Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Hipoterapia nie byłaby moim głównym zajęciem. Właśnie takie dorabianie sobie, chociażby na początek.
Dobrze by było mieć etat w szpitalu a po pracy zajmować się właśnie np rehabilitacją dzieci. Słyszałam, że szczególnie w przypadku noworodków brakuje specjalistów. Wiadomo, że najpierw trzeba zainwestować w kursy, ale w życiu zawsze tak jest, że trzeba coś od siebie dać, żeby się to kiedyś powoli zwróciło...
Jedno się układa - drugie się wali.
I tak na zmianę, aż zawali się coś takiego, że się człowiekowi wszystkiego odechciewa 🙁
kujka   new better life mode: on
06 lipca 2014 18:50
Naturalsi, to ja Ci napisze moja historie. Tak skrotowo, bez wdawania sie we wszystkie szczegoly.
Mature zdalam beznadziejnie (szczegolnie polski rozszerzony, choc kilka moich tekstow ukazalo sie w Duzym Formacie GW jak bylam w 2-3 klasie LO).  Czarna rozpacz, dno i niewiele pomyslow na przyszlosc. Z mojej wymarzona judaistyka moglam sie pozegnac. Przegladalam dostepne kierunki na UW i znalazlam Kulturoznawstwo Azji i Afryki na (wtedy jeszcze)Instytucie Orientalistycznym. Poczytalam, zajaralam sie i kliknelam. To byl moj drugi wybor, bo moglam jeszcze isc na polon 😉

Ostatecznie trafilam na orientalistyke. To byly najlepsze lata mojego zycia! Poznalam cudownych ludzi, mialam wspanialych wykladowcow. Praktyki sama sobie wymyslilam i dzieki temu doswiadczeniu nawiazalam kontakt z organizacja w ktorej dzis pracuje. I mam najlepsza na swiecie, cudowna prace. Wykorzystuje wiedze zdobyta na studiach, a to co robie nie przyczynia sie do tego, zeby jakis Riczi Ricz mial coraz grubszy portfel, tylko do tego, zeby czyjes zycie zmienialo sie na lepsze, zeby komus realnie pomagac. I moja praca jest moja pasja, wlasciwie porownywalna z konmi. A dzieki tejze pracy stac mnie na konia, na treningi, na wyjazdy na wakacje. Na bycie middle class powiedzmy 🙂
Mature zawalilam jakies 7-8 lat temu i dzis jestem zadowolonym ze swojego zycia czlowiekiem. Byc moze, gdyby nie to... WSZYSTKO byloby zupelnie inaczej!

/taka errata, bo moze Ci sie przyda, bo pokazuje ze nie zawsze mialam szczescie i wybieralam dobrze: po licencjacie poszlam na inne studia (mgr), bo stwierdzilam, ze Orientalistyka zle wyglada w CV. po semstrze zrezygnowalam, bo bylo beznadziejnie (w porownaniu do poprzedniego kierunku szczegolnie). poszlam na kolejna mgr, znow - bo bedzie konkretniejszy zawod, uprawnienia... do tego rozpoczelam rownolegle przygode z arabistyka, na ktorej bardzo mi zalezalo..... no i dostalam prace, ktora w CV jakie chcialam miec wygladala lepiej niz te studia 😉 wiec rzucilam wszystko i poszlam pracowac. Zwiazalam sie w miedzyczasie blizej z organizacja w ktorej teraz pracuje, a we wrzesniu nastepnego roku dostalam w niej prace 🙂
skonczylam wlasnie zaoczna magisterke, ktora miala byc latwa, ale dawac papier i pasowac do mojego aktualnego CV. zostala mi praca do napisania. nigdy wiecej studiow!!/



Takze rada od spontan_kujki: znajdz cos, co Cie interesuje (i w czym masz szanse byc naprawde dobra) i brnij w te strone. Jesli nie beda to alkohol, dragi, lub przygodny seks, to masz szanse! Tylko nie czekaj, az one Ciebie znajda - Ty szukaj! Takie mamy czasy, ze trzeba byc ciagle w ruchu, ciagle czujnym 🙂 I korzystac z okazji (nawet, jesli to oznacza rzucenie po kolei 2 kierunkow studiow :P ). Powodzenia!
Dzięki kujka bardzo  :kwiatek:! Mam nadzieję, że kiedyś będę się cieszyć, że zawaliłam maturę. Na razie to mam etap *umrzyj pod kocem w 4 ścianach swojego pokoju bo taka jesteś beznadziejna*. Mam dni, że nagle odnajduję tysiąc pomysłów jak spełnić się jako fizjoterapeutka a na drugi dzień, tak jak dziś, chodzę i ryczę, że to nie to i wcale tego nie chcę robić, że się nie sprawdzę, nie odnajdę i z głodu zdechnę. To był taki pomysł- koło ratunkowe. Nie jestem przekonana czy tego chcę ale coś muszę robić.

