Koniec z jeździectwem?
Cricetidae, Tobie tak, ale epk, chyba nie, a ja się naprawdę nie chcę kłócić. 🙂 Mogę dyskutować.
epk, spokojnie, nie krzycz. Minęło całe 15 minut odkąd napisałaś pytanie... Nie siedzę cały czas przed komputerem.
Czy siebie lubię - zależy. Raz tak, raz nie. Za jedne cechy się cenię, inne próbuję w sobie zmienić. Czy się zachwycam swoją postawą - zasadniczo mało rzeczy mnie zachwyca. Czy mi się podoba moja postawa - to jak powyżej, zależy, ale generalnie tak. Postępuję w zgodzie ze sobą, ze swoimi wartościami i to mi się podoba.
Cricetidae, co do tego co napisałaś - serio praktycznie nie znam osób, które tylko biadolą i nic nie robią. Tak generalnie NIC i to w każdej dziedzinie życia. Znam trochę osób, które postępują jak Twoja koleżanka w jednym czy dwóch aspektach życiowych i... no mogę tego słuchać. Tak po prostu. Jak pytają o radę to konsekwentnie mówię swoje, poddaję pomysły, itd. Jak mówią bo chcą się wygadać, no dobra, niech tak będzie. Moje zdanie już na ten temat znają i teraz tylko od nich zależy czy wyciągną z tego coś dla siebie. A że gadają... no trudno, taki ich urok.
I znam bardzo dużo osób, które narzekają. Ale robią, ale non stop robią swoje, robią dużo, robią dobrze. Albo robią mniej niż robiłabym ja, ale jednak cały czas coś działają.
Inna sprawa, że naprawdę nie podejmuję się oceniania czy coś dla kogoś jest łatwe czy nie. Dla mnie wyjście na scenę i prowadzenie konferansjerki przed 4,5 tys ludzi jest całkowicie wykonalne. Dla kogoś nie i mogę zrozumieć, że bez względu na racjonalne podejście, po prostu jest to za trudne, za stresujące, itd. Mogę zrozumieć, że ktoś nie chce czegoś robić, bo ta akurat rzecz kompletnie zaburzy jego wartości, czy jego wygodę, czy narazi zdrowie, chociaż mi by to zwisało i powiewało.
A już tym bardziej nie podejmuję się oceniania ludzi tylko po znajomości z pisania w sieci. Chociaż jak mi zależy to prześledzę posty danej osoby z pół roku wstecz, żeby zbudować sobie pełniejszy obraz. Ale to też tylko jakiś wycinek osobowości, jakiś wycinek historii danego człowieka.
Nie krzyczę. Krzyk w necie zazwyczaj podkreśla się dużymi literami i wykrzyknikami. Wyróżniłam moje pytanie ponieważ zdążyłaś w tym czasie napisać dużą odpowiedź a na moje pytanie nie odpowiedziałaś - uznałam, że je przeoczyłaś.
Do kłótni mi daleko - nie wkładaj w moje zdania czegoś, czego nie ma.
"Zasadniczo mało rzeczy cię zachwyca" - hmm, ciekawe stwierdzenie. Serio. Może tu tkwi przyczyna. Ja mam wrażenie, że żeby się faktycznie z życia cieszyć to musimy w sobie uruchomić całą gamę uczuć - zachwyt też. Nawet nad samą sobą. A może głównie. 🙂
Widzisz, ja tam wcale nie zamierzam ukrywać że lubię samą siebie jako człowieka - po prostu lubię. I uważam, że żeby się zachwycać innymi ludźmi i ich kochać to przede wszystkim należy się zachwycać i kochać samego siebie 🙂. Tylko czasem tego się trzeba nauczyć.
A ja znam, znam ludzi, którzy każdą rzecz, nawet pozytywną przekładają na to, że zaraz na bank będzie gorzej, bo lepiej to już było.
