Pomożcie mi wybrac ???

Życie to jedno wielkie ryzyko  😀iabeł:. Wszystko może się zdarzyć, a kupno konia to jak rosyjska ruletka  😀iabeł:. Nasz towarzysz nie wie z czym to się je, wydaje mu się że ma na to środki...
To jest ten moment na popcorn...
Złośliwie się przyznam, że zabijam czas i nudę w tym wątku bo to trochę takie...myślał indyk o niedzieli a w sobotę łeb mu ścieli. Życie samo zweryfikuje wiedzę autora wątku. Być może to bardzo zaboleć.  😀iabeł:
Czasem wartość fv od weterynarza z kliniki przekracza wartość konia i wtedy jest płacz.
Naturalsi generalnie niewiele w życiu można przewidzieć a i nie każdy koń to wielkie wyrzeczenia finansowe. Ja pisałam a propos postu rosek0 nt tego dlaczego żałuję że jestem koniarzem z własnymi końmi a nie np szachistką 😉 ja żałuję kasy którą wydałam i jeszcze wydam na konie. Jak pisałam czsu nie cofnę , wsiąkłam w jeździectwo ale nie jest to dla mnie powód do dumy... tak całkiem szczerze...
Gaga no ja sie uwazam za dojrzala osobe ,chyba ze 30tka na karku to za malo ...i wiele lat mam konie z ta roznica,ze mi rodzice za konie nigdy nie placili. Ani grosza. I wiele przezylam zalaman, zlych chwil, bankructwa zwiazanych z moimi konmi. Jestem kaleka przez konie. Ale to moje zycie , nie umiem zyc bez koni. Moje marzenia sa zwiazane z konmi i zyje tak by nie zalowac niczego. I mam konie kupione za5tys i jest git.
Gaga ja chyba nie rozumiem o czym Ty piszesz. Z jednej strony żałujesz kasy i tego, że nie jesteś szachistką a z drugiej strony masz swoje dwa konie, jesteś sędzią na zawodach i piszesz, że konie dają Ci w zamian lotne zmiany wbrew Twojej woli  🙄 Wsiąkłaś w jeździectwo ale skoro nie daje Ci to większej satysfakcji to zawsze możesz sprzedać ogony, a nuż wsiąkniesz w szachy?  😉
ushia   It's a kind o'magic
04 stycznia 2015 22:02
konie sa narkotykiem
a my cpunami ktorzy wiedza ze wlasciwie to rozsadniej byloby isc na odwyk, ale coz...

poza tym - ja np wiem, ze bede stawac n aglowie zeby konia nie sprzedac choc na rozsadek lepiej byloby mi bez niego, chociazby z tego powodu, ze ja go traktuje bardzo emocjonalnie i uwazam ze jestem za niego odpowiedzialna - a sprzedanie to loteria co dalej bedzie i jak skonczy
Mnie koń złamał kręgosłup. 12 lat temu. Miesiąc temu do mnie przyjechała ta właśnie kobyła - w dzierżawę kulejąca już, starsza pani. Właścicielka może ją zabrać w każdym momencie. Trochę boli taki układ, ale innego nie wynegocjuję.

Gdyby była machina upoważniająca do podróży w czasie... Gdyby na taką podróż było mnie stać... Z pełną świadomością... Nie wiem, co bym zrobiła. Wiem, jakie decyzje podejmuję dziś. Zupełnie inne 🙂
Pomimo 11 własnych sztuk, 1 adoptowanej, 1 dzierżawionej i 4 pensjonatowych plus 1 w stajni pensjonatowej gdzieś tam - nie wiem. Nie wiem, co bym zrobiła, stawiona po raz kolejny przed podobnymi dylematami.

Kiedy konie już są - nie można negocjować. Przynajmniej ja tak mam. Niemniej jestem pewna, że wspomniane 18 to aktualnie finito (poza tymi, które mogą wrócić z adopcji, ale jest to temat nie do ogarnięcia, jeśli chodzi o liczby).