Osoby, które czytały moje teksty były nimi zaskoczone. Ich dojrzałością i wymową. Wszystkie są bardzo pesymistyczne. Spotkałam się z bardzo pozytywnymi opiniami o nich, zarówno od wspomnianego profesora jak i mojej polonistki. Tylko, że dla mnie one zawsze są niewystarczająco dobre.
Sama sobie jestem największym wrogiem.
Porównuję się do moich znajomych, którzy będą na medycynie. Nigdy nie będę tak dobra jak oni.

Chciałabym mieć normalny zawód a pisanie traktować tak jak teraz- jako sposób radzenia sobie z emocjami. Może to wszystko jest głupie i śmieszne, tak jak ja w swoich oczach, ale po maturze przez ten czas napisałam już powieść na 100 str w wordzie (times new roman 12-tką) na 330 tys znaków. Pisanie pozwala mi uciec od własnych myśli, skierować je na inne tory.
Kiedyś w końcu muszę odnaleźć w sobie siłę żeby uporać się ze swoimi wyborami, zacząć je samemu świadomie podejmować...
Przepraszam Was wszystkich za ten post. Mam chyba jeden z gorszych dni.
Historia kujki niesie jednak nadzieję. Widać tak musiało dla Ciebie być (chociaż daleka jestem od wiary w przeznaczenie).
busch   Mad god's blessing.
06 lipca 2014 21:07
Naturalsi, nie dziwię Ci się, że jest Ci ciężko 😉. Takie mamy czasy, że przyszłość jest niepewna i nikt nie jest w stanie dać Ci recepty na dobry start w dorosłe życie 😉. Może nie przywiązuj aż tak dużej wagi do wyboru studiów - to może wydawać się jedną z "ostatecznych decyzji", ale to tylko pozory. Możesz zmienić studia, możesz je rzucić, możesz pracować w zawodzie, albo w zupełnie innej branży 🙂. Jeśli uświadomisz sobie, że ta decyzja nie zaważy na całym twoim życiu, to pewnie będzie Ci łatwiej i mniej klaustrofobicznie 😉
Naturalsi, dawno już minęły czasy, kiedy wybór studiów był jedynym i niezmiennym. Teraz jest zupełnie inaczej. Moja historia akurat nie jest zbyt dobra na pokazanie, że studia jedno, a życie drugie, ale mojego faceta już tak. Skończył prawo na UW, w bólach i mękach. Po drugim roku chciał rezygnować, ale nie miał pomysłu na siebie, w rezultacie docignął do końca, obronił się chyba po 8-9 latach studiowania i..i to by było na tyle. Popracował rok w kancelarii, uznał, że ma to gdzieś i przypadkiem poznał faceta, który szukał zespołu to jednej z dużych firm farmaceutycznych. W tej chwili już go tam nie ma, poszedł do wielkiej korporacji finansowej, spełnia się w zupełnie innej dziedzinie niż prawo. Wszyscy pukali się w głowę, czemu rezygnuje z zawodu, i to taaakiego zawodu. Właściwie ja go pchałam do zmiany. I nasz przyjaciel.
Także wiesz, poukłada się Twoja sytuacja :kwiatek:
Naturalsi, ja też uwaliłam swoją maturę. Zawsze chciałam iść na wetę. Od małego. No i bach, nie udało się. Poszłam na jeden kierunek z którego uciekłam przed sesją i potem maturę poprawiałam. Maturę poprawiłam ale nadal nie miałam takich wyników żeby dostać się na weterynarię. Poszłam na biologię - wszyscy mi mówili, że po tym kierunku mogę być tylko nauczycielem i jest to zły wybór. Tylko, kurczę, kończę teraz 1 stopień i nie mogę zdecydować się na jedną specjalizację, tak dużo rzeczy mnie interesuje.

