kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
Strach jest normalny
A ja uważam, że nie jest normalny i osoby, które się boją koni nie powinny jeździć. 🙂
otóz to 🙂
i nie chodzi o bezrefleksyjne wskakiwanie na heja-ho, tylko jezeli ktos chce i to od dawna, a po rozpoczeciu spelniania tego chcenia uruchamia sie strach - to sorry
to nie dziala - nie przy koniach
Mrowak - witamy na forum 🙂
Podziwiam Cię, że mimo lęku chcesz realizować pasję, to już poważny krok i wielki pozytyw w całej sytuacji! Być może "chcenie" będzie wkrótce silniejsze niż przestrach. Tak jak dziewczyny pisały - moim zdaniem najważniejszy jest empatyczny, mądry instruktor/ka oraz super spokojny, grzeczny koń. Akurat jestem w posiadaniu takiego niesamowitego konia, dlatego widzę, jakie to ważne - przychodziło do mnie mnóstwo ludzi z innych stajni właśnie z lękami, obawami, po ciężkich wypadkach związanych z końmi, kontuzjach, także dzieci z problemami (ADHD, drobne upośledzenia, bardzo lękliwe, płaczące na widok koni). Wszystkie po jeździe lub kilku jazdach na moim koniu wróciły do jeździectwa i bardzo się przekonały na nowo do tych zwierząt. Śmieję się, że mój koń ma tryb "matka" kiedy pojawia się dziecko lub ktoś niepewny 😉 i zachowuje się po prostu wzorowo. Ponadto na mojej klaczy jeździła moja babcia (!), druga babcia czyści i prowadzi, jeździ też moja mama - która wręcz panicznie boi się wszelkich zwierząt, a Resiaka bierze na uwiąz i robi z nią co chce 😍 Jeszcze co do mojej mamy - ona np. totalnie nie chce jeździć sama. Zawsze muszę być obok, albo iść obok albo mieć ją na długiej lince. Szanuję to i chociaż jeździ ładnie, poprawnie, to zawsze jesteśmy na lonży albo uwiązie. Przecież to nie moja i każdego instruktora sprawa, żeby oceniać, czy ktoś chce jeździć samodzielnie, czy z pomocą. Jazda powinna tak przebiegać, żeby klient i koń byli bezpieczni 🙂 Zadaniem dobrego instruktora jest doprowadzić do sytuacji, kiedy naprawdę tak będzie. Pamiętam, że jako dziecko rodzice bardzo nalegali na to, bym jak najdłużej jeździła na lonży i spędziłam na niej na pewno jakieś dobre pół roku, później rodzice wykupywali mi jazdy na malutkim, ogrodzonym placu, a nie na dużym padoku, gdzie jeździli inni. Bardzo jestem im za to wdzięczna 🙂 bo byłam bardzo niepewnym siebie dzieckiem.
Jeśli czujesz się niepewnie to poszukaj naprawdę spokojnego, wychowanego i mądrego konia + równie mądrego instruktora 😉, uważam, że to klucz do sukcesu 🙂
Strach jest normalny
A ja uważam, że nie jest normalny i osoby, które się boją koni nie powinny jeździć. 🙂
W wieku dojrzałym, gdy masz dzieci, pracę, rodzinę, zobowiązania dużo trudniej przychodzi podejmowanie działań obarczonych ryzykiem, zatem tak, uważam, że strach jest normalny, dopóki nie jest paraliżujący. O ile jest to tylko głos rozsądku z tyłu głowy "matkobosko co ja robię" to jest normalny. Staje się groźny, gdy paraliżuje do tego stopnia, że całą jazdę jeździec jest spięty, gotowy na najgorsze. Ludzie z takimi lękami nie powinni się do koni zbliżać.