_Gaga, rozumiem Cię doskonale :kwiatek:

ushia, mądrze powiedziane - poczucie obowiązku wobec niewiadomej w przypadku sprzedaży... Tego nie da się przeskoczyć.
ushia mam dokładnie tak samo, myśle, że koniarzy można podzielić na dwie grupy. Świadomych, że najzwyczajniej sie od koni uzależnili i choć właściwie lepiej by było coś z tym zrobić to i tak sie nie robi i tych nieświadomych 😉
A najgorzej właśni z tym, że jak sprzedawać to zgaduj co mu los przyniesie. Chyba bym nie mogła spać po nocach jakbym sprzedała Drako, a czasem wkurza mnie strasznie i nie mam juz do niego słów, no ale cóż. Na własne życzenie tak mam 😉
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
05 stycznia 2015 08:06
rosek nie odebrałam postów dziewczyn, że żałują że mają konie. Raczej, że żałują, że straciły przez konie coś, co jest normalne dla wieku nastoletniego: randki, imprezy i inne bzdury, które kształtowały ich rówieśników, podczas gdy one ćwiczyły chody boczne.

Posiadanie konia to coś bardzo cennego, co Nas wzbogaca wewnętrznie, ale niestety kosztuje wiele wyrzeczeń. Chodzi tu raczej o to, że tak jak napisała Met, gdyby mieć wehikuł czasu i wiedzę, którą posiadamy teraz, to nie wiadomo czy większość revolty zdecydowałaby się na własne 4 kopyta. Pewnie 99% revoltowiczów przed kupnem własnego konia nie zdawało sobie sprawy jakie to niesie za sobą konsekwencje. Szachy na przykład nie wymagają by czuwać przy nich całą noc bo niedomagają, a i naprawa szachownicy nie kosztuje kilka tys zł.
labarson szachy to była przenośnia równie dobrze mogłam napisać bierki...
Lotne zmiany wbrew woli to raczej nic satysfakcjonującego bo świadczą o nieujeżdżeniu konia
Dlaczego nie pozbywam się koni napisałam w temacie kilkukrotnie... takie życie wybrałam i tyle. Mając dzisiejszą wiedzę i doświadczenie te 20 lat temu postępowałabym inaczej. Toć można jeździć konno nawet sportowo nie mając ani pół ogona... 😉
Gaga no tą przenośnię to akurat doskonale zrozumiałam. Nie chodziło mi o poziom wyszkolenia Twoich koni, to tutaj jest akurat mało istotne, a o to konkretnie, że konie masz właściwie nie wiadomo w jakim celu bo nic dobrego/satysfakcjonującego Cię przez nie nie spotkało, a wręcz przeciwnie.
A.   master of sarcasm :]
05 stycznia 2015 09:22
Przez większość życia pracowałam przy czyichś koniach, chociaż od wczesnego dzieciństwa marzył mi się własny srokacz, a nawet cała stadnina srokaczy. Jestem bardzo usatysfakcjonowana, iż konia własnego nie miałam, dzięki czemu mogłam sobie pojechać na emigrację (by nadal pracować przy czyichś koniach, kto mnie zna ten wie że zjadłam zęby...i zdrowie na wyścigach 😉). Na emigracji nie dość że się trochę dorobiłam (kupiłam sobie szaloną folblutkę  :zemdlal🙂, to skończyłam studia i jestem panią magister hipologii, a oprócz tego przywiozłam sobie własną stadninę, w tym kilka srokaczy  😁 Nie zamieniłabym tego na konia kupionego 20 lat temu (albo wcześniej).
A ja tak trochę może pod prąd napiszę:
- wczoraj, jadąc bardzo bocznymi drogami przez pewną wioskę, spotkałam amazonkę. Bardzo poprawnie siedziała, bardzo ładnie poskładany koń. Świetnie oboje ubrani. Akurat wjeżdżała do gospodarstwa. I pomyślałam, że koń w tym wydaniu to coś dobrego.
Są budynki gospodarcze, jest tanie siano/słoma/owies. Są okolice do jazdy. Czemu nie? Nawet jak ma mieć krowę do towarzystwa.
Jest to jakiś sposób na wypełnienie wolnego czasu i wykorzystanie możliwości, jakie daje wieś.
Dowiedziałam się, że amazonka startuje w zawodach skokowych. Jeździ na kursy. Uczy się (to zresztą było widać).
Gdybym miała wybór-koń przy domu na wsi lub w odległym pensjonacie wybrałabym to pierwsze. Tak teoretycznie-gdybym mieszkała na wsi.
Mi też zawsze marzył się własny koń. Mój własny, formalnie na papierze. Jakieś 9-10 lat temu udało mi się trafić do przydomowej stajni, gdzie mogłam jeździć ile chciałam i na czym chciałam. Oczywiście byłam wtedy mistrzem świata i okolic, zajeżdżałam sobie radośnie koniki (oczywiście bez kasku), bo przecież już wszystko wiedziałam i tak świetnie jeździłam 😉. Zdarzało się również jazdy na kulawym koniu, bo przecież takich rzeczy się nie widziało. Biega? Biega. No to wio. 😉 Jedno siodło na wszystkie konie, jedno ogłowie (o ile można to tak nazwać  😁 ).
W wakacje mama wysłała mnie na obóz jeździecki. Mało obóz - zgrupowanie sportowe, i... wiadro zimnej wody na głowę. Okazało się że nie umiem kompletnie nic, poza jako takim utrzymaniem się na koniu i nie spadaniem z niego 😉. Do dziś dziękuję rodzicom, że nigdy nie zgodzili się na zakup własnego konia. W owej przydomowej stajni miałam (mam nadal, ale z doskoku) 'swojego' konika, na którym nikt poza mną nie jeździ. Układ dla mnie idealny, bo nie stać mnie na utrzymanie własnego konia, czy na dzierżawę, a konia miałam w zasadzie tylko dla siebie 😉.
Cieszę się, że przez tyle lat mogłam obserwować, widzieć jak wygląda własna stajnia od środka, ile czasu, pracy i pieniędzy pochłania własny koń, ile przeróżnych problemów można napotkać każdego dnia. Cieszę się, że mogłam popracować jako luzak, pooglądać zawody 'od podszewki', dużo czytać, obserwować lepszych i uczyć się od nich. Nadal niewiele wiem, ale przynajmniej nie robię zwierzęciu krzywdy. Zainwestowałam we własne siodło i masę innego sprzętu, żeby 'moje' zwierzę miało komfort, bo to jest najważniejsze. Również nie mam ambicji na jazdę sportową, tylko właśnie na wypady do lasu, ewentualnie podłubanie coś na ujeżdżalni. Jednak mimo wszystko, nawet to wymaga sporej wiedzy i jeszcze większej ilości czasu i pieniędzy. Ale to widać dopiero z perspektywy czasu i ilości zdobytej wiedzy... 😉

