Sprawy sercowe...

yegua dziekuje  :kwiatek: pierwszy raz od miesiecy spalam wczoraj spokojnie, bez lekow, bez koszmarow. Wierze, ze kiedy ten popiół wystygnie - zaczne od poczatku. Moze tak mialo byc 🙂
Takie pytania, będę szczera, nasuwają mi się w dużej mierze po śledzeniu rozmów tutaj. Bardzo często jest jakoś tak... za twardo, za ostro, za zimno, za kanciasto, za matematycznie... jak na moje oczywiście... kiedy mówi się o czymś (ponoć) tak pięknym i ciepłym jak miłość. I jakoś tak... mam wrażenie, że czasami "jesteśmy w związku" jakby nie było jednoznaczne z "kocham".
Ascaia, weź pod uwagę, że przychodzą tu osoby, które czują dyskomfort. (Tzn. jeśli ograniczyć się do części pt. "problemy w związku"😉. Kiedy czują, że coś jest inaczej, niż by chciały. I próbują określić to "inaczej". Próbują to zwerbalizować, ubrać w słowa, uzasadnić swoje odczucia. Trudno, żeby przychodząc z problemem, zaczynały od deklaracji niezbyt opisywalnych uczuć, od jakiegoś disclaimera w rodzaju: kocham ale...

Ocenianie życia związkowego na podstawie problemowego wątku, to trochę jakby po rozmowach u lekarza osądzać stosunek do własnego ciała. W gabinecie też będzie wyliczanie: od dwu dni boli mnie tu z lewej strony stawu, od tygodnia gniecie w boku. Nie będzie rozmów o relacji z własnym ciałem "w ogóle". O lubieniu go lub nielubieniu. Akceptowaniu lub nieakceptowaniu. To będzie tylko wycinek rzeczywistości.
I jakoś tak... mam wrażenie, że czasami "jesteśmy w związku" jakby nie było jednoznaczne z "kocham".

Bo czasem nie jest.

A żeby nie było tak ostro  😉 To chyba specyfika tego wątku, że większość osób pisze tutaj, jak ma problem mniejszy lub większy, związek przechodzi kryzys albo się wręcz rozpada. Stąd taki właśnie "kanciasty" obraz.
Zresztą - jak któraś napisze, że ma problem, to naturalną koleją rzeczy wszystkie rozkminiamy problem na każdą możliwą stronę. A jak czasem pojawi się wpis "o jak mi fajnie z tym moim", to co najwyżej padnie odpowiedź "o jak super" i koniec tematu. To naturalne i logiczne, ale znowu stanowi przyczynę takiego odbioru, że relacje to tylko same problemy. A to nieprawda.
To może wynikać z wielu rzeczy. Na pewno, już choćby kwestią statystyczną jest to, że nie wszyscy na RV żyją w związkach z miłości. Wielu ludzi otwarcie przyznaje, że zanim przyjdzie czas na wielką miłość to są w związkach z innych powodów. Wielu myśli, że to miłość, a w praktyce jest to jedynie zimna kalkulacja na zasadzie "No tak, ale jak nie z nią/nim to z kim?". Mniej lub bardziej świadomie. Wielu napotyka na swej drodze miłego człowieka i choć nie czuję większej chemii/przyciągania pozostają w relacji. Rodzajów relacji jest tyle, ile par - nie ma co oceniać.

Druga sprawa, że każdy z nas też czegoś innego od relacji oczekuje. Dlaczego miłość kanciata, wyliczona, z zyskiem dla obydwóch ma być gorsza od tej romantycznej, na wieki wieków, w skowronkach i płatkach róży? Jesteśmy bardzo różni i różnie chcemy kochać. Ja liczę na to, że mam po prostu to szczęście, że mój partner poszukiwał podobnej relacji co ja, podobnych priorytetów, podobnej ilości spędzonego razem czasu, skowronków, serduszek i dupereli.