I tak bawi mnie jak widzę dwie osoby - każda z nich w takiej samej praktycznie sytuacji (finansowej, rodzinnej). Każda ma konia. Jedna wstaje o 5 żeby przed pracą jednak pojeździć i w weekendy bierze męża, rower dla męża i jedzie spędzić czas z koniem. A druga narzeka, że ona nie ma kiedy jeździć, że zakończyła karierę jeździecką, że się już nie rozwinie. A od miesiąca nie odpaliła samochodu żeby skoczyć do konia do stajni. Za to świetnie zna zakończenie ostatniego odcinka nowego serialu. Jedna na serio nie ma już na nic czas - w domu sprząta o 22 i tylko czasami, druga tylko marudzi i płacze, że świat się skończył dla niej razem z końmi.
I jeszcze raz, wyraźnie: Nie oceniam czy coś jest dla kogoś łatwe czy nie! Oceniam jego podejście do problemu i chęć pokonania go. To jest zupełnie coś innego.
Ascaia, jak dla mnie za dużo 'rozkminiasz', nie jestem w stanie się ustosunkować do tego co piszesz, za dużo dla mnie tego wszystkiego 😉
Każdy z nas ocenia czy tego chce czy nie - czy to ludzi z sieci, czy ludzi dookoła. Nawet Ty teraz oceniłaś nas 😉
Ja się po prostu zgadzam z epk,, więc z mojej strony nie dodam więcej nowego.
Duży offtop się zrobił 😉
Oj bo ja bardzo lubię myśleć, duuuuużo myśleć. 😉 I ludzi też lubię i rozmawiać lubię. Dlatego tak mi zawsze dużo tekstu wychodzi. 😉
Oceniłam Was? Eeee, nie. Oceniłam te wypowiedzi. Nie was. Kończymy tę rozmowę i dla mnie jest "między nami" ok.
Mnie chodzilo o to, o co Cricetidae. Natomiast! Kocham ludzi. Mam wspanialych wokol siebie i o nich dbam. A oni o mnie. Mam dzieki nim cudowne wspomienia i duzo sie nauczylam. Ale to wynika tez z tego, ze kiedys wpuscilam ich do swojego zycia. Sa tez tacy z ktorymi zamienie 'co tam' i ide dalej, bo wiem, ze nie sa fajni, czy wlasnie widza tylko zle strony. Moj wybor, wiem ze dobry.
Ktos mi powiedział ze w zyciu ma sie albo wymowki, albo wyniki. I widze, ze to sie sprawdza.
A ja znam, znam ludzi, którzy każdą rzecz, nawet pozytywną przekładają na to, że zaraz na bank będzie gorzej, bo lepiej to już było.
I tak bawi mnie jak widzę dwie osoby - każda z nich w takiej samej praktycznie sytuacji (finansowej, rodzinnej). Każda ma konia. Jedna wstaje o 5 żeby przed pracą jednak pojeździć i w weekendy bierze męża, rower dla męża i jedzie spędzić czas z koniem. A druga narzeka, że ona nie ma kiedy jeździć, że zakończyła karierę jeździecką, że się już nie rozwinie. A od miesiąca nie odpaliła samochodu żeby skoczyć do konia do stajni. Za to świetnie zna zakończenie ostatniego odcinka nowego serialu. Jedna na serio nie ma już na nic czas - w domu sprząta o 22 i tylko czasami, druga tylko marudzi i płacze, że świat się skończył dla niej razem z końmi.
Ciekawe spostrzeżenie. Dało mi dużo do myślenia. Ja całe życie byłam taką osobą którzy każdą rzecz, nawet pozytywną przekładają na to, że zaraz na bank będzie gorzej, bo lepiej to już było.