Nie wykluczam oczywiście zakupu konia w przyszłości, ALE jak będę już w pełni samodzielna finansowo. Kiedy będę w stanie utrzymać siebie, mieszkanie, samochód i będę pewna tego, że zostanie jeszcze na konia (i ewentualne leczenie). Teraz cieszę się, że nie udało mi się namówić rodziców na konia, kiedy byłam niepełnoletnia. Dzięki temu wyjechałam na studia 300km od domu i cieszę się tym czasem, który mam. Korzystam z życia ile mogę, mam życie towarzyskie, praktycznie żadnych obowiązków. Oczywiście gdybym chciała, to dałabym radę pójść do dorywczej pracy, ciurać na dzierżawę czy jazdy w jakimś ośrodku, ale zwyczajnie aktualnie tego nie potrzebuję 😉. Choć x lat temu powiedziałabym, że bez konia, bez codziennych wizyt w stajni to ja nie przeżyję... 😉
No tak, ale.... gdyby każdy odkładał na lata, kiedy będzie finansowo stabilny to skąd się ma brać narybek do sportu?
Oczywiście rozsądek i rozwaga się liczy, jednak.... rekreacja kosztuje, kluby się porozpadały. A jednak chyba sport powinien być uprawiany w okresie najlepszej sprawności. I tak mi ta "wiejska" opcja przyszła do głowy. Na wsi mało rozrywek, zaplecze jest i można.
Jak już zwierząt mało i nic się nie opłaca to aktywność w siodle wydaje się dobrą opcją.
No tak, ale.... gdyby każdy odkładał na lata, kiedy będzie finansowo stabilny to skąd się ma brać narybek do sportu?