Mrowak . Witam . To że odczuwasz obawy jest rzeczą normalną i świadczącą o Twojej dojrzałości . Co do nauki jazdy konnej to . 1 nie każdy upadek z konia, to od razu kontuzję . 2 ryzyko zawsze istnieje , ale można je minimalizować . 3 życie jest ogólnie niebezpieczne . Proponuję uczyć się w sprawdzonym ośrodku na koniach do tego przystosowanych . Do koni i instruktorów podchodzić z ograniczonym zaufaniem . Uczyć się systematycznie i powoli . Śmiało mówić instruktorowi o swoich obawach i ograniczeniach . Proponuję jakieś wczasy w siodle ,gdzie jazda jest codziennie . Ciężko kogoś nauczyć jeździć od podstaw mając tylko jeden dzień w tygodniu . Jeździectwo rekreacyjne jest fajną metodą spędzania czasu ,ale na początku wymaga trochę więcej samozaparcia i czasu ,ale rekompensuję to później . Trzeba w życiu realizować swoje nawet najbardziej szalone marzenia . Jeżeli marzysz o karecie w szóstkę siwych koni zaprzęgniętą, to twierdząc, że to się nie uda i nic w tym kierunku nie robiąc ,na pewno się nie uda .Jednak konsekwentnie i w miarę możliwości starając się swoje marzenie realizować , może szóstki nie z kompletujesz ,ale singla na pewno . Zawsze marzyłem o wyprawie w Himalaję i nigdy tam nie byłem , byłem jednak w Andach , Kaukazie , Uralu , Alpach. Jak to mówią każdy ma swój Everest . 😉
Mrowak, każdy tam na pewno odczuwa jakiś lęk, ja np. boję się skakać, i nie przeszkadza mi to sportowo jeździć ujeżdżenia. Mnie osobiście na przezwyciężenie lęku pomogła jazda na 20-letnim bardzo spokojnym, mądrym i doświadczonym grandziaku. I do tej pory, jeśli miałam jakiś problem do przepracowania to najczęściej pare treningów spędzonych na jego grzbiecie pomagało. Spróbuj znaleźć coś takiego na poziomie rekracyjnym, no i oczywiscie nie zapominaj o mądrym trenerze. Bo ja bez mojej trenerki byłabym nadal w lesie 🙂
adalova a co spowodowało twoje wątpliwości? 🙂 Nie chcę wyjść na wścibską, ale zainteresowała mnie geneza twojego pytania 😉
A.kajca Geneza mojego pozornie błahego pytania jest dość skomplikowana 😀 Ale tak w skrócie trenerski przykaz, z którym ja po prostu się nie zgadzam, a że nie jestem w dziedzinie jazdy konnej wybitnie doświadczona (prawdę powiedziawszy bliżej mi do laika), lubię czerpać wiedzę z różnych źródeł i upewnić się, że jednak się nie mylę.
Adalova tak jak najbardziej siłowe rozwiązania dają efekt, że koń nie podąża za kiełznem tylko podpiera na nim głowę i szuka w ten sposób równowagi . Dalsze takie praktyki doprowadzą do tego , że jak 100 kilo w rękach swobodnie nie utrzymasz to se nie pojeździsz . Praca na wodzach polega na przepuszczalności , a nie siłowaniu się . Jak słusznie zauważyła A. kajca w konkurencjach siłowych z koniem nie wygrasz .
adalova, zależy co mowi i jak mowi. Może masz kilometrowe wodze i brak kontaktu z pyskiem? A bez kontaktu nie mozesz konia oprzeć na wędzidle.
Mrowak
i ja witam.
Tak naprawdę POWAŻNE wypadki w okresie nauki i w jeździe rekreacyjnej wcale nie zdążają się często. Ja w ciągu już ponad 20 lat odnotowałam: złamany obojczyk (zawodniczka, jazda na młodym koniu) pękniętą kość w nadgarstku (poczatki nauki skoków) złamane podramię (dorosły początkujący) i wstrząśnienie mózgu (zawodniczka, upadek z koniem)
Wypadki takie faktycznie ciężkie to albo szczególny pech, albo nieodpowiedni koń albo nieodpowiedzialny instruktor.
Trzeba powiedzieć instruktorowi że się boisz, że ci się nie spieszy, chcesz jeździć na lonży aż się poczujesz całkiem pewnie. Szukać instruktora, który wzbudza zaufanei swoją postawą, jest spokojny na jazdach a konie ma miłe i posłuszne.
Trzymam kciuki, u mnie jeździli ludzie "mocno dorośli" mam też osoby powypadkowe albo mające kłopoty z kręgosłupem a więc wymagające szczególnie ostrożnego podejścia. Da się, tylko nie na każdym koniu.
