Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?

Tania tylko że gdyby któryś z tych koni nie zareagował na "nastąp się", to masztalerz od razu by wiedział, czy ma fochy i trzeba go ustawić, czy może jest chory i trzeba zrobić coś innego.
Zmierzam do tego, że warto, by młody i niedoświadczony jeździec wiedział, że taka opcja też jest możliwa.
Od tego, że człowiek zwróci uwagę na to, czy koń się dobrze czuje, zamiast od razu dać mu miotłą w zad, to jeszcze żaden koń się rozwydrzony nie zrobił.  🙄
Tak. Wadą tej dyskusji jest to, że każda strona najchętniej mówi o skrajnych sytuacjach. To prawda.
Nigdy nie pobiłam żadnego konia. Ale jak się na mnie pcha to reaguję natychmiast. I głosem i ręką. Bo to ucina taki konflikt w zarodku i oczyszcza atmosferę. A mam wrażenie, że Ty zachęcasz do przeciągania takich sytuacji bez potrzeby.
Raczej zmierzam do tego, że trzeba myśleć.  😉
Wadą tej dyskusji jest wydaje mi się nie to, że mówimy o skrajnych sytuacjach, ale to, że każdy z nas ma już określoną wiedzę, trochę koni w życiu widział, wiele sytuacji różnych obserwował - i czasem chyba zapominamy, że czytamy to nie tylko my wzajemnie, ale wiele osób, które tej wiedzy nie mają. I my piszemy sobie o czymś, mając z tyłu głowy całą tę wiedzę i świadomość, że dyskutanci też ją mają. A jak czyta ktoś bez niej, to mogą powstać różne szkodliwe nieporozumienia i nadinterpretacje.
Możliwe, że z jednym koniem, którym opiekuje się non stop jedna osoba, można kombinować i interpretować.
Ja piszę o sytuacji większej stajni, gdzie właściciel bywa godzinę lub dwie i skrada się tyłem do boksu. A potem przychodzi pan stajenny żeby konia nakarmić/wyprowadzić/posprzątać i szybko robi z koniem porządek. I koń obrywa baty za rozważania i interpretacje.
Trochę ze wstydem przyznam, że byłam kiedyś w stajni, gdzie konie miały prawa wypisane na wielkiej tablicy. I pani mi kazała je czytać. A potem wpuściła mnie do boksu, gdzie stały dwa konie i się gryzły a mnie chciały skopać na placek. Poczekałam aż pani odejdzie i wyjaśniłam szybko kto tu rządzi. I zapanował spokój. Czyli jakiś pan stajenny taki język też stosował, skoro zrozumiały w lot.
A nie sądzisz, że stajenny też powinien coś o koniach wiedzieć i umieć rozeznać się w ewentualnej sytuacji?
... tak, wiem, jestem idealistką i w jakim ja świecie w ogóle żyję.  🤣
Fakt , często mam ze sobą sukierka w nagrodę ,ale w przypadku niemiłych sytuacji dostanie w łeb zanim pomysli , oczewiście jak przetrawi co zrobi żle i wyciągnie wnioski to cukierek murowany . ( nie to żebym rozpieszczał )  🤣

[quote author=Murat-Gazon link=topic=11961.msg2262199#msg2262199 date=1420790218]
A nie sądzisz, że stajenny też powinien coś o koniach wiedzieć i umieć rozeznać się w ewentualnej sytuacji?
... tak, wiem, jestem idealistką i w jakim ja świecie w ogóle żyję.  🤣
[/quote]

Normalnym !!  Tęcza , jednorożce i te inne sprawy . Nie masz na imię ALICJA ????  😁
[quote author=Murat-Gazon link=topic=11961.msg2262199#msg2262199 date=1420790218]
A nie sądzisz, że stajenny też powinien coś o koniach wiedzieć i umieć rozeznać się w ewentualnej sytuacji?
... tak, wiem, jestem idealistką i w jakim ja świecie w ogóle żyję.  🤣
[/quote]
Ale stajenny najczęściej wie i umie. W stajni, w jakiej byłam, to właściciele cudowali. Uczyli dzieciaki zachowań, które generowały niebezpieczeństwa. I dzięki Bogu, że tam jakiś rozsądny stajenny był, bo ja bym żywa z boksu nie wyszła.
byłam kiedyś w stajni, gdzie konie miały prawa wypisane na wielkiej tablicy

