Czy kobiety posiadające konie nie nadają się do normalnych związków?
Ja tylko bym dodała, że poświęcenie snu to wcale nie jest dobra sprawa. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak destrukcyjne dla zdrowia jest przewlekłe niedosypianie - dramatycznie zwiększa szanse na cukrzycę, choroby serca, problemy hormonalne wszelkiego typu, a szczególnie mocno uderza w osoby genetycznie predysponowane do danej przypadłości, bo każdą taką przypadłość (na przykład chorobę autoimmunologiczną) wyciąga na wierzch i zaostrza. I do tego świetnie napędza przybieranie na wadze poza rozsądne granice, na kilka różnych sposobów. Mam taką teorię, że nasz zachodni świat doświadcza takiego zalewu chorób cywilizacyjnych właśnie dlatego, że masa ludzi uważa brak snu za "taki w sumie mały koszt, na pewno mniejszy niż poświęcenie swojej pasji".
Już nie wspominając o tym, że duży deficyt snu ma krótkie nogi. Ja też myślałam, że w sumie sen to strata czasu i mogę spać po 5 godzin i żyję, więc w czym problem? Po pewnym czasie potrzebowałam co najmniej 5 kaw dziennie, żeby jako tako funkcjonować (na pewno nie cieszyć się życiem), a jak potrzebowałam zostać dłużej przy książkach, to nawet kawa+bezpośrednio po niej wypity red bull nie przeszkadzały mi zasnąć w książkach, chyba że chodziłam podczas uczenia się - jak chodzisz, to nie zaśniesz 😁.
Myślę Murat-Gazon, że poświęcanie snu na dłuższą metę w niczym by Ci nie pomogło - co najwyżej by dramatycznie pogorszyło jakość Twojego życia i przy okazji jakość związku, bo niewyspany człowiek to drażliwy człowiek. I znowu wracamy do tego samego problemu... że brak jest godzin w dobie na konie, pracę i związek. Skrócenie snu pomogłoby odsunąć ten dylemat na później, to znaczy do czasu, kiedy przestałabyś wytrzymywać niedosypianie.
Nigdzie nie napisałaś, że faceci to świnie i ja też nigdzie nie napisałam, że to miałaś na myśli. Natomiast kilkukrotnie powtórzyłaś tego typu rzeczy:
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2430546#msg2430546 date=1444136459]
JARA wydaje mi się, że tak naprawdę nie jest to kwestia tej czy tamtej pasji, ale po prostu wizji partnera/partnerki, jaką każdy ma gdzieś w głowie.
Jak facet ma wizję, że chce cichą, skromną dziewczynę, która będzie codziennie czekała na niego z ciepłym obiadkiem i urodzi mu piątkę dzieci - to nie ma siły, żeby był zadowolony ze związku z samodzielną kobietą z jakąkolwiek pasją.
Jak uważa, że samodzielność i niezależność kobiety jest plusem, posiadanie przez nią pasji powoduje, że można z nią ciekawie porozmawiać, a ciepłe obiadki i dzieci nie są priorytetem, to pasję zaakceptuje.[/quote]
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2430533#msg2430533 date=1444135733]
No i właśnie znowu w tym momencie wracamy do tematu podświadomych wzorców i kulturowych stereotypów. "Bo kobieta to ma być w domu, zapatrzona w faceta jak w święty obrazek".
Mnie to okropnie irytuje, ale spotykam się z tym bardzo często niestety. Że kobiety z pasją są zbyt samodzielne, zbyt niezależne, zbyt pewne siebie i własnego zdania.
I w sporej większości nie uważają, że szczytem ich ambicji życiowych jest zajmowanie się domem i dziećmi.
Ewentualnie facet taką samodzielną i niezależną kobietę bardzo podziwia jako koleżankę i nawet jej kibicuje w realizacji planów, ale wiąże się z cichą myszką.
Trochę tak to wygląda, jakbyśmy my już dorosły do nowego modelu związku, a mężczyźni w dużej mierze jeszcze wciąż są uczepieni starego.