W skrajnych momentach nawet tego 'lepiej' nie zauwazałam. Po zamknieciu klubu w którym trenowałam i drugiej stajni z którą byłam bardziej emocjonalnie związana, zamiast wziac sie w garsc to dobre 2-3 lata to rozpamiętywałam. I zawsze ale to zawsze trawa była bardziej zielona gdzie indziej. Nawet jak kupiłam konia to zawsze było coś nie tak. Teraz juz dwa razy zastanowiłabym się mówiac ze nie chce mi sie wsiadać. W pewnym momencie po kupnie konia przeleciała mi nawet myśl przez głowe 'o nie teraz bede musiala przez cale zycie zap**przac dużo bardziej niz gdybym nie miała konia. Nie bedzie miejsca ani na bezrobocie ani na użalanie sie'. To chore. Moze ta kontuzja była MI potrzeba (bo jemu na pewno nie 😤 ) żeby uświadomoć sobie ile to wszystko dla mnie znaczy. Ide do pracy z ochotą a nie za kare. Jestem dużo bardziej pozytywną osobą. Mimo ze zostałam goła i wesoła z niepełnosprawnym koniem (ale wszystko całe szczescie zmierza ku dobremu 😅 )
Też kiedyś narzekałam, to na szkołę, to na coś innego, to na to, że Chorał miał wiele swoich ograniczeń. Teraz, kiedy już definitywnie nigdy na niego więcej nie wsiądę... zaczęłam być szczęśliwa. Bo życie stopniowo odbierało nam możliwość pracy- to bez galopu, to delikatny stępo-kłus, to sam spacerek stępem aż do żadnej pracy w ogóle. Sprzedaję siodło i cieszę się, że mój koń żyje, wciąż jest i będę się nim zajmować tak długo, jak jeszcze zostało nam czasu.
I nauczyłam się w końcu doceniać, bo nie mogę już więcej stracić.
Po prostu kolejnej szansy na to już nie będzie- któregoś dnia Chorała już nie będzie.
I każdy dzień stał się ważny, a czyszczenie i szczotkowanie urosło do rangi rytuału. Magia codziennych małych czynności.
Bardzo Wam wszystkim tego życzę. Żebyście umieli doceniać to co robicie, czas który możecie spędzać wraz z końmi. (Oczywiście życzę Wam samych zdrowych i silnych koni :kwiatek🙂.
Nikt z postawy "szklanka zawsze pusta (kto by tam zauważał chociaż połowę pustej...)" nie odnajdzie w sobie z dnia na dzień "szklanki do połowy pełnej". Ale to da się w sobie wypracować, a czasami życie uczy nas tego samoistnie. Ile można być masochistą emocjonalnym wobec samego siebie? ... Ciesząc się z małych rzeczy jest po prostu łatwiej.
madmaddie "w życiu ma się albo wymówki, albo wyniki" od dziś moim nowym mottem!
Ja tak jeszcze odnośnie tej dyskusji pomyślałam sobie, że w sumie kiedyś byłam bardzo wesołą dziewczyną, śmiałą, widzącą przyszłość w kolorowych barwach i zawsze widzącą pozytywy.. Teraz widzę minusy nawet bardzo pozytywnych sytuacji, marudzę a śmieję się raz na ruski rok. Tak mi się charakter zmienił w kilka lat? W sumie może się zmienił, a może wyszło na wierzch to jaka po prostu zawsze byłam, sama nie wiem, ale jak czytam niektóre wypowiedzi to mam wrażenie, że niektórzy na forum widzieliby tylko tych zaradnych i pogodnych. I trochę mi wtedy przykro, bo nie umiem od tak zmienić nastawienia do życia, choć intensywnie nad tym pracuję. Z drugiej strony są i tacy co widzieli by tylko tych, którzy nie afirmują życia. Fajnie jakby jedni i drudzy dali sobie żyć 🙂
A apropos tematu - właśnie robiłam porządek w zdjęciach i znalazłam zdjęcia ze spaceru po lesie na mojej kobyłce sprzed jakiegoś roku. Brakuje mi jazdy na niej i dopiero do mnie dotarło, że więcej takich zdjęć już nie będzie. Jednak swój koń, którego się zna od dzieciństwa to co innego, niż jazda na cudzych ogonach. (No i nie wiem jak tu miałabym widzieć pozytywne strony faktu, że 15 letni koń ma przymusową emeryturę 😎 ).
