Sprawy sercowe...

Ale nie kazdy tak chce. Ja tam tez się nie dziwię, ze trzynastka jeszcze nie czuje się gotowa na wspólne mieszkanie 🙂 jak bedzie gotowa to sobie zamieszkaja.
Ja też się nie dziwię. Trzynastka, słuchaj siebie i swojej intuicji, jak będziesz gotowa z nim zamieszkać, to będziesz wiedziała.
Wpuszczenie kogoś do takiego stopnia do swojego życia to nie jest takie "hop-siup", jednej osobie do podjęcia takiej decyzji wystarczy miesiąc związku, innej to zajmie dwa lata.
Ja nie mówię że musi to robić, tylko ze to może być lepsze niż obwachiwanie się miesiącami 😉 ja nie byłam na to gotowa absolutnie, tylko ze inna opcja to był związek na odległość którego nie chciałam, wiec zaryzykowalam. Ktoś mi wtedy napisał ze na początku związku łatwiej się dotrzeć bo ma się większą tolerancję wobec drugiej osoby i jest to prawda 😉

Wg mnie to było hop siup trochę, bo wiedziałam i tak ze szukam czegoś na stałe a nie na chwile i ze w końcu będziemy mieszkać razem. Jakby nie pyklo to by dostał wilczy bilet i tyle, z tym ze ja nie przepadam za randkowaniem, dzieleniem związku na etapy itp. I rozumiem ze ktoś inny woli powoli się angażować, tylko czasem lepiej jest się sprawdzić od razu niż się  potem zdziwić 🙂
escada rozumiem  🙂 Zależy to na pewno od indywidualnego tempa tworzenia się relacji między dwojgiem ludzi, zarówno na poziomie psychologiczno-emocjonalnym, jak i fizycznym. No i też tego, na ile ktoś jest gotów wpuścić drugą osobę "z butami" do swojego życia i przestrzeni osobistej. Ja na przykład mam trochę postawę "mój dom moją twierdzą", więc rozumiem opory w tej materii  😉
a my, ja i mój małż, zamieszkaliśmy razem dość szybko,strasznie dużo czasu traciliśmy na umawianie się 🙂 mieszkaliśmy jak w studenckim mieszkaniu 🙂
On wynajmie mieszkanie, ja będę mieszkać u siebie 😉
I będziemy się spotykać, jak dzieci, dopóki nie zdecyduję [my] się na krok dalej.

Coś tam wie, ale prawdziwe starcie przed nami. Zaraz ruszam na lotnisko  🏇


i bardzo dobrze, niech pokaże na co go stać (nie tylko w sensie finansowym)

a jeśli to zwykły "podczepiacz" - od mamusi do dziewczyny - po co się starać jak zawsze ktoś przygarnie?
Zobaczysz czy jest samodzielny, ogarnięty, czy Ci pasuje na codzień.
Wprowadzka do Ciebie byłaby wg mnie udupieniem Ciebie kompletnie - zwłaszcza, ze masz swoje mieszkanie, swój styl życia itd.

A związek na odległość? Nie wiadomo do końca kto zacz….
Miałam taki i po 2 latach wspólne zamieszkanie zakończyło się końcem związku. Facet okazał sie alkoholikiem. Ja się widywaliśmy w weekendy - wiadomo były imprezy.
W życiu codziennym wyszło… że u niego imprezy są CODZIENNIE! o czym nie miałam pojęcia, bo widywaliśmy sie właśnie w weekendy.
Pomyślałyście, że to nie jest kwestia kasy?
Że Trzynastka, po prostu nie jest gotowa / nie chce się spieszyć itp?
Przecież facet nie jest dzieckiem, żeby mu trzeba było dach nad głową zapewniać i dbać
o jego oszczędności...
IMO Trzynastka, rób tak jak czujesz. Zamieszkanie ze sobą to poważna decyzja.
U nas to było bardzo, bardzo szybko. Bodajże po tygodniu albo dwóch. Ale my to w ogóle się ze wszystkim
pośpieszyliśmy poza dzieckiem.
Edit: napisałam Nine...
Ja przyznam, że jak czytam o zamieszkaniu z kimś po tygodniu czy miesiącu od decyzji o byciu razem, to mam taką minę mniej więcej:  😲
Ale jak pisałam wcześniej, każdy ma swoje tempo budowania relacji, dla mnie takie tempo jest nieogarnialne  😉
Met   moje spore
03 lipca 2015 08:12
Murat-Gazon, ja mam taką minę, kiedy mowa o niekończącym się randkowaniu 😉

