Sama powinnaś pomyśleć, kupić i zrobić...

W sklepie, w mieście bywam raz w miesiącu, albo rzadziej. Nie mam swojego auta ani gotówki, bo moje zarobki idą na kredyty.

Strzyga, nie nie chcę, żeby moje dziecko wychowywało się w takiej atmosferze. Ale nie mam też klucza do tego jak to zmienić, bo wymagania mojego męża są absurdalne. Chciałby, żebym jednocześnie poświęcała się córce (jak żona kolegi nr 1), zasuwała w gospodarstwie i rąbała drzewo (jak żona kolegi nr 2), gotowała super obiady (jak żona nr 3), dom sprzątała jak perfekcyjna pani domu, wyglądała jak milion dolarów i najlepiej jeszcze zarabiała jak bezdzietne znajome ze stolycy. I najlepiej jeszcze piekła ciasta na niedzielę, których on nie jada (ani ja).

Nie da się wszystkiego naraz.
Kurna olek, bera... gdzież jest ta Twoja wiocha? Pojadę i z dziką chęcią zajmę się towarzystwem, a Ciebie wkopię w auto i wyślę... nie wiem, gdzie lubisz! Naprawdę, jakkolwiek kretyńsko to brzmi. Uwierz mi, chętnie przerobiłabym dialog na taki, który ja bym zastosowała w odpowiedzi, ale czytają to osoby małoletnie, więc... lepiej nie  😤

Bardzo wiele przeszłam w moim związku. Także moment, kiedy dmuchnęłam drzwiami, aż futryny jęknęły. Przede wszystkim wytłumacz mi CZEMU w ogóle wchodzisz w taką komunikację?! "Co z Ciebie za żona", no cóż "jaki pan taki kram". Obiad, na który raczył fuknąć niegdyś małżonek rzutem prostym wylądował w kiblu. RAZ. To mnie zawsze fascynuje "to czemu nie powiesz co byś zjadł". Stary, ciesz się że masz gar pod zębami, a jak sąsiadka lepiej gotuje... dobra, idę na priw, bo staję się nieobliczalna 😉

bera, ze specjalną dedykacją!
jujkasek, przez ostatnie 2 lata przerobiłam już różne strategie. Urwy, trzaskanie drzwiami i trzaskanie obiadem o podłogę nie działają. Olanie i traktowanie jak powietrze nie działa. Próbuję rozmawiać, spokojnie jak z dzieckiem. Wydusić o co mu chodzi i coś ustalić. Jak widać też nie działa, ale przynajmniej odbywa się bez trzaskania drzwiami i strat w otoczeniu.
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
20 kwietnia 2016 09:51
bera7,
no przyłączam się do wypowiedzi jujkasek 🙁.
Aż mi się ciśnienie podniosło...

No i ogólnie, to Ci współczuję 🙁.
Hmmm... Bera, trzaskanie obiadem to żadna recepta. To po prostu ociekanie pianą i ten moment, kiedy jest mus zrobić COŚ. Ja posłałam schaboszczaka z ziemniaczkami do kibla i wyszłam. Nie w celu osiągnięcia jakiejś reakcji, a po to, żeby nie eksplodować ze złości. Nie chodzi o to, żeby kląć i się drzeć. Chodzi o to, żeby szukać SIEBIE i przestać zadowalać księciunia! Twoim obowiązkiem jest nakarmić dziecko. I samej coś zjeść. A reszta? No błagam Cię! On jest DOROSŁY i ma RODZINĘ. Nie kupił niewolnika na targu... Ja nie mogę, albo ja się urwałam z jakiejś choinki, albo już nie wiem co. Kto i gdzie napisał, że obowiązkiem kobiety jest pranie, gotowanie, prasowanie i że w ogóle można kręcić nosem nad obiadem?!

Tekst o sąsiadce był absolutnie poniżej pasa. Wyobraźnia w ruch i powiedz, co też podobno KONKRET robi sąsiad  😀iabeł: Jasne, że to nie jest kurna ani dyplomatyczne, ani kulturalne, ale do jasnej niespodziewanej...
jujkasek, generalnie jestem osobą o stoickim charakterze, co nie zmienia faktu, że swoim spokojem potrafię furiata wyprowadzić do granic wytrzymałości.
Trzasnęłam talerzem RAZ w życiu. By pokazać, że ja też potrafię zachować się jak on. Krzyknąć głośniej, pierdyknąć tym co mam w ręku. On trzasnął drzwiami a ja kopnięciem wywaliłam je z futryną. Osiągnęłam wówczas swój cel, bo pokazałam mu "lusterko" jego zachowań. Od tamtej pory skończyło się trzaskanie.

jujkasek, napisałam Ci na PW. Na ten moment to walka, każdy chce ugrać swoje.