Jeśli chodzi o specyfikę wątku - to prawda. Poza tym trochę głupio wpadać w te, niejednokrotnie tragedie lub wielkie problemy życiowe i powiedzieć: "no przykro, przykro, ale u mnie fantastycznie, pozdrawiam!"
Pomysł: zróbmy sobie dzień pozytywnych opisów. Jeśli jesteśmy w związku, napiszmy, co jest w nim fajnego 🙂 Dlaczego i dzięki czemu (tzn. jak nam się wydaje). Żeby dla równowagi było trochę pozytywnej emocji - ale też z opisem i rozkminą.

Mozii   "Spełnić własną legendę..."
09 lutego 2016 12:42
Teodora jestem za  😀

To ja zacznę chwalenie się i nie tylko się  😎 Kocham mojego M za to jaki jest. Że jest jednocześnie moim przyjacielem, motywacją, ale i hamulcem kiedy trzeba. Że rozumiemy się bez słów, że potrafimy powiedzieć to samo w tym samym czasie, czy napisać podobnego smsa w tej samej chwili do siebie nawzajem 😉 Za szacunek do mnie i to jak odnosi się do ludzi wokół. Kocham go wraz z jego wadami i zaletami. I za to, że tak jak on nie widzi życia beze mnie, tak ja bez niego 😉 Oraz wiele wiele innych, ale nie będę siać propagandy  😁

Się zrobiło cukierkowo  😜 Następny?  😎
desire   Druhu nieoceniony...
09 lutego 2016 12:44
Mozii, u mnie też cukierkowo. 😍 
Pomysł: zróbmy sobie dzień pozytywnych opisów. Jeśli jesteśmy w związku, napiszmy, co jest w nim fajnego 🙂 Dlaczego i dzięki czemu (tzn. jak nam się wydaje). Żeby dla równowagi było trochę pozytywnej emocji - ale też z opisem i rozkminą.

Super pomysł, ostatnio ciągle tu tak ponuro, że przyda się odrobina pozytywnej energii 😀

U mnie cały czas malinowo - w niedzielę minęło nam 11 miesięcy razem. Wczoraj K wrócił z pracy z dwoma książkami dla mnie, o tak o, bo kiedyś wspominałam, że mi się podobają i dał mi je z testem, że skoro jesteśmy razem niemal rok, to od teraz niech budowanie wspólnej biblioteki książkowej będzie symbolem początku budowania wspólnego życia. Takie gesty potrafią 'zrobić dzień', tym bardziej, że ostatnio ciągle jestem poddenerwowana w związku z poszukiwaniem pracy i rozmowami kwalifikacyjnymi.

Doszliśmy jakiś czas temu do wniosku, że jesteśmy prawdziwymi bratnimi duszami, bo rozumiemy się bez słów i to, nomen omen, dosłownie. Jak coś planujemy, choćby to było tylko logistyczne rozplanowanie popołudnia, później okazuje się, że oboje wpadliśmy na te same pomysły. Z okazji wspomnianej 'miesięcznicy' zrobiłam koperty na konkretne nastroje (otwórz kiedy będziesz zły, kiedy będziesz smutny, kiedy będziesz szczęśliwy, itp) z cytatami w środku i pod każdym o bratnich duszach i prawdziwej miłości moglibyśmy się podpisać bez wahania. Z kolei w poprzedni poniedziałek jak wróciłam z fitnessu czekała na mnie wydrukowana kartka ze słowami piosenki [url=http://www.sweetslyrics.com/953383.Devil's%20Train%20-%20Forever.html]Devil's Train - Forever[/url] 😍

Wiadomo, są zarówno zalety, jak i wady. Na początku trochę się wkurzałam, ale potem doszłam do wniosku, że przecież on po prostu taki jest i takiego go pokochałam. Jeśli jednak jest coś, na czym mi bardzo zależy, widzę po K, że stara się w miarę możliwości wprowadzić to w życie, więc dopasowujemy się do siebie elastycznie. Poza tym sama dobrze wiem, że nie jestem idealna i to o czym pisałam działa też w drugą stronę. Mnie może denerwować to, że ja czekam w kurtce, a on jeszcze koniecznie musi zagrać jeden riff na gitarze, a jego może denerwować, że książki muszą być ustawione kolorami 🤣 Ale oboje zdajemy sobie sprawę, że w długiej perspektywie to są mało znaczące drobiazgi, a ostatnia dyskusja i wpisy Dzionki tym bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że to dobre podejście.