z Michałem poznaliśmy się przez sympatię (i tak, na zdjęciu wyglądał dla mnie bosko!), ja pod krakowem, on pod gdańskiem. podróż tysiącem autobusów i pociągiem = prawie doba! nasze pierwsze dwie randki były 2-dniowe, trzecia trwała tydzień, następnie nastąpiła przeprowadzka i tak siedzimy sobie razem od 4 lat 😜
poprzedniego wybranka miałam z niemiec. pierwsza randka trwała tydzień, niecały miesiąc później (czas na pozałatwianie formalności różnych) przeprowadzka. po 2 latach P. dostał bardzo dobrą ofertę pracy za granicą. dzień po jego wyjeździe postanowiłam zakończyć relację.

także wszystko kwestia tego, jak kto czuje, jak myśli.
czy można to negować? potępiać?
jedni będą ostrzegali przed zbyt szybkim rzucaniem się na głęboką wodę, drudzy powiedzą, że nie ma na co czekać. i obie grupy będą miały rację!
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
03 lipca 2015 08:16
Z jednej strony rozumiem Murat, a z drugiej rozumiem Yeguę.
Jak ktoś jest po ciężkim związku, po którym ma poryty beret i bałagan na strychu to nie dziwi mi, że nie chce związku.
Z drugiej strony jeśli czuje, że jest to coś to idę za ciosem! 😉


Ja nie neguję, ja tylko mówię, że dla mnie to dziwne  🙂
Po prostu ja muszę faceta najpierw dobrze poznać "jako człowieka", żeby go wpuścić do swojego życia.
Przynajmniej tak mi się wydaje na bazie dotychczasowych niezbyt bogatych doświadczeń, może jakby mnie strzelił nagle grom z jasnego nieba na czyjś widok, to by się okazało, że mieszkanie z nim po tygodniu nie jest problemem  😉
Wojenka   on the desert you can't remember your name
03 lipca 2015 09:03
Moim zdaniem nic nie daje nam tak pełnego obrazu człowieka jak mieszkanie z nim pod jednym dachem.
Można się szybko rozczarować i zejść na ziemię 😉
Wojenka owszem, to prawda.
Tyle że przynajmniej dla mnie jest jeszcze jedna kwestia, która mnie w takiej decyzji by blokowała. Raczej jest oczywiste, że jak się z kimś mieszka, to się z nim sypia. A dla mnie pójście do łóżka z facetem, którego znam miesiąc czy tydzień - no way. Po prostu no way. Nie ten poziom znajomości, żebym choćby powiedziała mu cokolwiek bardziej prywatnego o sobie, a co dopiero na taką intymność.
No ale ja staroświecka jestem, co już nieraz pisałam 😉
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
03 lipca 2015 09:15
Murat, właśnie mam do tego podobne podejście. Zauroczenie/ zakochanie jedną drogą, ale najpierw muszę komuś zaufać, żeby robić kolejne kroki.
Jeszcze nie spotkałam się z sytuacją, żeby jakiegoś znajomego ta miłość walnęła jak grom z jasnego nieba, że już natychmiast na hura, ale też raczej staroświecka jestem 😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2386423#msg2386423 date=1435905753]
Ja przyznam, że jak czytam o zamieszkaniu z kimś po tygodniu czy miesiącu od decyzji o byciu razem, to mam taką minę mniej więcej:  😲
Ale jak pisałam wcześniej, każdy ma swoje tempo budowania relacji, dla mnie takie tempo jest nieogarnialne  😉
[/quote] też kiedyś miałabym taką minę. Po 3 miesiącach postanowiliśmy kupić razem mieszkanie, następnego dnia zdecydowalismy o ślubie, a po niecałych 6 miesiącach związku wzięliśmy ślub. Żeby nie było tak kolorowo, to potem przez pół roku chorowałam i to właśnie choroba była "cementem" dla związku.
Ja przepraszam, że tak ni z gruchy, ni z pietruchy. Moim zdaniem Trzynastka, ma zupełnie rację, mimo, że z X znają się, to sytuacja jest nowa, bo bycie z kimś, mimo, że zna się tego kogoś na innym gruncie, to mieszkanie razem to duże zobowiązanie, chyba dla obu stron. Z drugiej strony JARA prezentuje moje podejście w tym temacie. Poza tym etap randkowania jest chyba jednym z przyjemniejszych i fajnie się wspomina ten czas, nie ma co rzucać się na głęboką wodę, jeśli ktoś się sparzył. Bo otworzyć drzwi jest łatwo, ale zamknąć je za kimś, sprawia już problem.
Trzymam kciuki, żeby relacja zdała egzamin na gruncie "my", no i JARA, mam nadzieję, że się uda, bo podczytuję regularnie forum i jesteś jedną z osób, których poglądy podzielam  :kwiatek: i mogę się pod nimi podpisać ze spokojną głową.
safie no właśnie o to chodzi. Tak literacko trochę mówiąc, najpierw facet musi stać się moim przyjacielem, żeby został moim kochankiem. A z kolei dopóki nim nie zostanie, to z nim nie zamieszkam. Zaś na budowanie relacji przyjacielskich trzeba czasu. I koło się zamyka.
Murat-Gazon, dla mnie również kiedyś tak szybka decyzja o zamieszkaniu razem była nie do pomyślenia. Ale z T. zamieszkaliśmy razem po miesiącu i to była najlepsza decyzja jaką mogliśmy wtedy podjąć. Ale rozumiem, że każdy ma własne przekonania i poglądy. Najważniejsze, żeby nie robić nic na siłę i wbrew sobie.
kujka   new better life mode: on
03 lipca 2015 10:52
Met, piatka! Ja tez jestem szybki Bill.
Czekanie i kminienie w relacji to dla mnie cos w czym sie spalam totalnie. Szkoda mi czasu, zycia 😉