Tak, tutaj się z Tobą jak najbardziej zgodzę 😉. Tylko zazwyczaj ci młodzi mają bardzo dobry start - są zaopatrzeni w dobre konie, trenerów, weterynarzy, za co odpowiedzialni są rodzice 😉. Oczywiście znajdą się dzieciaki z ogromnym zacięciem, ambicją, które się wybiją, ale również potrzeba do tego pieniędzy niestety 🙁.
Ja opisałam swoją sytuację tylko pod kątem człowieka, który nie ma ambicji na sport - tak jak założyciel wątku, który chce mieć konia tylko na wyprawy do lasu i od czasu do czasu na imprezy ułańskie 😉.
Na wsi zaplecze faktycznie się znajdzie - tak jak ja opisałam, że trafiłam na przydomową stajnię. Typowo wiejski obrazek - stare budynki przerobione na boksy dla koni, stodoła, kawałek podwórka z piachem i trawiastego padoku. Jeżeli ktoś ma zacięcie, chęci na rozwój, ambicje na sport, to taką sytuację wykorzysta świetnie - kwestia sprowadzenia sensownego instruktora/trenera 😉. Obie strony zadowolone - właściciel zachwycony że ktoś mu rusza konie, jeździ, opiekuje się, a osoba jeżdżąca ma pole do popisu przy kilku konikach do dyspozycji 😉. Kwestia dogadania szczegółów, zasad na których się współpracuje, eksploatuje konie, ewentualnego spisania jakiejś umowy 😉.
Ja chyba byłam nienormalna, bo jakoś nigdy nie marzyłam o swoim koniu, mimo, że to moja pasja. A może byłam na tyle rozsądna i wiedziałam, że nas nie stać? ( chociaż dziecięcą wyobraźnię mało obchodzi fakt bycia majętnym bądź nie 🙂 ).
Rok temu w pełni świadoma ( kobietą po trzydziestce) wydzierżawiłam konia ( stanęłam niejako pod scianą, że nie będę miała na czym jeździć), w każdej chwili mogłam konia zwrócić właścicielowi. Ale po dwóch miesiącach stwierdziłam, że go kupię. Kupiłam, sprzedałam, kupiłam następnego.
I myślę, że i tak się bardzo przeliczyłam jeśli chodzi o swoje zdolności finansowe, nieraz jest ciężko, różne mam myśli. Na szczęście mąż przy zakupie konia był świadomy i poparł moją decyzję, więc chociaż teraz głowy nie suszy o pozbycie się konia. Nieraz w żartach razem się śmiejemy "Sprzedać darmozjada" 🙂
konie masz właściwie nie wiadomo w jakim celu bo nic dobrego/satysfakcjonującego Cię przez nie nie spotkało, a wręcz przeciwnie.