A sąsiada nie ma w okolicy takiego, co mógłby posłużyć za KONKRET. Za to jak czasem mój mąż rzuca tekst, żebym poszła pod nasz sklep poszukać sobie faceta (w kontekście, że nie ma takiego wspaniałego jak on), to m odpowiadam, że nie będę szukać pod naszym sklepem (budka z piwem itp) tylko pod sklepem z markowymi garniturami albo salonem Jaguara 😉
jujkasek, generalnie jestem osobą o stoickim charakterze, co nie zmienia faktu, że swoim spokojem potrafię furiata wyprowadzić do granic wytrzymałości.
Trzasnęłam talerzem RAZ w życiu. By pokazać, że ja też potrafię zachować się jak on. Krzyknąć głośniej, pierdyknąć tym co mam w ręku. On trzasnął drzwiami a ja kopnięciem wywaliłam je z futryną. Osiągnęłam wówczas swój cel, bo pokazałam mu "lusterko" jego zachowań. Od tamtej pory skończyło się trzaskanie.

jujkasek, napisałam Ci na PW. Na ten moment to walka, każdy chce ugrać swoje.

A sąsiada nie ma w okolicy takiego, co mógłby posłużyć za KONKRET. Za to jak czasem mój mąż rzuca tekst, żebym poszła pod nasz sklep poszukać sobie faceta (w kontekście, że nie ma takiego wspaniałego jak on), to m odpowiadam, że nie będę szukać pod naszym sklepem (budka z piwem itp) tylko pod sklepem z markowymi garniturami albo salonem Jaguara 😉


bera, zaczynam mieć rozdwojenie jaźni między tu a pw 😉

Zuch Dziewczynka (z tym Jaguarem) 😉

Owszem, DOSKONALE wiem, jak furiat potrafi reagować na stoicki spokój. Mój mąż czasem z premedytacją stosuje agresję bierną, co powoduje, że w sekundę zapuszczam korzenie, pączkuję, owocuję i EKSPLOD...owałam! Specjalnie używam czasu przeszłego, bo na przestrzeni lat bardzo dużo oboje się nauczyliśmy. On - że uparte milczenie i sen, kiedy moja dusza płonie to nie jest najlepszy sposób na kontakt ze mną, ja - że kiedy uparcie milczy i śpi, a moja dusza płonie, lepiej poodkurzać. Serio. Chodzący odkurzacz często oznacza, że właśnie przeżywam w środku trzy wojny światowe na raz. Niegroźnie dla otoczenia, skutecznie i jakże estetycznie 😉 Ale nam ZALEŻY. A żeby dojść do tego, że ZALEŻY, oboje potrzebowaliśmy dorosnąć i odnaleźć swoje priorytety na dobre. Nie wiem, po ilu latach ponownie zaczęliśmy chodzić na randki, ale po wielu 🙂 Łazimy razem po górach, choć On w takie PRAWDZIWE góry wyjeżdża z takimi nawiedzeńcami, którzy - jak on - idą trzy dni bez przysłowiowej kropli wody. Każde z nas ma własne pasje, własny świat oraz... część wspólną. To clou. Tyle że my mamy odchowane dzieci i ustalony kierunek. W międzyczasie był obiad w kiblu i gorący ziemniak roztrzaskany na jego ramieniu  😡 I parę innych ekscesów, choć obyło się bez sąsiada 😉 Zasadniczo uważam, że dopóki Ci się ktoś wychyla na skrajnych emocjach, jest nadzieja. Jak robi się letnio i obojętnie, to jest koniec.
Zasadniczo uważam, że dopóki Ci się ktoś wychyla na skrajnych emocjach, jest nadzieja. Jak robi się letnio i obojętnie, to jest koniec.