[quote author=JARA link=topic=1412.msg2464335#msg2464335 date=1449829302]
Strach jest normalny
A ja uważam, że nie jest normalny i osoby, które się boją koni nie powinny jeździć. 🙂
W wieku dojrzałym, gdy masz dzieci, pracę, rodzinę, zobowiązania dużo trudniej przychodzi podejmowanie działań obarczonych ryzykiem, zatem tak, uważam, że strach jest normalny, dopóki nie jest paraliżujący. O ile jest to tylko głos rozsądku z tyłu głowy "matkobosko co ja robię" to jest normalny. Staje się groźny, gdy paraliżuje do tego stopnia, że całą jazdę jeździec jest spięty, gotowy na najgorsze. Ludzie z takimi lękami nie powinni się do koni zbliżać.
[/quote]
To co opisuje Mrowak nie jest zdrowym rozsądkiem, a zwyczajnym strachem. A ktoś kto się boi podejść do konia, wsiąść i jechać to według mnie nie powinien jeździć konno, bo właśnie wtedy sam się prosi o wypadek.
Nie trzeba mieć dzieci, domu, kredytu, psa, kota i tasiemca żeby mieć zdrowy rozsądek. Nawet kota z tasiemcem nie trzeba mieć. W momecie kiedy masz dzieci to zwyczajnie nie zabierasz się za zajeżdżanie młodziaków, nie wsiadasz na konie, na których sobie nie radzisz i nie pozwalasz by zabiła cię rutyna przy obsłudze konia. Nie wchodzi się w interakcje z problematycznymi zwierzakami.
Natomiast jesli ktoś przeprowadza walkę sam ze sobą, wsiąść na stępa czy nie, co Ty robisz, zabijesz sie, nie rób tego - to jest strach.
Mrowak, Widzę, że wszyscy, tak jak ja, są zachwyceni Twoim miłym i kulturalnym debiutem na forum.
Witamy! :kwiatek:
Potwierdzam to co napisała powyżej Magda. Wypadki na początku nauki są rzadkie. Nawet jeśli się czasem spadnie, to 90% kończy się to siniakiem na tyłku, czy nodze. Czasem nawet lepiej jest pierwszy raz spaść, pod warunkiem, że właśnie tak niegroźnie, żeby się przekonać, że to nic strasznego. 😉
Generalnie, najważniejsze to trafić na dobrą stajnię, dobrego instruktora i dobre do nauki konie.
Obawy są normalne. Paraliżujący strach już nie.
Jara, Ushia nie mogę się z Wami zgodzić co do strachu. Bardzo, bardzo długo bałam się koni. Głównie z ziemi, z siodła w mniejszym stopniu. Bałam się konie czyścić, siodłać, bałam się, że mnie ugryzą bądź kopną. Nigdy nic mi nie zrobiły, mój strach nie wziął się z jakichś przeżyć. Nie mogłam wejść do boksu, bo koń miał w wejściu głowę, w czasie czyszczenia, gdy mocniej, gwałtowniej się poruszył oddalałam się przerażona, że chce mi coś zrobić. 😂 Teraz to brzmi śmiesznie, jednak wtedy był to dla mnie wielki stres. Bardzo długo nie robiłam tez postępów ogólnie w jeździe. A zaznaczam, że jeździłam, bo sama chciałam. Potem miałam przerwę (instruktor "podcial mi skrzydła" twierdząc że za bardzo się boję 🙁 ). Gdy wróciłam do jeździectwa w pierwszej gimnazjum, dalej bałam się koni, przełamałam się dopiero w stajni, gdzie jeżdżę na obozy. Baaardzo cierpliwa instruktorka i baaaardzo spokojny koń zdziałali cuda. Małymi kroczkami się przełamywałam. Było trudno i ciężko, ale nie żałuję 🙂. Gdy przestałam się bać z ziemi, zaczęłam tez robić postępy z siodła.
W tej chwili mogę powiedzieć, że koni się nie boję. Nie jestem zupełnie pewna w 100%, w każdej sytuacji ale większości koni się nie boję, jednak nie zrobię tez przy nich zupełnie wszystkiego. Czuję strach głównie przed końmi, które straszą, i które czasem jednak przekraczają tę granicę. Jest to właściwie tylko jeden koń, wlasnie w tej stajni gdzie się z końmi oswoiłam. Myślę, że jest to kwestia tego konkretnego konia oraz faktu, że jestem do niego uprzedzona i poznałam go zanim przestałam się bać. Mam własnego konia, którego się nie boję, chociaż nie jest takim barankiem jakim wydawał się w momencie kupna. Zarówno z ziemi jak i pod siodłem. Kiedyś, w tych momentach sparaliżowałby mnie strach.