Gdzie tak napisałam??  😲
Wprost nie napisałaś ale tak można było wnioskować z Twoich wypowiedzi, choćby tej:
[quote author=_Gaga link=topic=96733.msg2258583#msg2258583 date=1420407474]
przez te kilkanaście lat okazało się że konisie nie pawiują tęczą i nie patatajkają w stronę zachodzącego słońca. Za to leczenie może pochłonąć plany nie tylko wakacyjne ale i mieszkaniowe... co dają w zamian? Dziś np lotne zmiany na kole wbrew woli jeźdźca 😉
[/quote]
Ja zrozumiałam to w ten sposób: mam konie ale strasznie żałuję, że je mam bo nie dały mi absolutnie nic poza żarciem mojej kasy i krzyżowaniem moich planów życiowych i wakacyjnych.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 stycznia 2015 17:51
larabarson, świat nie jest czarno - biały.
Przeczytałam cały wątek i ....
Rozumiem Gagę i inne dziewczyny.
Mam swoje arabiszcza i kocham je najbardziej na świecie ale...
Czasu na jazdę nie ma bo trzeba zarabiać a w wolnej chwili obrządzać,miziać,poić,zbierać/przywozić siano,szukać/przywozić owies,nosić worki,sprzątać obejście,dościelać itp
Podwórko całe dla koni,wiaty zajęte na sprzęt rolniczy (a sprzęt jest bo są konie a dla nich pole i łąka)
A niedaleko mieszka nasza forumowa Troll,związała się z końmi,rozwija stajnię,prowadzi szkółkę,obozy,jeździ codziennie bo koni dużo...i mogłam te 12 lat temu jeździć u niej systematycznie,rozwijać się jeździecko,z pewnością ulubiła bym sobie jakiegoś ogona u niej i chodziła bym sobie regularnie na jazdy ,bo miała bym czas wyskoczyć na te 2 godz 2 razy w tygodniu albo 3 razy nawet ,bo w domu by było wszystko zrobione i zamiast lecieć na pole bo mąż orze dla moich koni to poleciała bym do koleżanki troll.Wyszło by znacznie taniej i wygodniej.Ale poniosło mnie 12 lat temu i teraz nie umiała bym tego zmienić.
Tak więc Mariuszu są lepsze długofalowe rozwiązania  💡

Edit:zacytuję za moją córką ,,nie powiedziałam tego na głos ???'' 😉
Ja kilka lat temu z WIELKĄ ULGĄ swoje konie sprzedałam (jednego oddałam).  😎
Uważam, że zakup pierwszego konia (miałam 29 lat i od kilku pracowałam jako instruktor) był największym błędem w moim życiu.
Płakać mi się chce na myśl o tych wyrzuconych w błoto przez 10 lat pieniądzach.  :emot4:
Pozostałe trzy konie miałam krócej i dwa z nich na siebie zarobiły.
Ale i tak dużo bym dała, żeby cofnąć czas i nie kupić nigdy żadnego.
Ja odkąd mam konia nigdy nie żałowałam ani złotówki na niego wydanej. A nie jest to koń marzeń, kochany, posłuszny, taki jak sobie kiedyś wyobrażałam o własnym rumaku marząc. Kosztował (i wciąż kosztuje) mnie wiele poświęceń, wyrzeczeń i nie raz, cierpliwości.
Oczywiście, że czasem mi  żal jak nie mogę sobie kupić ładnej sukienki czy butów, tylko dlatego, że szałowe. Nie raz jest mi  żal, że nie stać nas na dłuższe wakacje gdzieś poza Polską. Ale nigdy nie obwiniałam o to konia i do tej pory nie  żałuję, że się na niego zdecydowałam. Sama wybrałam sobie takie życie z pełną świadomością jak to może wyglądać. Czasem faktycznie jest mi ciężko, bo to taka ciągła droga wyborów między ważnym, a ważniejszym. Ale co ja bym robiła nie mając konia? Czym ja bym sobie czas wypełniała? Pewnie gdybym się na niego nie zdecydowała, to dalej bym do jego posiadania dążyła i czegoś by mi brakowało.
Sio   nowe wcielenie marchewki
06 stycznia 2015 14:50
Wiem,że wątek już trwa i trwa, ale czy była opcja postawienia konia u Pana co ma stajnię blisko i dowiezienie jedzenia od dziadka? Skoro U dziadka miałbyś jedzenie gratis, to może ktoś by Ci dowiózł do konia?
larabarson, świat nie jest czarno - biały.