Nie ma pozytywnych stron...ale..nie masz raka, ludzie cię lubią, możesz jeździć na koniach, masz talent do tego, masz faceta który cię kocha, jesteś lepsza w struganiu niż niejeden kowal, masz kochaną przyjaciółkę lub wymień sobie cokolwiek innego co chcesz i co cie cieszy. I zamiast zamartwiać się czymś na co NIE masz wpływu ( nie wyleczysz konia) myśl o tym, jak masz zarąbiście w innych dziedzinach i jaką jesteś szczęściarą, zdolniachą.
Ja w sumie przeżyłam z nią wiele chwil na nic nie robieniu i lubiłam je, boli to że teraz mam czas, mam możliwosć dojazdów do niej i z pracy nici. Ale jest w tym jakiś plus - mogę wreszcie odetchnąć i zamiast się ciągle martwić czy leczyć i jak, i czy koń nie zareaguje paniką na kolejnego weta (nie jest z tych lubiących doktorów). Odszedł duży stres, pewnie szybko się z tym pogodzę, że nie będe z nią już pracować, dobrze że mam inne konie na co dzień i nie oznacza to właśnie tytułowego końca z jeździectwem. Ale póki co jest jednak trochę smutno.
W zeszłą sobotę sprzedałam sprzęt.... zostawiłam sobie jedynie sztyblety. Doszłam do wniosku, że jak kiedyś będzie mnie stać na jeździectwo, to i na nowy sprzęt też. Wierzę, że kiedyś wrócę, ale teraz tak czuję... co ja bym dała by wsiąść i pojechać w teren......
Mam dokładnie to samo, tyle, że jestem w trakcie. I jednocześnie cieszę się z każdej oferty kupna, jak jest mi smutno, jakbym zdradzała samą siebie. Ale po co to ma leżeć, chyba tylko po to, żebym się oszukiwała, że nic się nie zmieniło. A zmieniło się i już nigdy nie będzie jak dawniej. 😕
Wszyscy mówią- nie sprzedawaj, przyda Ci się kiedyś.
Ale właśnie. Kiedy? Za 20 lat? Jak będzie mnie stać, kupię nowy. Ale... szczerze czuję, że to koniec mojej przygody z końmi. Póki Choralki żyje- zajmuję się nim, dzielę na niego czas pomiędzy zajęciami i nauką, ale wiem, że moje życie teraz musi skupić się na zupełnie innym kierunku niż realizacje marzeń. W jeździectwie oprócz pieniędzy wysoką cenę ma także czas, jaki na nie poświęcamy. Bywa, że i jego nie ma. A bardziej nie ma już też chęci (jazdy na innych koniach niż swój)...
Nie urażając nikogo oczywiście niechętnie dołączam do tego wątku jednak poszukuję odrobiny zrozumienia lub pocieszenia. Niestety chyba czas zacząć przyzwyczajać się do nowej sytuacji - końca może nie z końmi ale na pewno z jeździectwem. Moja kobyłka zachorowała, właściwie nie może być już normalnie użytkowana a ja ze strachu o jej zdrowie jestem w stanie zrezygnować z jej grzbietu praktycznie całkowicie, poza oklepowym spacerem. Niedawno kupiłam drugie siodło. Jestem typem końskiego zbieracza. Ponad 20 czapraków i mnóstwo innego sprzętu. Ciągle przeglądam nowe czapraki ale jednak decyduje się na witaminy. Być może miałabym możliwość wydzierżawienia jakiegoś konia ale tak naprawdę po co? Straciłam ambicje, chęci, pozbyłam się marzeń. Nie mam czasu na dwa konie a przyjemność sprawia mi czyszczenie kobyłki, siedzenie z nią na pastwisku. Staram się to robić jak najczęściej, jednak dużo warty sprzęt leży i się kurzy...