A pamiętasz, co tam było napisane na tej tablicy?  😀

Nie masz na imię ALICJA ????  😁

Niestety nie. Maria 🙂
Nie pamiętam. Mnóstwo punktów o "konikach". Pamiętam za to, ze każdy "konik" kąsał, kopał i zachowywał się nieznośnie.
Na koniec jazdy obowiązywała tzw. "kieszonka". Czyli trzeba było stanąć w szeregu i z siodła dać koniowi smakołyk do pyska.
Efekt? Już w czasie ustawiania się kotłowało i koń mi usiłował poogryzać  czubki butów . Dyskretnie czubkiem buta dostał w "kieszonkę" i się uspokoił od razu. Nigdy tam nie wróciłam, bo zdrowie i życie mi miłe.
Nie pamiętam. Mnóstwo punktów o "konikach". Pamiętam za to, ze każdy "konik" kąsał, kopał i zachowywał się nieznośnie.
Na koniec jazdy obowiązywała tzw. "kieszonka". Czyli trzeba było stanąć w szeregu i z siodła dać koniowi smakołyk do pyska.
Efekt? Już w czasie ustawiania się kotłowało i koń mi usiłował poogryzać  czubki butów . Dyskretnie czubkiem buta dostał w "kieszonkę" i się uspokoił od razu. Nigdy tam nie wróciłam, bo zdrowie i życie mi miłe.

Wiem, że to nie jest śmieszne, tylko raczej przerażające, ale jak sobie to wyobraziłam, to parsknęłam śmiechem.

No ale nie dziwi mnie to. Pamiętam z jednej stajni dziewczynki stajenne, które uczyły młodego, dwuletniego konia prosić o cukierka... stukając człowieka głową. O jak fajnie było... Przestało być fajnie, jak jedną z nich konik poprosił o cukierka tak żywiołowo, że przeleciała dwa metry do tyłu i rąbnęła na podłogę. A kiedyś jak sama jeszcze byłam dziewczynką stajenną, to moje koleżanki nauczyły około dwutygodniowego ogierka witać się z ludźmi - wskakując im przednimi nogami na ramiona. Nooo... Była awantura w stajni. Ale tam właściciele byli względnie normalni.
Dlatego właśnie nie pozwalam przesiadywać dzieciom czy nastolatkom w stajni samym.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 stycznia 2015 10:29
Murat-Gazon, a jak jednak nic mu nie jest, tylko sobie wyczaił, że człowiek czeka i patrzy i jest podporządkowany koniowi... a ten stoi tyłem. I ma gdzieś.
Strzyga no to wtedy miotłą po zadzie.  😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 stycznia 2015 10:30
Murat-Gazon, tylko ile będzie się taki laik zastanawiał co z koniem?
Strzyga nieśmiało liczę na to, że jak laik nie wie, to kogoś mądrzejszego zapyta. Albo np. nie będzie się zastanawiał, tylko przesunie tego konia miotłą, żeby wejść, po czym go jednak obejrzy dokładnie na wszelki wypadek...
Jak już konia za każdym razem trzeba przesuwać miotłą, to jest źle. Trzeba "przesunąć" raz a dobrze i wchodzić normalnie. Najwyżej na głos czy gest.
Koń, który wymaga miotły jest niebezpieczny. I nie ma tu chyba między nami sporu?
Ja o tej miotle to tak w cudzysłowie.  😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=11961.msg2262373#msg2262373 date=1420800842]
Ja o tej miotle to tak w cudzysłowie.  😉
[/quote]
No ale to konkretna sytuacja. Zła. Koń dostępny dla ludzi powinien być bezpieczny bez nadzwyczajnych narzędzi. Swoją drogą, jak wie że miotła nie służy tylko do zamiatania, to już mu ktoś "tłumaczył".
Myślę, że nie można bardzo uogolniac. Że stajni skąd mam małego nie raz się grabie na konskich plecach połamały. I o ile na niektóre to działało i był spokój,  to mój, i teraz widzę to samo u jego "bratanka" reagują strachem. Do tej pory jak czasem ganiam Draka luzem i stajnia zawsze otwarta wiec potrafi w lecieć do boksu,  to kiedy pojawię się u drzwi z batem to koń na ścianie i się ściska. I Meshir jest taki sam, wiec genami taka cecha idzie.
Aczkolwiek jak zaczął się buntować dokładnie rok temu to zamiast pojechać na ten durny kurs to wtedy jak najbardziej zadziałał by wpier*** bo ja żeby mu wynagrodzić dawne czasy zwyczajnie go rozpuscilam  🙄
[quote author=Murat-Gazon link=topic=11961.msg2262180#msg2262180 date=1420789120]
Tania tylko że gdyby któryś z tych koni nie zareagował na "nastąp się", to masztalerz od razu by wiedział, czy ma fochy i trzeba go ustawić, czy może jest chory i trzeba zrobić coś innego.
[/quote]
Zapewniam, że w dawnych czasach, gdy stajnie SO były pełne Masztalerzy, żadna niedyspozycja konia nie przeszła niezauważona.
Sprzęt, owszem, był daleki od doskonałości, i ciągle były braki sprzętowe, ale konie miały znakomite, w miarę zindywidualizowane żywienie, stajnie były doskonale wentylowane - pachniały, wszystkie konie czyszczone na błysk i starannie oglądane i miały RUCH, RUCH i jeszcze raz RUCH. Tak, kontrolowany, np. "w parówkach", ale codzienny i dużo. Jedynym problemem były nadwyżki energetyczne, bo konie musiały być w kondycji hodowlanej. Znacząca większość to były przemiłe konie. Bywały też inne, ale tu sporo miała do gadania genetyka - i zaręczam, że z tymi akurat końmi nic dobrego po dobroci by się nie zwojowało, bo ich żywiołem była walka.
Podstawowym narzędziem dyscyplinującym był... głos. I każde dziecko - bywalec stajni szybko uczyło się mówić basem 🙂
halo, co to były "parówki"?
Wypinało się 2 łogry tak, aby nie śmiały się śmiać (znaczy nei wszystkie aż tak 😉 ), sprzęgano razem i wsiadano na jednego
łooo, co za oszczędność czasu 🙂 można jakieś fotki takiego wynalazku odszukać?
A tobie nogi podaje do czyszczenia bez problemu?