Reasumując, uważam, że jeśli ktoś naprawdę chce jeździć i obcować z końmi, to powinien to robić. Można pokonać swój strach, jest do tego potrzebny dobry instruktor i spokojny koń oraz duza determinacja. Ale da się 🙂 Więc dziewczyny, gdybym zrezygnowała te parę lat temu, nie zrealizowałabym swojego marzenia i bym tego ogromnie żałowała. Mnóstwo ludzi dziwiło się, że jeżdżę choć się boję, ale ja się nie poddałam. I była to dobra decyzja 😀
Strzyga, "ciągnij go za ryj, żeby Cię ręce bolały". Wydaje mi się, że nawet gdybym miała kilometrowe wodze ( a raczej nie mam, moim problemem jest elastyczna ręka, najbardziej w galopie i czasem zdarza mi się, że te wodze wiszą albo ogólnie wyprawiam coś dziwnego z rękami), to siłowanie się z koniem nie ma większego sensu. Może się mylę i jeżeli tak, to proszę o naprostowanie, ale wg mnie to przypomina trochę "przeciąganie liny". Przy okazji może dodam, że koń to nie rekreant.
julka177, a teraz odpowiedz mi na pytanie: pokonałaś strach czy oswoiłaś się ze znanymi Ci końmi? 🙂
Adalova
Jak ci trener mowi "ciagnij za ryj zeby Cie rece bolaly" to zmniej trenera czym predzej. A jazda na kontakcie i ustawienia konia na pomocach to glownie kwestia dosiadu i lydki, a nie silowania z glowa konia... . Jesli masz stabilna reke i ta reka pomagasz, a nie przeszkadzasz, to kon sam na ten kontakt wejdzie. Silowe rozwiazania to nie kontakt.
Jara pokonalam strach w stajni pod Toruniem, a mieszkam w Poznaniu i tu jeżdżę. W tamtej stajni pierwszy raz byłam 3 lata temu, od tamtej pory przerobilam dużo stajni tu, w Poznaniu. A więc i dużo koni. 😉 Na poczatku bałam się koni które testowały i straszyły. Teraz już raczej nie (z wyjątkiem tego jednego pod Toruniem) 😉. Kon, którego mam, został kupiony gdy go nie znałam i również się go nie bałam. Od samego początku. 😉
Więc to nie jest oswojenie się z paroma końmi 😉
JARA, ushia, - ja również pokonałam strach, spory. I nie, nie tylko do "swoich" koni. Wsiądę na każdego, podejde do każdego... jedyne co, to nie czuje sie na 100% pewnie w skokach. Trzeba dać sobie szanse, w granicach rozsądku.
Dziękuję wszystkim za rozwianie wątpliwości. Jakby ktoś miał coś jeszcze do dodania to chętnie przeczytam 😉 :kwiatek:
JARA, ushia, - ja również pokonałam strach, spory. I nie, nie tylko do "swoich" koni. Wsiądę na każdego, podejde do każdego... jedyne co, to nie czuje sie na 100% pewnie w skokach. Trzeba dać sobie szanse, w granicach rozsądku.
z tym wsiadaniem na "każdego" to jednak trzeba uważać. :P
Co do upadków, to ja mam takie spostrzeżenie, że czasem sobie trzeba spaść (oczywiście nie żeby specjalnie), otrzepać się i wsiąść znowu i wtedy upadek przestaje być problemem na jakis czas 🙂 Oczywiście nie chodzi mi tu o spadanie po kilka razy na jeździe, czy z powodu niekompetencji instruktora, albo niedopasowania konia.
Mrowak- i też tak mam, tyle, że nie przed zwykłą jazdą, ale przed jakimś wyjazdem z koniem na imprezę, myślę " po co ja się tam pcham? Do czego mi to potrzebne? może dać sobie spokój?" strach, nie paraliżujący, ale jednak. Mimo to nie rezygnuję. Skoro ma się pasję, trzeba ją realizować.