Póki jest nadzieja, zostaw. A jeśli nie ma, poczekaj pół roku, rok. A potem sprzedaj. Pozwól zadecydować sobie pod wpływem upływu czasu- wtedy decyzja będzie dobra, zdystansowana.
ale wiem, że moje życie teraz musi skupić się na zupełnie innym kierunku niż realizacje marzeń.
Tego zupełnie nie ogarniam. Nie ogarniam i już. To na huk takie życie? Tzn. pojmuję, że różnie się układa i realizację marzeń często gęsto wypada odkładać w czasie. Ale DĄŻYĆ w zupełnie innym KIERUNKU niż marzenia??? Chyba nigdy nie zrozumiem.
Czasem trzeba realnie ocenić, czy nasze możliwości idą w parze z oczekiwaniami. Nie zawsze stać nas na wszystko- i tak emocjonalnie i intelektualnie. 🙁
A porywanie się na zupełnie nieprzyszłościowe marzenia, by zaspokoić głód duszy- nie wiem. Jakoś trzeba żyć, pomiędzy tym wszystkim, znaleźć równowagę.
Naturalsi, masz ledwo 20 lat i już rezygnujesz z siebie i wiesz, że nigdy nie osiagniesz zamierzonych celów?
Ja mam 28 i też trochę nie wiem co dalej z tym wszystkim robić 🙂 Bulę co miesiąc średnio 1500zł na konia, a jeżdżę raz w tygodniu, jak dobrze pójdzie. I teraz nie wiem - postawić go "pod domem" i bulić jeszcze 500 zł więcej, ale jeździć, czy postawić w tańszej stajni, ale już w ogóle nie jeździć. Na łąki nie mam serca go zimą wysłać, bałabym się. No i mam taki oto piękny dylemat.
Nie mam konkretnego celu, to wszystko stało mi się obojętne. Będzie co ma być. Ot, skończyć studia, załapać się gdzieś w jakiejś pracy. Zdecydowanie jednak lepiej żyć z minuty na minutę i nie myśleć o przyszłości. Robi nam się chyba 🚫
Naturalsi, powiedzmy że rozumiem brak chęci, ale ciężko mi sobie wyobrazić ZUPEŁNY brak czas u tak młodej osoby jak Ty 😉
A skoro wszystko jest Ci i obojętne to w takim razie nie rozumiem tego moje życie teraz musi skupić się na zupełnie innym kierunku niż realizacje marzeń? Czyli jaki kierunek obierasz 🙂?
Studia. Te, na które byłam się w stanie dostać. Praca z nimi związana, w tym roku intensywna nauka, w drugim jak najwięcej praktyk i wolontariatów. Skoro panuje powszechne przekonanie, że to fabryka bezrobocia to muszę zrobić coś, by się wybić. A mrzonki o jeździectwie... nie można mieć w życiu wszystkiego. Czas spędzany w stajni jest moim czasem dla Chorała, niby koń emeryt a potrzebuje dużo uwagi.
I ani to nie jest moje marzenie- ten kierunek, ani szczególne preferencje. Ot, pomysł, wypadkowa możliwości i doświadczeń. Coś trzeba w życiu robić.
Naturalsi, powiem Ci tak, jak się chce szukać wymówek to się znajdzie 🙂 Studiuję kierunek, który pochłania masę czasu, w tym semestrze musiałam kombinować jak koń pod górę, żeby chociaż raz w tygodniu wsiadać na konia, bo codziennie kończę po 18 (i do tego pracuję i chodzę na praktyki i mam chłopaka i chcę też czasem zobaczyć znajomych), ale uznałam, że w przyszłości lepiej nie będzie ani z czasem ani z finansami i trzeba korzystać z tego, co jest. Studia to naprawdę najlepszy czas na pasję, zabawę, hobby! Moim zdaniem ostatni taki 'beztroski' czas w życiu wielu młodych osób. Ja od początku studiów jeżdżę przynajmniej 2x w tygodniu, teraz niestety został mi tylko raz, ale nie wiem jak długo będę miała szansę jeździć konno, więc cieszę się i z tego razu. Tylko, że ja jeżdżę rekreacyjnie, cieszę się z tego co mam i nie mam ambicji sportowych.