Tak podaje bez problemu, przy czyszczeniu stoi nawet w boksie niewiązany,  fakt  raz czy dwa zdarzyło mu się chodzić ale dostał strzała ręką w bok  i problem znikł. Dzięki za informacje, czyli jednak troche buntu w tym jest i musimy z tym popracować.

Smok10 nie powiedziałabym, że jestem  pro naturalsem, raczej miałabym duże obiekcje tak całkiem zaprzyjaźniać się z koniem bez żadnych zasad, bo to jakieś 400 kilo i co jak swoje zdanie będzie mieć?
A handlarz niestety nie wzbudził mojej sympatii, również dlatego że zwierzeta w fatalnych warunkach i niektóre z pokaleczonymi nogami.
tak całkiem zaprzyjaźniać się z koniem bez żadnych zasad

No i co się dziwić, że są kontrowersje, jak ludzie myślą, że my robimy właśnie to...  :emot4:
[quote author=Murat-Gazon link=topic=11961.msg2262552#msg2262552 date=1420813441]
tak całkiem zaprzyjaźniać się z koniem bez żadnych zasad

No i co się dziwić, że są kontrowersje, jak ludzie myślą, że my robimy właśnie to...  :emot4:
[/quote]
Bardziej chodziło mi o to, że z mojego poziomu wiedzy na temat metod pozytywnych naprawdę nadal są dla mnie mętne kwestie szacunku i reguł jakie z końmi wypracowujecie. Dlatego ponieważ moja wiedza jest w tej kwestii żadna, nie odważyłabym się obecnie na pracę z naturalem.