A "drogą" po biologii jest nie tylko szkoła jak sądzi wiele osób (u mnie z całego roku chyba tylko jedna osoba wybiera się na specjalizację nauczycielską - ale widać, że ta osoba będzie świetnym nauczycielem, ma dar, widać to chociażby po tym jak nam tłumaczy zagadnienia, które dla niektórych osób są trudnejsze). Ja teraz jestem na praktykach w instytucie medycyny doświadczalnej i klinicznej - wiem, że takie laboratorium jest miejscem w którym chciałabym pracować. Nowymi metodami terapii chorób zaczęłam się interesować jak pisałam swój licencjat i bardzo chciałabym to kontynuować.

To co Ci napisała kujka to święta prawda! Szukaj tego, co Cię interesuje i działaj! 😉


A żeby było w temacie. Jestem strasznie zdołowana bo koń znajomej znów się pochorował. Już dwie operacje za nim, wczoraj znów zaczęła się kolka, dziś pojechał do kliniki... A ostatnia operacja była w grudniu i od tego czasu był spokój. Jej drugi koń ma bardzo zaawansowany nowotwór i przerzutami. Dlaczego tak się dzieje? Nie rozumiem i strasznie mnie to dołuje. 🙁
zen to jest najgorsze. Robienie czegoś co zupełnie nas nie ciągnie, wręcz odwrotnie. Obiecałam sobie, że pójdę na jeden semestr fizjoterapii i zrezygnuję, jeśli będę pewna, że to nie to. Ta myśl mnie trochę uspokaja. (No chyba, że nadal nie znajdę powołania, pomysłu, to nie będzie sensu rzucać kierunku).

kotlet widać, że wkręciło Cię pozytywnie to co robisz. To dobrze, bo pewnie byłaś załamana jak drugi raz nie udało Ci się z wetą.
Tym razem to ja pocieszę- u nas w stajni stał konik, który dostał kolkę. Miał być uśpiony, albo do natychmiastowej operacji. I wyszedł z tego! Przeżył operację, chociaż wszyscy go już prawie opłakiwaliśmy. Długo dochodził do siebie, wymagał niesamowitej troski, ale wszystko się udało. Teraz nikt by nie powiedział, że już był w połowie za tęczowym mostem, jak to się mówi. Trzymam kciuki, żeby wszystko było w końcu lepiej.
Bardzo szkoda chorych koni. Chorał też ma guza. W sercu i weterynarz nie potrafiła powiedzieć co to jest. Na razie żyje i ma się dobrze. Nikt nie wie ile jeszcze więc rozpieszczam go jak mogę.
Też nie mogę zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Tyle przeszedł i jeszcze takie coś.
Trzeba wierzyć, że się uda, ułoży. A jeśli nie ma nadziei to choć cieszyć się tymi chwilami jakie zostały.
Choroby zwierząt zawsze są przykre, kocha się je jak członków rodziny.
Naturalsi, a jeśli interesuje Cię fizjoterapia i lubisz zwierzaki to może fizjoterapia dla zwierząt?