Mrowak- i też tak mam, tyle, że nie przed zwykłą jazdą, ale przed jakimś wyjazdem z koniem na imprezę, myślę " po co ja się tam pcham? Do czego mi to potrzebne? może dać sobie spokój?" strach, nie paraliżujący, ale jednak. Mimo to nie rezygnuję. Skoro ma się pasję, trzeba ją realizować.
o heh, mam to samo. Cieszę się na zawody do dnia wyjazdu. Rano się budzę i stwierdzam, że chrzanię to, nigdzie nie jadę, mam to gdzieś... no ale jadę 😉
JARA gdyby każdy bojący się na początku zaprzestał jeździectwa, to dzisiaj nie jeździłoby jakieś 80% osób, które jednak jeżdżą. Jeśli w ogóle nigdy się nie bałaś, to może oznaczać, że coś z tobą nie tak, bo strach to naturalne i najbardziej normalne odczucie pod słońcem. Jeśli do tego dojdzie przywiązanie do pewnej stabilizacji życiowej, które nasila się z wiekiem to mamy wypisz-wymaluj sytuację Mrowak
i też tak mam, tyle, że nie przed zwykłą jazdą, ale przed jakimś wyjazdem z koniem na imprezę, myślę " po co ja się tam pcham? Do czego mi to potrzebne? może dać sobie spokój?" strach, nie paraliżujący, ale jednak. Mimo to nie rezygnuję. Skoro ma się pasję, trzeba ją realizować.
Miałam tak przed srebrem 😁 Mimo, że jechałam na koniu znajomej, który sam miał mnie przez skoki przewieźć, koń pewny, startujący i szczery, to jednak po głowie chodziło "czy na pewno mi to potrzebne? moze jednak mieć gdzieś tą srebrną..." 😉
z tym wsiadaniem na "każdego" to jednak trzeba uważać. :P
Made my day 😂
Ja do tej pory boję się jeździć na... koniach. Od zawsze, od dziecka, odkąd tylko zaczęłam jeździć nie czułam się komfortowo na koniach. Pojechać pojadę, skoczyć skoczę, ale wcale nie ukrywam, że się boję. Jeżdżąc regularnie wsiadałam na naprawdę wysokie konie i jeździłam, jedną kobyłę nawet polubiłam, ale to nie było to, zawsze gdzieś tam z tyłu głowy zostawała pewna obawa.
Zaczęłam jeździć na kucach i to się okazało strzałem w 10. Na kucach potrafię się rozluźnić, wymagać od konia i naprawdę, szczerze cieszyć się jazdą. Zwłaszcza, że sama wysoka nie jestem (156 cm) to skończyło się na tym, że kupiłam sobie kuca (140 cm) i razem śmigamy.
Jeśli w ogóle nigdy się nie bałaś, to może oznaczać, że coś z tobą nie tak, bo strach to naturalne i najbardziej normalne odczucie pod słońcem.
Rudzik, ależ oczywiście, że jest coś ze mną nie tak, podobnie jak z ludźmi, którymi się otaczam 😉 Boję się naprawdę wielu rzeczy np klaunów, ale nie koni. 😉
Jednocześnie nie pcham się na surowe czy niezrównoważone konie, unikam niebezpiecznych sytuacji. Ale tym nie charakteryzuje się strach, a własnie zdrowy rozsądek.
I to nie jest tak, że ja się nie boję. Za każdym razem kiedy wsiadam na konia boję się, że się urwie, okuleje, złamie nogę albo przewróci.. i sobie coś zrobi. To jest tylko nieprzewidywalne zwierze i wiem, że w każdej chwili może mnie zabić, że może zdarzyć się nieszczęśliwy wypadek. Ale nie paraliżuje mnie to, abym musiała przechodzić wewnętrzną wojnę "wsiąść czy nie". Po prostu staram się przewidywać i unikać niebezpiecznych miejsc czy sytuacji. Jeśli kogoś paraliżują podstawy przy/na koniu to co taka osoba pocznie kiedy naprawdę wydarzy się coś niebezpiecznego? Po upadkach i katapultach wsiadam na konia ponownie. Jak koń mnie ponosi to jedyne o co się boję to żeby sobie nic nie zrobił.
Można to porównać do jazdy samochodem. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że jazda autem może zabić. Więc prowadzimy samochody odpowiednio do warunków panujących na drodze. Tak jak ludzie ze zdrowym rozsądkiem. A jeśli ktoś wsiada do samochodu i sieje panikę, bo on się zabije, może nie powinien, po co ja jadę, przecież osierocę dzieci - to mam takie samo zdanie jak o jeździe konnej. Takie osoby nie powinny zostać kierowcami.