Spięcia zdarzają nam się rzadko, a jak już to na szczęście tylko o pierdoły. Przy K jestem naprawdę szczęśliwa, czuję się bezpiecznie zasypiając co wieczór na jego ramieniu, a przez te wspólne miesiące zmieniłam się nie do poznania - stałam się pewniejsza siebie, pokonałam część moich wewnętrznych blokad i nareszcie zaczynam być taka, jaka zawsze chciałam być. K to najlepsze co mogło mnie spotkać. Dostał mnie w pakiecie z moim psem i Tofina stała się jego oczkiem w głowie, zawsze bierze ją ze sobą na łóżko, głaszcze, przytula, zaczepia i tarmosi, a ona z kolei z daleka cieszy się na jego widok, albo 'płacze' gdy K wysiada na chwilę z samochodu na stacji benzynowej, a my zostajemy w środku - uwielbiam patrzeć na ich relację 😉

To ja zacznę chwalenie się i nie tylko się  😎 Kocham mojego M za to jaki jest. Że jest jednocześnie moim przyjacielem, motywacją, ale i hamulcem kiedy trzeba. Że rozumiemy się bez słów, że potrafimy powiedzieć to samo w tym samym czasie, czy napisać podobnego smsa w tej samej chwili do siebie nawzajem 😉 Za szacunek do mnie i to jak odnosi się do ludzi wokół. Kocham go wraz z jego wadami i zaletami. I za to, że tak jak on nie widzi życia beze mnie, tak ja bez niego 😉 Oraz wiele wiele innych, ale nie będę siać propagandy  😁

Pod tym mogłabym się podpisać słowo w słowo, zamieniając tylko M na mojego K 😉
O, to coś dla mnie, mam najlepszego faceta na świecie, od 8 lat niezmiennie.  😍
O, to ja chyba chcę opowiedzieć jak to u nas było 😉

Poznaliśmy się w liceum, dobrze nam się rozmawiało, umówiliśmy się parę razy, kubek, który był prezentem świątecznym od niego nadal jest moim ulubionym kubkiem, mimo, że przez te 5 lat zdążył się wyszczerbić. Wszystko szło w dobrym kierunku, dopóki ja nie powiedziałam "zostańmy przyjaciółmi". I zostaliśmy... znajomymi z klasy.

Od matury nie widzieliśmy się ani razu, on miał dziewczynę, ja latałam na jakieś randki, chociaż bez efektów. Wydawałoby się, że nie ma szans, żeby między nami coś się zmieniło. Spotkaliśmy się znów na biegu w mieście, w którym chodziliśmy do liceum. Rozmawialiśmy kilka godzin, tak jakbyśmy rozstali się poprzedniego dnia mówiąc sobie "do jutra". Bałam się myśleć, że coś może z tego być, mimo że wszystko na to wskazywało. I tak po kilku spotkaniach poszłam z kolegą na kolejny niezobowiązujący spacer w parku, a wróciłam z randki z bukietem róż i uśmiechem na twarzy.  Od tego momentu widywaliśmy się prawie codziennie, po dwóch tygodniach powiedziałam "kocham" i ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że tak jest.

Po dwóch miesiącach wyjechaliśmy, ja do Chorwacji, on do Hiszpanii. Jeszcze przed wyjazdem wiedziałam, że nam się uda. Teraz jesteśmy razem od 6 miesięcy, z czego przez 4 miesiące dzieliła nas odległość 2,5 tys. km. Przez te 4 miesiące widzieliśmy się raz, tydzień przed Bożym Narodzeniem E przyjechał do Zagrzebia, później wróciliśmy na święta do Polski. 5 stycznia wsiedliśmy w samoloty w zupełnie inne strony. 27 lutego wracam do Polski, on zostaje w Hiszpanii do końca roku akademickiego. Zobaczymy się prawdopodobnie dopiero w kwietniu, ale tylko na weekend. Nie mam obok siebie osoby do której mogę sie przytulić, nie mam tej osoby, która najlepiej potrafi mnie rozśmieszyć i najbardziej zdenerwować, nie mam z kim oglądać filmów i spacerować nad jeziorem, nie moge do niego zadzwonić, kiedy chcę porozmawiać, tęsknię i jest ciężko.

