Witajcie, Kąciku. 🙂
Poczytuję co u Was i Waszych Ogonów już od dawna. Postanowiłam, że przedstawię się z moim dzierżawionym kopytnym, kiedy...nie będzie wstydu się pokazać. 😉
Do tego jednak nie doszło...
Mogę się wygadać? 😵
Drogę przeszliśmy długą, bo zaczynaliśmy od czegoś takiego:

I żeby było śmieszniej - to jedno z najlepszych zdjęć z tamtego okresu. 🤣 Koń był ultrasztywny i niewspółpracujący, a ja nie miałam umiejętności, żeby to zmienić.
Sporo błądziłam, milion razy coś schrzaniłam i kolejny milion razy się załamywałam. Aplauz (stajennie zwany Dudkiem) był trudny. Ale tłukłam się dzielnie do stajni (dopóki nie zrobiłam prawa jazdy, to droga autobusami zajmowała 1-2 godzin w jedną stronę) i czasem jeździło się nawet przyjemnie:

To zdjęcie sprzed ok. pół roku. Świeższych z jazdy nie mam...
W lipcu mieliśmy kilka fantastycznych momentów, ale niestety utrzymały się kilka dni i znów wszystko od początku. Podczas naszej współpracy od czerwca zeszłego roku wypracowałam już sporo "chwilowych sposobów na tego konia", po czym on pokazywał mi, gdzie moje miejsce i znajdywał sposób na mnie. 🙄
Trenerka dojeżdżała rzadko, więc edukowałam się jak najwięcej na własną rękę - książki, filmy z klinik, artykuły etc.
Niedawno zakończyłam współpracę z trenerką, byłam na etapie szukania kogoś nowego. Kilka tygodni, może miesiąc temu, kiedy frustracja moja i konia sięgała zenitu, zmieniłam zupełnie system pracy z nim i zaczęłam wszystko od początku. No i w końcu chyba znalazłam złoty środek, bo koń odżył, z leniwego zrobił się chętny, z rozpraszającego się - uważniejszy, ze sztywnego - luźny, z uciekającego z kontaktu - na kontakcie, z uwalonego na przodzie - na zadzie i ja pilnowałam swojego dosiadu, jak tylko byłam sama w stanie. A żeby już do końca rozpłynąć się w tym brokatowo-tęczowym świecie, to z jazdy na jazdę było lepiej i tak dobrze, jak nigdy. Oczywiście niezliczona ilość rzeczy co przerobienia, ale kierunek był. Udało mi się też wziąć tydzień temu udział jako wolny słuchacz w klinice Ride With Your Mind, co dało kolejnego kopa do działania.
Ale tutaj ta nudnawa powiastka się kończy. Było zbyt różowo i najwyraźniej nadciągnęło zagrożenie, że koń stanie się magicznym jednorożcem...
Przyjeżdżam w niedzielne popołudnie do stajni - ciach - najzdrowszy koń na świecie złamał na padoku kość rysikową w prawym tyle. 😵
Serce mi się kraje, jak teraz widzę go zamkniętego w boksie, wyraźnie znudzonego, wkurzonego i kicającego na trzech i pół nogi. 🙁 Teraz dajemy mu leki przeciwbólowe od weta, operację ma w piątek...
A ja...nie wsiądę na konia przez kilka miesięcy? Jestem załamana - kto by pomyślał, że przez końskie zabawy na padoku może się zawalić pół życia. Tyle perspektyw, planów... Staram się szukać innych opcji, żeby nie zawieszać swojego jeździectwa i nie wiem, czy nic nie widzę, czy nie jestem w stanie.
Ech, jak już się ciężko zapracuje i jest dobrze, to... 🤦
Mogę prosić o kciuki za Aplauza? 🙁