[/quote]
I z tym się absolutnie nie zgadzam i wobec tego protestowałam w swoim długim poście na drugiej stronie wątku (edit bo przekroczyliśmy 4 stronę :lol🙂.
PS. Też jestem introwertykiem, i to dosyć ekstremalnym typem introwertyka, w swojej przynajmniej ocenie 😉. Nie zmienia to mojego zdania na temat poważnych trudności w budowaniu związku, kiedy nigdy nie ma się czasu na partnera.
busch, póki dopamina jest wlewana nagminnie do krwiobiegu, sen, jedzenie, odpoczynek - nic nie jest potrzebne
Dopamina to najlepszy narkotyk świata 😉
Ale oczywiście pewnego dnia organizm się do niej przyzwyczaja i... zasypia nawet chodząc 😉 odlatuje za kierownicą, chrapie za biurkiem w pracy... 🙁
tulipan, escada, a nie boicie sie, ze za jakis czas okaze sie, ze jestescie obcymi ludzmi dla siebie i nie macie o czym gadac?
Jakoś daliśmy rade się poznać gdzie miałam taki sam tryb życia 😉 jak spotykamy się wieczorem lub w weekend (a mieszkamy razem) to opowiadamy sobie co i jak u kogo. Czasem brak energii jest powodem kłótni ale jakoś dochodzimy do porozumienia. On jednak woli mnie w pakiecie z koniem i pracą niż laseczke co ani na siebie nie zarobi ani gwoździa nie wbije 😉
Ludzie z pasja generalnie sa trudnymi partnerami dla tych, co pasji zadnej nie maja. I nie ma to znaczenia, czy sa to konie, czy zupelnie cos innego. I jakos serio nie widze zwiazku miedzy tym, czy sa to konie czy cos innego.
zen ja związek widzę o tyle, że koń jest żywym stworzeniem i powoduje to większą odpowiedzialność niż inna pasja, gdzie żywego partnera nie ma. Np. motor nie zachoruje, dezorganizując ci całe życie i drenując portfel kosztami leczenia. W drugą stronę też, jak nie masz akurat ochoty iść biegać, to po prostu nie idziesz i tyle - a w przypadku konia często nie ma tak, że nie masz ochoty, to nie robisz, bo się to może na koniu negatywnie odbić.
Myślę, że to jest często rzecz niezrozumiała dla ludzi spoza środowiska. O ile kwestia, że chory, to trzeba leczyć, jest jeszcze zrozumiała, o tyle kwestii, że jeździć czy ogólnie pracować z koniem trzeba cały czas, bo <coś tam>, wiele osób nie jest w stanie zrozumieć. Pierwszy przykład z brzegu, moi rodzice nie bardzo rozumieją, dlaczego ja jeżdżę do stajni w tygodniu jesienią i zimą, jak jest ciemno, zimno, wieje i szczerze przyznaję, że często mi się nie chce. "Jak ci się nie chce, to nie jedź, co jej się stanie, jak nie pojedziesz".
Mam zupelnie inne podejscie i inne obserwuje reakcje ludzi, bo sportowiec jak nie ma ochoty nawet isc na trening, to rozsadek bierze gore i pakuje sie torbe i sie idzie. Konia za ciebie ktos w ostatecznosci pojezdzi, a w pasji, gdzie pracujesz cialem, to co? Kto za ciebie pojdzie na trening silowy twojego ciala? Koszty mowisz. 21 tysiecy operacja kolana sportowca. Malo? Czas. Wyjazdy na zgrupowania, sparingi, treningi 2 razy dziennie po 2 godziny plus dojazd plus regenracja. Faktycznie, tylko konie sa drenujace czas i pieniadze 😁 😉 Wszystko kosztuje. I czas i pieniadze.
Jak chcesz swoja pasje realizowac na 100% i byc na 100% odpowiedzialny, to naprawde nie tylko konie i tylko one powoduja spinke.