Dokładnie. Wiem, że czasu nie cofnę. Konie mam. Gdyby wiązały się z nimi jedynie "horror żużel i dramat"  to nie miałabym najmniejszego problemu z pozbyciem się ich przecież... A tak mam swoje, wyhodowane przez siebie i tyle. Ba moja psiapsióła i trenerka twierdzi, że jak się skończą to sobie nowe wyhoduję / kupię generalnie nie zostanę bez własnych...  🤔wirek:
Ta przyjaciółka, to zawodniczka 3* WKKW na poziomie międzynarodowym. Nigdy, przenigdy nie miała swojego konia... jeździ kilka koni dziennie. Nie martwi się wetem, kowalem, paszami, dopasowaniem siodła, podartą derką , czy kolorem czapraka 😉
Można? Można!
LatentPony   Pretty Little Pony :)
06 stycznia 2015 16:08
Ja zawsze mówię, że nie chciałam swojego konia 🙂 Tzn. oczywiście, jak każda nastolatka marzyłam o własnym konisiu, ale patrzyłam na życie realnie. Chciałam startować w zawodach, rozwijać się, pójść bardziej w sport. Wiedziałam, że przy mojej sytuacji finansowej nie dam rady tego zrobić z własnym koniem, za to jeździłam na bardzo przyjemnych koniach profesorach (w prawdziwym tego słowa znaczeniu). Nie chciałam tego zmieniać.
Do momentu kiedy nie dowiedziałam się, że konia na którym kiedyś jeździłam, którego pokochałam jak żadnego innego, stajnia chce się dosłownie pozbyć. Decyzja była szybka - on jest mój.
I tak kupiłam znarowionego konika polskiego, bez zaplecza finansowego... I marzenia o sporcie i dalszym rozwoju prysły jak bańka mydlana.
Uratowałam mu życie, nie został kiełbasą. Nie żałuję tego i gdybym drugi raz miała podjąć decyzję zrobiłabym dokładnie to samo. Nie chodzi o to, że kupiłabym każdego konia. Kupiłabym ponownie TEGO konia.
Od 15 roku życia pracuję. Widzę, jak dużo mi to zabrało z "uroków bycia nastolatką". Poszłam do szkoły średniej, kończyłam zajęcia o 15. Od godziny 16 zaczynałam pracę i pracowałam do 21. Do tego praca w weekendy. Nie tak sobie to wyobrażałam. Na studia też nie poszłam, bo... nie stać mnie. OK - ktoś może powiedzieć, że studia dzienne przecież nic nie kosztują. Zgodzę się, ale pracując obecnie na 1,5 etatu (mam dwie prace) nie mam już czasu na studia dzienne. Na zaoczne zresztą też nie.

Nigdy nie żałowałam, że kupiłam TEGO konkretnego konia. Chciałabym oczywiście, żeby żył wiecznie... Ale wiem, że tak nie będzie... I kiedy odejdzie, nie wiem czy będę jeszcze w ogóle jeździć konno.
Po pierwsze dlatego, że nie wyobrażam sobie swojego życia jeździeckiego bez niego... A po drugie dlatego, że wiem jak kosztowny jest to sport i bałabym się, że kiedyś trafię na drugiego TAKIEGO konia i... historia zacznie się toczyć na nowo.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 stycznia 2015 16:24
Właśnie o to chodzi. Konie to nie jest tylko zło. Ja jak mam doła i żyć mi się nie chcę, idę do stajni i jest mi lepiej. Ale... świat to nie tylko konie. I też jest piękny, niesamowity i wzbogacający. A jak patrzę na część koniarzy, którzy sobie wszystkiego odmawiają, którzy się zaharowują, którzy się umartwiają wiecznie i raz na jakiś czas jest im fajnie (też tak miałam do pewnego momentu), to mi jest przykro. Bo drugiego życia nie ma. Drugiej młodości też nie.
Strzyga to wszystko zależy od człowieka. Można powiedzieć, że ja jestem właśnie takim smutnym koniarzem z twojego opisu, co to wszystkiego sobie odmawia. I wiesz co Ci powiem? Wcale nie jest fajnie od czasu do czasu. Ja jestem szczęśliwa, tak w ogólnym rozrachunku. Wiadomo, że czasem żal, człowiek miewa gorsze dni. Nie pojadę pewnie nigdy ba Majorkę, Karaiby cz chociażby do Chorwacji czy wymarzonej Norwegii, ale nie czuję się z tego powodu zdołowana czy załamana. Ot, nie każdy może wszystko i tyle. Gdybym nie miała konia, miała bym pieniądze na coroczne wakacje, ciuchy, buty, drogie kosmetyki itp., ale czy była bym szczęśliwa? Czy by mi konia nie brakowało? Pewnie brakowało by. Kupiłam konia jak miałam 25 lat. Stać mnie i wtedy narzeczonego, było na wakacje, a ja cały czas marzyłam o własnym koniu. I ani razu nie żałowałam, że się na niego zdecydowałam i postąpiła bym dzisiaj tak samo jak wtedy.
Mnie w pewnym momencie zaczęło zależeć na własnym koniu, tym jedynym, którego znam, wiem co lubi, jaki jest, jak reaguje na poszczególne sytuacje. Jak jeździłam w szkółkach to właśnie tego mi brakowało.
Ja nie patrzę, na to ile mnie mój koń kosztował wyrzeczeń, ale cieszę się tym ile dał mi radości.
Prawda jest taka, że każdy ma inne priorytety i co innego go zadowala.
Pomimo tego, że wielu rzeczy muszę sobie odmawiać, nie czuję by moje życie było gorsze. Przeciwnie, dopiero odkąd mam konia, czuję, że moje życie jest pełne.
Nie wiem, być może jestem minimalistką.
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
06 stycznia 2015 17:11
Pamirowa ty kupiłaś konia, jako dorosła osoba. Zgodziłaś się na wszelkie tego konsekwencje, a teaz pomyśl czy byłabyś gotowa na takie poświęcenie w wieku 15 lat?
Ja kupiłam konia w wieku 30 lat, nie żałuję -choć bywa bardzo ciężko- bo miłość mojej córki do jej Serka wynagradza mi wszystkie wyrzeczenia. Tym niemniej nigdy, przenigdy nie zwaliłabym całej tej odpowiedzialności na dziecko.