Ale oczywiscie akceptuje ze ktos moze miec inaczej.
My sobie teraz randkujemy, przy wspólnym budżecie odpada kwestia kto płaci :p
Przy czym ruzumiem długi okres niemieszkania, nie każdy jest taki niecierpliwy jak ja. Przy tej mojej spontaniczności zdarzało mi się wchodzić w relacje które nie były dla mnie zbyt dobre, ale uświadomiły mi czego chcę.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 lipca 2015 11:36
No to ja mam jak Met- z pierwszym chłopakiem zamieszkałam po 2 tygodniach, z Konradem... na 2 spotkaniu 😁 I stuknie nam 5 lat w tym roku 😉
Dla mnie szybkie zamieszkanie ma swoje plusy, ale czekanie tak samo dużo. Jeśli ktoś nie czuje się komfortowo z myślą, że po 2, 3 10 miesiącach miałby z kimś zamieszkać- to jak najbardziej nie powinien się zmuszać. Każdy ma inaczej, ale inaczej nie równa się gorzej/lepiej.
Właściwie to w pewnym sensie zazdroszczę odwagi w podejmowaniu takich decyzji  🙂
Zastanawiam się, na ile ma na to wpływ, czy dana osoba ma osobowość bardziej intro-, czy ekstrawertyczną.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 lipca 2015 12:07
Murat ja jestem w gorącej wodzie kąpana, nie potrafię czekać i nie mam za grosz cierpliwości 😉 Więc wolę wszystko postawić na jedną kartę i szybko zobaczyć, czy coś z tego będzie, niż w sumie randkować X czasu a potem kilka miesięcy po zamieszkaniu razem stwierdzić, że to jednak nie to. Tylko to nie jest dobre podejście dla kogoś ceniącego sobie prywatność, bo ktoś taki chyba nie da rady 😉 Ja w sumie nie wiem, czy jakąkolwiek prywatność taką ogólnie mam- bo jestem zbyt otwartą osobą 😁 A w momencie, gdy z kimś mieszkasz w sumie poznajesz go dokładnie od podszewki- jego zwyczaje, zasady, czy jest czysty czy nie, jakie ma podejście do życia(w sensie utrzymanie domu itd), takie szczegóły, których na randkowaniu nie poznasz- głupoty wręcz, np. czy myje ręce po wyjściu z toalety 😁
No i jednak życie łóżkowe ma dla mnie duże znaczenie. Bo jak w sferze intymnej się nie układa- to to się jednak rzuca na resztę spraw. Więc też wolę szybko sprawdzić, na co mogę liczyć, niż potem się "rozczarować". Ale to też kwestia indywidualna 😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
03 lipca 2015 12:44
Ja z Piotrkiem zamieszkałam po miesiącu znajomości, bez żadnych oporów, chociaż gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że być może powinniśmy nieco zwolnić. Z drugiej jednak strony, po poprzednich związkowych wpadkach nie miałam ochoty na podchody, obwąchiwanie się i randki raz w tygodniu, albo nawet rzadziej.
Nasze mieszkanie razem zostało wprawdzie podyktowane częściowo moją sytuacją mieszkaniową, ale gdybym nie czuła, że to TEN (tak, byłam w stanie stwierdzić to po miesiącu znajomości, wiedziałam to w sumie już po pierwszym spotkaniu) z pewnością bym się nie zdecydowała na taki krok 😉 Ani przez sekundę nie żałowałam, że wszystko tak szybko się u nas potoczyło, decyzja o przeprowadzce do niego była najlepszą, jaką mogłam podjąć 😀