Jak koń rzuca się z kopami na kowala znaczy niewychowany i rozpuszczony jak dziadowski bicz i kop może pomóc

Chyba że kowal rżnie do żywego czy wbija podkowiaki w żywe- to wtedy boli i się broni


z mojej perspektywy - osoby, która robi kopyta każdego dnia, to 90% koni które nie dają nóg lub próbują kopać robią to ze strachu, bądź ze względu na złe doświadczenia. Czasem ze względu na problemy zdrowotne (strasznie bagatelizowana rzecz niestety a bywa że doprowadza konie do dużej niesubordynacji). Takich naprawdę rozpuszczonych co po prostu włażą na człowieka i mają wszystko w ogonie jest naprawdę bardzo mało - w ich przypadku zazwyczaj wystarcza konsekwencja w podnoszeniu nóg, huknięcie głosem bądź szturchnięcie w łopatkę na zasadzie "ej". Czasem mi się zdarzyło mocniej uderzyć, ale zazwyczaj niesłusznie - bo albo byłam zmęczona, albo na coś zła i emocje brały górę, a to nie pomaga. Choć kilka razy faktycznie jakbym ostrzej nie postąpiła, to bym została rozplaszczona na ścianie korytarza bądź dostała kopa.  Przy tych, które się boją na pewno kop nie pomoże, chyba że ktoś jest samobójcą albo chce sobie utrudnić czynność rozczyszczania danego konia na resztę życia.

Ja w ogóle uważam, że jak koń nie chce stać przy struganiu to z jednego z 4 powodów - bo ma uwagę skupioną na czymś zupełnie innym (np ogier w okresie kiedy klacze w stajni się grzeją) - wtedy czasem faktycznie trzeba przywołać do porządku albo znaleźć miejsce gdzie nie będzie rozproszony; bo go boli (problem zdrowotny - szpat, coś z plecami, ból podeszwy w drugiej nodze, naciągnięta łopatka itd); bo się boi (zwykle najwięcej zachodu żeby wypracować grzeczne stanie, choć konie potrafią miło zaskoczyć); albo bo mu się nudzi - ja w tej ostatniej sytuacji daję po prostu siano, bo nie chce mi się z koniem szarpać, zresztą nie ja jestem od nauki cierpliwości, tylko właściciel (chyba że chce by kowal nad tym pracował, ale to się rzadko zdarza). Danie siana niektórzy uważają za pójscie na łatwiznę, ale z mojej perspektywy - szkoda mi pleców i jak koń ma wtedy stać, to czemu nie? Przynajmniej z czasem zaczyna kojarzyć zabieg pielęgnacyjny z czymś co jest fajne, albo chociaż z czymś co nie jest przeraźliwie nudne czy irytujące.

A tak w ogóle powiem wam, że ja się zraziłam najbardziej do naturala właśnie przez kopyta, bo miałam sporo koni, które szkolone tą metodą stały przy struganiu jak złoto... pod warunkiem że właściciela nie było w pobliżu 😉 Ale nie chcę generalizować, bo robię też grzeczne konie naturalsowe, których właściciele pomagają swoją obecnością.
Niestety moja biedna kowal pewnie powiedziała by co innego  😡 pod koniec wakacji, po dwóch kursach Drako już zaczął ostro świrować przy niej. Rozumiem, że muchy, ale jednak.. założyłam derke przeciwowadom, wypisukałam trzema płynami, a ten świeczki, wyrywanie nóg, straszenie.. tragedia. A ostatnio jak już sie od tego odciełam raz się huknęło  i sobie ciamkał siano  😉
[quote author=_Gaga link=topic=11961.msg2262528#msg2262528 date=1420811412]
Wypinało się 2 łogry tak, aby nie śmiały się śmiać (znaczy nei wszystkie aż tak 😉 ), sprzęgano razem i wsiadano na jednego
[/quote]
No właśnie. Ja nawet brałam udział w takiej jeździe. Już kiedyś pytałam w innym wątku:
- czy ktoś pamięta jak to było spinane?
Ja za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć. Treserowi się też skasowało. Jakoś mi się majaczy pasek do kółka w ogłowiu.
Ale czy tylko? Nie pamiętam. A bardzo by mi się teraz to przydało. Wiem, że OT, ale  :kwiatek:
Nie ogarniam tych naturalsowych koni świrujących przy kowalu.
Znam sporo koni naturalsowych, nawet obecnie w stajni, gdzie stoimy, są cztery razem z moją, w tym jedna trzylatka i jeden półtoraroczny ogierek, i żaden nic nie wyrabia, wszystkie grzeczne jak złoto.
W przypadku tych świrujących gdzieś jest jakiś błąd, ale nie wiem, gdzie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się