W drugą stronę też, jak nie masz akurat ochoty iść biegać, to po prostu nie idziesz i tyle
Nie chce się jechać do konia = nie jedziesz. Proste.
Każda pasja i każdy sport to czas i pieniądzie. Nie tylko konie generują wydatki.
Nawet zbieranie znaczków.
Możemy się licytować bez końca który sport pochłania bardziej 😉
U nas jest sprawa jasna. Koń musi być zaopiekowany, jak człowiek, pies czy kot. Bez różnicy. Nie wyobrażam sobie, żeby mój facet powiedział - daj spokój, to tylko koń, nie jedź, nic mu się nie stanie jak nie dostanie leków. No to jest niepoważne. To ja decyduje kiedy jadę do stajni, a kiedy mogę zostać w domu. Wiadomo, w sytuacji kryzysowej załatwiam opiekę dla konia i gaszę pożary 😉
zen w sumie racja, w odniesieniu do pasji będącej uprawianiem sportu na poziomie sportowym (masło maślane, ale mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi :icon_rolleyes🙂 W przypadku podejścia czysto rekreacyjnego już ludzie patrzą na to inaczej, przynajmniej obserwując podejście moich znajomych. Nie mają ochoty iść na rower, to nie idą, biegać - to nie biegają, iść na basen - to nie idą. Dlatego właśnie część nie ogarnia, dlaczego ja mogąc zostać w domu, bo wieje i jest zimno - jednak się mobilizuję i jadę do konia. Zwłaszcza że nie jest sportowy przecież. Że mogłabym pojechać, jak się zrobi cieplej? Mhm, czyli biorąc pod uwagę obecną porę roku to w marcu przyszłego roku tak mniej więcej 😉 Kolega-rowerzysta zimą nie jeździ i problemu nie ma, rower sobie stoi i nic mu się nie dzieje, a koniowi już by się zdecydowanie działo, jakby całą zimę przestał. A kolega ma stacjonarny rowerek na zimę w mieszkaniu, więc kondycji nie traci. No jeździec sobie nie kupi symulatora konia do domu na zimę, a gdyby nawet, to kwestii kondycji konia to nie rozwiąże. 😉
A jeszcze inaczej podchodzą do tego osoby mające pasję niewymagającą zaangażowania "fizycznego", jak choćby gracze komputerowi właśnie. Tu już jest totalnie pełna dowolność, chcę to gram, nie chcę to nie gram, niezależnie od pory dnia, miesiąca, pogody i czegokolwiek.
tulipan mnie kiedyś znajomy modelarz podliczył koszty sklejania "profesjonalnie" modeli. Ło żesz matko 😲 😲 😲
Ja to widze rowniez u ludzi podchodzacych do swojej pasji amatorsko. Moj kumpel startuje w amatorskich zawodach MMA i przygotowuje sie podobnie jak sportowcy. Nie ma znaczenia. Pasja to pasja, a konie nie sa jakies super hiper wyjatkowe w tym.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2431411#msg2431411 date=1444290397]
A jeszcze inaczej podchodzą do tego osoby mające pasję niewymagającą zaangażowania "fizycznego", jak choćby gracze komputerowi właśnie. Tu już jest totalnie pełna dowolność, chcę to gram, nie chcę to nie gram, niezależnie od pory dnia, miesiąca, pogody i czegokolwiek.