Decyzja o wspólnym zamieszkaniu nie zawsze się jednak opłaca, w moim odczuciu.
Znam dziewczynę, która po miesiącu znajomości zaręczyła się ze swoim partnerem, chwilę później wprowadziła się do swojego narzeczonego i wtedy się zaczęło... Wieczne kłótnie o pierdoły, zrywanie zaręczyn i rzucanie pierścionkiem, łzy i fochy, chorobliwa wręcz zazdrość itd. Rozmawiałyśmy kiedyś szczerze i zasugerowałam jej, że może jednak powinni dać sobie trochę czasu i porandkować jeszcze, zamiast wskakiwać od razu na głęboką wodę (wspólne mieszkanie chyba jednak ich przerosło). Odpowiedziała mi, że gdyby tylko miała dokąd, od razu by się wyprowadziła 😵 Nie zrobiła tego oczywiście, po trzech miesiącach związku zaszła w ciążę, nadal się z facetem nie dogaduje i nie wyobraża sobie, żeby miała znosić jego wady codziennie (do tej pory z racji pracy obojga widywali się nieregularnie).

Żeby była jasność, nikogo nie oceniam, każdy żyje po swojemu, ale jak pokazują różne przykłady, nie dla każdego szybkie tempo jest tym odpowiednim...
Z drugiej jednak strony uważam, że jeśli pisane jest nam spędzić życie z konkretną osobą, to czas, po którym zdecydujemy się na wspólne zamieszkanie nie ma znaczenia, a czasem szkoda wpędzać się w lata stracone u boku kogoś nieodpowiedniego.
Pauli, tylko że czasem niestety wrażenie "to ten" bywa złudne. Chyba niemal każda kobieta po nieudanym związku, zwłaszcza dłuższym i poważniejszym, miała wrażenie, że "to ten". Ja bym się swego czasu dała zabić za to, że mój były mąż to "ten-i-żaden-inny-na-świecie". Życie pokazało, że się myliłam. I wydaje mi się, że nie ma innego sposobu na zweryfikowanie tego niż czas. Okropne awantury na początku związku nie muszą znaczyć, że para się nie dotrze, z kolei cukierkowy początek nie oznacza, że po jakimś czasie nie nastąpi katastrofa. W tym sensie rzeczywiście czas, po jakim się wspólnie zamieszka, nie ma znaczenia, ale z kolei są cechy, które skazują dany związek na porażkę, a które widać bez wspólnego mieszkania. Wtedy rozstanie to po prostu mniejszy kłopot - łatwiej przestać się z kimś spotykać niż wywalić go z domu/wyprowadzić się.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2386550#msg2386550 date=1435920227]
Właściwie to w pewnym sensie zazdroszczę odwagi w podejmowaniu takich decyzji  🙂
Zastanawiam się, na ile ma na to wpływ, czy dana osoba ma osobowość bardziej intro-, czy ekstrawertyczną.