Nie można mieć w życiu wszystkiego? Może i nie, ale warto dążyć do tego, żeby życie nie było tylko falą pracy i zachrzaniania na lepsze 'jutro' bo jak lepsze jutro nie nadejdzie (oby nie) to będzie żałoba, że się nie wykorzystało szansy, kiedy była. Pewne rzeczy trzeba umieć wypośrodkować.
Ale w stajni jednak jesteś, więc tak do końca tego jeździectwa nie rzuciłaś?
Jestem w stajni, staram się przynajmniej dwa razy w tygodniu. Wyczyścić Chorała, postać z nim, pomasować go, wetrzeć maści, sprawdzić czy wszystko gra, pobyć obok niego.
No to wcale nie koniec z końmi 😉
Ja mam 28 i też trochę nie wiem co dalej z tym wszystkim robić 🙂 Bulę co miesiąc średnio 1500zł na konia, a jeżdżę raz w tygodniu, jak dobrze pójdzie. I teraz nie wiem - postawić go "pod domem" i bulić jeszcze 500 zł więcej, ale jeździć, czy postawić w tańszej stajni, ale już w ogóle nie jeździć. Na łąki nie mam serca go zimą wysłać, bałabym się. No i mam taki oto piękny dylemat.
chyba wolałabym płacić więcej ale korzystać z tego za co płacę 😉 bo teraz... nie korzystasz i płacisz za nic 😉 z drugiej strony łąki - trochę bez sensu, jeśli MOŻESZ a nie MUSISZ. Bo też będziesz płacić (mniej, ale jednak płacić) i też nie korzystać 😉 jeśli finanse nie są problemem - przestawiłabym go "pod dom". skoro to rozważasz to oznacza, że jak zabulisz 500 zł więcej to nie będziesz jeść tynku i dasz radę 😉
Więc kompletnie nie widzę tu dylematu 🙂
Isabelle, nie jest tak, że te mi te 500zł nie robi zupełnie różnicy - właśnie robi, więc się zastanawiam czy całe to jeżdżenie jest tego warte :/ Z drugiej strony jest tak jak piszesz - płacę teraz niemałe pieniądze, a konia widzę od wielkiego dzwona. Z jeszcze trzeciej strony, tak sobie myślę, że kiedy jeździć jak nie teraz - już rozpostarłam sobie przed oczami katastrofalną wizję, że zaraz będę rodzić dzieci, potem siedzieć w domu w pieluchach i smoczkach, a potem koń się zestarzeje i tyle go widzieli 😁 Wiem wiem, za bardzo wybiegam w przyszłość 😉 Muszę sobie to wszystko dobrze przemyśleć i ustalić priorytety, bo to ich kwestia przede wszystkim. Coś na pewno muszę postanowić, bo już mnie deprecha dopada i stan obecny nie może dłużej trwać.
Ja z jeździectwem póki co się rozstaję. Niestety w dużej mierze z powodu charakteru mojego konia (ale również finansowych i czasowych) i tu jest problem co z nim dalej zrobić... kupca to ja na niego raczej nie znajdę (po kontuzjach, z niskimi umiejętnościami i ciężkim charakterem no chyba, że trafiłby się jakiś pasjonat układania trudnych koni). Dzierżawa była ale się skończyła, do rekreacji się nie nadaje. No chyba tylko łąki... ale ceny też nie wyglądają najlepiej. A przecież w stajni pod Warszawą tak stać i nic nie robić nie może. I masz babo placek.
Dzionka, przynajmniej wiesz po co pracujesz 😉 żeby na te głupie konie wydawać 😁
ja zawsze sobie tłumaczę, że koń jest tańszy niż psychiatra, a macierzyństwo odbiera te 12 miesięcy...Dzion jest w formie, korzystaj...
btw - nadal jeździsz z P?