Tylko że nigdy nie byłam szczęśliwsza. Wiem, że to jest facet, z którym chcę spędzić życie, ostatnio usłyszałam od niego zdanie, po którym poczułam motylki w brzuchu: "to bardzo atrakcyjna myśl, być z kimś do końca życia". Kontakt jest codziennie, chyba nie było dnia, żebyśmy nie wysłali sobie choć jednej wiadomości, żeby było wiadomo, że u tego drugiego wszystko ok. Ja wiem, co się dzieje u niego, on wie, co się dzieje u mnie, przynajmniej raz w tygodniu rozmawiamy na skypie, czasem rezygnując z kilku godzin snu, bo za dnia nie ma na to czasu. Znajomi pukali się w głowę: "Ale jak to, przed erasmusem, no co ty, przecież stracisz wszystko, co w erasmusie najlepsze!". Nic nie tracę, na imprezy chodzę, zwiedzam Bałkany, poznaje ludzi, a później opowiadam o tym wszystkim mojemu E, nie czuję się w żaden sposób ograniczona, nie sądzę, żeby ten erasmus miał wyglądać skrajnie inaczej, gdybym była sama.

Przed nami jeszcze 5 miesięcy, 5 już za nami. Jesteśmy na półmetku, to sie musi udać. Nawiązując do tematu, o którym rozmawiałyście, nie potrafię zdefiniować "miłości", ale to jest chyba właśnie wtedy, kiedy się wie. Potrafię go sobie wyobrazić u mojego boku za 10, 20, 50 lat i nie chcę wyobrażać sobie nikogo innego. Nie mówię, że na 100% bedziemy razem do końca życia i jeszcze dłużej, ale teraz liczy się przede wszystkim "my", a nie "ja i ty" i to jest cudowne 😀
Jakbym czytała siebie tok temu 😉
Gillian   four letter word
09 lutego 2016 16:37
Nam stuknęło niedawno 2 lata i włączyła mi się paniczna chęć ucieczki - już to raz przerabiałam. Głupi ten mój mózg albo mam schizofrenię, bo nie można chcieć na raz dwóch przeciwstawnych rzeczy 🙂
fin, jak fajnie to czytać! Takie to wszystko bez lukru, widzę dwoje prawdziwych, a nie wyidealizowanych, ludzi, którzy są ze sobą po prostu szczęśliwi 🙂
escada czytam sobie Twoje posty i jakbym czytała opis osoby, z którą kiedyś byłam.
90% faktów się zgadza, włącznie w brakiem jakiejkolwiek reakcji na próby tłumaczenia czegokolwiek. Jakbym była w tej relacji jednocześnie facetem i kobietą  🙄 Z perspektywy lat żałuję zmarnowanego czasu, a trochę go było. Wtedy mi się wydawało, że wszystko się da, tylko trzeba się postarać. Niestety starała się tylko jedna strona. Nikomu nigdy nie doradzałam pochopnych decyzji, ale ciśnie mi się na usta jedno krótkie zdanie: szkoda czasu.
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
09 lutego 2016 20:43
Fin, fajnie wiedzieć że jest nad więcej 😉 cały czas się siebie uczymy, zmieniamy dla siebie ale nie bo musimy, tylko chcemy. I powoli budujemy to co nasze, wspólne 🙂 wyjaśniamy na bieżąco co nas zabolało lub obgadujemy każdy problem. Rozmowa to podstawa i dzięki temu udaje nam się iść razem bezkonfliktowo przez życie 😉 talerze nie latają 😁
O, to coś dla mnie, mam najlepszego faceta na świecie, od 8 lat niezmiennie.  😍