[/quote]

Czy ja wiem czy ma na to wpływ typ osobowości?
Ja jestem raczej introwertykiem, nigdy nie byłam specjalnie otwarta, przebojowa i śmiała. Potrzebowałam więcej czasu by czuć się swobodnie w towarzystwie osoby nowo poznanej.
A jednak, kiedy poznałam mojego męża, nie potrzebowałam dużo czasu by się do niego przekonać. Szybko zaczęłam się czuć w jego towarzystwie swobodnie, niemal od razu. I nasza relacja też jakoś szybko nabierała tempa, a mnie wcale to nie przeszkadzało. Śmiało mogę stwierdzić, że na mnie to spadło jak grom z jasnego nieba. Nagle i w jednej chwili 😉

Z tym, że ja jednocześnie jestem niecierpliwa i również w gorącej wodzie kąpana. I chciała bym mieć wszystko teraz, zaraz, już 😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
03 lipca 2015 13:20
Murat-Gazon
Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś.
Być może życie kiedyś zweryfikuje moje poglądy i sposób patrzenia na moje małżeństwo, ja wolę jednak myśleć, że nie i nasze szczęście będzie trwało wiele lat 😉

Co do tej dziewczyny, to zarówno ja, jak i osoby z jej otoczenia, uważamy, że ten facet nie jest dla niej i że kiedyś będzie z tego wielki płacz, albo nieszczęście kobiety, którą przy facecie trzyma fakt posiadania dziecka i brak możliwości wyprowadzki. Obym się myliła, ale nie wygląda to niestety dobrze 🙁

Jestem zdania, że początek związku to nie czas, kiedy toczy się ze sobą wojny i usiłuje zakamuflować lub wyplenić prawdziwą naturę partnera...

Zmierzam do tego, że jeśli ktoś nam odpowiada, to nie widzę sensu, żeby nie wskoczyć na wyższy poziom i zamieszkać razem, żeby sprawdzić się w życiu codziennym (według mnie nie da się inaczej przekonać, czy to TO), jeśli natomiast zauważamy wady partnera, których nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w stanie zaakceptować, po co tracić wspólnie czas?

pamirowa
Kolejny raz czytając Ciebie mam wrażenie, jakbym sama pisała te słowa 😉
Wiecie co, wszystkie teorie gie prawda. Byłam po.ciężkim związku z psychopata, bardzo cenilam sobie swoją przestrzeń, lubiłam nie być w związku, naprawdę dobrze się czułam jako singiel żyjąc tylko po swojemu. Co więcej tez nie jestem z tych co lecą do łóżka na drugiej randce. On wprowadził się do mnie jako niemal kolega (z którym kręciłam na sylwestra) , poprostu postanowiłam mu pomóc by nie musiał wracać do rodzinnego miasta, by miał czas znaleźć pracę.

Wszystko tak naprawdę zależy od sytuacji w danej chwili, tez miałam obawy i tez jestem osobą która nie łatwo ufa czy wchodzi w nowe relacje. No i co z tego, postanowiłam wtedy zaszaleć 😉 tylko kasę całą nosiłam przy sobie ;p

No i czy to naprawdę musi być "ten" by razem zamieszkać? Myślę że bez mieszkania razem nie bardzo można być pewnym ze to właśnie to.
escada ależ można być pewnym 😉 (abstrahując oczywiście od słuszności tej pewności) Ja byłam tego pewna po jakimś roku od poznania mojego ex, a zamieszkaliśmy razem jeszcze po kolejnych trzech. Ani przez sekundę nie zaświtała mi żadna wątpliwość.
"Na sucho" mogę napisać, że miałabym opory przed zamieszkaniem z kimś, kiedy to byłby dopiero początek znajomości. Jednakże zdaje sobie sprawę, iż jest to ważny etap w związku, który wielokrotnie weryfikuje czy ma on szansę funkcjonować czy też i nie.
Jestem introwertykiem, ale po "terapii szokowej" - rzucenie się w wir pracy wymagającej kontaktu z klientem (bezpośredniego), robi swoje. Z wiekiem zmienia się stanowisko, przestałam uparcie trzymać się danej zasady i pozwoliłam sobie na elastyczność.

Poza tym, nie ważne jaka jest sytuacja - trzeba pozostać sobą.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się