Absolutnie się z tym zgadzam.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 kwietnia 2016 11:15
bera7, rozumiem. Moze terapia dla par? Moze tylko dla Ciebie? A moze kościół czy spotkanie z przyjaciółkami?  Bo czuje, ze jestes u skraju wytrzymałości?
szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
20 kwietnia 2016 11:25
bera7 o Boze jakbym mojego meza slyszala. Tez powinnam wstawac o 4 i szykowac mu sniadanko i kanapki do pracy.  Ale sie odfuknelam raz - marudzil na jarzynowa ze to woda z warzywami  a on musi zjesc mieso, bo ciezko pracuje.  Zabralam talerz sprzed nosa - wylalam do kibla, zupe w garnku tez tak potraktowalam. Umylam naczynia i powiedzialam wprost - nie pasuje - to idz do restauracji. Do wieczora nic nie zjadl, bo ja solidarnie do sklepu po chleb, wedline ani nic innego nie poszlam. O 20stej byl chyba juz tak glodny ze poszedl do sklepu kupil produkty i zrobil z tego co pamietam spagetti dla siebie i pesto dla mnie ( dwa rozne makarony). Od tamtej pory nie ma krecenia nosem i zjada wszystko co podam. Potrafi nawet zrobic obiad w weekend oraz wieczorami w tygodniu kolacje i dla mnie. Po ostatnim spakowaniu sie i wyjezdzie z miasta do znajomej, widze jak chetnie znow by ryknal, krzyknal i pomarudzil, ale milczy. Wczoraj usiadl wieczorem i powiedzial wprost, ze denerwuje sie tym ze ide do pracy, ze poznam kogos, ze go zostawie. Odpowiedzialam, ze jesem jego zona i poki bedzie mnie tak traktowal to ja sie nigdzie nie wybieram, a on musi mi uwierzyc na slowo. Gryzl sie z tym troche ale dzis rano wychodzac do pracy, powiedzial, ze mi wierzy i cieszy sie, ze mam prace.



No i obym go nie pochwalila przedwczesnie  😂
Bera, jeśli chcesz to mogę popilnować zwierzaki przez weekend.
jujkasek, nie masz rozdwojenia 😉. To ja jestem rozdarta i w zasadzie nie pojęłam jeszcze żadnych decyzji. Z jednej strony to co dzieje się w tej chwili to droga do rozstania. Z drugiej wiem, jakim potrafi być człowiekiem jeśli chce i gdyby zechciał pracować nad naszą relacją to ja nie widzę powodu, żeby się rozchodzić.

Strzyga, na terapię dla par to raczej on nie będzie chciał iść. Dla mnie wydaje się, że nie mam sensu samej. Bo ja chcę rozmawiać, ale nie da się rozmawiać z kimś kto nie słucha tylko powtarza swoją mantrę.
Kościół - jestem niewierząca, a z koleżankami nie umiem chyba do końca otwarcie rozmawiać. Zawsze miałam problem z mówieniem o swoich emocjach i uczuciach.

szamanka, widzisz, mój mąż świetnie gotuje i jest pedantem. Wiele lat to on głównie gotował i sprzątał, a teraz jest foch. O ile posprzątać umiem i mogę nie gorzej od niego o tyle z gotowaniem to ... no nie ugotuję niektórych potraw tak dobrze jak on. Barszcz czerwony czy dziczyznę robi tak, że moi rodzice oddają mu pole do popisu, choć sami oboje świetnie gotują. A jak ja coś ugotuję, to wiecznie mu nie pasuje. Zupy ja lubię lekkie, ewentualnie krem, a on woli grochówy z boczkiem gdzie łyżka staje.
Trzymam kciuki za Wasze małżeństwo, oby to nie była taka wieczna przepychanka, bo tak się nie da żyć.

yegua, jak napisałam wcześniej, przy pensjonatach nie wyobrażam sobie wyjechać. Za duża odpowiedzialność.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 kwietnia 2016 14:00
bera7, samej jest sens, bo terapeuta Ci pomoże się otworzyć i pomówić o uczuciach i emocjach. Jest zobowiązany do dyskrecji, nie ocenia, nie mówi, co masz zrobić. Ale wspomaga.
A Ty coś musisz zrobić. Musisz, bo inaczej się udusisz.
bera, kiedy moja komunikacja z mężem zaczynała się od wzajemnej prezentacji pretensji, skarg i zażaleń, zaczęłam pisać listy. Inna sprawa, że cała masa z nich skończyła w koszu na śmieci i nigdy nie ujrzała adresata, bo zanim dokończyłam pisać, to mi blada furia mijała, ale wiele z nich to były wyważone słowa, w których jasno starałam się określić nie OCZEKIWANIA, ale to, w czym nie umiem się odnaleźć. Szalenie pomagało, zwłaszcza że mam oczy w mokrym miejscu i moje łzy bardzo utrudniały komunikację. A tak - zużywałam tonę chusteczek, ale na kartce miałam jakoś usystematyzowany tok myślowy. To ważne, żeby Twój partner przynajmniej miał świadomość tego, że Ty jesteś na etapie decyzji. On bowiem być może jest na etapie "ależ my się tylko docieramy!".
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
20 kwietnia 2016 16:09
jujkasek, raczej 'pogadaj se i tak nic nie zrobisz'.