Nie nie nie. Ja mam najlepszego na świecie! Od 7 lat. 😉 😉 😉
A my mamy w  niedzielę 9 rocznicę poznania się i... termin porodu 😁 Ciekawe czy W coś zorganizuje czy nasza córunia 😀
rybka   Różowe okulary..
09 lutego 2016 21:13
My w niedzielę mamy rocznicę pierwszej randki (ja zupełnie wtedy nie zajarzyłam, że są Walentynki i nie miałam żadnego prezentu, od tej pory jest tradycja, że tylko ja dostaję drobiazg 😉 )również minie nam 9 lat  🙂
Dzionka Łe tam, rzadko się zdarza dokładnie w terminie. Możecie za to się postarać o przyspieszenie akcji porodowej  😁

Nie wiem czy działa, ale na pewno poprawia humor  😂

Ja już chyba więcej na temat mojego męża nie słodzę. Myślę, że wyraźnie widać, że nieprzerwanie szaleje na jego punkcie. Akceptujemy siebie nawzajem, choć potrafimy się dla siebie zmieniać... troszeczkę naginać 🙂 Chciałabym tak zawsze, naprawdę. Tylko przy nim doświadczyłam uczucia, że mogę być sobą, totalnie szczera i prawdziwa. I od kiedy w to uwierzyłam jestem też taka dla innych ludzi. Choć nie wszystkim pasuje to tak jak jemu. To największy prezent jaki mi dał 😉

Kłótnie? Naprawdę rzadkie. Różnice charakteru? Ogromne. Nie wiem jak to funkcjonuje, serio.
rybka, oo piona 😀 Ja też nie wiedziałam że to walentynki, po prostu poznałam gościa w klubie na wyjeździe... i no poszło 😉

Atea, dzielnie przyspieszamy i NIC 😀 Fajnie czytać, że dalej u was tak malinowo, "pomimo" Franka. Nie zrozum mnie źle, po prostu obserwuję sporo par, którym się posypało po urodzeniu się dzieci...
Dzionka Hm... To nie tak, że cały czas jest landrynkowo. Dla nas sama moja ciąża była wyzwaniem i, choć pozornie staraliśmy się tego nie okazywać, sporo nas kosztowała emocjonalnie. Ten "trud" raczej nas zbliżył niż poróżnił, ale pamiętam taki okres, kiedy coś nie zgrzytało. Kochaliśmy się bardzo, ale ok. rok po narodzeniu Franka gdy daliśmy radę z ciążą, porodem, moją maturą, opieką nad naleśnikiem, wybudowaniem domu, rozkręcaniem firmy... Czułam, że jesteśmy zmęczeni. Nie sobą, ale tymi wyzwaniami, tym ciągłym staraniem, żeby zadowolić wszystkich i siebie. Żeby udowodnić, że fajna z nas para i rodzice. Czy to było konieczne? Pewnie nie, ale nam było potrzebne by emocjonalnie dać sobie radę z dzieckiem i to w młodym wieku.

Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że coraz lepiej nam ze sobą, choć nigdy nie było źle. Pewnie to idzie jakimiś fazami, ale po tym "kryzysiku" czuję się pewniejsza siebie. Że się zdarza, że mija, że jak wiem, że się kochamy, to damy radę. W naszym przypadku dziecko w żaden sposób nie zmieniło naszych uczuć względem siebie, choć odczuwam to jakby dosadniej i głębiej. Wiele się o sobie dowiedzieliśmy, i może to bywa problemem wśród par. Z tym, że mi się podobało to, czego dowiedziałam się o mężu 😉

Nas Gabryś jeszcze bardziej scementował. Czasem nawet myślę, że uratował nam życie, i razem i każdemu z nas z osobna.
busch   Mad god's blessing.
09 lutego 2016 23:55
Dziewczyny, strasznie mi się podoba ta pozytywna inicjatywa! 😀