Mam znajomą zajmującą się fizjoterapią. Pracuje na etacie w szpitalu, żeby mieć składki, prywatnie żeby mieć kasę i w hospicjum wolontariat - dla ludzi. Nie wiem kiedy ona śpi i się regeneruje, bo nawet jak wpada na weekend na wieś to miejscowi ustawiają się w kolejce.
Mam wrażenie, że w dużych miastach jest gorzej się z tym przebić, bo co krok są gabinety a w nich ludzie po kursach "nauka w weekend". W małym miasteczku jest 2-3 ludzi od tego i opinie o ich umiejętnościach szybko się rozchodzą.
bera7 zoofizjoterapia raczej przyszłościowa jest za granicą. Trudniej o "bezpieczny etat", zostaje już tylko własna działalność. Bałabym się, wolę mieć pewniejszą pracę. Przynajmniej takie pokładam nadzieje w zwykłej fizjoterapii  😁.
Nie mam już pojęcia, jak dożyję to zobaczę jak to mi się poukłada wszystko  😂
Nie wykluczam opcji, że mogę zacząć robić coś zupełnie innego niż studiowałam i się w tym odnajdę i wyżyję z tego. A pasja będzie rekompensować pensję (lub odwrotnie)  😁...
Naturalsi, coś co dziś wydaje się być niszą za kilka lat będzie normą. Jak ja zaczynałam studia to salony fryzjerskie dla psów wydawały się fanaberią z ameryki i tylko miłośnicy kilku ras wiedzieli kto ma maszynkę i potrafi jej użyć. Dziś w każdym małym miasteczku są groomerzy i nikogo to nie dziwi.
A usługi i produkty niszowe są w cenie.
Jako od 5 lat groomer- potwierdzam 😉
W tym roku już za późno na zmianę, zostaje mi tylko ta fizjoterapia. Za rok mogę kombinować z czymś innym dopiero. Mam nadzieję, że to mnie wciągnie bo mieć rok zmarnowany nie z powodu poprawiania matury tylko nieogaru życiowego...  😵
Naturalsi, tylko to by była (o ile się odbędzie) jego 3cia operacja właśnie około kolkowa i druga w przeciągu 8/9 miesięcy... Tu też kwestią są na pewno finanse bo koń w okresie listopad-grudzień spędzył prawie 4 tygodnie w klinice + koszt operacji jak zobaczyłam rachunek to mi się nogi ugięły... Pozostało nam w stajni trzymać tylko kciuki za tego futrzaka.
To bardzo przykre 🙁. Zdaję sobie sprawę z kosztów, na operacje tego konika składaliśmy się całą stajnią. Teraz mamy pod opieką w stowarzyszeniu odebraną interwencyjnie klacz, Cristal, która jest w klinice u Przewoźnego. Zbieramy na nią pieniądze na bazarkach w wydarzeniach na fb. Może to by pomogło uzbierać choć część środków?
Co do Cristal- to mnie dopiero boli, jak koń jest w takim stanie przez cudze bestialstwo!
Jako od 5 lat groomer- potwierdzam 😉


Czyli zoofizjoterapia to dobry kierunek? Właśnie się wybieram, bo w tym roku otworzyli pierwszy w PL taki kierunek na UTP w Bydgoszczy 🙂
madmaddie   Życie to jednak strata jest
07 lipca 2014 20:09
kotlet, kusisz tą biologią  😜 moja niespełniona miłość 😉 pójdę w tym roku jako wolny słuchacz, zobaczę jak to wygląda od środka
suchajka, wg mnie tak. Specjalistów na rynku jeszcze nie ma, więc jest miejsce na rynku do zapełnienia.

Naturalsi, ja bym zrobiła tak: zostałabym na fizjoterapii i jednocześnie doszkalała się literaturą i kursami dla zwierząt. Pies, koń czy człowiek pewne zasady są takie same. Tkanki mięśniowe są tak samo zbudowane, zasady masowania czy działania różnych zabiegów też analogiczne. Anatomię musisz poznać w zależności od tego czy będziesz celować w konie czy w psy, koty to już indywidualnie, ale to nie problem. I szukać swojego miejsca.
Zacząć praktykę od masowania po domach a jak zobaczysz, że masz klientów to inwestować w sprzęt i lokal. Będąc na studiach możesz skorzystać z inkubatorów przedsiębiorczości, to zawsze jakieś ułatwienie http://www.inkubatory.pl/program/
Jak nie wyjdzie to zawsze zostaje Ci fizjoterapia 😉
Gillian   four letter word
07 lipca 2014 21:17
Nie dość, że pożarłam się z chłopem to jeszcze zastałam konia w boksie na trzech nogach. Czwarta opuchnięta jak słup po staw skokowy, gorąca, bolesna, z rany leje się gęsta ropa. Telefoniczna konsultacja że mam to wycisnąć i przemyć - dostałam dwa kopy w bolące kolano, więc trochę teraz utykam. Wet nieosiągalny aż do jutra... 🙁 nie ma takiego przekleństwa, którego mogłabym użyć teraz.
Gillian, Masakra. Trzymaj się. :kwiatek:

Zupełnie przypadkowo kliknięło mi się na ten wątek. Nigdy tu nie wchodzę, mimo że powodów do narzekania mam wiele, ale zupełnie nie umiem i nie chcę się dzielić wirtualnie tym co negatywne. Jakoś tak mam. 🙂