bera7, Twoj maz to w ogole jest istny Dr Jekyll i Mr Hyde, jak dwie rozne osoby i nigdy nie wiesz na ktora trafisz. Ja go nie ogarniam i podziwiam Cie mocno za i tak tony cierpliwosci i twarda skore. Bez kitu powinien isc na kolanach do Czestochowy, ze Cie ma.
szamanka   Najwiecej nauczyl mnie moj arab...
20 kwietnia 2016 16:22
bera7 ja wgole nie jem miesa, wiec sobie gotuje co innego a mezowi mieso - i tak oboje jestesmy zadowoleni 🙂
szafirowa, hahaha, nooo. Miałaś okazję się przekonać, że żadne ustalenia nie mają pokrycia. Nie wiadomo o co chodzi, bo nie mówi czego oczekuje, ma tonę pretensji o nie wiadomo co. A jak zacznie ulewać, to zupełnie bez sensu wyciąga argumenty z d.... jak przedszkolak.

szamanka, nie o to mi chodzi. Chodzi o wieczną przepychankę i niezadowolenie. Zrobi obiad, źle bo to on musiał zrobić. Zrobię ja, to źle bo mu nie smakuje. Nie zrobi nikt, SKANDAL, nie ma obiadu.

Strzyga, pamiętaj, że mieszkam z dala od cywilizacji. szafirowa, ile razy przy Tobie byłam w mieście? 3-4 przez 3 miesiące?. Pójście do sąsiada to niemal wyprawa na pół dnia, a dostanie się do psychologa, najlepiej na NFZ to już matrix.
bera7, ale tak... rozwodzić się z powodu... zupy? Brzmi śmiesznie, i jasne, że nie o to chodzi. "Zupa" jest objawem. Czegoś.
Brzmisz, jakbyście oboje byli parą sfrustrowanych ludzi, którzy mają ważne potrzeby, a żeby spuchli - niezaspokojone. I każde ich zaspokojenia oczekuje od drugiego.
Nie mogłabyś zaproponować mężowi "resetu", zrobić wspólnie ekstra kolację, z deserem 🙂, siąść i porozmawiać, nie w formie zarzutów, ale czego byście chcieli, o swoich marzeniach, pragnieniach, potrzebach?

Odezwę się też (a co tam!) "w obronie" męża. Bo dotychczas zaobserwowałam, że takie "zarzuty" bywają komunikatem: Nie czuję się kochany, zadbany, wspierany. Jasne, że to nieproste, gdy ty czujesz się identycznie! Nieproste też, bo jak uczy życie - gdzieś tam przewijają się też tematy intymne. Jakby tu... w szale erotycznym nawet o kawałku pizzy się zapomina. A pod hasłem "zupa" może być coś Zupełnie innego, niekoniecznie z dziedziny seksu. To jest straszny czas, gdy na najbliższą osobę patrzy się jak... na obcego. Wrogiego. Nie mam pojęcia jak jest u was, czy oboje czujecie miłość, czy sobie dawno poszła precz, czy przyczaiła się, czy rozpaczliwie drze się o przypomnienie.
halo, oczywiście, że zupa to tylko pretekst. Jeden z 1000 innych w ciągu dnia. I próbowałam mojemu mężowi uświadomić, że zamiast się czepiać wystarczy zrobić listę rzeczy, które chciałby żebym wykonała. Realną na moje możliwości. I problem znika. A czepianie się o to, że nie zrobiłam X podczas gry przerobiłam cały alfabet to tylko pretekst do kłótni.
Ale on woli taką drogę i nie jestem w stanie wydusić jaki jest problem. Nawet kiedy rozmawiam z nim 3h wieczorem nie słyszę nic poza ogólnikami. "nie wspierasz mnie" itp.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się