Konie są fajne, ale niech się młodzież rozwija wszechstronnie, trochę szachów, trochę koni, bo potem pojawiają się takie wyszydzane koniarki, co to są miszczami świata we wszystkim. Nie zastanawialiście się nigdy czy przypadkiem te dwie okoliczności nie są powiązane? Bo te quniareczki to zazwyczaj nastoletnie właścicielki koników spod domu, pozostawione przez rodziców z problemem. Jak się cały dzień tylko nosi siano, gnój przerzuca, wody dolewa to na trening nie ma czasu, ani na zdobywanie wiedzy w inny sposób. A frustracja narasta i najłatwiej ją wyładować na fejsbukowej grupie eksperckiej pt "jak zebrać konia w 5 minut". Ot takie moje luźne przemyślenia na podstawie obserwacji.
Rudzik na szczęście nie miałam w sobie tyle odwagi i samozaparcia, by jako 15-letnie dziecko wpaść  na pomysł, że sama kupię sobie konia 😉 Zresztą, moja mama na pewno by mnie od tego pomysłu odwiodła 😉 Właśnie z tego powodu, że u nas jeździectwo jest prawie rodzinne i moja mama miała pojęcie ile problemów i wydatków niesie posiadanie własnego.
Jeśli rodzice chcą kupić dziecku konia i stawiają go w pensjonacie, mają świadomość ile koń kosztuje i wiedzą, że ich na to stać, to fajnie. Wtedy można rozwijać pasję na własnym koniu, a jak się ma konia w pensjonacie to jeszcze zostaje czas na inne, niekońskie przyjemności.
Natomiast w przypadku kiedy koń ma stać w przydomowej stajence, i to z tego co wyczytałam w tym wątku, samotnie bez innych konie, to ja odradzam.
Wiem,że wątek już trwa i trwa, ale czy była opcja postawienia konia u Pana co ma stajnię blisko i dowiezienie jedzenia od dziadka? Skoro U dziadka miałbyś jedzenie gratis, to może ktoś by Ci dowiózł do konia?
wydaje mi się tak. Nawet jak by nie przywiózł mi dziadek bel siana na zimę to dał by mi połowę zapasów zimowych z 3-4 będę a resztę bym dpkupil ale myślę że napewno by mi dal jestem pewien na 80%.owsa może nie ale siano raczej tak
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się