Naturalsi, Powiem Ci, że kilka lat temu jednego z moich koni uratowała fizjoterapeutka ludzka. Skontaktowanie się z nią polecił mi mój wet, który otwarcie przyznał, że nie wie co robić, jego kumpel dr.Golonka też rozłożył ręce (jak już skasował swoje). No i została mi ona, jako ostatnia, dostępna dla mnie finansowo, deska ratunku.
Tak się złożyło, że swojego własnego konia wyleczyła sobie z identycznego urazu, swoim ludzkim sprzętem (krioterapia i laser). Mój koń był pierwszym jej końskim klientem i też się udało, tak jak w przypadku jej własnego.
Z tego co wiem, dalej z powodzeniem pomaga koniom, we współpracy z wetami. 🙂
Jeszcze 15 dni i spokój. Pojadę do domu i odwiedzę grób dziadka. Zdrowie znowu mi płata figle. Trochę mi się nazbierało w ostatnim miesiącu i chyba musze sobie tak po babsku popłakać. Cieszę się,  że mój facet jest przy mnie i zawsze trzeźwiej myśli i mogę w kimś oparcie znaleźć, ale popłakać sobie musze. A było tak pięknie, do pewnego momentu.
Wow, jest nadzieja. Wykształcenie mini-weterynarza i mini-zoofizjoterapeuty już mam, jako że Chorał to jak nie po chorobie, to przed chorobą  😁...
Gillian   four letter word
07 lipca 2014 22:50
Tak sobie przy okazji rozmyślam - co by było gdyby mój koń miał otwarte złamanie albo ciężką kolkę? Jeden wet zapracowany i nie dojedzie. Drugi wyłączył telefon i nara. Szybciej bym chyba dodzwoniła się do myśliwych :/ rozumiem, że wet też człowiek, ma swoje sprawy, ma prawo wyłączyć komórkę, ma prawo być zapracowany, totalnie to ogarniam ale cholera... nie ma gorszego uczucia na świecie niż bezradność 🙁
Gillian, w jednym i w drugim wypadku tylko klinika 😉 Trzymaj się babo, nie marudź. Konia będziesz skakać jeszcze w przyszłym tygodniu, a z chłopem się poukłada.
Gillian   four letter word
07 lipca 2014 23:06
Marudzę, bo normalnie w pewnym momencie to aż mi się słabo zrobiło z tej bezsilności i tak siadłam i kminię - nie mamy weta dyżurnego na tym naszym wypierdzielewie. A wszystko się może zdarzyć 🙁
Nie myśl, bo licho wywołasz. Moim koniom też coś się może stać. Nie myślę o tym.
Ostatnio oglądałam dokument o wcześniakach urodzonych w 23 tc. jak rodzice musieli podejmować decyzje o ratowaniu takich dzieci, intubowanie takich maleństw to istna masakra, cierpienie, a ludzie muszą podejmować decyzje czy ratować, czy odłączyć. Pomijam fakt, że śmiertelność wynosi 90%, z tego tylko w 1% dziecko nie będzie niepełnosprawne. Bliscy umierają....TO JEST bezsilność, a nie jakieś pierdy o koniach i facetach. Strzel sobie drina i idź spać 🙂
Averis   Czarny charakter
07 lipca 2014 23:34
tajnaa, nie ma co umniejszać. Ludzie giną i są ciężko chorzy. To nie znaczy, że nie mogę się chwilowo załamać z powodu kontuzji konia/problemów w pracy.
Jasne, ale zawsze można "pocieszyć się" tym, że niektórzy mają gorzej.
Suchajka rynek czeka na zoofizjoterapeltow , zoodietetykow, akupunkturzystow. A nawet groomerow, mimo że jest ich duzo to słabo wyksztalconych. I  jest miejsce na wyszkolonych i utalentowanych fachowców.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
08 lipca 2014 07:34
Gillian, raz jeden w zyciu dostalam telefon, ze moj kon ma objawy kolki. Sobotnie popoludnie, jakis zjazd/konferencja dla vetow we Wroclawiu. Dzwonie po vetach i kazdy kto odbiera mowi, ze jest na konferencji. Reszta nie odbiera, bo to lato, czas urlopow. Skonczylo sie tym, ze gnajac do stajni obdzwonilam okoliczne zaprzyjaznione i zgarnelam od ludzi Biovetalgin i strzykawki. Dojechalam, podalam standardowa dawke, pooprowadzalam i cale szczescie bylo po sprawie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się