[/quote]
A znasz jakiegoś gracza czy tak z głowy napisałaś? Bo znam kilkudziesięciu i no... to tak nie wygląda 🤣
Czasem chyba to trochę nasza wina, jak nasi faceci podchodzą do naszych koni, które są pasją. Ja po 2 nieudanych związkach, właśnie z powodu koni, doszłam do wniosku, że kolejnemu facetowi już od pierwszych dni naszej bliższej znajomości będę przedstawiać mojego konia, co z tym się wiąże i jak wygląda moje życie z koniem. Miało to na celu, że albo na dzień dobry chłop się wystraszy i ucieknie, albo bierze mnie z pełnym ekwiwalentem bez nadziei, że kiedyś to zmieni. Tak więc mój obecny facet i mam nadzieję, że już "na zawsze", z którym mieszkamy razem 6 lat, na pierwszą randkę został zaciągnięty do mojego konia, zobaczył mnie w wymiętym polarze, bryczesach i w siodle. Od początku nic nie ukrywałam, że konik to tylko miły pluszaczek. Od początku tłumaczyłam, że 5 dni w tygodniu muszę być w stajni, że jak chcę gdzieś wyjechać to muszę znaleźć i opłacić opiekunkę do konia, że muszę mieć zawsze blisko telefon, bo może koń dostać kolki i zadzwoni właściciel stajni, itd. Mogę powiedzieć, że mam szczęście, mój facet to zrozumiał i mimo, że ma własną pasje - samochody, to zawsze mówi, jak trzeba zrobić priorytety wydatkowe w domu - nie porównuj naszych pasji mój samochód może zaczekać miesiąc z naprawą, a koń jest żywy i nie zaczeka.
rybka o to to, bardzo dobrze napisane. Z koniem trochę jak z dzieckiem. Im szybciej powiesz, że masz tym lepiej 😉
tulipan znam kilku, nawet byłam w związku z jednym. 🙂 I sama bardzo dużo grałam przez kilkanaście lat.
Siła uzależnienia od komputera to zupełnie inna sprawa 😉 Bardziej chodziło mi o to, że jedyny czynnik decyzyjny "gram - nie gram" to własna głowa. Nie ma nic w stylu, że gram, bo pada, albo nie gram, jak jest ładna pogoda.
A no chyba, że tak 😉 Akurat to na tyle przyjemne hobby, że ani deszcze ani śniegi nie przeszkadzają 😁 Też jestem w związku z jednym 😉
Zgadzam się z zen - KAŻDA pasja (jeśli jest naprawdę pasją) zabiera mnóstwo czasu i drenuje portfel.
Prócz koni nieudolnie próbuję bawić się w taternictwo i alpinizm. Buty wysokogórskie kosztowały mnie tyle co oficerki Petrie. Zakup szpeju to kilka tysięcy, dobre liny - kolejny duży wydatek. Głupie kurtki goretexowe kosztują w okolicach tysiaka. Oczywiście wszystko się zużywa i po czasie traci swoje właściwości. Albo niszczy się zwyczajnie. A gdzie wyjazdy? (nie mówię już nawet o ekspedycjach, gdzie trzeba wydać kilkadziesiąt tysięcy). A jak chce się człowiek wspinać na poziomie to raz, że "w domu" powinien trenować regularnie na ściance - najlepiej z trenerem, a w sezonie wspinać się w skałach, Tatrach. Jak złapie bakcyla to w zasadzie zaczyna się potem wspinać zimą (a to jest akurat najpiękniejsze :kocham🙂 więc jego wspinanie trwa okrągły rok.
Gdy poznawałam mojego chłopaka w Tatrach byłam średnio co 3 dni (zimą). Życie codzienne (w Warszawie, tam gdzie miałam dom) przeszkadzało mi w życiu. Bo w domu myślami byłam cały czas w górach. Mój M. też jest aspirującym taternikiem, choć nie tak wkręconym jak ja. I co? Na samym początku ustaliliśmy, że żeby to miało sens trzeba pójść na kompromis. Uznaliśmy, że w góry będę jeździć max 1 w miesiącu. Bolało? Bolało. Ale potem odkryłam, jak bardzo ważny jest dla mnie M. i że jest ważniejszy niż góry. W które w zasadzie jeździmy razem. Nie czuję bym coś traciła czy coś poświęcała. Jestem na maxa szczęśliwa, bardziej niż gdy jeździłam co chwila w Tatry. A że rozwijam się wolniej? Cóż. Całe życie przede mną. I na pewno wolę teraz zbudować fajny związek niż za 30 lat odkryć, że samotność to jednak najgorsze co mogło mnie spotkać.