JARA
ale z lęku, nawet takiego paraliżującego, człowiek może się wyleczyć, uwież
to trwa ale daje radę, widziałam już kilka razy taki proces, da się, tylko spełnione musza być konkretne warunki, o czym juz było pisane
Julie tyle, że z opisu wynika coś więcej niż obawy... 😉
- jestem osobą dorosłą, więc w przeciwieństwie do dzieciaków uczących się jeździć, włącza mi się myślenie i świruje wyobraźnia
- będąc na początku drogi do realizacji jednego z moich odwiecznych marzeń, czuję jednocześnie, że mój lęk dosłownie "przyszpila" mnie do gleby i jeśli czegoś z nim nie zrobię, to gotów za chwilę kompletnie mnie zablokować
- toczę sama ze sobą w głowie walkę między chęcią, a rozsądkiem, który mówi "na własne życzenie pakujesz się tam, gdzie możesz ulec poważnemu wypadkowi i przekreślić resztę swojego życia". Brzmi mega dramatycznie, wiem, ale mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi.
- i głos dodatkowy: "Nie rób tego swojemu dziecku! Daj sobie spokój!"
... tym bardziej, że przedmiotami lęku Mrowaka jest nie sam koń (strach przed dużym zwierzęciem jako takim jest poniekąd instynktowny i zanika w miarę przyzwyczajenia) a ryzyko wypadku będące oczywistą oczywistością i częścią okołokońskich realiów. Niezależnie od wszelkich czynników środowiskowych ani stopnia wyszkolenia/cierpliwości konia- obcowanie z nim zawsze niesie za sobą jakieś ryzyko wypadku. Taka karma i już.
Mrowak jeszcze komentarz odnośnie pierwszego myślnika, bo jakoś mnie zdżaźnił: A wiesz jak wyobraźnia świruje gdy parę razy robiło się za świadka śmiertelnego wypadku przy koniach? Ba, raz wystarczył by dożywotnio włączyć myślenie u- na tamten moment- "dzieciaka uczącego się jeździć". Wyobraźnia i włączone myślenie to podstawa w obcowaniu z końmi... choć może inaczej- ich brak u jeźdźca/opiekuna sprawia, że jego postępowanie prowadzi do sytuacji gdy od wypadku go dzieli nieszczęśliwy ułamek sekundy. Tak więc dobrze, że przy koniu przejawiasz włączone myślenie- jednak informuję, że dorosłość nie jest dowodem jego posiadania- dorosłość cię do powyższego zobowiązuje. To jedno 😉 Drugie, że wyobraźnia, podsuwająca wizje negatywnych sytuacji (kopnięcie, upadek, spłoszenie etc) pozwala nam co najmniej przygotować się do nich a czasem nawet ich uniknąć. Aczkolwiek tylko w przypadku, gdy jeździec przyjmuje "świrowanie wyobraźni" jako impuls do utrzymania koncentracji i ostrożności. Ty piszesz o "przyszpileniu" a to już kiepsko rokuje. Natomiast czytając kolejne myślniki odnoszę wrażenie, że z własnej inicjatywy "nurzasz się" w tym lęku, analizujesz jego specyfikę i wzbogacasz o dramatyczne rozwinięcia. I tu masz dwie drogi: uprościć obawy (np. "boję się wypadku" zamiast 2., 3. i 4. myślnika), zaakceptować i nauczyć się je przyjmować jako część swojej pasji. Albo odpuścić sobie konie, tym samym uniknąć wszelkich wypadków w obejściu i w siodle, które mogą się zdarzyć. Jednak jeśli piszesz prawdę o tym, że marzyłaś od dziecka by jeździć konno i teraz masz szansę realizować marzenie, stoisz przed zgoła innym wyborem: Albo, jak sama stwierdziłaś, na własne życzenie pakujesz się tam, gdzie możesz ulec poważnemu wypadkowi i przekreślić resztę swojego życia, albo nie pakować się tam, gdzie możesz ulec poważnemu wypadkowi i... przekreślić resztę swojego życia. 😀
Strzyga, "ciągnij go za ryj, żeby Cię ręce bolały".
Jeśli jest to dokładny cytat, to zażądała bym zwrotu pieniędzy.
Strzyga
Uwazam ze na forum powinno byc "lubie to" , bo zalajkowalabym to co napisalas.
Swoja droga myslisz ze jest mozliwe odzyskanie pieniedzy za trening ktory byl prowadzony w takim stylu?
Z jednej strony jest to usługa jak każda inna. I skoro jakość jest tak beznadziejna, powinna byc opcja reklamacji i odzyskania pieniędzy... Ale jest jak jest niestety 🙁
Można tylko podać nazwisko "trenera" i odradzać każdemu.