Ja już jestem w związku od trzech lat i najbardziej lubię to, że przy moim chłopaku czuję się nawet swobodniej, niż sama ze sobą! Akceptujemy siebie nawzajem takimi, jakimi jesteśmy, co nie jest takie oczywiste biorąc pod uwagę, że ja nie jestem do końca normalna 🤣. Mój chłopak to moja przystań i może to zabrzmi jakoś strasznie kiczowato, ale naprawdę czasem myślę, że jesteśmy swoimi bratnimi duszami 🙂 Nie wyobrażam sobie życia bez niego 🙂
robakt   Liczy się jutro.
10 lutego 2016 08:03
Ja z moim Kubą jestem juz prawie 4 lata (22 luty)  i śmieje się, że musimy jakąś historyjkę poznania się dla dzieci wymyślić 😉 głupi zakład z przyjaciółką i poznanie przez Facebooka na początku grudnia, pierwsze spotkanie 4 lutego, kolejne 22 i od tego czasu liczymy, że jesteśmy razem. Od grudnia do lutego tylko ze sobą pisaliśmy, oboje w II liceum, on w rozjazdach (piłka ręczna), ja w miedzy czasie na obozie jeździeckim, jakoś tak wyszło w lutym. Pierwsza "randka" romantycznie na hali, przed jego meczem ;D
2,5 roku mieszkamy razem, nasi rodzice się znają, akceptują nasze wybory w całości, nawet w ostatnie wakacje pojechaliśmy nad morze z moimi rodzicami i było super! Wiadomo, są spięcia, trudne chwile, ale za nic bym nie zmieniła moich wyborów. Mamy podobny gust, on ręczna, ja konie, oboje jesteśmy szczęśliwi, mam nadzieje, ze będzie tak zawsze.
O kurczaczek!
W końcu coś pozytywnego z mojego myślenia na głos na forum wynikło.  🤣  😉
Ufffff...
Świetnie czytać to, co piszecie teraz. Odzyskuję wiarę  😀
robakt, my też musimy wymyśleć historyjkę poznania, bo ta nasza jest nieprzyzwoita 😁

I a propos kiczu (Busch 😉 ) my się zakochaliśmy w sobie od pierwszego wejrzenia. Tak jak przy jego boku zasnęłam pierwszego dnia poznania (schroniska rządzą się swoimi prawami 😁 ) tak śpię do tej pory. I przyznaję, że nie sądziłam, że to uczucie może aż tak ewoluować. Z motylków i maślanych oczu do nieprzyzwoicie ciepłego ciepła 😍
Jesteśmy razem blisko 2 lata - bez miesiąca - i przeżyliśmy już tyle, że nie jedną parę można by obdzielić. Były gradobicia i burze z piorunami, ale było też tyle słońca i zwykłej fajnej codzienności, że ilekroć o tym pomyślę to mi się cieplej robi na sercu. Mat jest dla mnie wielkim wsparciem, ale jednocześnie mnie nie ogranicza i nie roztkliwia się nade mną. Motywuje mnie i ubogaca, ja naprawdę staję się lepsza. Nauczyłam się rozmawiać, komunikować swoje potrzeby, uczę się słuchać. Nawet z awantur (a my mamy nieco włoskie temperamenty) wynoszę coś dobrego, w imię zasady dwa minusy dają plus 😉

Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, dogadujemy się bez słów, bawi nas to samo, mamy wspólne pasje (ale i oddzielne! dzięki czemu imponujemy sobie nawzajem i mamy chwilę odpoczynku od siebie 😁 ), podobne, szalone marzenia i podobną wizję życia.
Jesteśmy razem od 11 lat, od 6 razem mieszkamy a od półtora roku jesteśmy małżeństwem i choć czasem mam ochotę Go "zabić" to nie mam wątpliwości że S. to miłość mojego życia. Jak to mówi moja przyjaciółka "Masz w domu diament, nieoszlifowany ale diament" Śmieję się że szlifować nie zamierzam bo dzięki temu "nieoszlifowaniu" mam w domu cały wachlarz emocji i zawsze coś się dzieje. Kochamy Się... Tylko tyle i AŻ tyle.
My też się zakochaliśmy od 'pierwszego wejrzenia'. Oboje doskonale pamiętamy moment podania sobie ręki, chociaż okoliczności były zupełnie nieromantyczne. Oboje pamiętamy ten moment tak samo, w zwolnionym tempie i nasze myśli wtedy, mimo, że mija już 3,5 roku do tego momentu.
galopada_   małoPolskie ;)
10 lutego 2016 10:51
my od prawie 7lat razem, od pazdziernika razem zamieszkalismy i... jest ekstra. lepiej niż kiedykolwiek 😍
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się